piątek, 18 maja 2012

Bella Muerte


III



[FRANK]

                - Hej, co wiesz o tamtym gościu? – zapytałem jakiegoś napakowanego typka, z którym sobie usiadłem.
Rzecz jasne pytałem o tego dziwnego mężczyznę z mojej celi. Od samego początku można powiedzieć, że mnie… fascynował. Ta jego tajemniczość i mroczna aura były w pewnym sensie pociągające. Szczerze mówiąc, nie zdążyłem mu się dokładnie przyjrzeć. Jedynie tyle co zdążyłem zauważyć to jest to, że ma oczy w pięknym, oliwkowym kolorze. Zdecydowanie najbardziej zapadła mi w pamięć ich głębia. Miał także niesamowicie blada cerę, chociaż myślę, że ten efekt zawdzięcza włosom w kolorze hebanowej czerni. Taki kontrast z pewnością bardziej uwydatnia biel skóry i pogłębia ciemny odcień czupryny. „Brawo, Frank. Ledwo co znasz gościa, a już się w nim zabujałeś.” – zironizowałem sobie w myślach. Przecież on nawet nie wykazał minimalnej chęci nawiązania ze mną czysto przyjacielskich relacji. Wręcz mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że traktował mnie jak intruza, wroga, który panoszy się po jego terytorium. Gdyby tutaj była dżungla i na spacerniaku panowało jej prawo, to pewnie zjadły mnie bez wahania. Po prostu świetnie. Jestem homoseksualistą w więzieniu, gdzie są praktycznie sami mężczyźni. Chyba powinienem się cieszyć. Kiedyś oglądałem filmy dokumentalne o więźniach takich fortecy. W ponad w pięćdziesięciu  byli to geje. Jedni zmienili swoją orientację po paru latach przebywania wśród facetów i bezustannego gapienia się na nich, a inni tacy już po prostu przyszli. Pewnie tutaj także było podobnie. Powinienem być chyba uradowany tym… Więc dlaczego nie jestem? Pewnie powodem jest to, że ciągle w mojej głowie tkwi to, za co tu siedzę. Obrazy z tamtego paskudnego dnia bezustannie przelatują mi przed oczami jak film krótkometrażowy. Myślę poniekąd, że to, co uczyniłem zrekompensowało mi stratę, której doświadczyłem.
- Stary, o nim nikt nic nie wie. To taki człowiek – zagadka – zaczął mi tłumaczyć mięśniak. – Wołają na niego Poison. Chyba idealnie do niego dobrali tą ksywę. Jest toksyczny – zaśmiał się krótko. – Przyciąga uwagę wszystkich dookoła. Nie jestem pewny czy w pełni świadomie. Raczej zdaje sobie z tego sprawę – wyjaśnił mi mężczyzna. – Jednak o jego przeszłości nie jestem w stanie ci powiedzieć absolutnie nic. Jest ona tajemnicą, której Poison strzeże jak pies swojego pana – zacmokał z uznaniem. – Cieszy się tutaj sporym szacunkiem. Niekiedy mam nawet wrażenie, że wie o nas więcej niż myślimy czy zdajemy sobie sprawę – zamyślił się. – Pamiętam jak po raz pierwszy z nim rozmawiałem  - zaczął przyciszonym głosem, chociaż nie było ku temu potrzeby. – Byłem w trakcie mówienie, za co tutaj odsiaduję wyrok. Przez cały czas jak opowiadałem, to on zachowywał się jakby już wiedział wszystko, zanim zacząłem cokolwiek relacjonować. Jakby… - zawiesił się. - … moje klepanie tylko potwierdzało wersję jego wydarzeń. Przez cały czas miał zamyśloną minę. Taką… no wiesz, skupioną, jakby na analizie mojej wypowiedzi – już zdążyłem  zauważyć , że naużywa słowa ‘jakby’.- Krótko mówiąc, respektuj go tak, jak wszyscy inni tutaj to robią – polecił. – Uwierz, że wówczas się szybko tu odnajdziesz i będziesz miał tak jakby dobrze – poklepał mnie przyjaźnie po plecach.
Nie byłem przygotowany na to, że już na początku ktokolwiek będzie do mnie tak przyjaźnie nastawiony. Spodziewałem się mnóstwa pakerów, którzy będą szukać tylko okazji żeby mi naklepać i poznęcać się, bo będą chcieli rozładować jakoś energię, czy nie odruchany testosteron. Ten facet, którego imienia i tak chyba nie znałem, a przynajmniej nie przypominam sobie, aby mi się przedstawiał, pewnie był wyjątkiem. Wszyscy wyglądali tutaj groźnie razem z czarnowłosym Poisonem na czele.
- Dzielę z nim celę – mruknąłem niechętnie.
