piątek, 21 września 2012

Bella Muerte


Poprzednio w Bella Muerte:

Pchany złością i niedowierzaniem, z bijącym sercem podbiegłem do drewnianych drzwi. Złapałem za klamkę i jednym, gwałtownym ruchem je otworzyłem. Gdy wkroczyłem do pomieszczenia, prowadzona rozmowa zamarła, a spojrzenia dwóch mężczyzn skupiły się na mnie.
- Frank?
- Gerard?
- Frank?
- Bob?!

XVI



Happysad ~~> Nic nie zmieniać

[GERARD]

            - Frank! – pisnąłem uradowany. – W końcu jesteś – rzuciłem się na niego jak wygłodniały zwierz na kawał krwistego mięcha i zacząłem ściskać ze wszystkich sił. – Jak ja się za tobą stęskniłem!
- O! A wiesz, że ja też?! – zapytał z kpiną, odpychając mnie od siebie. – Tylko z tą różnicą, że byłem święcie przekonany o twojej śmierci! – wydarł się tak, że jego donośny wrzask furii rozniósł się echem po całym budynku galerii.
- Tooo ja może już pójdę – wyjąkał nieco zmieszany Bob. – Do jutra stary i… powodzenia – spojrzał znacząco na nieźle wnerwionego Franka.
Pomachałem mu na pożegnanie i przeniosłem skruszone spojrzenie na mojego… chłopaka. Nie byłem pewien w sumie, czy w dalszym ciągu ten zaszczyt bycia z nim mi przysługuje. Wiem, że cała sytuacja wydaje mu się zapewne ukartowana i czuje się oszukany, ale… Ja nic nie wiedziałem o tym, że losy życia, które prowadzę, są z góry zaplanowane i przesądzone. W dniu, w którym zostałem zabrany  spod celi i uśpiony, moje serce przepełniała trwoga. Byłem przekonany o tym, że umrę.
Na twarzy Iero malowały się same negatywne emocje, a z oczu patrzył gniew. Podrygiwał nerwowo w miejscu, czekając zapewne na wytłumaczenia. Zaciskał mocno wargi tak, że tworzyły jedną, wąską linię, a ich kolor z ciemnego różu przeszedł w blady kremowy. Chciałem, aby przez gardło przeszło mi jakiekolwiek słowo, lecz wszelkie starania spełzły na niczym.
Z upływem chwil, atmosfera zrobiła się napięta, cisza niezmiernie ciążyła obydwu z nas. Zareagowałem dopiero, gdy frankowe oczy zalśniły w świetle lamp, za sprawą zbierających się w nich łez. Chyba zdał sobie sprawę z tego, że to zauważyłem, więc naciągnął rękawy swojej zielonej bluzy na dłonie i dzierżąc materiał w pięści, którą zasłonił twarz, odwrócił głowę w drugą stronę, profilem do mnie.
- Ja ci to wytłumaczę – zacząłem szeptem.
No tak… Nie ma to jak tekst rodem z jakiegoś nędznego filmu. Żona przyłapuje męża na zdradzie z sekretarką, o on tylko duka nieskładnie: „ Kochanie… To nie tak jak myślisz… Ależ ja ci wszystko wytłumaczę!”. No tak mniej więcej… My jednak znajdowaliśmy się w całkiem innym położeniu i odmiennej sytuacji od tej z planu filmowego. Nie miałem pojęcia jak to wszystko zgrabnie ująć, aby chłopak mógł na spokojnie przeanalizować każdą informację i przyswoić, zapytać, bądź zanegować, jeżeli zaistnieje taka potrzeba.
- Na to liczę – warknął. – Wiesz co ja przezywałem? Myślałem, że nie żyjesz, kurwa! Nie żyjesz! – powtórzył rozgorączkowany, wczuwając się co raz to bardziej w wypowiadane słowa. – A ty co? Siedziałeś sobie w jakiejś kanciapie i miałeś mnie głęboko w dupie! – pociągnął nosem.
- Frank, to zupełnie nie tak…
- Zamknij się! Teraz ja mówię do cholery! – wydarł się. – Szykowałem się na najgorsze. Byłem gotowy nawet przeżyć załamanie nerwowe i… – nie dokończył, bo zatkałem mu usta pocałunkiem.
            Podświadomie pragnąłem tego od chwili, gdy dowiedziałem się, że Frank dołączy do mnie i Boba. Pierwszą myślą, kiedy powiedziano mi, że jednak nie zostanę pozbawiony życia, było odnalezienie Franka. Sądziłem, że wyjedzie, a nasz kontakt się urwie, a gdy odnajdę go po jakimś czasie to, co nas łączyło, osłabnie i wykluczy dalszy związek. Kosztując ponownie jego ust, wiedziałem, że jest szansa, a ja nie zamierzałem jej nie wykorzystać.
