III
[FRANK]
- Hej, co wiesz o tamtym gościu? –
zapytałem jakiegoś napakowanego typka, z którym sobie usiadłem.
Rzecz jasne pytałem o
tego dziwnego mężczyznę z mojej celi. Od samego początku można powiedzieć, że
mnie… fascynował. Ta jego tajemniczość i mroczna aura były w pewnym sensie
pociągające. Szczerze mówiąc, nie zdążyłem mu się dokładnie przyjrzeć. Jedynie
tyle co zdążyłem zauważyć to jest to, że ma oczy w pięknym, oliwkowym kolorze.
Zdecydowanie najbardziej zapadła mi w pamięć ich głębia. Miał także
niesamowicie blada cerę, chociaż myślę, że ten efekt zawdzięcza włosom w
kolorze hebanowej czerni. Taki kontrast z pewnością bardziej uwydatnia biel
skóry i pogłębia ciemny odcień czupryny. „Brawo, Frank. Ledwo co znasz gościa,
a już się w nim zabujałeś.” – zironizowałem sobie w myślach. Przecież on nawet
nie wykazał minimalnej chęci nawiązania ze mną czysto przyjacielskich relacji.
Wręcz mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że traktował mnie jak intruza, wroga,
który panoszy się po jego terytorium. Gdyby tutaj była dżungla i na spacerniaku
panowało jej prawo, to pewnie zjadły mnie bez wahania. Po prostu świetnie.
Jestem homoseksualistą w więzieniu, gdzie są praktycznie sami mężczyźni. Chyba
powinienem się cieszyć. Kiedyś oglądałem filmy dokumentalne o więźniach takich
fortecy. W ponad w pięćdziesięciu byli to geje. Jedni zmienili
swoją orientację po paru latach przebywania wśród facetów i bezustannego
gapienia się na nich, a inni tacy już po prostu przyszli. Pewnie tutaj także
było podobnie. Powinienem być chyba uradowany tym… Więc dlaczego nie jestem? Pewnie
powodem jest to, że ciągle w mojej głowie tkwi to, za co tu siedzę. Obrazy z
tamtego paskudnego dnia bezustannie przelatują mi przed oczami jak film
krótkometrażowy. Myślę poniekąd, że to, co uczyniłem zrekompensowało mi stratę,
której doświadczyłem.
- Stary, o nim nikt
nic nie wie. To taki człowiek – zagadka – zaczął mi tłumaczyć mięśniak. –
Wołają na niego Poison. Chyba idealnie do niego dobrali tą ksywę. Jest
toksyczny – zaśmiał się krótko. – Przyciąga uwagę wszystkich dookoła. Nie
jestem pewny czy w pełni świadomie. Raczej zdaje sobie z tego sprawę – wyjaśnił
mi mężczyzna. – Jednak o jego przeszłości nie jestem w stanie ci powiedzieć
absolutnie nic. Jest ona tajemnicą, której Poison strzeże jak pies swojego pana
– zacmokał z uznaniem. – Cieszy się tutaj sporym szacunkiem. Niekiedy mam nawet
wrażenie, że wie o nas więcej niż myślimy czy zdajemy sobie sprawę – zamyślił
się. – Pamiętam jak po raz pierwszy z nim rozmawiałem - zaczął
przyciszonym głosem, chociaż nie było ku temu potrzeby. – Byłem w trakcie
mówienie, za co tutaj odsiaduję wyrok. Przez cały czas jak opowiadałem, to on
zachowywał się jakby już wiedział wszystko, zanim zacząłem cokolwiek relacjonować.
Jakby… - zawiesił się. - … moje klepanie tylko potwierdzało wersję jego
wydarzeń. Przez cały czas miał zamyśloną minę. Taką… no wiesz, skupioną, jakby
na analizie mojej wypowiedzi – już zdążyłem zauważyć , że naużywa słowa
‘jakby’.- Krótko mówiąc, respektuj go tak, jak wszyscy inni tutaj to robią –
polecił. – Uwierz, że wówczas się szybko tu odnajdziesz i będziesz miał tak
jakby dobrze – poklepał mnie przyjaźnie po plecach.