- Żartujesz? – wykrzyknął entuzjastycznie. – Kurwa szacun, stary – wyszczerzył się.
- Ciekawy jestem, za co odsiaduje wyrok. Znaczy się, wspominał coś, ze chodzą tu jakieś plotki o nim… Powiedz mi coś o nich – starałem się w miarę dyskretnie wyciągać informacje z towarzysza.
- Hehe – zarechotał. – No właśnie. Plotki, nic więcej. Wszystko to jest wyssane z palca. Mogę ci w sumie opowiedzieć parę wersji, ubaw będzie, bo ludzie serio chyba nie mają tutaj co robić – wziął wdech i rozmasował uda. – Chodziła wieść, że napadł na zakon. Ponoć był przebrany za mnicha i zgwałcił sześć zakonnic – wybuchł głośnym śmiechem. – Ale to mówił Joe, który ma przypadłość zwaną rozwielokrotnieniem osobowości, więc wiesz. Nawet twierdził potem, że był jedną z tych świętoszek – popatrzył na mnie znacząco. – Chodziła także pogłoska, że był seryjnym. To chyba w Lizbonie miało być. Kryminalni go przywieźli do Stanów i wszystko skończyło się happy endem w więzieniu. W to też bym raczej nie dowierzał zbytnio – mruknął. – Było jeszcze coś takiego, że on niby…
Nagle mój towarzysz przerwał. Po drugiej stronie spacerniaka rozległ się donośny krzyk jednego ze strażników,
- Dwa tysiące sześćset pięć! Masz nieprzepisowy stój!
Nadwyrężał on swoje struny głowowe, aby zwrócić uwagę nikogo innego jak Poisona. Pobiegłem wraz z innymi więźniami na miejsce zdarzenia, żeby być bliżej tego wszystkiego. Jakimś cudem, a raczej dzięki moim łokciom, przedarłem się na sam przód. Zobaczyłem jak mój współlokator wstaje z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy i patrzy wyzywająco na mundurowego.
- Obawiam się, że jednak masz przywidzenia, strażniku – odparł spokojnie.
Byłem w ciężkim szoku. Co ten wariat wyprawia?! Miałem dosłownie ochotę teraz na niego nakrzyczeć. Przecież mu się za o później solidnie oberwie! Jak w sumie nie teraz. Zacząłem się martwić o tego mężczyznę jak o nikogo innego. Już chciałem iść tam i go odciągnąć na bok, jak najdalej, ale wówczas na mnie spojrzał. Ta jego magnetyzująca zielona toń, która była przepełniona surowością, zawierała jasny przekaz: „Nie mieszaj się w to”. Jednak zauważyłem też, że gdzieś tam, w głębi, martwi się o mnie i nie chce, żebym się w to wszystko pakował, bo sobie jedynie dodatkowo  zaszkodzę. Pokiwałem lekko na znak, że rozumiem i się zgadzam. Chyba tego nie zauważył, bo spojrzał gdzieś za drącego się napastnika. Powędrowałem za jego wzrokiem. Patrzył na  innego strażnika, który nieznacznie kiwnął głową, wręcz niezauważalnie. To był niemy komunikat, który przekazywał treść znaną tylko im. Nikt poza mną raczej tego nie zauważył, bo tylko ja poświęcałem Poisonowi i temu, co robi tyle uwagi.
- Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem? – warknął osobnik stojący przed moim czarnowłosym ideałem.
W tym momencie jakby puściła tama, na która już od dawna napierał nurt wodny o potężnej sile. Strażnik zamachnął się potężnie, żeby uderzyć pałką chłopaka. Ze strachu aż mocno zacisnąłem powieki. Lekko uchyliłem jedna z nich, by oszacować ubytek na zdrowiu mojego kolegi z celi i ewentualny czas przeznaczony na opatrzenie odniesionych obrażeń. Ku memu wielkiemu zdziwieniu i uciesze jednocześnie „2605” zablokował zgrabnie wymierzony w jego osobę cios. Nie spodziewałbym się takiej siły po nim, gdyż postura mężczyzny nie wskazywała na to, że mógłby uchronić się przed atakiem, do którego użyto znacznych zapasów energii. Poison spojrzał wrogo na przeciwnika. Po paru sekundach wręcz idealnej ciszy, wokół mnie zapanowała istna wrzawa. Jeden więzień przekrzykiwał drugiego w kibicowaniu „naszemu”. Czarnowłosy jednym, zwinnym ruchem wyrwał broń strażnikowi. Zdzielił go pałką po nogach i kopnął w brzuch z kolana. W tym momencie do akcji wkroczyło w końcu dwóch pozostałych mundurowych, którzy wcześniej byli jedynie dalekimi obserwatorami i czekali na rozwój wydarzeń. Rzucili się