 Chłopak, o dziwo, nie opierał się. Wręcz całkiem przeciwnie. Jęknął cicho i przywarł do mnie całym sobą. Jego prawa dłoń spoczęła na moim karku, aby pogłębić pieszczotę, jaką było wzajemne zasysanie swoich warg. Objąłem Franka w pasie i przyciągnąłem nieco bliżej. Nasze zbliżenie nie trwało jednak jakoś specjalnie długo, gdyż Iero oderwał się ode mnie i z zamachu zdzielił mnie mocno otwartą dłonią w policzek. Poczułem, jak moje ciało przeszywa dreszcz, a głowa automatycznie przechyla się w prawo. Odniosłem wrażenia, jakby ktoś szybko i zręcznie przeciągnął zimnym ostrzem brzytwy po skórze mej twarzy. Zanim jednak zdążyłem złapać się za pulsujące tępym bólem miejsce, wargi Franka ponownie natarły na moje.
Nie mam pojęcia, co to mogło znaczyć, ale jak na chwile obecną nie miało większego znaczenia. Żarliwie odwzajemniałem każdą pieszczotę, którą byłem obdarzany. Położyłem dłonie na biodrach chłopaka i pokierowałem go odrobinę w prawo i do tyłu. Zwolniłem trochę z gwałtownymi i zachłannymi ruchami mojego języka. Zacząłem natomiast wkładać w powolny pocałunek całą miłość i tęsknotę jaką odczuwałem na przestrzeni ostatnich dni. Przeczesałem delikatnym gestem przydługie włosy chłopaka i założyłem jeden z błąkających się kosmyków za jego ucho. Podniosłem lekko frankowe ciało do góry i posadziłem na biurku, nie przerywając wykonywanej czynności, jaką było subtelne męczenie jego pełnych ust. Stanąłem między rozchylonymi nogami Iero, którego dłonie błądziły po mym torsie, przyprawiając mnie o dreszcze. Lewą rękę wplotłem w jego gęste włosy, a prawą umieściłem na dolnym odcinku pleców chłopaka. Nieznacznie na niego naparłem, co przyczyniło się do upadku kilku rzeczy na podłogę. Kubek z ołówkami roztrzaskał się, rozsypując całą swoją zawartość po pomieszczeniu. Ten mały incydent zniszczył całą atmosferę, podniecenie oraz napięcie, które się między nami zawiązało. Westchnąłem ciężko i zacząłem się powoli odsuwać.
- Nie – zaprotestował Frank, oplatając nogi dookoła moich bioder, tym samym przyciągając mnie na powrót do siebie. – Nie wypuszczę ciebie drugi raz. Już nigdy więcej – mruknął rozkosznie i ułożył głowę na mojej klatce piersiowej.
Zaśmiałem się cicho i ukryłem jego ciało w moich ramionach. Mógłbym trwać w takiej pozycji już do końca życia. Nie pogodziłbym się z ponowną stratą tej kruszyny. Przysiągłem sobie, że nigdy nie dopuszczę, aby nas na powrót rozdzielono w jakikolwiek sposób. Mogłem wyraźnie wyczuć szybkie bicie jego serca oraz ciepły oddech, docierający do mojego ciała nawet przez materiał.
- A kto powiedział, że ja chcę gdzieś uciekać? – szepnąłem.
Momentalnie poczułem jak w miejscu mojego mostka, robi mi się mokro. Odsunąłem się odrobinę do tyłu i spojrzałem na zalaną łzami, buzię Franka. Chwyciłem jego twarz oburącz, zmuszając go tym samym do spojrzenia na mnie. Brązowe oczy Iero szkliły się niemiłosiernie, a obwódki pokryła opuchnięta, blada czerwień.
- Dlaczego płaczesz? – zdziwiłem się.
- Co się z tobą działo Gerard? – zapytał drżącym głosem. – Co się z tobą działo przez ten cały czas?
- Musimy teraz o tym rozmawiać? – jęknąłem.
- Tak.
 Westchnąłem tylko i pomogłem mu zejść z biurka. Usiedliśmy niespiesznie na sofie. Frank popatrzał na mnie wyczekująco. Złapałem jego dłonie w swoje. Szukałem odpowiednich słów do rozpoczęcia tej opowieści, ale jak zwykle zacząłem banałem.
- Na początek może ci powiem, że nie miałem o niczym pojęcia – zaznaczyłem.  – Nie chcę, abyś pomyślał, że ciebie oszukiwałem i byłem wtajemniczony we wszystko, co rozegrało się na twoich oczach. Musze przyznać, że Higgins odegrał niezłe przedstawienie.- uśmiechnąłem się słabo. – Uwierzyłem, że idę na pewną śmierć…