Nie byłem
przygotowany na to, że już na początku ktokolwiek będzie do mnie tak przyjaźnie
nastawiony. Spodziewałem się mnóstwa pakerów, którzy będą szukać tylko okazji
żeby mi naklepać i poznęcać się, bo będą chcieli rozładować jakoś energię, czy nie odruchany testosteron. Ten
facet, którego imienia i tak chyba nie znałem, a przynajmniej nie przypominam
sobie, aby mi się przedstawiał, pewnie był wyjątkiem. Wszyscy wyglądali tutaj
groźnie razem z czarnowłosym Poisonem na czele.
- Dzielę z nim celę –
mruknąłem niechętnie.
- Żartujesz? –
wykrzyknął entuzjastycznie. – Kurwa szacun, stary – wyszczerzył się.
- Ciekawy jestem, za
co odsiaduje wyrok. Znaczy się, wspominał coś, ze chodzą tu jakieś plotki o
nim… Powiedz mi coś o nich – starałem się w miarę dyskretnie wyciągać
informacje z towarzysza.
- Hehe – zarechotał.
– No właśnie. Plotki, nic więcej. Wszystko to jest wyssane z palca. Mogę ci w
sumie opowiedzieć parę wersji, ubaw będzie, bo ludzie serio chyba nie mają tutaj
co robić – wziął wdech i rozmasował uda. – Chodziła wieść, że napadł na zakon.
Ponoć był przebrany za mnicha i zgwałcił sześć zakonnic – wybuchł głośnym
śmiechem. – Ale to mówił Joe, który ma przypadłość zwaną rozwielokrotnieniem
osobowości, więc wiesz. Nawet twierdził potem, że był jedną z tych świętoszek –
popatrzył na mnie znacząco. – Chodziła także pogłoska, że był seryjnym. To
chyba w Lizbonie miało być. Kryminalni go przywieźli do Stanów i wszystko
skończyło się happy endem w więzieniu. W to też bym raczej nie dowierzał
zbytnio – mruknął. – Było jeszcze coś takiego, że on niby…
Nagle mój towarzysz
przerwał. Po drugiej stronie spacerniaka rozległ się donośny krzyk jednego ze
strażników,
- Dwa tysiące sześćset pięć! Masz
nieprzepisowy stój!
Nadwyrężał on swoje
struny głowowe, aby zwrócić uwagę nikogo innego jak Poisona. Pobiegłem wraz z
innymi więźniami na miejsce zdarzenia, żeby być bliżej tego wszystkiego. Jakimś
cudem, a raczej dzięki moim łokciom, przedarłem się na sam przód. Zobaczyłem
jak mój współlokator wstaje z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy i patrzy
wyzywająco na mundurowego.
- Obawiam się, że
jednak masz przywidzenia, strażniku – odparł spokojnie.
Byłem w ciężkim
szoku. Co ten wariat wyprawia?! Miałem dosłownie ochotę teraz na niego
nakrzyczeć. Przecież mu się za o później solidnie oberwie! Jak w sumie nie
teraz. Zacząłem się martwić o tego mężczyznę jak o nikogo innego. Już chciałem
iść tam i go odciągnąć na bok, jak najdalej, ale wówczas na mnie spojrzał. Ta
jego magnetyzująca zielona toń, która była przepełniona surowością, zawierała
jasny przekaz: „Nie mieszaj się w to”. Jednak zauważyłem też, że gdzieś tam, w
głębi, martwi się o mnie i nie chce, żebym się w to wszystko pakował, bo sobie
jedynie dodatkowo zaszkodzę. Pokiwałem lekko na znak, że rozumiem i się
zgadzam. Chyba tego nie zauważył, bo spojrzał gdzieś za drącego się napastnika.
