IX
Slipknot
– Duality
Z dedykacją dla Innej Martwej za pomysł, który został wykorzystany w tym rozdziale
;> Dla Nany w ramach rewanżu,
Kayo, aby nie traciła nadziei i pisała
dalej oraz dla Chemical Rainbow, bo ze mną wytrzymuje (btw. z okazji
naszej dziewiętnastodnicy, bejb) ;D
[GERARD]
- Witaj bracie – przywitałem się z
Mikeyem.
- W końcu się widzimy
– przysunął się bliżej z krzesłem.
- Uściskałbym ciebie,
ale ta szyba mi to uniemożliwia – zaśmiałem się. – Skutecznie z resztą –
cmoknąłem tak, jakbym chciał przekazać mu, że jest ona bardzo cwana.
W dłoni trzymałem
niebieska słuchawkę i z uwaga przyglądałem się bratu. Zmienił się, nieznacznie,
ale ja to dostrzegłem. Oczy mu pociemniały, twarz wyszczuplała i nabrała
męskich rysów, które wcześniej nieznacznie zanikały. Blond włosy przyciął po
bokach, a na środku zostawił grzywkę, która wchodziła mi w oczy, więc cały czas
zarzucał ją do tyłu machnięciem głowy.
- Widzę, że masz nowa
fryzurę – zakpiłem.
- A no! – rzekł po
‘wieśniackiemu’ – Jak się trzymasz? – zapytał z troską.
- Jakoś leci. Mam kolegę
w celi – pochwaliłem się, jakbym był małym chłopcem. - Nawet spoko gość.
Zachowuje się bez zarzutów – spoko to mało powiedziane. – Przynajmniej mam do
kogo gębę otworzyć – posumowałem tym zdaniem życie w klatce. – Znowu zaczynają
szaleć z tymi przesiedleniami, więc nie wiem, czy się jeszcze zobaczymy – w
sumie to wiem, ale pomińmy ten fakt. – No, ja mam nudne życie. Opowiadaj co się
zadziało w Nowym Jorku.
- Otóż mój bracie,
żenię się – powiedział triumfalnie.
- Kiedy? Jak? Z Ali? –
zapytałem zszokowany.
- W sumie to jeszcze
się jej o to nie pytałem… Chce ją dopiero dzisiaj prosić o rękę… – był trochę
zmieszany.
Zacząłem się głośno
śmieć. No nie ma to jak jego słynne planowanie rozmaitych rzeczy. Mówi, że się
żeni, ale panna młoda jeszcze niczego nie jest świadoma. Zastanawiałem się jak
pracują trybiki w jego głowie. Nie mogłem się opanować. W końcu strażnik
postanowił zwrócić mi uwagę.
- Ej, 2605. Nie
przesiadujesz tutaj sam.
- Już jestem spokojny
– podniosłem ręce w geście obrony.
Brat spojrzał na mnie
z jawną dezaprobatą. Nie wiem, czy dotyczyło to tego, iż mundurowy musiał mi
zwrócić uwagę, czy naigrywania się z jego planów na przyszłość. Raczej to
drugie.
- To aż taki jesteś
pewny, że się zgodzi? – zapytałem.
- A dlaczego nie? Coś
ze mną nie tak?
- Hmmm – teatralnie
potarłem palcem wskazującym podbródek i spojrzałem na Mikeyego ze zmarszczonymi
brwiami. – No ten nos – pokiwałem głową z rezygnacją i powaga na twarzy. – I te
zęby! – krzyknąłem dramatycznie łapiąc się za twarz.
- Co z nimi jest nie
tak? – wytrzeszczył oczy i zaczął się macać po nosie, a następnie jeździć
palcem po szkliwie siekaczy.
- Nic – znowu się
zaśmiałem, ale napotykając karcący i stanowczy wzrok strażnika, spoważniałem. –
Zgrywam się. Jest dobrze braciszku – zapewniłem. – Trzymam kciuki. Nie masz się
co martwić, na pewno się zgodzi – uspokoiłem go. – Masz przecież taki
zachęcający lewy profil i w ogóle.
