VII
[GERARD]
Zobaczyłem jak jego wyraz twarzy ze
spokojnego diametralnie się zmienia w zszokowany. Nie miał pojęcia co się
dzieje i to chyba zbiło go z tropu.
- Boże, Gerard –
wysapał, wytrzeszczając oczy. – Co ty znowu zrobiłeś?
No dzięki! Nie miałem
pojęcia, ze wyglądam na wiecznego rozrabiakę. Uwierzcie, ja naprawdę nie robię
nic złego. Postanowiłem go ukarać za ten brak wiary w moją niewinność porcją
przedłużonego milczenia i niepewności.
- Co się stało? – był
cały roztrzęsiony.
Uniósł dłonie i zakrył
sobie nimi usta. Najwyraźniej przeczuwał najgorsze. I w sumie nie pomylił się
zbytnio. Nie zawiodę go do ziemi obiecanej. Pfff….
- Akurat ja tu nie
zrobiłem nic – westchnąłem z rozżaleniem.
Wszystko to co złe,
sprowadza się do Josepha. Postawił mnie przed wyborem, którego dokonałem bez
namysłu. Odpowiedź była oczywista i nie podlegała jakiejkolwiek dyskusji.
Zwłaszcza, że uświadomiłem sobie jedną, ważną rzecz. Moje spojrzenie
skrzyżowało się z tym należącym do Franka. Powoli zaczynał się irytować, ale
strach go nie opuszczał ani na chwilę.
- Mam dwie wiadomości.
Dobrą i okropną – oznajmiłem z wyraźną grozą rozbrzmiewającą w moim głosie. –
Możesz wybrać, bo nie chcę nic ci mówić bez twojej wyraźnej zgody.
Zdezorientowany Frank
przestąpił z nogi na nogę, podświadomie dokonując wyboru. Mimo, że sytuacja
była poważna w obydwu opcjach, zapragnąłem zaśmiać się z głupawego wyrazu jego
twarzy.
- Okropną? – upewnił
się, że dobrze usłyszał.
- No niestety – dałem
mu tym samym potwierdzenie.
- To chcę tą dobrą –
oznajmił. – Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wtedy lepiej przyjmę tą drugą
– wyrzucił szybko i dość dyplomatycznie.
„Istnieje, ale raczej
nie w tym przypadku” – przemknęło mi przez głowę.
- Mógłbyś w takim
razie usiąść? – wskazałem mu łóżko.
Posłusznie wykonał
moje polecenie, lecz nadal obserwował ruchy, które wykonywałem. Po chwili
zająłem miejsce obok niego. Chłopak natarczywie mierzył mnie wzrokiem, próbując
odczytać wszystko z mojej twarzy. Oczywiście nie był w stanie. Cała ta sytuacja
nie była dla mnie łatwa. Zwłaszcza, kiedy miałem mu wyjawić tak ważną rzecz.
Czułem, że nie weźmie tego na poważnie, a to stanowiło podstawę moich obaw,
które stale rosły. W końcu postawiłem wszystko na jedna kartę i wypaliłem na
jednym oddechu.
- Frank, ja… ja ciebie
chyba kocham.
Wypowiadając ostatnie
słowa mocno zacisnąłem powieki. Raczej wolałem nie widzieć reakcji chłopaka.
Głaz, który wcześniej zalegał na moim sercu, stopniowo łagodził swój nacisk. Z
jednej strony jednak ta niepewność nie pozwalała mu się stamtąd całkowicie
usunąć. Nie miałem pojęcia czy aby nie jest za szybko na takie deklaracje.
Czułem też, że postąpiłem właściwie. Nie oszukujmy się. I tak nie zostało mi
już za dużo czasu.
- Nabijasz się ze mnie
– stwierdził twardo. – Kpisz sobie ze mnie, bo jestem inny. Bo jestem gejem.
Szybko rozwarłem
powieki. Nie wierzyłem własnym uszom. Nie rozumiałem, jak on mógł mnie
podejrzewać o coś takiego? Absurd! Chciałem wykrzyczeć to w jego ściągniętą
przez zawiść twarz. Nie sadziłem, że będzie podejrzewał mnie o taką rzecz,
skoro poznaliśmy się chyba na tyle dobrze, abym był wiarygodny, a on potrafił
ta szczerość wyczuć. Oznajmiłem mu już na początku, iż nie należę do parafii
homofonów i nie mam nic przeciwko takim ludziom.