Powędrowałem za jego wzrokiem. Patrzył na innego strażnika, który
nieznacznie kiwnął głową, wręcz niezauważalnie. To był niemy komunikat, który
przekazywał treść znaną tylko im. Nikt poza mną raczej tego nie zauważył, bo
tylko ja poświęcałem Poisonowi i temu, co robi tyle uwagi.
- Jak śmiesz mówić do
mnie takim tonem? – warknął osobnik stojący przed moim czarnowłosym ideałem.
W tym momencie jakby
puściła tama, na która już od dawna napierał nurt wodny o potężnej sile.
Strażnik zamachnął się potężnie, żeby uderzyć pałką chłopaka. Ze strachu aż
mocno zacisnąłem powieki. Lekko uchyliłem jedna z nich, by oszacować ubytek na
zdrowiu mojego kolegi z celi i ewentualny czas przeznaczony na opatrzenie
odniesionych obrażeń. Ku memu wielkiemu zdziwieniu i uciesze jednocześnie
„2605” zablokował zgrabnie wymierzony w jego osobę cios. Nie spodziewałbym się
takiej siły po nim, gdyż postura mężczyzny nie wskazywała na to, że mógłby
uchronić się przed atakiem, do którego użyto znacznych zapasów energii. Poison
spojrzał wrogo na przeciwnika. Po paru sekundach wręcz idealnej ciszy, wokół
mnie zapanowała istna wrzawa. Jeden więzień przekrzykiwał drugiego w
kibicowaniu „naszemu”. Czarnowłosy jednym, zwinnym ruchem wyrwał broń
strażnikowi. Zdzielił go pałką po nogach i kopnął w brzuch z kolana. W tym
momencie do akcji wkroczyło w końcu dwóch pozostałych mundurowych, którzy
wcześniej byli jedynie dalekimi obserwatorami i czekali na rozwój wydarzeń. Rzucili
się oni na więźnia, a pozostali dwaj, którzy dołączyli po sekundzie do kolegów,
zabrali obolałego poszkodowanego, który bądź co bądź sam wszystko zaczął.
Wydawało mi się, że mój współlokator szepnął coś do jednego z trzymających go
strażników, a ten pokiwał lekko głowa na znak, że się zgadza, albo rozumie. Z
jednej strony to raczej było nie do końca realne, a moje myśli dość nierozsądne
i wręcz absurdalne, lecz gdy dłużej się nad tym zastanawiałem, zdałem sobie
sprawę, że on może być wmanewrowany w jakieś dziwne układy między nim, a
władzami tegoż miejsca. Jednak więźniowie i strażnicy nie żyją w zgodzie ze
sobą nawzajem. To jest co najmniej zastanawiająca sprawa…
- Rozejść się! –
warknął rozjuszony naczelnik, którego widziałem mojego pierwszego dnia pobytu
tutaj zaraz po przyjeździe, zanim zostałem odesłany do przydzielonej mi celi.
Niby miły człowiek,
ale ma tak niewdzięczną pracę. Sam w sumie ją sobie wybrał. Szkoda mi go.
Chociaż słyszałem już zarzuty słane pod moim adresem, że ja to potrafię znaleźć
dobro w każdym i, że jestem naiwny, więc może źle oceniam jego i całą tę pieprzenie dziwną sytuację.
- Dwa tysiące trzysta dwa! Do mnie –
dodał po chwili.
Zajęło mi chwilkę
zaskoczenie i skojarzenie faktów, że to przecież ja jestem tym numerem. Nie
rozumiem używania tego typu zarządzania ludźmi. Jakbyśmy nie mogli do siebie po
ludzku imionami mówić. Jestem Frank, a nie jakaś pieprzona cyfra!
- Słucham? –
zapytałem grzecznie.
- Jak twój
współlokator się spisuje?