- Też tak myślę –
uśmiechnął się szeroko i wypiął dumnie pierś.
„ No proszę jaki
skromny syn, udał się naszym rodzicom” – przeleciało mi przez myśl.
- Promieniejesz –
zacmokałem. – Co tam tak na marginesie u mamy słychać? – zapytałem już całkiem
poważnie, gdyż i sprawa taka była.
- Co raz gorzej –
spuścił niżej głowę. – Ma już przerzuty na kości. Lekarze nie dają jej więcej
jak pół roku – spojrzał gdzieś ponad mnie nieobecnym wzrokiem.
Widziałem, że się
przejmuje. Może nawet bardziej niż ja. Mimo, że matka i tak nie chce mnie
widzieć, co powiedziała, a raczej wysyczała mi prosto w twarz, kocham ją jak
przed laty. Moje uczucia względem jej osoby ani trochę nie osłabły. Mikey ma z
nią styczność co dnia. Wciąż odwiedza matkę i pielęgnuje. Na pewno odczuwa
wielkie powiązanie z jej chłodnym obliczem. Blond włosy jedynie potęgują
wrażenie lodu.
- Co z galerią? Masz z
niej jakiś pożytek? – starałem się odwrócić jego uwagę od przygnębiającego
tematu, co udało mi się z zadziwiającą łatwością.
- I to jaki! Jestem
ustawiony dzięki temu budynkowi do końca mojego życia i połowy bytu moich
dzieci, o ile będę je miał – westchnął uszczęśliwiony taką wizją. – Niedaleko
niej powstała Akademia Sztuk Pięknych. Wielu studentów przynosi swoje dzieła,
aby krytycy, którzy ostatnimi czasy wpadają stosunkowo często, je oceniali, czy
kupowali. Wprowadziłem również opcję wycieczek. Dzieciaki, czy młodzież są
zachwyceni. Młodzi artyści czerpią inspirację, a my przy okazji mamy spore
fundusze na koncie – pokiwał głową. – Jednak najpiękniejsze jest chyba to, że
pomagamy tylu utalentowanym ludziom wybić się choć trochę w tym światku. Nie
oszukujmy się, praca malarza czy architekta jest trudna do zdobycia, a żeby mieć
z tego pieniądze, już trzeba się maksymalnie przykładać, a niekiedy i to nie
wystarcza.
- Teraz to gadasz jak
mój brat, a nie jakiś chciwus, któremu sodówka uderzyła do głowy – zaśmiałem się.
- Wiesz Gerry jak
jest…. Teraz bez pieniędzy nic nie zrobisz. Nasz świat schodzi na psy. Ceny
wszystkich produktów rosną, a pensje stoją w miejscu – pokręcił z rozżaleniem
głową. – Nie mówię tutaj akurat o sobie, bo mi się dobrze wiedzie, ale o
innych. Bezrobocie stale rośnie, ulice roją się od bezdomnych. Utarła się myśl,
że za pracą to najlepiej do Stanów, ale to bzdura, stek kłamstw. Może nie jest
u nas jeszcze tak źle jak w innych krajach, lecz raju także nie ma. Wszyscy
biją się o jakąkolwiek posadę, wiele firm plajtuje. Nasze realia są strasznie
naciągane. Ten kto tutaj przyjedzie i zazna amerykańskiego życia w mieście,
zachce prędko się pakować i wracać do ojczyzny – zaśmiał się gorzko.
- To prawda… Nasz
świat schodzi na psy… społeczeństwo dzieli się na tych, który srają kasą, tych,
którym nie brakuje jedzenia, ale nie na wszystko mogą sobie pozwolić oraz na
tych, którzy żebrzą o byle kawałek chleba, bądź kradną, aby przetrwać. Gdyby
nawet poddać eliminacji bezdomnych alkoholików i narkomanów i tak zostaje znam
znaczny procent zwykłych nieszczęśników, którym Zycie dało po dupie. Zakładam,
że wkrótce będzie jeszcze gorzej. Nadchodzą naprawdę ciężkie, trudne czasy.
