XVII
Pearl Jam
~~> Black
No to jedziemy z
kontynuacją :D Zapraszam na cioty… x)
[FRANK]
Po telefonie od
Mikeyego niemalże natychmiast wyszliśmy z galerii i skierowaliśmy się do szpitala,
gdzie lekarze usiłowali przywrócić do życia matkę Gerarda, niestety
bezskutecznie. Ciężko było mi patrzeć na żal który malował się oczach Waya.
Ledwo trzymał się w kupie, a ja nie miałam zielonego pojęcia jak mu pomóc. Na
dodatek napatoczył nam się Josh. Miałem ochotę ubić skurwysyna. Nie jestem w
stanie wybaczyć mu tego, czego się dopuścił. Zdrada… zdradą. Ewentualnie mógłbym po jakimś czasie puścić
ten incydent w niepamięć. Jednak świadomość, że przespał się z NIM, z tym
gnojem, była nie do zniesienia. Na samo wspomnienie widoku ich nagich ciał
robiło mi się niedobrze, a łzy zbierały się w kącikach oczu. Wtedy jednak
uzmysławiałem sobie, że przecież jestem z Gerardem. Gerardem, mężczyzną, który
nadał nowy sens mojemu życiu i sprawił, że jestem szczęśliwy. Nie sadziłem, że
kiedykolwiek pokocham kogoś mocniej niż Josha, a trzeba zaznaczyć, że niegdyś nie widziałem
poza nim świata. Był moją pierwszą, poważną miłością. Myślałem, że to co nas
łączyło przetrwa długo i przezwycięży wiele. Jakże się myliłem. Teraz chciało
mi się śmiać z własnej naiwności. Rozumowanie godne zakochanej nastolatki, bądź
nastolatka w moim przypadku.
Spojrzałem na pogrążonego w śnie Gerarda. Dzisiejszy
dzień wykończył go zwłaszcza psychicznie. Odgarnąłem zbłąkany kosmyk włosów z
jego twarzy. Nie mogłem uwierzyć, że znowu jesteśmy razem. Jedyną wątpliwością,
która wciąż mnie prześladuje, jest to, czym Way się zajmuje. Czym obaj już się
właściwie zajmujemy. Obawiałem się, że praca ta nie charakteryzuje się
bezpieczeństwem czy błogim bądź po prostu względnym spokojem. Jeżeli dowierzać
filmom, choć wiem, że niewiele w nich prawdy i z góry nie jest wskazane, aby im
ufać czy wzorować na poszczególnych kadrach swoje myśli oraz wnioski, moim
marzeniem nie było wmieszanie się w cos podobnego. Jeżeli jednak jest to mój
warunek na w miarę normalne życie i wybór pomiędzy tym, a powrotem do zimnej
celi, to chyba oczywisty jest, że prędzej rzucę się na normalne łóżko niż na
drewnianą pryczę. Poza tym… zawsze może pójść coś nie tak, nasze przykrywki
pójdą na marne, ktoś wyda. W każdej z tych opcji narażamy własne Zycie i
istnieje ryzyko trafienia na cmentarz. Nie chce tracić ponownie tego, co dla
mnie w życiu liczy się najbardziej i jest najcenniejsze.
Z cichym westchnieniem przesunąłem się bliżej Gerarda.
Był środek nocy, a ja nadal przewracałem się z boku na bok. Miałem nadzieję, ze
z głową ułożoną na jego piersi sen przyjdzie szybciej. Przez długie minuty
wsłuchiwałem się spokojny rytm bicia gerardowego Derca, jednak nie przyniosło
to ukojenia moim rozbieganym myślom.
Zacząłem myśleć o mojej mamie. Brakowało mi jej, a wieści
na jej temat nie otrzymywałem w ogóle. Nie miała wystarczających funduszy, aby
pozwolić sobie na telefon, a tym bardziej na doładowywanie go czy płacenie
abonamentu. Zadzwoniłem więc do tej kliniki, ale tam również nie byli mi w
stanie wiele powiedzieć. Określili stan jej zdrowia jako poprawny lecz
zastrzegli, ze nie udzielą mi więcej informacji. Bardzo się oburzyłem. No żeby
syn nie mógł się dowiedzieć niczego o przebiegu choroby własnej matki? Kto
słyszał o czymś takim? Z początku myślałem, że zwyczajnie coś przede mną
ukrywają, ale później dotarła do mnie wiadomość, że Linda zwyczajnie utajniła
swoje dane i zabroniła dzielenia się szczegółami jej terapii ze mną. Podłamałem
się tym chwilowo, lecz później zdecydowałem, że uszanuję jej decyzję, bo
kobieta najwyraźniej nie chce, abym się o nią martwił… Tylko czy ona nie
rozumie, że nie mając od niej jakichkolwiek wieści mój niepokój jest większy
niźli jak bym dowiedział się czegokolwiek? Eh te matki…
Na moje powieki w dalszym ciągu nie spływał tak bardzo
pożądany sen, więc westchnąłem jedynie przeciągle i wysunąłem się ostrożnie z
ramion Waya i ostrożnie zszedłem z łóżka, aby go nie zbudzić. Wolnym krokiem
wyszedłem z sypialni. Do kuchni dotarłem w sumie bez większych przeszkód.