oni na więźnia, a pozostali dwaj, którzy dołączyli po sekundzie do kolegów, zabrali obolałego poszkodowanego, który bądź co bądź sam wszystko zaczął. Wydawało mi się, że mój współlokator szepnął coś do jednego z trzymających go strażników, a ten pokiwał lekko głowa na znak, że się zgadza, albo rozumie. Z jednej strony to raczej było nie do końca realne, a moje myśli dość nierozsądne i wręcz absurdalne, lecz gdy dłużej się nad tym zastanawiałem, zdałem sobie sprawę, że on może być wmanewrowany w jakieś dziwne układy między nim, a władzami tegoż miejsca. Jednak więźniowie i strażnicy nie żyją w zgodzie ze sobą nawzajem. To jest co najmniej zastanawiająca sprawa…
- Rozejść się! – warknął rozjuszony naczelnik, którego widziałem mojego pierwszego dnia pobytu tutaj zaraz po przyjeździe, zanim zostałem odesłany do przydzielonej mi celi.
Niby miły człowiek, ale ma tak niewdzięczną pracę. Sam w sumie ją sobie wybrał. Szkoda mi go. Chociaż słyszałem już zarzuty słane pod moim adresem, że ja to potrafię znaleźć dobro w każdym i, że jestem naiwny, więc może źle oceniam jego i całą tę pieprzenie dziwną sytuację.
- Dwa tysiące trzysta dwa! Do mnie – dodał po chwili.
Zajęło mi chwilkę zaskoczenie i skojarzenie faktów, że to przecież ja jestem tym numerem. Nie rozumiem używania tego typu zarządzania ludźmi. Jakbyśmy nie mogli do siebie po ludzku imionami mówić. Jestem Frank, a nie jakaś pieprzona cyfra!
- Słucham? – zapytałem grzecznie.
- Jak twój współlokator się spisuje?
- Nie wiem za bardzo proszę pana. Chyba dobrze. Mało mówi i nic o nim nie wiem do końca, ale raczej nie jest źle – powiedziałem zgodnie z prawdą.
Naczelnik wydawał mi się naprawdę porządną osobą. Nie winię go za to, gdzie się znalazłem, bo to raczej jest tylko i wyłącznie moja sprawka.
- Uważaj na niego – ostrzegł. – Nie mówię, że on ci coś zrobi, chociaż jak się zirytuje, to jest niebezpieczny. Chcę ci tylko powiedzieć, że musisz nauczyć się chować przed nim swoją dusze – widząc mój nic nierozumiejący wyraz twarzy kontynuował. – To jest taki typ człowieka, że widzi to, czego nie ma lub trudno dostrzec. Pozna ciebie lepiej zanim sam dotrzesz do pewnych rzeczy. Jemu wystarczy przelotne spojrzenie w twoje oczy i już wie wszystko, co dotyczy twojej osoby. Pańska przeszłość czy uczucia, nawet te najgłębiej skrywane, nigdy już nie będą dla tego mężczyzny tajemnicą. Zostaniesz z tego wszystkiego obnażony, Iero, on obnaży ciebie ze wszystkiego, co posiadasz w sercu i co skrywasz głęboko w duszy. Nie podzieli się tym z tobą, a wykorzysta przeciw  w najmniej oczekiwanym momencie, jeżeli mu zawadzisz albo zaszkodzisz.
- Dlaczego pan mi to mówi? – zapytałem szczerze zdziwiony, z lekka przerażony  i jednocześnie zafascynowany tymi słowami.
- Ja cię jedynie ostrzegam – zaznaczył unosząc wysoko palca wskazującego. – To jest wytrawny gracz jak ich mało. Mnie ogołocił w emocjonalnym sensie. Wie o mnie wszystko, a wystarczyło mu do tego posłanie mi zmęczonego i znudzonego po części spojrzenia – zaśmiał się, przyrzekłbym wręcz, że z  czułością i lekką nutką goryczy. – Jest to rzecz, ze względu na którą go szanuję, chociaż jego przeszłość i historia są trudne. Nie licz na to, że ci powiem  na ten temat cokolwiek – zastrzegł mnie, gdy ujrzał pytanie cisnące mi się na usta. – On rozpozna człowieka godnego zaufania. Jeżeli taki jesteś, Frank, to ci zaufa. A, i nie udawaj, bo to nie będzie miało najmniejszego sensu.
- Rozumiem – pokiwałem głową z zaangażowaniem.
- Eh, idę się teraz rozprawić z tym łobuziakiem – westchnął z lekkim uśmiechem, błądzącym w kącikach jego ust. – Ta rozmowa ma zostać tylko i wyłącznie między nami. Pamiętaj, że kraty mają uszy, a wszytko dookoła oczy. Miej się na baczności, Frank. Nie jesteś złym chłopakiem i szkoda by było ciebie zmarnować.
Powiedziawszy to, odszedł w bliżej nieznane mi miejsce.