Należałoby przygotować się na najgorsze.
- Dlatego właśnie chcę
ciągnąć z tej galerii ile się da. Wiem, że to się skończy. Nie mam pojęcia
kiedy dokładnie, ale się skończy. Moim celem jest zagwarantować sobie
przyszłość na miarę przeciętnego obywatela. Zarobione pieniądze gromadzę, nie
jestem rozrzutny. Nawet jeżeli kryzys nie nastąpi za mojego życia, to kasa
przepłynie na dzieci i będę spokojny o ich przyszłość.
- Nie mam przecież
tego za złe Mikes – powiedziałem. – A tak na marginesie to… odwiedzasz czasem
Bandit? – głos mi się załamał, gdy wymówiłem to imię.
- Oczywiście. Jestem u
niej co niedzielę – w oczach zabłysł mu smutek. – Ostatnio z Ali zasadziliśmy
dookoła jej grobu stokrotki z puszystymi kwiatami i lawendę.
- Ban kochała je
zbierać – uśmiechnąłem się smutno do wspomnień. – No nic – pomasowałem uda. –
Trzeba żyć teraźniejszością – na moje oblicze wpełzł grymas. – Gdzie zabierasz
Alicie?
- Chce zaprowadzić ją
do tej fontanny w ogrodach miejskich – zaczął powiadać, żywo gestykulując. –
Zastanawiam się tylko jakie kwiaty będą odpowiednie, które wybrać? Myślałem nad
liliami, albo tulipanami. W sumie uważam, że jakbym zamówił…
- Róże – przerwałem mu.
- Co? – zapytał wybity
z rytmu jaki sobie narzucił tym słowotokiem.
- Róże – zaśmiałem
się. – Weź bukiet czerwonych róż, a w środek wsadź jedną czarna. Każ kwiaciarce
wszystko elegancko skropić brokatem i związać żółtą wstążką. Myślę, że będzie
pięknie.
- Chyba masz rację.
Wydaje mi się jednak, że róże to takie oklepane…
- Ale zawsze działa –
powiedziałem. – Kobiety nie są wcale takie skomplikowane, jakby mogło się
wydawać. Trzeba na nie jedynie znaleźć sposób. Jak zaczniesz wydziwiać i
przenosić Krzywą Wieżę z Pizdy…
- Pizy – poprawił mnie
odruchowo, jak za dawnych lat.
- Chuj to – machnąłem
ręką. – To przestraszysz dziewczynę – dokończyłem już bez wpadek.
- No dobra – zgodził
się po krótkim namyśle. – Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił, bracie –
zaśmiał się.
- Oj już przestań, bo
się rumienię – teatralnie zatrzepotałem rzęsami i zakryłem policzki dłonią.
- Były jakieś odpały
ostatnio? Masz dla mnie newsy prosto z pierdla?
- A tam – wzruszyłem
ramionami. – Szkoda gadać. Abe z bloku D zaatakował Stinka z dwójki. Mieli
między sobą jakieś tam porachunki. Jak zwykle trochę się powyzywali, polali i
tyle. – monotonia z jaką to recytowałem, aż mnie samego zaskoczyła. - Na
następny dzień znowu obili sobie nawzajem mordy. Dopiero wczoraj doszło do
rozwiązania sporu.
- I jak to się
skończyło? – przysunął się zaciekawiony z krzesłem bliżej szyby.
- Stink leży w
kostnicy – oznajmiłem mu grobowym tonem. – Podczas obiadu na stołówce Abe
zaszedł go od tyłu. Wyjął nóż i wbił chłopakowi w aortę. Podobno zahaczył też o
pień płucny, więc Stinky nie miał szans na przeżycie. Mówię ci, krew siknęła
takim strumieniem, że oblała po dwa stoły od tego, gdzie to miało miejsce.