- Nie wiem za bardzo
proszę pana. Chyba dobrze. Mało mówi i nic o nim nie wiem do końca, ale raczej
nie jest źle – powiedziałem zgodnie z prawdą.
Naczelnik wydawał mi
się naprawdę porządną osobą. Nie winię go za to, gdzie się znalazłem, bo to
raczej jest tylko i wyłącznie moja sprawka.
- Uważaj na niego – ostrzegł. – Nie mówię, że on ci coś zrobi, chociaż jak
się zirytuje, to jest niebezpieczny. Chcę ci tylko powiedzieć, że musisz
nauczyć się chować przed nim swoją dusze – widząc mój nic nierozumiejący wyraz
twarzy kontynuował. – To jest taki typ człowieka, że widzi to, czego nie ma lub
trudno dostrzec. Pozna ciebie lepiej zanim sam dotrzesz do pewnych rzeczy. Jemu wystarczy przelotne spojrzenie w twoje oczy i już wie wszystko, co dotyczy
twojej osoby. Pańska przeszłość czy uczucia, nawet te najgłębiej skrywane,
nigdy już nie będą dla tego mężczyzny tajemnicą. Zostaniesz z tego wszystkiego
obnażony, Iero, on obnaży ciebie ze wszystkiego, co posiadasz w sercu i co
skrywasz głęboko w duszy. Nie podzieli się tym z tobą, a wykorzysta przeciw
w najmniej oczekiwanym momencie, jeżeli mu zawadzisz albo zaszkodzisz.
- Dlaczego pan mi to
mówi? – zapytałem szczerze zdziwiony, z lekka przerażony i jednocześnie
zafascynowany tymi słowami.
- Ja cię jedynie
ostrzegam – zaznaczył unosząc wysoko palca wskazującego. – To jest wytrawny
gracz jak ich mało. Mnie ogołocił w emocjonalnym sensie. Wie o mnie wszystko, a
wystarczyło mu do tego posłanie mi zmęczonego i znudzonego po części spojrzenia
– zaśmiał się, przyrzekłbym wręcz, że z czułością i lekką nutką goryczy.
– Jest to rzecz, ze względu na którą go szanuję, chociaż jego przeszłość i
historia są trudne. Nie licz na to, że ci powiem na ten temat cokolwiek –
zastrzegł mnie, gdy ujrzał pytanie cisnące mi się na usta. – On rozpozna
człowieka godnego zaufania. Jeżeli taki jesteś, Frank, to ci zaufa. A, i nie
udawaj, bo to nie będzie miało najmniejszego sensu.
- Rozumiem –
pokiwałem głową z zaangażowaniem.
- Eh, idę się teraz
rozprawić z tym łobuziakiem – westchnął z lekkim uśmiechem, błądzącym w
kącikach jego ust. – Ta rozmowa ma zostać tylko i wyłącznie między nami.
Pamiętaj, że kraty mają uszy, a wszytko dookoła oczy. Miej się na baczności,
Frank. Nie jesteś złym chłopakiem i szkoda by było ciebie zmarnować.
Powiedziawszy to,
odszedł w bliżej nieznane mi miejsce.