***

             Siedziałem samotnie w celi i rozmyślałem. Chyba będzie to teraz jedyne, co będę robić w wolnych chwilach. Do czarnowłosego, to mówić jak do ściany, albo gorzej. Poison zajmował stale moją głowę. Nie wiedziałem, co się z nim dzieje, a martwiłem się w naprawdę znacznym stopniu. Teraz mogli go karać torturami za popełnione wykroczenie, albo władować do karceru, jeżeli takowy mają, i nie będę miał do kogo buzi otworzyć przez miesiąc. Pewnie przytachają go tutaj, o ile przytachają, obitego i ledwo co przytomnego, a ja będę ubolewał nad tym jak wygląda jego na wpół martwe ciało. W mojej głowie rodziły się najczarniejsze wizje. Nagle po całym naszym bloku rozległ się głośny brzęk metalu. Więźniowie walili wszystkim, co mieli pod ręką w kraty, dodając do tego swoje dzikie wrzaski. Zwyciężyła we mnie wrodzona ciekawość, więc wychyliłem się, by znaleźć przyczynę tegoż zamieszania. Z oddali nadchodził mój kolega z celi w asyście strażnika więziennego. Był cały i zdrowy! A ja się zamartwiałem jakby to moja matka walczyła o życie w szpitalu po ciężkiej i bardzo skomplikowanej operacji serca. Nie było im chyba nawet spieszno, gdyż wlekli się w żółwim tempie. Przynajmniej w moim odczuciu tak było, a ono mogło być mylne. Gdy stanęli przed celą, strażnik powiedział :
- Zaraz ktoś cię wpuści.
Po tych słowach odszedł. Niepewnie spojrzałem na Poisona. Napotkałem jego natarczywy wzrok. Wpatrywał się we mnie intensywnie, wręcz nachalnie. Zarejestrowałem, że nic poważnego mu się nie stało. W sumie to nic mu się nie stało.
- Dlaczego… - chciałem o coś zapytać, ale przerwało mi pojawienie się jednego z mundurowych.
- Dwa tysiące sześćset pięć… Znowu się spotykamy.
Nie wiem czy ten strażnik się na niego uwziął, bo to był ten ze spacerniaka, czy Poison po prostu przyciągał do siebie kłopoty jak magnes szpilki. Wyglądał i zachowywał się jakby miał z więźniem jakieś osobiste porachunki.
- Jak widać – mruknął z niesmakiem mężczyzna na przeciw mnie.
- Nie zaczynaj znowu – szepnąłem do chłopaka, ale na tyle donośnie, iż zostało to usłyszane przez stróża.
- Masz coś do powiedzenia, mały? – zapytał z sarkazmem.
- Ohoho. Wszystko, tylko nie mały – warknąłem.
Nienawidziłem, jak ktoś w tak bezczelny sposób czepia się do mojego wzrostu. Zawdzięczałem to takim genom i nie jest moją winą, że nie mierze tyle ile koszykarz, tylko tyle ile nastolatka w gimnazjum. Do zahamowania wydzielania hormonów wzrostu przyczyniły się również po części papierosy. Nikotyny brakuje mi tutaj strasznie. Może to jednak odpowiedni czas na wyzbycie się nałogu?
- Tak się wyrywasz, że może dołączysz do nas, na tej stronie krat? Ale na razie… - mruknął.
Wziął potężny zamach i z całej siły walnął głową Poisona o kraty. Chłopak, tak samo jak i ja, chyba się tego całkowicie nie spodziewał. Aż pisnąłem z przerażenia. To było silniejsze ode mnie i zląkłem się nie na żarty. Z łuku brwiowego mojego współlokatora obficie sączyła się krew. Spływała gęstą, ciemną stróżką po policzku i kropelkami zlatywała na pomarańczowy kombinezon i biały t- shirt. Poszkodowany powoli podniósł się do pionu wspomagając się kratami, gdyż poprzednio okupował posadzkę.