            Obudziłem się w jednym z podziemnych laboratoriów Bella Muerte. Pamiętałem to pomieszczenie. Kiedyś już tutaj byłem. Powoli się podniosłem, ale czynność ta wiele mnie kosztowała. Głowa mi pękała, a już o dreszczach ciała nie wspomnę. Po chwili przypomniałem sobie wszystko, co zaszło. Ogarnęła mnie cholerna trwoga. Nie miałem zielonego pojęcia, co ze mną zrobią. Gdy chciałem już wstawać i obmyślać jakiś plan ucieczki, drzwi do pomieszczenia otworzyły się i wszedł Higgins.
- Obudziłeś się, Way – przywołał na twarz uśmiech, o dziwo miły.
- Co ze mną zrobicie? – mój ton za to nie należał do najsympatyczniejszych. Zachowywałem się jak zwierze, które odkryło, że zaraz ktoś je uśpi.
- Spokojnie – wykonał uspokajający gest rękoma. – Wszystko ci wyjaśnię, jednakże pozwól za mną.
Po chwili ociągania, ruszyłem w ślad za osiwiałym starcem. Szliśmy krętymi korytarzami, aż w końcu dotarliśmy do jakiś drzwi. Były zabezpieczone kodem. Joseph wystukał na elektrycznym panelu szereg nieznanych i do niczego mi niepotrzebnych cyfr. Podczas naciskania na poszczególne klawisze, po ciemnym tunelu roznosiło się echo specyficznego pikania, a liczby podświetlały się na niebiesko. Nagle do moich uszu dobiegło przeciągłe brzęczenie, a następnie trzask, a drzwi otworzyły się. Ku memu zdziwieniu, weszliśmy do gabinetu naczelnika tylko… od jakiejś innej strony.
- Usiądź, proszę – wskazał mi fotel, na którym zasiadałem już tak wiele razy.
Higgins rozwalił się wygodnie za swoim biurkiem. Zaczął przeszukiwać szufladę z dokumentami. Po chwili wyciągnął z niej dużą, czarną kopertę z czerwonym napisem: ‘TAJNE’ na samym środku.
- Chcesz stąd wyjść? – potwierdziłem skinieniem głowy. – Mam dla ciebie pewną propozycję.
- Zamieniam się w słuch – powiedziałem.
- Zostaniesz agentem naszego rządu.
            Miedzy nami zawisła pełna napięcia i oczekiwania cisza. Popatrzałem na Josepha z powątpiewaniem, aby następnie wybuchnąć głośnym, nieco histerycznym nawet śmiechem. Jednak kiedy napotkałem jego surowy, poważny i karcący wzrok, natychmiast spoważniałem.
- A jakie miałbym z tego korzyści? – zapytałem przebiegle.
- Życie na wolności. To chyba dobra oferta, nieprawdaż?