- Teraz to uraziłeś
moją męską dumę – prychnąłem z pogardą. – Oplułeś mój honor. Nie wiedziałem, że
masz mnie za jakiegoś chama bez serca, który gra i bawi się cudzymi emocjami–
wytknąłem mu to, co mnie tak bardzo ugodziło. – Ja otwieram przed tobą serce,
mówię ci coś, co na nim zalega już od jakiegoś czasu, a ty tak po prostu
uważasz, że się z ciebie nabijam? Uwierz, że mam lepsze rzeczy do roboty –
warknąłem i odwróciłem się do niego plecami.
Zmieszał w tym
momencie moje uczucia z błotem, przyrównał je do kupy wodnistej, rozmemłanej
ziemi. Nie otworzyłem się przed nim po to, żeby potraktował w ten sposób moja
osobę. Serce pękało mi z rozżalenia i odrzucenia, do którego odczuwania nie
przywykłem wcześniej. Żałowałem, że w ogóle rozpocząłem ten temat i nie mam
teraz możliwości obejrzenia Mody na sukces z kubełkiem popcornu.
- Gerard… - zaczął
szeptem Frank.
- Daruj sobie –
uciąłem mu szybko.
A i owszem! Będę grał
Gerarda Niedostępnego I. Usłyszałem ciche westchnięcie i poczułem jak chłopak
wsuwa się pod koc obok mnie, który posłużył mi uprzednio jako ukrycie przed
Iero. Wtulił się w moje plecy i objął ręką w pasie, jednocześnie przyciągając
moje ciało do swojego. Zauważyłem, że robi tak za każdym razem. Może to już
podchodziło pod nawyk? Nie mam zielonego pojęcia.
- Przepraszam –
wyszeptał mi do ucha. – Nie chciałem. Zaskoczyłeś mnie po prostu i tyle.
Starałem się być
niewzruszony na słowa, które wypowiada. Nie dać się zgiąć i jak najdłużej
pokazywać swoje oburzenie, to były moje cele. Niech nie myśli, że jestem taki
potulny i łatwy w kontaktach. Nie pozwolę na obrażanie siebie, aby potem rzucać
się sobie w ramiona jak w jakiejś komedii romantycznej z podrzędnego kina na
wsi.
- Ja też ciebie
kocham. Nie obrażaj się już – poprosił przymilnie.
Na te słowa moja
kamienna postawa runęła w dół niczym mur berliński. Nie mogłem powstrzymać tego
impulsu i odwróciłem się w stronę chłopaka. Spojrzałem w skrzące się w
ciemności oczy Franka. Świeciły nadzieją. W całym więzieniu panowała niczym
niezmącona cisza. Nikt nie śmiał jej w jakikolwiek sposób przerwać. Było już
grubo bo ciszy nocnej, więc każdy, jakikolwiek dźwięk był surowo zabroniony. Do
moich uszu dochodziły jedynie nasze niegłośne, przyspieszone oddechy i ledwo
dosłyszalne bicia serc. Jednakże to ostatnie mogło być jedynie moim wymysłem. Stykaliśmy
się nosami. Przypomniała mi się sytuacja z niedawana jak zwierzaliśmy się sobie
i wyżalaliśmy. Tym razem jednak nie miałem zamiaru powstrzymania moich chęci na
pocałowanie go.
- Cieszy mnie to –
mruknąłem z zadowoleniem.
Złączyłem szybko nasze
wargi, czemu towarzyszyło ciche mlaśnięcie. Gdy tylko nasze usta naparły na
siebie nawzajem, Frank oddał pocałunek równie mocno i z pośpiechem. Tempo,
które już na starcie sobie narzuciliśmy, nie zszokowało go w najmniejszym stopniu.
Z powodu niewygodnej pozycji wszedłem na chłopaka nie rozłączając naszych warg.
Teraz on znajdował się pode mną, co w zasadzie mi jak najbardziej odpowiadało.