- Co dwa tysiące sześćset pięć, już nie jest ci do śmiechu? – zakpił wartownik.
- Mów mi Pioson, suko – warknął chłopak wycierając rękawem zakrwawioną twarz.
Przypłacił za to porządnym kopniakiem w brzuch i ponownie znalazł się na podłodze. Nie wiedziałem, co robić. Tyle myśli kotłowało się naraz w mojej głowie. Stałem po środku celi jak słup soli i patrzyłem na twarz czarnowłosego wykrzywioną w grymasie spowodowanym bólem. Krew szybko przepływała przez moje serce i głowa mi pulsowała, że nie zarejestrowałem kiedy mężczyzna kopnął strażnika w piszczel, aż tamten się lekko zachwiał. Te sekundy miały znaczący wpływ na przebieg pojedynku. Poison szybko wykorzystał przewagę. Jednym, zwinnym ruchem znalazł się za swoim napastnikiem i zagiął jego ramię do tyłu przyciskając jednocześnie całym tułowiem do krat. Zbliżył własne usta do ucha mundurowego i wyszeptał głosem przesiąkniętym grozą:
-  Jeszcze raz mi wejdziesz w drogę skurwysynu, a inaczej pogadamy. Nie będziesz miał tutaj życia, wiec pakuj swoje manatki i spieprzaj do mamusi – na podkreślenie swoich słów, mocniej przyparł go do stalowych drzwi. -  Jedna kąśliwa uwaga pokierowana do Franka, a skopię ci dupę gnoju.
- Poison, spokój! – rozległy się krzyki pozostałych wartowników, którzy biegli w stronę zajścia.
Jeden z nich płynnym ruchem wbił strzykawkę w udo mojego kolegi i wpuścił tym samym jakąś fioletową substancję w jego krwioobieg. Nagle jakby więzień stracił siły i opadł w dół z nagłego osłabienia. Wciągnąłem głośno powietrze z przerażenia. Uwolniony facet posłał mi jedynie wyniosłe spojrzenie i kopnął z całej siły i tak już bezwładne ciało czarnowłosego. To się wykazał odwagą!
- Agresywny jest – powiedział do współpracowników rozcierając nadgarstki.
-  Nie upoważnia to ciebie to kopania leżącego, Higgins – warknął w odpowiedzi wyższy z nich. – Teraz się módl o przeżycie. Zaatakowanie tego chłopaka równa się z tym, że będziesz szykanowany przez innych, debilu. Wynoś się stad póki jeszcze powłóczysz nogami, bo zapewniam ciebie, że to długo już w obecnej sytuacji nie potrwa. To nie jest miejsce dla ciebie – powiedział donośnie rozglądając się dookoła po celach. – Oni mają swoje sposoby – szepnął. – Nawet nie wiesz kiedy zajdzie cię od tyłu i wbije nóż w plecy lub skręci ci kark… Nie ma nic do stracenia skoro i tak odsiadują dożywocie.
Kończąc swoją naganę połączoną z głębokimi i zarazem strasznymi przemyśleniami, zarzucił sobie Poisona na plecy i udał się z nim w kierunku, z którego przyszli. Ja natomiast byłem wciąż w szoku. Wszystko wskazywało na to, że nie mogę być pewny tego, ile czasu jeszcze będę żył. Tu jest strasznie. Miałem ochotę się rozpłakać i wołać mamę, że chcę do domu. Zamiast tego zaszyłem się w kącie celi i zacząłem się zastanawiać nad losem czarnowłosego i tym, co przyniesie jutro.