Zanim strażnicy ruszyli dupy, to Abe już dobierał się do Kartcha, który chciał
pomóc S. Wszyscy się zebrali dookoła umierającego murzyna i patrzyli jak
targają nim przedśmiertne drgawki. To było straszne – wzdrygnąłem się.
- I co z tym, co
zabił?
- Zamknęli go w
izolatce czy coś. Nie mam pojęcia.
- Tylko tyle? Masz
tutaj rzeczywiście nudne życie – stwierdził.
- W sumie to jeszcze
Henry z C, który miał dyżur w kuchni…
- 2605! Koniec
rozmowy. No chodź Poison – powiedział strażnik.
- To pa Mikes –
pożegnałem się.
Zainicjowałem mu
wymownie zakończenie historii gestami. Przejechałem palcem po nadgarstku,
jakbym odcinał sobie dłoń. Brat pokazał jedynie uniesione kciuki i wymówił
zdziwiony, bezgłośnie: ‘Poison?’. Podniosłem ręce na znak, że taka już ma dola.
To przezwisko po prostu do mnie zostało dopisane. Zanim zostałem wyprowadzony,
zobaczyłem Franka w boksie dwunastym. Podłapałem jego spojrzenie i się
uśmiechnąłem salutując.
[FRANK]
- Cześć
mamuś- wyszeptałem nieśmiało.
- Dobrze ciebie widzieć Franuś.
Zaskoczył mnie jej ton. Był taki spokojny i… wręcz
matczyny. Jednak cała jej postać przedstawiała dość marny obraz. Ubrania na
kobiecie wisiały, a twarz znacznie jej wyszczuplała. Wyraźnie się
zaniepokoiłem. Przeczuwałem, iż dzieje się coś niedobrego. Bardzo niedobrego.
- Co słychać? Jak ci się wiedzie? – zapytałem z wyraźną
troską, rozbrzmiewającą z moich strun głosowych.
- Nie będę ciebie okłamywać… Nie jest dobrze. Mam problemy
z pieniędzmi – urwała jakby namyślając się czy wyjawić mi coś jeszcze czy
raczej zataić i zachować dla siebie.
- Powiedz mi. Nie ukrywaj nic – poprosiłem niemal
błagalnie.
- Jestem chora. Dość poważnie. To… jest uleczalne. Jednak
brak mi środków na odpowiednia opiekę – westchnęła ciężko. – Czynsz podrożał, a
leki także kosztują. Nie jest mi najłatwiej.
- Przepraszam, że nie mogę ci w żaden sposób pomóc. Siedząc
za kratkami, niewiele zdziałam.
- Dlatego właśnie dzisiaj tutaj jestem – wyjaśniła.- Myślę nad tym, aby zebrać odpowiednia sumę
pieniędzy i zwolnić ciebie za kaucją. Dowiedziałam się, że w kilku przypadkach
istnieje taka możliwość, a ty jesteś jednym z nich. Mógłbyś wówczas…
- Zaraz, zaraz. Czekaj… Mówisz… Mogę stad wyjść? Tak po
prostu? – nawet nie kryłem zdziwienia.
- No tak… tylko żądają bardzo dużo pieniędzy.
Pierwsze co przeszło mi przez myśl to Gerard. No a któżby
inny. Mężczyzna ten znaczył dla mnie bardzo wiele. Zwyczajnie nie wyobrażałem
sobie dalszego życia bez niego u boku. Stał się niezbędnym elementem, który pasował
do całej układanki, przedstawiającej obraz mojego serca. Jednakże naprzeciwko mnie
siedziała schorowana matka. Potrzebowała pomocy, mojej pomocy. Nie mogłem jej
odmówić. Kocham Waya, ale Linda jest ostatnią osobą z rodziny, która mi
została. Zostałem postawiony przed ciężkim wyborem. Miłością życia, a
obowiązkiem wobec rodzicielki. Nagle usłyszałam znajomy śmiech. „ Wcale mi niczego
nie ułatwiasz ” – westchnąłem w myślach. Bujnąłem się do tyłu na nogach krzesła
i wyjrzałem dyskretnie zza ścianki działowej poszczególnych boksów. Zobaczyłem
Gerarda wielce czymś rozbawionego. Łapał się za brzuch i nie był w stanie
opanować targających nim fal śmiechu. W końcu strażnik zwrócił mu uwagę i
rozkazał ciszę, na co ten tylko podniósł ręce w poddańczym geście i powiedział:
- Już jestem spokojny.