            - Zgodziłeś się? – zapytał Frank.
- Tak – szepnąłem z nieobecnym wzrokiem. – Inaczej  teraz by mnie tutaj nie było.
- I co wydarzyło się dalej?
- Dalej…

            - A mogę porozmawiać z Frankiem?
- Nie – odparł poważnie i zdecydowanie.
- Dlaczego? Przecież to nie stanowi jakiegoś znowusz poważnego problemu.
- To wszystko jest anonimowe. Twoje życie prywatne nie może kolidować ze sprawami zawodowymi, a tym bardziej w nie ingerować. Rozumiesz?
- Tak – szepnąłem. – Wszystko jasne.
- Cieszy mnie to – burknął.
- Czym będę się zatem zajmować?
- Twoim zadaniem będzie odbieranie różnych informacji i przesyłek od kontaktów spoza granicy. Musimy jeszcze tylko znaleźć miejsce, w którym będzie się cały proces odbywał. – oznajmił. – To na razie nie jest twój problem. Zostaniesz o wszystkim dokładnie poinformowany.
             Nagle ni stąd ni z owąd na myśl przyszła mi moja galeria. Mógłbym w prawdzie zaproponować ją, jako miejsce spotkań, jednakże postawiłbym im pewne warunki, które musiałby zostać spełnione.
- A jeżeli hipotetycznie odsprzedałbym rządowi budynek, który jest wręcz idealną przykrywką i nadaje się do tego typu rzeczy? – zapytałem z chytrym uśmiechem, który wykwitł na moim obliczu.
- Który dokładnie masz na myśli? – autentycznie się zainteresował.
- Mówię o moim byłym miejscu pracy. Hipotetycznie naturalnie
- To muzeum? – spojrzał na mnie dziwnie. – Myślisz, że w ogóle się nada?
- Nie muzeum, tylko galeria sztuki tak po pierwsze. I tak, twierdzę, że jest to idealne miejsce, które nie będzie budzić jakichkolwiek podejrzeń. Wiem od brata, że jest w niej ostatnimi czasy spory ruch, więc nikt kto nie będzie się wyróżniał spośród grupy zwykłych nowojorczyków, których pociąga sztuka, nie będzie się w żadnym stopniu wyróżniał – oznajmiłem z przekonaniem. – Ze sprzedażą nie będzie problemów. Choć Mikey nią zarządza, to budynek w dalszym ciągu jest przepisany na mnie.
- To świetnie, bardzo się cieszę – zaśmiał się.
- Mam tylko dwa warunki.
- Tego się właśnie obawiałem – westchnął, masując się po skroniach. – Jakie to warunki? – zapytał, ponaglając mnie machnięciem ręki.
- Wypuścisz Franka i… - moja wypowiedź została przerwana.
- Ale… - zaczął Higgins.
- Wypuścisz Franka – powtórzyłem z naciskiem. – Chce również jakąś kasę za odsprzedanie czegoś, na co pracowałem przez te wszystkie pieprzone lata.
- Ah! Ta wasza gejowska miłość nie zna granic – zaśmiał się kręcąc głową.
            Gdybym stał, moje nogi niechybnie ugięłyby się pode mną i runąłbym na ziemię jak długi. Wytrzeszczyłem oczy na starca, a moje serce zaczęło pompować dwukrotnie więcej krwi niż normalnie.
- O czym ty do cholery mówisz?! – zapytałem zdziwiony.
- Nie rżnij głupa, Way – posłał mi promienny uśmiech. – Ja mam kamery wszędzie, poza celami, bo nie chce nawet wiedzieć, co wy tam wyrabiacie. Wszędzie – zaznaczył. – Nawet w zagraconych schowkach - wbiłem się głębiej w fotel, na którym siedziałem. Poczułem, jak moje policzki pokryły się czerwienią, co tylko wywołało u Josepha kolejną falę skrzeczącego rechotu.
- Na szczęście dla moich oczu i psychiki wyłączyłem ją zanim dotarliście do czegoś więcej.