Własne kolana umieściłem po obu stronach jego bioder, a ręce oparłem tak, że
głowa Iero znajdowała się pomiędzy nimi.
- Wspomniałeś cos o
tej złej wiadomości – wysapał.
O nie mój kochany.
Teraz nie będziemy o tym mówić.
- Myślę, że to może
poczekać – otarłem się ręką o jego krocze i musiał stłumić jęk rozkoszy, co nie
było chyba takie znowu łatwe.
- O… okej – wydusił.
Zaśmiałem się cicho i
wróciłem do penetrowania wnętrza jamy ustnej mojego towarzysza, na co z resztą
chłopak przystał z ochotą. Odrywaliśmy się co chwilę od siebie, aby zaczerpnąć
w płuca świeżego powietrza i powrócić natychmiast do przerwanej czynności.
Patrzeliśmy sobie wówczas głęboko w oczy i staraliśmy przekazać władające
naszymi organizmami szczęście jedynie dzięki wygłodniałym spojrzeniom. Podczas
kolejnej serii gorących pocałunków, odpiąłem lekko zamek od kombinezonu Franka.
Wiedziałem do czego zmierzam, choć to całkiem dla mnie nowe. Nie doczekałem się
żadnej negatywnej reakcji, więc pociągnąłem go do końca. Wtedy dopiero
mężczyzna drgnął i oderwał się ode mnie.
- Gerry… nie –
powiedział niepewnie.
- Nie chcesz? –
zapytałem.
- No chcę, ale… No ja
jeszcze nigdy nie robiłem tego z facetem – zarumienił się, co było widać nawet
w ciemnościach.
- Przecież ja też nie – pocieszyłem go, łącząc
szybko na chwilę nasze usta.
Zapanowała między nami
cisza. Czkałem, aż Frank podejmie decyzję. Nie chciałem go do niczego zmuszać,
ale nie powiem, moje podniecenie stopniowo opadało. Oddech uspokajał mi się, a
nabrzmiała męskość powracała do pierwotnego stanu.
- Oj dobra. Chodź tu –
zaśmiał się i przyciągnął mnie do pocałunku.
Krew ponownie zaczęła
we mnie szybciej krążyć, zwiększając swój przepływ w moich żyłach. Ściągnąłem
pomarańczowy strój mojego kochanka, a on w tym czasie mocował się z moim
suwakiem. W ślad za kombinezonami poszły również białe koszulki i buty.
Zostaliśmy w samych bokserkach, jednak nie doskwierało nam zimno. Rozgrzane do
granic możliwości ciała dawały swoje.
- Odwróć się –
zamruczałem mu do ucha.
Gdy wykonał moje
polecenie, przypomniałem sobie jedną i jakże istotna rzecz. Tutaj jest tak
cicho, że wszystko będzie można usłyszeć.
- Na wszelki wypadek
zaciśnij zęby i schowaj twarz w poduszce – poinstruowałem szeptem.
- Chyba przesadzasz –
zaśmiał się.
- Lepiej nie
ryzykować, że ktoś usłyszy. Przygotuj się – mruknąłem.
Wsunąłem w jego odbyt
najpierw jednego poślinionego palca. Za nim poszedł również drugi i trzeci.
Podczas wykonywania tych czynności słyszałem zduszone w poduszce krzyki Franka.
Jeżeli teraz tak go boli, to zgroza pomyśleć nawet, co będzie później.
Poruszałem przez chwilę palcami, aby przyzwyczaić odrobinę Iero do nowego
odczucia i zmniejszyć dyskomfort.
- Wszystko okej? –
zapytałem.
- Taaa… - wysapał. –
Jestem hardkorem. Dawaj dalej.