Mikey, oczywiście za pomocą ekipy organizującej transport do wszelakiego
rodzaju przeprowadzek, zabrał z salonu większość pudeł. Zapewnił, ze resztę
odbierze niebawem, także trzymałem go za słowo. Wstawiłem sobie wodę na kawę i
nasypałem odpowiednią ilość złocistobrązowych drobinek do kubka. Następnie zalałem wrzątkiem naczynie i
usiadłem wygodnie na krześle tuż przy oknie.
Przyłapałem się na
tym, ze będąc z Gerardem, myślę o Joshu stosunkowo często. Oczywiście nie
zamierzam do niego wrócić ani nic tych
rzeczy. jedynie widok tego mężczyzny strasznie mną wstrząsnął. To chyba
normalne, ze twoje serce szybciej bije na skutek spotkania z dawną miłością. O
takim uczuciu nie da się zapomnieć. Nawet z biegiem lat wspomnienia są żywe.
Nie jestem zwolennikiem twierdzenia, ze czas leczy rany, bo to nie jest prawdą.
Jeżeli jakieś wydarzenie w naszym życiu wywarło ogromny wpływ na nas pod
względem psychicznym bądź fizycznym w zarówno dobrym jaki i złym sensie, wystarczy,
ze ktoś napomknie o tym w naszej obecności, a przeszłość wraca. Odczuwamy
wszystko, jakby miało to miejsce zaledwie dzień wcześniej. Źle mi z tym i mam
niewielkie wyrzuty sumienia. Wiem jednak, ze Gerard też myśli niekiedy o
Lindsey i już mi lżej z tą myślą. Mogę wówczas nazwać rozpamiętywanie
przeszłych związków jako cos w pełni normalnego.
- Dlaczego nie śpisz
Frankie? – usłyszałem za swoimi plecami zaspany głos Waya.
- Zbudziłem cię? –
odwróciłem się do niego przodem z zaniepokojona odrobinę miną.
- Oczywiście, ze nie –
zapewnił, podchodząc do mnie. – po prostu jestem szczególnie wyczulony na brak
twojego ciała obok mnie – uśmiechnąłem się smutno i powróciłem do obserwowania
krajobrazu za oknem. – Co jest? – westchnął i usiadł ze swoim krzesłem na
przeciwno mnie. Pokręciłem przecząco głową, szepcząc ciche: „nic”. – Przecież
widzę.
- Gerard… - zacząłem. –
Ja się boję. Boję się, że wpakowaliśmy się w coś niebezpiecznego. To dla mnie
za dużo… Jeszcze ten cały Josh… - powiedziałem, zanim zdążyłem ugryźć się w
język. Przygryzłem wargę w zakłopotaniu. – Nie chcę go więcej widzieć –
burknąłem.
- Cały czas coś do
niego czujesz – powiedział głucho w zamyśleniu.
Nie spodziewałem się
takiego wyznania czy też stwierdzenia ze strony Gerarda. Właściwie to zwłaszcza
z jego strony. Zawsze był spostrzegawczy i dostrzegał rzeczy, których normalny
człowiek by nie zauważył. Mimo tej wiedzy i tak było to dla mnie szokiem. Jako,
ze zawładnął on moim ciałem, nie myślałem nad tym, co opuszcza moje usta.
Zamiast zaprzeczyć, powiedziałem najgorsze z możliwych słów, które tylko
wszystko potwierdzały.
- Skąd wiesz?
- To widać – szepnął z
nikłym uśmiechem, który majaczył się gdzieś w kącikach jego ust.
- Ale… mam nadzieje, ze
zdajesz sobie sprawę z tego, że to nic nie oznacza, ze to nic poważnego? –
nachyliłem się nad nim. – To z tobą jestem i ciebie kocham ponad wszystko, CIEBIE kocham
najbardziej – zaznaczyłem dobitnie.