14 komentarzy:

  1. SUPEEER! Dawaj następną notkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleee super piszesz Omg nie moge się doczekać co będzie dalej.
    *.* Pozdrawiam z niecierpliwośią
    ~Alex Aleksandrowicz

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no! Co ja będę gadać, że zajebisty, bo to już pewnie wiesz. Yeah! Gee wstawił się za Franiem<3 Kocham cię po prostu<3 Wstawiaj nexta;[ Już nie możemy się doczekać, no xD Pozdro;]

    http://youll-be-my-detonator-frerard.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, jak ja to kocham. Poison jest zarąbisty, kocham jego charakter. Tak ma być, a nie. CHCĘ BYĆ GERDEM. A Franiu taki biedy, nic o niczym nie wie i się boi w tym więzieniu. Ale Gerd go ochroni, prawda? MUSI TO ZROBIĆ. Boże, ten dreszczyk emocji i te sprawy. Wszyscy się boją Gerda, a on fajnie dokopuje temu strażnikowi XD Normalnie, lubię to. Serio, takie opowiadanie strasznie mi się podobają, także wiesz. PISZ <3 [fools-for-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. uhuhuhuhuhuhuhu ♥ - jedyny sensowny komentarz na jaki mnie stać *-* ale ten no, ja chcę więcej. i chcę takiego Poisona. geez, on jest zajebisty. i ten charakter ^^ mmmmm, no jakie fg wyszło. i dobrze :p no, piszpisz! Sinner.

    OdpowiedzUsuń
  6. UBÓSTWIAM twojego bloga. Pisz pisz pisz, bo nie moge się doczekać kolejnej części <3

    OdpowiedzUsuń
  7. weź mnie nie męcz i powiedz, za co ten Gee siedzi, bo zaraz wyjdę z siebie i stanę obok xd aaah ten gee, fajna postać, taki zamęt sieje :D i się w końcu pewnie doigra, tak wam powiadam.
    a tak ogólnie to tak: wzięłabyś mi wytłumaczyła, jak się na blogspocie ustawia, żeby mieć taki spis rozdziałów jak Ty masz, męczę się z tym i męczę i jeszcze do tego nie doszłam :C
    mnie chcieli wziąć na olimpiadę z rosyjskiego... tyle że z naszego rocznika w całym koszalinie ruska uczy się tylko osiem osób, i wszyscy z mojej szkoły, to jakoś nie miałam z kim konkurować xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz, że dzisiaj tak krótko, ale mam szlaban, a tata siedzi w drugim pokoju, więc muszę się streszczać. no, jakżeby inaczej, jak zawsze jest bosko! Nadal nierozwiązane zagadki: za co siedzi Gee, za co siedzi Frank...? Jak się potoczą ich dalsze losy? Boooniu, ja muszę kolejny rozdział, bo nie wyrobię!
    Z wyrazami szacunku (bo piszesz niesamowicie). Twój jelonek.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie umiem pisać sensownych komentarzy, wybacz. Wiesz, że kocham to opowiadanie, i to miłością intensywną. Czeeeeeeeekam na nowy rozdziaaaaaał! A to dopiero za tydzień, nie? :<
    [dangerous-stories.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. No to przeczytałam... Czekałam jak najdłużej, aż napiszesz następny rozdział i będę miała więcej czytania, ale ostatecznie się nie doczekałam. Przeczytało się bardzo szybko, przez co rozdział wydał mi się strasznie krótki. Jesteś Wielka. Tyle Ci powiem c;

    OdpowiedzUsuń
  11. się wreszcie wzięłam za przeczytanie i... JEZU ŚWIĘTY. Gerard kojarzy mi się z Sherlockiem Holmesem ;D Aleale to jest boskie/cudowne/pomysłowe, nie wiem, po prostu cholernie mi się podoba i masz dać kolejne, bejbe. Pozdro.

    /heartfalling

    OdpowiedzUsuń
  12. omniomniom *____________________* ale jest zajebiście. no boże, dlaczego ja zawsze to komentowanie tak odkładam ;-; tak czy inaczej - chcę kolejne, bo to jest idealne i ch*j. ameno, xo

    OdpowiedzUsuń
  13. jak coś to jest nowy rozdział na
    http://youll-be-my-detonator-frerard.blog.onet.pl/
    Pozdro;] i Zapraszamy;]

    OdpowiedzUsuń
  14. Wybacz, że tak późno, no ale. Cholera, to jest zajebiste *___* Postać Gerarda jest boska, Franuś jest kochany, a ten strażnik.. Cóż. Nie ma życia <3

    / savemesorrow

    OdpowiedzUsuń