Już na starcie
wszedłem w niego do połowy. Usłyszałem coś na kształt ‘O kurwa’, ale głowy
sobie uciąć nie dam. Odczekałem chwilę i stopniowo zanurzałem się coraz to
bardziej, aż dotarłem do końca. Poruszałem się powoli i łagodnie. Nie
wystarczyło mi to, lecz nie chciałem przysporzyć chłopakowi dodatkowych
cierpień. Gdy zobaczyłem, że już nie odczuwa tak dużego dyskomfortu,
przyspieszyłem. Moje ruchy stały się bardziej gwałtowne niż dotychczas, a przez
ciało przepływały mi dreszcze podniecenia. Również u Franka zaobserwowałem
podobną reakcję. Ból albo znacznie zmalał, albo przeistoczył się w czystą
przyjemność, bo chłopak tylko cicho pojękiwał i bynajmniej nie były to dźwięki
oznaczające cierpienie. Oplotłem palcami jego członka, by sprawić mu tym
większą rozkosz. Zacząłem energicznie poruszać dłonią w górę i w dół, nie
kontrolując tego wszystkiego, co się działo. Czułem, ze już niedługo osiągnę
spełnienie. Wystarczyła dosłownie chwilka. Jeszcze sekundkę… Doszliśmy mniej
więcej jednocześnie. Cali zdyszani i spoceni opadliśmy obok siebie na koc.
Chociaż w miarę opanowałem zadyszkę, moje prącie wciąż przyjemnie mrowiło i
było wrażliwe na wszelki materiał.
- Dzięki ci Gerry –
mruknął. – Nie uważasz, że należałoby się w jakiś sposób odwdzięczyć? Teraz ja
się tobą odpowiednio zajmę – zamruczał niczym tygrys po udanym polowaniu.
- Jesteś niegrzeczny. Lubię
ciebie w tym wydaniu.
- Weź już cicho siedź
– odparł z zażenowaniem.
Usiadł na mnie
okrakiem. Zaczął składać mokre pocałunki na całej powierzchni mojej klatki
piersiowej. Poczułem, iż moja męskość na powrót twardnieje. Do jakiego stanu
ten facet mnie doprowadza. Zacząłem z rozkoszy cicho pojękiwać i szeptać imię
ukochanego jak w transie.
- Ciiii, chyba nie
chcesz, żeby nas nakryli, co? – zapytał z chytrym uśmiechem.
- Nie drocz się ze mną
do kurwy – błagałem.
- Twoje życzenie jest
dla mnie rozkazem.
Wszedł we mnie bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia. Nie miałem pojęcia, że to tak cholernie boli.
Martwy Jezusiczku! Miałem wrażenie jakby ktoś wsadził mi w dupę trzonek od
grabi. Nie chciałem jednak dać po sobie poznać tego, co przezywam, więc
zagryzłem wargę i stłumiłem wrzask. Naparcie zębów było tak silne, iż przerwało
ciągłość skóry i poczułem na języku metaliczny posmak krwi. W miarę upływu
czasu to, co sprawiało mi niesamowite cierpienie i wywoływało uczucie
dyskomfortu, stało się przyjemnością, której słowa nie potrafiłby właściwie
ubrać. Zacząłem cicho pojękiwać. Frank przyspieszył swoje ruchy do maksimum.
Nie miałem pojęcia skąd on jeszcze wziął siłę na podobne wybryki. Parę razy
trafił w pewien niezwykle podatny na takie doznania i czuły punkt, co wywołało
u mnie głośny okrzyk rozkoszy. Całe szczęście nie rozniósł on się po bloku,
gdyż Iero zatkał mi usta pocałunkiem. W końcu spełnił się wewnątrz mnie i oparł się na wyprostowanych rękach, które
mimo wszystko drżały. Kiedy ugięły się pod nim, plasnął na moją klatkę
piersiową. Dyszeliśmy ciężko i nierówno, czekając na ustabilizowanie się
oddechów.
- Nie sadziłem, że
kiedyś do czegoś podobnego dojdzie w moim życiu – wyznałem nagle.
- Wiesz, że ja też? – zaśmiał
się Frank. – A w szczególności nie sądziłem że zakocham się w facecie, z którym
w przyszłości będę dzielił więzienną celę. To nawet brzmi absurdalnie.
- Fakt, to bije wszystko
na głowę.
- Musimy się chyba
ubrać – zauważył po jakimś czasie Frank.
- Dokładnie –
mruknąłem. – Tylko upewnijmy się, ze zakładamy swoje ciuchy – zażartowałem.