            - Jezu! On to widział? – pisnął Frank, łapiąc się za głowę. Zarumienił się, chociaż nawet w połowie nie poczuł tego, co ja w tamtym momencie.
- Pomyśl jak ja się czułem, gdy mi to uświadamiał – burknąłem.
- Moje biedactwo! Chodź tu, ucałuję ciebie czule! – jak powiedział, tak i zrobił.
- Chodź do mnie – przygarnąłem go ramieniem bliżej siebie. Przez chwile milczeliśmy. Iero ufnie wtulił się w moją pierś.
- Gdy tutaj przyszedłem, był z tobą Bob – szepnął. – Co wy razem robiliście? - przeniósł na mnie swoje duże, czekoladowe oczy.
- On… jest moim tak jakby wspólnikiem – wyjaśniłem. -  Musiałem go odebrać z portu i wdrożyć w całą sprawę. Aby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń, ktoś z góry załatwił mu posadę informatyka w Akademii, która znajduje się tutaj w pobliżu. Dwa razy w miesiącu są w niej dni otwarte. Wówczas przybycie jakiś nikomu nieznanych ludzi, nie wzbudza większych podejrzeń – wytłumaczyłem mu w miarę zwięźle. – Co dwa do trzech tygodni pojawia się u mnie Bob i zostawia to, co otrzymał. Niekiedy także umawiamy się w moim mieszkaniu i zdaje mi relacje, abym nie wypadł z rytmu i był na bieżąco. Następnie piszemy z Bobem raport i odbiera go od nas jeden z pracowników czegoś tam. Miał dzisiaj przyjść, ale sporo się spóźnia, więc zapewne dostaniemy informację o zmianie terminu… - spojrzałem na tarczę zegarka.
- A jaka jest w tym wszystkim moja rola? – zapytał zaciekawiony.
- Jesteś moim partnerem życiowym – cmoknąłem go w czoło.
- Tylko tyle?
- No i będziesz miał malutką, przytulną kwiaciarnię na rogu sześćdziesiątej siódmej i Neon Street – zaśmiałem się. – Pewnie jak się domyślasz, siedzisz w tym razem ze mną, ale szczegóły przekażę ci w domu.
- To ja mam mieszkać z tobą? – zapytał z jarzącymi się szczęściem oczyma.
- Jak chcesz, to możesz zająć karton pod mostem. Znam paru ludzi, którzy uwielbiają takie widoki i nie oddaliby za nic swojej kępki trawy. Te piękne, śmierdzące rynsztoki zapierają dech w piersiach. Jeżeli jesteś tego fanatykiem, to jak najbardziej rezydencja dla ciebie, skarbie – zażartowałem.
- Oh już przeeeestań- sięgnął niespiesznie do moich ust.
Gdy odwzajemniłem pieszczotę, przełożył nade mną nogę i usiadł mi na kolanach. Ułożyłem dłonie na jego biodrach, uśmiechając się przebiegle, gdyż zdawałem sobie idealnie sprawę z tego, do czego to wszystko zmierza. Nie powiem… podobała mi się ta myśl. Frank nie zamierzał bawić się w gry wstępne, gdyż byliśmy na równi spragnieni bliskości naszych rozgrzanych, nagich ciał. Poczułem jak dłonie chłopaka wdzierają się pod moją koszulkę. Przeszły mnie dreszcze, spowodowane zarówno tym, że palce Iero były niesamowicie zimne jak i tym, że czułem się ciasno we własnych spodniach z wiadomych przyczyn. Mruknąłem z zadowolenia. Naszą słodką chwilę intymności przerwało głośne chrząknięcie. Wychyliłem się zza ramienia Franka i ujrzałem stojącego w przejściu mężczyznę.
- Sorry, że tak późno, ale coś mi… wypadło – powiedział.
- Nie ma sprawy – podrapałem się po głowie. Zsunąłem z siebie delikatnie Franka. Podszedłem do biurka i wyciągnąłem z szuflady biurka raport, w celu którego odebrania, pojawił się blondyn. – Trzymaj to… – podałem mu plik kartek. - … i to – wcisnąłem mężczyźnie w dłonie paczkę, którą przyniósł ze sobą Iero.