- Spokojnie – wziął
moje dłonie w swoje. – Chodziło mi bardziej o to, że jeśli w przeszłości z nim
byłeś to musiałeś go kochać, a miłość, choćby nie wiem jak mała i krótkotrwała,
zapada w pamięć. O to mi chodziło – zaznaczył spokojnie aczkolwiek dobitnie.
Do oczy napłynęły mi
łzy. Nie wierzyłem w to, co właśnie usłyszałem. Nadal silnie przezywał stratę
matki, ale musze przyznać, ze starał nie pokazywać po sobie, jak bardzo go to
dotknęło. Może nadrabiał co nieco byciem wyrozumiałą osobą? W każdym bądź razie
jego wyznanie wzruszyło mnie do tego stopnia, ze usiadłem okrakiem na jego
kolanach i ucałowałem prosto w nieznacznie rozchylone usta.
- Powiedz mi, jakim
cudem znalazłem takiego wyrozumiałego chłopaka?
- no nie wiem… -
wzruszył nonszalancko ramionami i złączył nasze czoła. – Chcę żebyś po prostu wiedział
Frank, ze cie bardzo kocham i bez względu na wszystko, nic nie zmieni mojego
uczucia.
- Wiem Gee – zarzuciłem
mu ręce na szyję i spojrzałem z czułością w oczy. – Idziemy do sypialni? –
zamruczałem uwodzicielsko.
- Możemy – ziewnął – W
sumie to śpiący jestem. Zmęczyło mnie to sranie mądrościami życiowymi.
- Nie to miałem na
myśli – odparłem ze znużeniem. Czułem się nierozumiany w tym domu.
- Wiem przecież –
zaśmiał się pogodnie. – Ale serio chce mi się spać.
- Okej – musnąłem nosem
jego policzek. – Ale nadrobimy to, prawda?
- Oczywiście – złożył ostatni pocałunek na
moich wargach i wyszliśmy z kuchni.
Gdy wsunęliśmy się z gracją pod kołdrę, ułożyłem się w
ramionach Gerarda. Tej nocy nie miałem już problemów z zaśnięciem.
♥♥♥♥♥♥♫ ┼ ♫♥♥♥♥♥♥
Kiedy obudziłem się nad ranem, Gerarda obok mnie już nie
było. Zapewne wyszedł do pracy. Po raz ostatni wtuliłem twarz w jeszcze ciepłą
poduszkę, a następnie podniosłem się do siadu z cichym westchnieniem
niezadowolenia. Przetarłem niespiesznie zmęczone oczy. Rozejrzałem się uważnie
po pomieszczeniu. Coś mi tutaj nie pasowało. Przeturlałem się na drugą stronę
łóżka. Podłogę nadal przykrywały rzucone
niedbale spodnie Waya, co oznaczało, że mężczyzna nie opuścił jeszcze
mieszkania. Uśmiechnąłem się leniwie, a następnie wyszedłem powoli z sypialni.
Wdreptując do kuchni, zobaczyłem siedzącego nad kubkiem kawy Gerarda.
- Cześć – wymruczałem
sennie, zawieszając mu się od tyłu na plecach. Myślami nadal byłem ciepłej
krainie snów.
- Hej skarbie –
pocałował mnie, gdy usiadłem mu na kolanach. – Jak się sapało?
- Dobrze – przytuliłem
się do niego. – Łóżko dużo wygodniejsze niż w więzieniu – zaśmiałem się.
Mężczyzna odwrócił jednak ode mnie wzrok.
- Frank… musimy
poważnie porozmawiać.
Ton Waya był na tyle
poważny i wyprany z wszelakiego rodzaju emocji, że aż zwrócił na siebie moją
uwagę. Podniosłem głowę, posyłając mu zlęknione spojrzenie. Czy aby może
doszedł do wniosku, że jednak wczorajsza rozmowa pomogła mu utwierdzić się w
przekonaniu, iż czując coś do Josha, nie mogę już z nim być? Oczy Gerarda
wyrażały bezgraniczne skupienie, a zieleń jego tęczówek stała się ciemniejsza
niż dotychczas. Zmarszczyłem brwi, robiąc niemal błagającą minę.
- Co… Co się stało? –
wyszeptałem zdenerwowanym głosem. – Gerard? – zapytałem, gdy nie odpowiadał mi
przez dłuższą chwilę.
- Chodzi o to… -
zaczął. - … że nie chciałbym, abyśmy rozpamiętywali to, co wiąże się z więzieniem.