A potem wrócił do rozmowy z swoim odwiedzającym. Według zdobytych
wcześniej przeze mnie informacji, był to jego brat. Powróciłem do przerwanej
dyskusji z matką.
- Jak duża jest ta kwota? – zapytałem przez wrodzoną
ciekawość.
- Za duża – szepnęła. Nie jest oczywiście nierealna do uzbierania.
Myślę, że jak zapożyczę się u paru osób i dodam do tego moje oszczędności, to
wyjdziesz stąd za niedługi czas.
- Byłoby cudownie – posłałem jej na poły smutny na poły
pełen ulgi uśmiech.
- Nie wyglądasz na zbytnio zachwyconego tym faktem – bystrze
zauważyła. – Aż tak ci tutaj dobrze? – w jej tonie pobrzmiewała nutka wyrzutu i
niezadowolenia.
- Nie – zapewniłem mocą. – Tyle, że… - dodałem już spokojnie.
- Tyle, że…? – zaczęła po chwili naciskać, kiedy nie
uzyskała odpowiedzi.
- Poznałem tutaj kogoś – spuściłem głowę nieco zawstydzony.
– To naprawdę niesamowity, niezwykły człowiek.
Miałem to szczęście, iż mama akurat znała prawdę o mojej
orientacji i nie robiła żadnych problemów. Dla niej nie było ważne czy jestem
hetero czy homo. Może wynikało to z tego, że miała dwóch braci, którzy do domu woleli
raczej przyprowadzić kolegę, niż koleżankę.
- A kochasz go? – zapytała prosto z mostu, nie bawiąc się w
grzeczności, bądź wstępy.
- Tak… tak, oczywiście – wydukałem zaskoczony jej bezpośredniością.
- Możemy postarać się zawalczyć również o jego wolność –
zapewniła. – Jednak najpierw twoja kolej. Bardzo ciebie potrzebuję. Nie możemy w
tym przypadku zwlekać.
- 2605! Koniec rozmowy – oznajmił strażnik. – No, chodź
Poison.
Ponownie wynurzyłem się z boksu, aby przyjrzeć się chłopakowi.
Nie mam pojęcia, czy zdawał sobie sprawę z tego, z jak niezwykłą gracją się porusza.
Nagle odwrócił się w moim kierunku, uśmiechnął się słodko i zasalutował już z
poważną miną, po czym zniknął za ścianą prowadzony przez strażnika. Stłumiłem westchnienie.
Przed oczami jeszcze pojawił mi się obraz rozpromienionego chłopaka z
przydługimi włosami, wchodzącymi mu już do oczu. Czasem miałem wątpliwości, czy
on kocha mnie naprawdę. No bo spojrzeć po nas dwóch. Na pewno nie ja jestem tym
panem idealnym w tym nietuzinkowym związku. Wciąż się tym zadręczam.
Porozmawiałem
z mamą jeszcze jakiś czas, ale i na mnie przyszła kolej. Strażnik wywołał numer
2302 i byłem zmuszony kończyć. Pożegnałem się ze zmizerniałą kobietą i
odszedłem posyłając jej ostatni, tęskny uśmiech.
♥♥♥♥♥♥♫ ┼ ♫♥♥♥♥♥♥
Wszedłem niespiesznie do celi.
Chciałem porozmawiać z Wayem o tym, czego się dowiedziałem parę chwil temu.