- Dzięki – gość ciągle patrzał się na Franka, co nieco zbiło mnie z tropu. Przypomniałem sobie, ze przecież nie przedstawiłem ich sobie, co zapewne stanowiło przyczynę tej napiętej w pewnym stopniu sytuacji.
- Frank to jest Josh – oznajmiłem brunetowi. – Josh, to jest Frank, u którego będziesz nabywał dorodne i pachnące kwiatki – zaśmiałem się.
- My się znamy, Gerard – oznajmił blondyn przy drzwiach.
- Tak? – uniosłem wysoko brwi w geście zdziwienia. – To będzie wtedy łatwiej wam się pracowało.
- Nie sadzę – warknął Frank. – Lepiej będzie jak zmieni kwiaciarza.
- Frank… porozmawiajmy – poprosił Savinsky.
- Wszystko wyjaśniliśmy sobie już jakiś czas temu.
Josh westchnął ciężko. Moje spojrzenie wędrowało od jednego chłopaka do drugiego, jakby śledziło mecz ping ponga. Nie byłem chyba odpowiednio wtajemniczony w całą sytuację. Postanowiłem, że zapytam się o to Franka jak tylko nadarzy się sposobność.
- To… do zobaczenia Gerard.
Mężczyzna pożegnał się i wyszedł. Gdy zostałem sam na sam z Frankiem, pomieszczenie wypełniła dręcząca cisza, której żadne z nas nie przerywało.
- Skąd się znacie? – zapytałem szeptem.
- Nie ważne – burknął Iero.
- Ważne. Mów.
- Josh to… - zaczął się bawić palcami. – To mój były facet jest no…
- Dlaczego… były? – ledwo przeszło mi to pytanie przez gardło, lecz ostatecznie wydusiłem to z siebie.
- Po pierwsze więzienie, a po drugie… zdradził mnie z… mordercą mojej siostry – przeczesał ręką swoje przydługie włosy. – Wiem, że to trochę idiotycznie brzmi, ale tak było. Twierdził, że nie rozumiem tego, co widziałem i to nie było tak, jak an to wyglądało, ale… jakoś nie jestem w stanie w to uwierzyć. Tym bardziej, że wszystko prezentowało się  jednoznacznie.
- Myślałeś może… żeby wrócić do niego czy coś? – sam nie wiem, dlaczego o to zapytałem, Zwyczajnie czułem wewnętrzną potrzebę zdobycia tej informacji. Chciałem wiedzieć, na czym stoję.
- Tak – westchnął i podszedł do mnie wolnym krokiem. – Jednak to było zanim poznałem ciebie i dowiedziałem się, czym jest prawdziwa miłość – oznajmił patrząc mi w oczy. – Miłość nietuzinkowa, niezwykła, ekscytująca. Miłość pełna wyzwań, namiętna i podniecająca. Miłość, która nigdy się nie kończy.
- Miło to słyszeć – mruknąłem do jego ucha. – Teraz chyba nikt nam już nie przeszkodzi. Hm? – zasmakowałem jego warg, nie wiem, który raz tego dnia. – Ja pierdole – warknąłem, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Gerard?!
- Co jest Mikes? – zapytałem niecierpliwiąc się.
Jednak w miarę informacji, które uzyskiwałem od brata, mój nastrój się radykalnie zmienił. Poczułem jak bezsilność ogarnia mięśnie i kończyny mojego ciała, jak z twarzy odpływa mi krew i jak robi mi się słabo. Nie wierzyłem, że takie rzeczy dzieją się właśnie mnie… Wbiłem puste spojrzenie w przeciwległą ścianę, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Zrozumiałem – szepnąłem. - Już idę – zakończyłem połączenie.
- Co się stało?! – napadł na mnie Iero.
- Moja mama… nie żyje.
Natychmiast poczułem jak Frank przytula mnie mocno i szepcze słowa otuchy. Mimo, że była to zwykła, banalna litania, że wszystko będzie dobrze, że jakoś się ułoży, podniosła mnie niesamowicie na duchu. Tylko… prawda była inna. Nie będzie dobrze. Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę tylko on mi został… Mikey niedługo wyjedzie w pogoni za miłością, a ja zostanę sam jak palec. Frank… Teraz on jest moja jedyną nadzieją. Nadzieją na przyszłość.