***
Siedziałem samotnie w celi i rozmyślałem. Chyba będzie to teraz jedyne,
co będę robić w wolnych chwilach. Do czarnowłosego, to mówić jak do ściany,
albo gorzej. Poison zajmował stale moją głowę. Nie wiedziałem, co się z nim
dzieje, a martwiłem się w naprawdę znacznym stopniu. Teraz mogli go karać
torturami za popełnione wykroczenie, albo władować do karceru, jeżeli takowy
mają, i nie będę miał do kogo buzi otworzyć przez miesiąc. Pewnie przytachają
go tutaj, o ile przytachają, obitego i ledwo co przytomnego, a ja będę ubolewał
nad tym jak wygląda jego na wpół martwe ciało. W mojej głowie rodziły się
najczarniejsze wizje. Nagle po całym naszym bloku rozległ się głośny brzęk
metalu. Więźniowie walili wszystkim, co mieli pod ręką w kraty, dodając do tego
swoje dzikie wrzaski. Zwyciężyła we mnie wrodzona ciekawość, więc wychyliłem
się, by znaleźć przyczynę tegoż zamieszania. Z oddali nadchodził mój kolega z
celi w asyście strażnika więziennego. Był cały i zdrowy! A ja się zamartwiałem
jakby to moja matka walczyła o życie w szpitalu po ciężkiej i bardzo
skomplikowanej operacji serca. Nie było im chyba nawet spieszno, gdyż wlekli
się w żółwim tempie. Przynajmniej w moim odczuciu tak było, a ono mogło być
mylne. Gdy stanęli przed celą, strażnik powiedział :
- Zaraz ktoś cię
wpuści.
Po tych słowach
odszedł. Niepewnie spojrzałem na Poisona. Napotkałem jego natarczywy wzrok. Wpatrywał się we mnie intensywnie, wręcz nachalnie. Zarejestrowałem, że nic
poważnego mu się nie stało. W sumie to nic mu się nie stało.
- Dlaczego… -
chciałem o coś zapytać, ale przerwało mi pojawienie się jednego z mundurowych.
- Dwa tysiące sześćset pięć… Znowu się
spotykamy.
Nie wiem czy ten
strażnik się na niego uwziął, bo to był ten ze spacerniaka, czy Poison po
prostu przyciągał do siebie kłopoty jak magnes szpilki. Wyglądał i zachowywał
się jakby miał z więźniem jakieś osobiste porachunki.
- Jak widać – mruknął
z niesmakiem mężczyzna na przeciw mnie.
- Nie zaczynaj znowu
– szepnąłem do chłopaka, ale na tyle donośnie, iż zostało to usłyszane przez
stróża.
- Masz coś do
powiedzenia, mały? – zapytał z sarkazmem.
- Ohoho. Wszystko,
tylko nie mały – warknąłem.
Nienawidziłem, jak
ktoś w tak bezczelny sposób czepia się do mojego wzrostu. Zawdzięczałem to
takim genom i nie jest moją winą, że nie mierze tyle ile koszykarz, tylko tyle
ile nastolatka w gimnazjum. Do zahamowania wydzielania hormonów wzrostu
przyczyniły się również po części papierosy. Nikotyny brakuje mi tutaj
strasznie. Może to jednak odpowiedni czas na wyzbycie się nałogu?
- Tak się wyrywasz,
że może dołączysz do nas, na tej stronie krat? Ale na razie… - mruknął.
Wziął potężny zamach
i z całej siły walnął głową Poisona o kraty. Chłopak, tak samo jak i ja, chyba się
tego całkowicie nie spodziewał. Aż pisnąłem z przerażenia. To było silniejsze
ode mnie i zląkłem się nie na żarty. Z łuku brwiowego mojego współlokatora
obficie sączyła się krew. Spływała gęstą, ciemną stróżką po policzku i
kropelkami zlatywała na pomarańczowy kombinezon i biały t- shirt. Poszkodowany
powoli podniósł się do pionu wspomagając się kratami, gdyż poprzednio okupował
posadzkę.
- Co dwa tysiące sześćset pięć, już nie
jest ci do śmiechu? – zakpił wartownik.
- Mów mi Pioson, suko
– warknął chłopak wycierając rękawem zakrwawioną twarz.