Moje plany zostały udaremnione, gdyż chłopak smacznie sobie spał odwrócony
przodem do ściany. Nieznacznie posmutniałem, lecz szybko powrócił mi względnie
dobry humor. Wcisnąłem się pod koc zaraz obok Gerarda. Oplotłem go ciasno
rękoma w pasie i schowałem twarz w jego karku. Przez ciało czarnowłosego
przeszedł dreszcz, spowodowany zapewne nagłą zmianą temperatur.
- Już wróciłeś Frankie?
– zapytał niemrawo.
- Tak – wyszeptałem. –
Przepraszam, zbudziłem cie.
- Nie no co ty… A gdzież tam! – ożywił się. - Byłem nastawiony tylko na tryb czuwania –
skłamał. – Chodź tu – przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. – Jak tam
przeszła ci rozmowa z mamą?
- Dobrze. Ale jest
chora, brakuje jej pieniędzy na leczenie – zwlekałem z wyjawieniem mu tej
drugiej części. – Chce wpłacić za mnie kaucję, abym wyszedł. Potrzebuje pomocy.
- To super! – ja nie
byłem aż tak entuzjastycznie nastawiony do tego wszystkiego. – Przynajmniej w
jakimś stopniu ją wesprzesz finansowo, czy poprzez pracę.
- Cieszysz się? –
byłem zdumiony.
- A dlaczego miałbym tego
nie robić? – zapytał zbity z pantałyku. – Frank… Ty wyjdziesz na wolność! Nad
tym nie można płakać – zapewnił mnie ciepło.
- Tylko myślałem, że
będzie ci smutno czy coś… - burknąłem.
- Jasne, że będzie.
Ale czym jest smutek w porównaniu ze świadomością, że jesteś wolny i wiedziesz
spokojne, szczęśliwe życie z dala od tych murów.
- Bez ciebie to już
nie takie szczęśliwe… - szepnąłem.
- Co byś zrobił gdym
to ja dostał taką możliwość? – zapytał wzdychając ciężko.
- Gerard… - jęknąłem. –
Nie odwracaj kota ogonem.
Przecież to było jasne
jak słońce, żebym go nakłaniał do wyjścia jakby miał jakieś wątpliwości. Tylko
nie spodobało mi się, że obrócił wszystko przeciwko mnie. Skubaniec.
- Ale sam widzisz –
wytknął mi chwilę słabości i niezdecydowania.
Złączył nasze wargi w
namiętnym pocałunku. Poddałem się
pieszczocie z wręcz rozpaczliwym zaangażowaniem. Jeszcze brakowało
tylko, że miałbym się rozpłakać. Mógłbym całować go i całować, bez przerwy.
Odsunął mnie trochę od siebie.
- Wiesz, że ciebie
kocham jak nikogo innego nie kochałem i nigdy nie pokocham. Twoja wolność jest
dla mnie bardzo ważna. W słowa nie zdołałbym ująć tego, co do ciebie czuję
szkrabie. Jesteś dla mnie wszystkim i tak już zostanie. Dlatego też twoje
wyjście zza krat sprawia mi radość. Siedząc tu cierpisz. Nie wahaj się z
podjęciem decyzji, rozumiesz? – pokiwałem głową, ale oczy już mi się zaszkliły.
– To dobrze. Tylko przysyłaj mi listy.
- Kocham cię Gerard.
Mocno się do niego
przytuliłem. Następnie zrobiłem rzecz, której od początku nie chciałem
uzewnętrznić. Rozpłakałem się.
********************
Srutututu pęczek drutu i kila mięsa.
Po długiej przerwie daje takie gówno… Shame on me! *wywiesza w oknach zasłony
wstydu*
boskie. boooskie, no! Franuś słodki, rozmowa GeexMikes, no po prostu umarłam, no. widzisz, bo ty to zawsze tak zawaliście piszesz <3
OdpowiedzUsuńHahahahahh, KRZYWA WIERZA Z PIZDY <3 <3 <3 Boskie, Gerdu jest tu jakiś taki inny, jakiś taki szczęśliwszy mi się wydaje. To takie kochane jest nu. I ten Franek biedny. Nie wiem czemu, ale przez myśl przeszło mi, że Frank jest bratem Gee. Jestem pojebana. Enyłej, daj kolejne.