Oczywiście nie przeczę, że spotkało nas tam wiele przyjemnych rzeczy… - tracił
nosem moje ramię. – Jednak reszta stanowi rozdział, który pragnąłbym niejako
zamknąć, jednocześnie zachowując w sercu te lepsze chwile.
- Dobrze – odparłem
miękko z ulgą w sercu. Byłem uszczęśliwiony takim obrotem rozmowy. – Nie mam
nic przeciwko – pocałowałem go subtelnie w wargi. – Oczywiście zachowując w
sercu te lepsze chwile – zacytowałem jego słowa.
- Oczywiście –
potwierdził z zadziornym uśmiechem.
Usiadłem na nim okrakiem, a nogi zaplotłem na jego
biodrach. Złączyłem moje i jego usta w niespiesznym, bardzo uczuciowym
pocałunku. Jednak w naszym przypadku takie czułości nie są długotrwałe. Szybko
powolne smakowanie siebie nawzajem przerodziło się w namiętną walkę o
dominację. Nasze oddechy znacznie przyspieszyły, a atmosfera zagęściła się.
Naparłem na mężczyznę z całej siły, czego omal nie przypłacilibyśmy obaj
upadkiem na kuchenną posadzkę.
- Sypialnia? –
zaproponował między pocałunkami.
- Koniecznie –
wysapałem do jego ucha. – Natychmiast.
Bardzo szybko znaleźliśmy się ponownie w łóżku, gubiąc po
drodze niektóre elementy naszej garderoby. Nie marzyłem o niczym innym, jak o
oddaniu się w ramiona ukochanej osoby. Moja klatka piersiowa unosiła się bardzo
szybko. Zaśmiałem się głośno, gdy mężczyzna zaczął muskać ustami moją szyję,
przyprawiając mnie tym samym o łaskotki. Nie ma to jak dobrze zacząć dzień.
♥♥♥♥♥♥♫ ┼ ♫♥♥♥♥♥♥
Uśmiechnięci i zadowoleni ruszyliśmy do kwiaciarni, którą
miałem prowadzić. Przez całą drogę do tego niewielkiego budynku trzymaliśmy się
z Gerardem za dłonie, co bardzo mi odpowiadało. Nie chciałem się kryć ze swoim
uczuciem, a to, że chłopak także nie zamierzał tego robić, dodawało mi tym
większej otuchy. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, iż nikt z przechodniów,
oczywiście nie liczę kilku osób, nie patrzał na nas krzywo, czy nie rzucał
obelg pod naszym adresem. Większość ludzi po prostu nas ignorowała, co bardzo
mi odpowiadało. Zdarzali się i tacy, którzy posyłali nam szczery uśmiech, bądź
zwyczajnie spojrzeli bez tego homofonicznego poczucia wyższości w oczach. Gdy
dotarliśmy na miejsce, obrzuciłem kwiaciarnie przychylnym okiem. Gerard
wspominał mi, że nie zajmuje ona dużej powierzchni, lecz bardziej działało to
moim zdaniem na plus niźli na minus. Zakładam, że wnętrze jest przytulne, lecz
nie klaustrofobiczne, urządzone w ciepłych barwach, ale nie odpychające. Nie
przeliczyłem się. Było cudownie, idealnie. Tak, jak to sobie właśnie
wyobrażałem. Dookoła lady, a także na niej i za nią, stały przerażające ilości
kwiatów. Wchodząc, czuło się przyjemną, słodkawą woń, którą wydzielały te
wszystkie rośliny.
- Na dole znajduje się
piwnica, w której są ciepło i ciemnolubne gatunki. Niektóre z nich są poddawane
tam specjalnemu naświetlaniu, aby wyrosły duże i dorodne – oznajmił mi. –
Jeżeli całokształt ma być wiarygodny, to kwiaciarnia musi być z prawdziwego
zdarzenia.
- Rozumiem – kiwnąłem
głową na potwierdzenie. –Ajest tu jakieś zaplecze, albo kantorek roboczy? –
zapytałem niby niewinnie i niezobowiązująco.
- Jasne. Pokarzę ci.
Gerard w ogóle nie podłapał tej niecnej nutki w moim głosie. Tym lepiej.
Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia. Rozejrzałem się szybko w poszukiwaniu
jedynej rzeczy, która w tej chwili była mi do szczęścia potrzebna. Do
dyspozycji dostałem jedynie fotel, ale narzekać nie będę. Gerard zaabsorbowany
wyjaśnianiem mi gdzie co jest, nie był przygotowany na mój atak znienacka.