Przypłacił za to
porządnym kopniakiem w brzuch i ponownie znalazł się na podłodze. Nie
wiedziałem, co robić. Tyle myśli kotłowało się naraz w mojej głowie. Stałem po
środku celi jak słup soli i patrzyłem na twarz czarnowłosego wykrzywioną w
grymasie spowodowanym bólem. Krew szybko przepływała przez moje serce i głowa
mi pulsowała, że nie zarejestrowałem kiedy mężczyzna kopnął strażnika w
piszczel, aż tamten się lekko zachwiał. Te sekundy miały znaczący wpływ na
przebieg pojedynku. Poison szybko wykorzystał przewagę. Jednym, zwinnym ruchem
znalazł się za swoim napastnikiem i zagiął jego ramię do tyłu przyciskając
jednocześnie całym tułowiem do krat. Zbliżył własne usta do ucha mundurowego i
wyszeptał głosem przesiąkniętym grozą:
- Jeszcze raz
mi wejdziesz w drogę skurwysynu, a inaczej pogadamy. Nie będziesz miał tutaj
życia, wiec pakuj swoje manatki i spieprzaj do mamusi – na podkreślenie swoich
słów, mocniej przyparł go do stalowych drzwi. - Jedna kąśliwa uwaga
pokierowana do Franka, a skopię ci dupę gnoju.
- Poison, spokój! –
rozległy się krzyki pozostałych wartowników, którzy biegli w stronę zajścia.
Jeden z nich płynnym
ruchem wbił strzykawkę w udo mojego kolegi i wpuścił tym samym jakąś fioletową
substancję w jego krwioobieg. Nagle jakby więzień stracił siły i opadł w dół z
nagłego osłabienia. Wciągnąłem głośno powietrze z przerażenia. Uwolniony facet
posłał mi jedynie wyniosłe spojrzenie i kopnął z całej siły i tak już bezwładne
ciało czarnowłosego. To się wykazał odwagą!
- Agresywny jest –
powiedział do współpracowników rozcierając nadgarstki.
- Nie upoważnia
to ciebie to kopania leżącego, Higgins – warknął w odpowiedzi wyższy z nich. –
Teraz się módl o przeżycie. Zaatakowanie tego chłopaka równa się z tym, że
będziesz szykanowany przez innych, debilu. Wynoś się stad póki jeszcze
powłóczysz nogami, bo zapewniam ciebie, że to długo już w obecnej sytuacji nie
potrwa. To nie jest miejsce dla ciebie – powiedział donośnie rozglądając się
dookoła po celach. – Oni mają swoje sposoby – szepnął. – Nawet nie wiesz kiedy
zajdzie cię od tyłu i wbije nóż w plecy lub skręci ci kark… Nie ma nic do
stracenia skoro i tak odsiadują dożywocie.
Kończąc swoją naganę
połączoną z głębokimi i zarazem strasznymi przemyśleniami, zarzucił sobie
Poisona na plecy i udał się z nim w kierunku, z którego przyszli. Ja natomiast
byłem wciąż w szoku. Wszystko wskazywało na to, że nie mogę być pewny tego, ile
czasu jeszcze będę żył. Tu jest strasznie. Miałem ochotę się rozpłakać i wołać
mamę, że chcę do domu. Zamiast tego zaszyłem się w kącie celi i zacząłem się
zastanawiać nad losem czarnowłosego i tym, co przyniesie jutro.
SUPEEER! Dawaj następną notkę!
OdpowiedzUsuńAleee super piszesz Omg nie moge się doczekać co będzie dalej.
OdpowiedzUsuń*.* Pozdrawiam z niecierpliwośią
~Alex Aleksandrowicz
Nie no! Co ja będę gadać, że zajebisty, bo to już pewnie wiesz. Yeah! Gee wstawił się za Franiem<3 Kocham cię po prostu<3 Wstawiaj nexta;[ Już nie możemy się doczekać, no xD Pozdro;]
OdpowiedzUsuńhttp://youll-be-my-detonator-frerard.blog.onet.pl/
Jezu, jak ja to kocham. Poison jest zarąbisty, kocham jego charakter. Tak ma być, a nie. CHCĘ BYĆ GERDEM. A Franiu taki biedy, nic o niczym nie wie i się boi w tym więzieniu. Ale Gerd go ochroni, prawda? MUSI TO ZROBIĆ. Boże, ten dreszczyk emocji i te sprawy. Wszyscy się boją Gerda, a on fajnie dokopuje temu strażnikowi XD Normalnie, lubię to. Serio, takie opowiadanie strasznie mi się podobają, także wiesz. PISZ <3 [fools-for-love.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńuhuhuhuhuhuhuhu ♥ - jedyny sensowny komentarz na jaki mnie stać *-* ale ten no, ja chcę więcej. i chcę takiego Poisona. geez, on jest zajebisty. i ten charakter ^^ mmmmm, no jakie fg wyszło. i dobrze :p no, piszpisz! Sinner.