OdpowiedzUsuń/ heartfalling.blogspot
Dodałaś coś to się ciesz! Ja nie dodałam nic.. usunęłam opowiadanie o Killjoysach i nie mam weny. Gr.. Więc mi tu nie pisz o gównie!
OdpowiedzUsuńBtw... Bosze kocham twojego Frerarda. Omg to słodkie.. Ta akcja z panią Iero... To słodkie i zarazem parszywe z jej strony. Chcę tylko żeby Frank wyszedł bo potrzeba jej kasy na leki. Pff.. Pizda. Czekam na kolejne dzieło C:
Łoboże, Frank wyjdzie? Ja nadal zastanawiam się nad tym, co ukrywa Gerard. Bo coś ukrywa, coś, co dotyczy jego przyszłości w tym miejscu. Kur*wajegomać, ja mam tylko nadzieję, że on nie jest skazany na śmierć i że ta tajna informacja to data egzekucji, bo się chyba pochlastam.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, jezu, ale mnie to wciągnęło! Mówiłam już, że kocham koncepcję? I Ciebie? Nie? No to kocham!
xo
Wpadłam przez przypadek, ale jak zobaczyłam, że to Frerard to zostałam na dłużej. Całe opowiadanie przeczytałam w półgodziny, wciągnęło mnie ono. Muszę przyznać, że pomysł, aby obu panów wsadzić do wpierdla jest bardzo oryginalny. Nigdy nie czytałam czegoś takiego i pewnie dlatego mi się spodobało. Masz ciekawy styl pisania, potrafisz zainteresować czytelnika. Czasem zdarzają Ci się literówki, ale nie są to jakieś rażące po oczach błędy.
OdpowiedzUsuńLubię Twojego Gerarda. Chociaż był tajemniczy na samym początku, to później otworzył się przed Frankiem. Rozwalił mnie tą "wieżą z pizdy" XD Iero też lubię. Padłam na jego słowach "Jestem hardkorem, dawaj dalej". A teraz pod koniec tego rozdziału wyznali sobie miłość. Rozklejam się przy takich scenach. Mam nadzieję, że nie zrobisz nic Gerardowi, bo Cię uduszę.
No, czekam na nexta!!!
XOXO
hahaha xd Wieża z Pizdy :D Gee rulezzz ^^
OdpowiedzUsuńWiesz, tak mi do głowy przyszło, że Majki mógłby pomóc biednej pani Iero, bo chyba troszkę kaski uzbierał. A Geezuusa też mógłby za kaucją wydostać, no ale.. faktycznie, oskarżony o morderstwo na trzech osobach raczej by nie mógł skorzystać z takiej opcji, a szkoda :c
No właśnie, nadal trzymasz w tajemnicy, co się stanie z Gerardem. No weź mi wreszcie powiedz, no! czy on jakiś chory jest? Czy będą na nim przeprowadzane jakieś eksperymenty? Poooooooowiedz *lobi sUotkie ocka*
Kocham Cię, moja kochana ;* Ja bym z Tobą nie wytrzymała? Pff. To po prostu miłość ^^ Dziękuję za dedykację, słoneczko ♥
xoxo
P.S.: Co z tym Lublinem? Wbijasz kiedyś?