***
„Jeśli musze i wybrać będę mógł jak odejść to przecież dobrze, dobrze o tym wiem. Chciałbym umrzeć przy Tobie. Jeśli kiedyś wybrać będę mógł jak to zrobić to przecież dobrze, dobrze o tym wiem. Chciałbym umrzeć z miłości.”

 ~ Myslovitz ~~> Chciałbym umrzeć z miłości

***********

Tyn, Tyn, Tyyyyn… Macie wcześniej :D Nawiązując do komentarzy… *pociąga nosem* JESTEM Z WAS DUMNA!!!! ♥♥♥ Ah… no i tak :) W fejsbókowskim losowaniu wygrała Donna Way xD Nie wiem, czy się tego spodziewaliście, jednak to na nią poszła większość głosów, soł… złóżmy Gee kondolencje :P

10 = NEXT

9 komentarzy:

  1. O matulu, nawet nie masz pojęcia jak mi lżej na sercu z myślą, że to chodziło o Donnę. NIE SPAŁAM PO NOCACH, BOJĄC SIĘ ŻE WYTYPOWAŁAM GEE ALBO FRANKA, ROZUMIESZ?! ;_; Ok, spokojnie.. Jak zwykle zabijasz zajebistą długością i te opisy, tak. Widzisz, lubię się powtarzać.. No. Bywa. Okej, powiem tak - nie wiem, czy jesteś w połowie, czy raczej na końcu opowiadania, ale mimo wszystko mam nadzieję, że już im nic nie grozi, już będzie wszystko dobrze i w ogóle sam cukier. I chyba tyle mam do powiedzenia :3

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! To było... to... to było po prostu super! Rozśmieszył mnie ten jeden fragment. Gdy Higgins powiedział "Ah! Ta wasza gejowska miłość nie zna granic" :-)
    Czyli... to tak jakby koniec więzienia. Z jednej strony się cieszę, bo Gee i Frank są wolni, Bob również, ale z drugiej strony... polubiłam to więzienie! zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział! To całe opowiadanie jest cudne! Świetne, zaskakujące i piosenki świetnie dobrane i złego słowa nie można powiedzieć! Żaden błąd nie rzucił mi się w oczy (chyba dlatego, że byłam pochłonięta czytaniem).
    Jesteś świetna, oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. O boziu, jakie to słodziutkie! Pełne miłości, szczęścia i namiętności. Po prostu to jest tak cudowne, że mam ochotę skakać z radości! Tak pięknie piszesz, a jaka świetna fabuła! *_* Po prostu wielbię to opowiadanie i to jest znów ten moment, w którym nie wiem, co ci napisać w komentarzu... Jednak pisz, słońce, bo ja naprawdę to uwielbiam <3 [fools-for-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, jakie to było słodkie ;3. Uwielbiam takie sceny i to w wydaniu gejów (jaka ja jestem dziwna xD). Kocham cię, kocham za to opowiadanie.
    Ten Josh mnie zdenerwował. Mam nadzieję, że nie będzie ingerować w życie naszego Franka i Gerarda, bo go ukatrupię. Oni mają być razem forever and ever, zrozumiano?!
    Ja chcę więcej, ma chora psychika tego potrzebuje ;(
    Morza weny, takiego dużego i głębokiego!
    XOXO