OdpowiedzUsuńUBÓSTWIAM twojego bloga. Pisz pisz pisz, bo nie moge się doczekać kolejnej części <3
OdpowiedzUsuńweź mnie nie męcz i powiedz, za co ten Gee siedzi, bo zaraz wyjdę z siebie i stanę obok xd aaah ten gee, fajna postać, taki zamęt sieje :D i się w końcu pewnie doigra, tak wam powiadam.
OdpowiedzUsuńa tak ogólnie to tak: wzięłabyś mi wytłumaczyła, jak się na blogspocie ustawia, żeby mieć taki spis rozdziałów jak Ty masz, męczę się z tym i męczę i jeszcze do tego nie doszłam :C
mnie chcieli wziąć na olimpiadę z rosyjskiego... tyle że z naszego rocznika w całym koszalinie ruska uczy się tylko osiem osób, i wszyscy z mojej szkoły, to jakoś nie miałam z kim konkurować xd
Wybacz, że dzisiaj tak krótko, ale mam szlaban, a tata siedzi w drugim pokoju, więc muszę się streszczać. no, jakżeby inaczej, jak zawsze jest bosko! Nadal nierozwiązane zagadki: za co siedzi Gee, za co siedzi Frank...? Jak się potoczą ich dalsze losy? Boooniu, ja muszę kolejny rozdział, bo nie wyrobię!
OdpowiedzUsuńZ wyrazami szacunku (bo piszesz niesamowicie). Twój jelonek.
Nie umiem pisać sensownych komentarzy, wybacz. Wiesz, że kocham to opowiadanie, i to miłością intensywną. Czeeeeeeeekam na nowy rozdziaaaaaał! A to dopiero za tydzień, nie? :<
OdpowiedzUsuń[dangerous-stories.blogspot.com]
No to przeczytałam... Czekałam jak najdłużej, aż napiszesz następny rozdział i będę miała więcej czytania, ale ostatecznie się nie doczekałam. Przeczytało się bardzo szybko, przez co rozdział wydał mi się strasznie krótki. Jesteś Wielka. Tyle Ci powiem c;
OdpowiedzUsuńsię wreszcie wzięłam za przeczytanie i... JEZU ŚWIĘTY. Gerard kojarzy mi się z Sherlockiem Holmesem ;D Aleale to jest boskie/cudowne/pomysłowe, nie wiem, po prostu cholernie mi się podoba i masz dać kolejne, bejbe. Pozdro.
OdpowiedzUsuń/heartfalling
omniomniom *____________________* ale jest zajebiście. no boże, dlaczego ja zawsze to komentowanie tak odkładam ;-; tak czy inaczej - chcę kolejne, bo to jest idealne i ch*j. ameno, xo
OdpowiedzUsuńjak coś to jest nowy rozdział na
OdpowiedzUsuńhttp://youll-be-my-detonator-frerard.blog.onet.pl/
Pozdro;] i Zapraszamy;]
Wybacz, że tak późno, no ale. Cholera, to jest zajebiste *___* Postać Gerarda jest boska, Franuś jest kochany, a ten strażnik.. Cóż. Nie ma życia <3
OdpowiedzUsuń/ savemesorrow