Nie chciałbym zobaczyć
miny któregoś z więźniów, gdybym ubrał kombinezon z identyfikatorem kumpla z
celi. Wstaliśmy powoli z posłania, zbierając z podłogi porozrzucane rzeczy. Przybliżyłem
do oczu tabliczkę z numerem. W ciemnościach ledwo dostrzegłem zarys rzędu
cyferek. 2302. To nie było moje wdzianko.
- To twój –
powiedziałem, dając chłopakowi kombinezon.
- A ten należy do
ciebie.
Gdy obydwoje w pełni
skompletowaliśmy naszą garderobę, z powrotem położyliśmy się do łóżka. Starannie
opatuliłem nas kocem i wtuliłem się we frankowy tors.
- Kocham cię, mały –
szepnąłem.
- Ja ciebie tez Gerry
– powiedział przeczesując moje włosy palcami.
- Wiesz, że jutro jest
dzień odwiedzin? – zapytałem.
- Mhm. I co? Masz
jakiegoś gościa?
- Brat do mnie
przychodzi. Opiekuje się teraz moją galerią. Podobno czerpie z niej spore
dochody. Jednak odkłada kasę na specjalną okazję, czy jakoś tak to ujął –
mruknąłem. – A siebie ktoś odwiedza?
- Chyba matka
chciałaby się ze mną zobaczyć… - cichutko westchnął. – Nie jestem jednak pewien
czy to się dobrze skończy. Czuję, że ona nadal ma do mnie żal za to, że nie
obroniłem Lilly.
- Przecież to nie była
twoja wina – stwierdziłem z mocą. – Nie możesz się za to obwiniać.
- Chcę w o wierzyć
Gee, ale..
- To uwierz –
przerwałem mu stanowczo.
Nie mogłem dać wiary, że
ten chłopak wini siebie w pełni za przeszłość. Czasem trzeba się po prostu pogodzić
z tym, co było. Niczego nie żałować i żyć dalej. Ale na pewno nie żyć
przeszłością. To nie prowadzi do nikąd.
- Nie wiem, co ja bym
bez ciebie zrobił – szepnął głosem przepełnionym miłością. – Wniosłeś światło
do mojego życia. Dziękuję.
- Jesteś moją jedyna
nadzieją Frank. Gwarancją na lepsze jutro – powiedziawszy to, pocałowałem go
mocno, na co przystał z ochotą. – Dobranoc – jeszcze raz cmoknąłem go przed
snem.
-
Pa…a…a..aaa….aaaaaaaa – ziewnął przeciągle.
Tak się to wszystko pięknie
zaczęło. Nie wierzę, że nie ma jakiegoś
wyjścia z sytuacji, w jakiej zostałem postawiony przez Higginsa. Nie chciałem
mówić o niczym temu szkrabowi, bo jedynie by się zmartwił. Dowie się w swoim
czasie. Kiedy wyjawienie prawdy będzie nieuniknione.
♥♥♥♥♥♥♫ ┼ ♫♥♥♥♥♥♥
Wchodząc na spacerniak, zobaczyłem
jak paru typków znęca się nad jakimś więźniem. Ofiara nie miała możliwości
ucieczki, gdyż została uprzednio otoczona ciasnym kręgiem przez napastników.
Byłem ciekaw, kto tym razem im podpadł. Zbliżyłem się odrobinkę, aby polepszyć
sobie widoczność. Nie dowierzałem własnym oczom. W centrum zainteresowania wyrostków znalazł się nie kto
inny jak Frank. Moja reakcja była natychmiastowa.
- Hej! Zostawcie go! –
krzyknąłem odpychając ich wszystkich na boki.
- Co ty odpierdalasz Poison?
Będziesz się użalać nad sierotą? – zapytał jeden z nich z kpiną.
- Ta sierota siedzi ze
mną w klatce. Jak go połamiesz to będzie mi całymi nocami stękał i jęczał, bo
będzie go coś boleć – warknąłem. – Oszczędź mi tego i spierdalaj znęcać się nad
kimś innym. Jego nie ważcie mi się więcej tknąć – rozkazałem władczym tonem.
- Dobra chłopaki,
zbieramy się – mruknął paker.