No, lubię to! Pisz, pisz, pisz:) Dla mnie to było fajne i nie w każdym rozdziale musi się dziać coś spektakularnego:). Jesteś moją inspiracją i świetnie zajmujesz mój wolny czas. Ja nie spekuluję co do opowiadania, a uczciwie czekam na ciąg dalszy... ;P
OdpowiedzUsuńwieża z pizdy rozkminiła mi system, wiesz, jakiego drugiego dna byłam w stanie się doszukać?! XDD normalnie się tarzałam po dywanie, czytając to na komórce! aż mama stwierdziła (kolejny raz z resztą) że potrzebuję psychiatry. cóż.. a tak poza tym, to mnie się podoba, baaardzo :3 mój pomyślik jednak nie był taki dziwny, jak widzisz, w skazani na shawshank były nawet bardziej rozkminiające sceny XD i jeszcze mam zdziwko, Franek wyjdzie? lolz, może się na prawie nie znam i je hejtuję, ale za potrójne nie dali by mu wyjść za kaucją. Może po paru latach wzorowego sprawowania dawali by mu przepustki, może po jakiś dziesięciu wyszedłby na warunkowe.. tak czy siak, nawet, gdyby kaucja była możliwa, to zapewne byłaby to tak kolosalna suma, że pani Linda musiałaby się otaczać samymi milionerami, aby od nich pożyczyć. tym bardziej Gee nie może wyjść, za "zabicie" małego dziecka, w dodatku pewnie jest uznany w pewnym sensie za niepoczytalnego, więc.. for rest of life in prison! ale wiesz, niektórzy ludzie siedząc w więzieniach zarabiają, czasem nawet spore sumki, więc ten tego.. no. za dużo książek przeczytałam, wieeem! XD anyway, jest fajowsko, chcę jak najszybciej kolejne :33
OdpowiedzUsuńNajpierw ładnie podziękuję za dedykację, a więc… wielkie JEN CU YEH! <3 No i przechodząc do rzeczy… to jest cholernie dziwne, bo mi się wydaje, że Gerd się cieszy z powodu wychodzenia Frania na wolność, ponieważ albo przenoszą Gerda do innego więzienia albo… *płacz* Dlaczego wyczuwam, że chcesz zrobić tu tragedię?! JESZCZE NIE MAM ZAPASÓW CHUSTECZEK HIGIENICZNYCH! D: Dobra, dobra. Ale to tylko moje podejrzenia, które mam nadzieję, że się nie spełnią, bo przecież tak dobrze wychodzą ci happy endy! Ten cukier, bardzo zdrowotny. O boże. Normalnie, dawaj mi tu następny docinek, bo umrę :< [fools-for-love.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńej, znowu nie mam pomysłu na komentarz. w wakacje mózg mi się kurczy i odmawia posłuszeństwa. kurde, nie wiem, no. nie wyjdzie, bo jak za morderstwo kaucję można, jakby wyrzucił papierek obok kosza, i by go do pierdla za to wsadzili, to kaucja jeszcze ujdzie, ale za morderstwa?
OdpowiedzUsuńa gee też głupi. mimo że ten nie wyjdzie, to powinien przywiązać go do nogi łóżka i nie pozwolić oddalić się na krok.... dobra, bredzę. zajebistość i tyle <3
Mało, krótko i ogólnie mi się nie podoba. Znaczy... tekst mi się podoba! Oczywiście, tylko nie podoba mi się, że jest tak... mało :c Komentarz znowu bez sensu, ładu i składu, ale nigdy nie wiem co mam napisać >.<
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, co się dalej wydarzy. Wręcz nie mogę się doczekać kontynuacji.
Oczywiście pozdrawiam i dziękuję za dedykację :3
http://yaoi-by-kayo.blogspot.com/
I co oni teraz zrobią? Mój plan: najpierw wyjdzie Frank, potem Gee(o ile niby zabójstwo 3 osób mu na to pozwoli:(:(:() i będą sobie z Frankiem wychowywać trójkę dzieci. Dobra, bez przesady... xD
OdpowiedzUsuńSorki, ze komek tak późno, ale ukradłyśmy kompa koleżance na chwilę i nadrabiamy rozdziały.
Kochamy:*
btw. Mikey taki fajny jest xD Pocieszny... xD
a, no i rozdział oczywiście bossski<3 daj nexta*_*
OdpowiedzUsuńWszystko spoko, ale Frank naprawdę może trafić do pierdla! Mnie to trochę bawi (może jestem bez serca?) ale to prawda. Wszystko na ten temat: http://www.change.org/petitions/frank-iero-stop-him-from-being-imprisoned Chyba nie trafi do Bella Muerte?
OdpowiedzUsuń