    OdpowiedzUsuń
  5. Kamień spadł mi z serca! Nawet nie wiesz jak dobrze wiedzieć, że Frank i Gerard będą mogli być razem. <3 Tylko ten Josh mi się nie podoba. Będę mieć na niego oko. ;)
    Błagam na kolanach o następny odcinek. Muszę czymś nakarmić mój chory mózg!
    Do następnego. :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekaj no chwile... Musze się uspokoić i poukładać sobie wszystko w głowie. Mamo *_* Taki długi, piękny i wspaniały rozdział *____* I tyle się w nim stało, że nie umiem spamiętać, więc wybacz, jak coś pominę xD Po pierwsze: zabijmy wszystkich, którzy odważyli się przeszkodzić Gee i Frankowi w wiadomo czym. Po drugie: Higgins widział, to co robili w tym schowku ;D Chcę być Higginsem! *________* Po trzecie: coś mi nie pasuje z tym Joshem... On będzie tym złym (tak mi się wydaje xD byłoby ciekawie xD) Po czwarte: biedny Gee:( Ale jest Frank *_* On przytuli, pocieszy, ewentualnie zgwałci *_* (tak, nakręciłam się na jakąś FAJNĄ scenę, a tu nic:() I po piąte: Gee i Frank się spotkali, są razem i...Boże! Dodaj jak najszybciej nexta! Postarajmy się wszyscy, bo ja nie wytrzymam bez twojego opo nawet 2 dni *_* No...To by było na tyle xD Świetnie piszesz *_* Weny życzymy;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Oh jak się cieszę! <3 Znów są razem i ostanie zdania, normalnie takie pocieszne. Kurczę, ja tu też się napalam na jakąś taką scenę a ty im tu ciągle przerywasz, nie ładnie. Trza zabić. Właściwie nie wiem czy się cieszyć, z tej ich współpracy czy nie. To niebezpieczne prawda? Znów będę kłopoty. A propos kłopotów ten Josh mi się nie podoba... Trzeba go mieć na oku, żeby mi tu Frerardowego romansiku nie zjeb..ehkem. Także tego, smutaśno, że Gee i Majkuś stracili mamusie, ale od czego jest Franio? Mam nadzieje, że razem dadzą jakoś radę :) Tak w ogóle, może się powtórzę, ale ja ubóstwiam Boba xD No normalnie uwielbiam, dawaj więcej akcji z nim! :D No więc, czekamy wszyscy na TĄ scenę w twoim boskim wykonaniu i oczywiście NEXT <3 Pozdrowinka i weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, no nareszcie! Tak nie mogłam się doczekać ich spotkania. Kurczę, kocham to opowiadanie i mam nadzieję, że jednak nie masz zamiaru tego tak szybko skończyć : 3

    OdpowiedzUsuń
  9. OMGOMGOMG. ZOSTAŃ MOIM BOGIEM ;__;
    Mam nadzieje, że Gee nie zrobi się teraz taki ciotowaty, bo mu matka zmarła. Wiem, nie mam serca. BTW. Nie lubię Josha ;__; CZUJE JAKĄŚ ZDRADĘ W POWIETRZU. Nie no, żartuje, ale mogłabyś jakoś go uśmiercić. Wiem, nie mam serca x2. Jestem bardzo ciekawa co będzie w drugim odcinku, hohoho. może jakaś scena +18. Nie pogardziłabym ;uu; Wiesz, seks na pocieszenie Gerarda po śmierci matki ;__;

    OdpowiedzUsuń