- Dzięki – szepnął
Frank podnosząc się z ziemi.
- Nie ma za co skarbie
– uśmiechnąłem się. – Nie chciałbym żeby uszkodzili twoją śliczną buźkę –
mruknąłem. – To ja lecę – powiedziałem. – Do zobaczenia w celi – oblizałem usta
dla podkreślenia znaczenia tych słów i odszedłem
**************************
Sorki za spóźnienie, ale miałam
utarczki z mamą, sprawdzian zaliczeniowy z chemii i na koniec Internet mi się
popsuł ;/ Ale już jest i mam nadzieję, ze wrażenia są dobre po jego
przeczytaniu ;D Komentować! ^^
Łojojojoj ^^ się porobiło :)
OdpowiedzUsuńCo jest temu Gerardowi? Jest chory i niebawem umrze? Dziewczynoooo, zadaję sobie to pytanie już od ponad tygodnia! Obiecaj mi, że w kolejnym rozdziale w końcu nam wytłumaczysz, co się dzieje. I must know.
Ach, ach... Frerardowa scena pierwsza klasa ♥
*___* Boże! To było zajebiste!
OdpowiedzUsuńJednak moje dwa ulubione teksty:
"- Taaa… - wysapał. – Jestem hardkorem. Dawaj dalej."
i:
"Miałem wrażenie jakby ktoś wsadził mi w dupę trzonek od grabi."
Hahahahaha. Po prostu boskie<3
I weź wreszcie powiedz o co chodzi z Gerardem! Ciekawość mnie zżera, a jak mnie zeżre to nie będzie nowego rozdziału na you'll be my detonator;P
Taaa, powiedziałabym coś więcej, ale boję się, że zabrzmi to co najmniej dziwnie. Może ta:
Ja chce więcej! Dawaj szybko nexta! To było cudne! Nie możemy się doczekać! Pozdro;]
A i jeszcze mam nadzieję, że c sprawdziany i reszta dobrze pójdą<3
Kochamy;]
~~Frerard~~
http://youll-be-my-detonator-frerard.blog.onet.pl/
Ja się poddaję...
OdpowiedzUsuń"miałem wrażenie jakby ktoś wsadził mi w dupę trzonek od grabi"? srsly? zajebiste porównanie XD ej, w ogóle fajne to było. Franek musiał nieźle drzeć mordę, hah. ej, ale teraz na poważnie.. zaczynam się bać D: oni ich rozdzielą, czy jak? D:
OdpowiedzUsuń/ savemesorrow & bulletinyourheart
"Martwy Jezusiczku! Miałem wrażenie jakby ktoś wsadził mi w dupę trzonek od grabi." - Dowaliłaś >DDD. Mrrr jak słodko C:. Słodki rozdział i chyba masz racje w czasem przybędzie mi fanów ale z tą sceną to przesadziłaś XD!
OdpowiedzUsuńJestem hardcorem rozwaliło system :D
OdpowiedzUsuńJeju doczekałam sie +18... A ogólnie to rozdział jest mega. Martwi mnie tylko jedno co to za okropna wiadomość, bosz mam bardzo złe przeczucia...
OdpowiedzUsuńFap fap fap
OdpowiedzUsuńto było boskie <3
i te cytaty wymienione wcześniej xD
*_______________* BOŻEBOŻEBOŻEBOŻE. TO BYŁO CUDOWNE! <3 Kocham to, normalnie! Ale czuje, że ty jesteś złą panią i zaraz po pornolu dasz dramat. Ja cię znam 8D Ale tak, czy inaczej to było tak zarąbiście świetne, że aż brak słów. Jezu, ale cudownie piszesz! ^_^ [fools-for-love.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńcfksajbcsoacscfaswcfaswcfwsafcseadwscfasw, no bez jaj!!! ale miodzio, nie dość, że wyznali sobie miłość, to jeszcze zdążyli się przeruchać i gee zdążył jeszcze franka uratować. jezu, jaki zaciesz :DDDDD taki bonus, trzy w jednym, no nie, teraz jestem zacieszona, śliczny rozdział! <3 napisałabyś jeszcze... ze sto takich, okej? C:
OdpowiedzUsuń