Popchnąłem go gwałtownie na ścianę i natychmiast naparłem na wargi mężczyzny.
- Ja wiedziałem, że ty
cos knujesz – uśmiechnął się łobuzersko. – Masz dzisiaj jakiś dzień niewyżycia
seksualnego?
- Niewykluczone –
odparłem zagadkowo, odpinając pasek jego spodni. – A masz coś przeciwko?
- Gdzież tam – mruknął
mi do ucha. - Korzystajmy póki jest klimat.
Naprowadził mnie na stojący w rogu fotel. Ściągnąłem
szybko swoją koszulkę, aby nie tracić czasu i zacząłem szybko odpinać gerardowy
rozporek. W miedzy czasie sięgnąłem jego ust i włożyłem całego siebie w
pocałunek, który go obdarowałem. Od zawsze wykazywałem się niesamowita
podzielnością uwagi, także wnikając we wnętrze jamy ustnej Waya, pozbyłem się wszelkich
przeszkód w postaci rozporka i guzika, które uniemożliwiały mi dostanie się do
bokserek chłopaka. Chciałem już się ich całkowicie pozbyć, lecz przerwało mi
głośne pukanie do drzwi, które rozniosło się echem po całym budynku.
- Czy ja wam czasem nie
przeszkadzam?
Głos Josha sprawił, że
zamarłem z ustami na szyi Gerarda, a dłońmi na
jego kroczu. Obróciłem się gwałtownie i moje złowrogie spojrzenie
spotkało się z jego poważnym, a zarazem nieodgadnionym.
- Gdybym był uprzejmy,
powiedziałbym, że nie, ale jestem wkurwiony, więc oznajmiam ci, że masz
wypierdalać, póki ci nóg nie odjebałem – warknąłem, ubierając szybko koszulkę
na nagie ciało.
- Co tutaj robisz? –
zapytał go spokojnie Gerard, zapinając pasek swoich spodni. – Umawialiśmy się
dopiero za dwie godziny i to w galerii, a nie tutaj – widziałem, że cała ta
sytuacja nieco go zawstydziła.
- Emmmmmmm …
Przechodziłem… jakoś tak obok sobie i byłem ciekawy, czy się tutaj
urządziliście, albo coś tam… - pomasował sobie kark. Widziałem jak łże. Kłamał
nam w żywe oczy i tylko ja zdawałem się to zauważać. Jeżeli Way również to
dostrzegł, to nie dał tego po sobie poznać. – Ale jak widać, wszystko idzie wam
zgodnie z planem. Nawet wprowadzacie w życie nadprogramowe zajęcia – mruknął z
goryczą.
- To już chyba nie jest
twoja sprawa – warknąłem. – Nasze życie prywatne nie powinno ciebie, jako osoby
postronnej, w ogóle obchodzić.
- To wy sobie
powyjaśniajcie pewne sprawy, a ja… zobaczę czy drzwi frontowe są zamknięte –
szepnął Gerard, wychodząc z kantorka z pochyloną głową.
Wywęszył burzę i się ulotnił w niecny sposób… małpiszon.
Czyli zostałem sam na sam z Joshem. Joshem, moim byłym facetem. Joshem, który
zdradził mnie z potworem, który z kolei pozbawił życia moją siostrę. Joshem, do
którego wciąż cos czułem…
- Frank…
- Zmilcz kurwa –
wszedłem mu ostro w słowo. – Już ja wiem, po coś ty tu przylazł, gnido jedna. Zaznaczę
ci może na starcie, że nic z tego.
- Frank… Zrozum, że ja
cały czas cie kocham. Niezmiennie. Jak za dawnych lat. Przecież mogłoby tak być,
gdybyś tylko zechciał.
- Ale nie chcę! Właśnie o to chodzi. JA NIE CHCĘ. Prędzej bym zdechł niż do
ciebie wrócił – fuknąłem z zawiścią. – Dlatego pewnie też mnie zdradziłeś. Bo tak bardzo mnie kochasz i chciałeś
mnie godnie przywitać, jak wróciłem z pracy wcześniej niż powinienem. Zawsze
marzyłem o takim wyznaniu miłości, wiesz? – odgryzłem mu się z sarkazmem.
- To nie było tak, jak myślisz. Nic nie rozumiesz. Kierujesz się
pochopnie wyciągniętymi wnioskami.
- No nie pieprz! Rżnąłeś go na moich oczach Josh! Ty jego. Nie na odwrót
– odwróciłem wzrok od jego twarzy. – Kto wie ile czasu byś mnie jeszcze
oszukiwał, gdybym was nie nakrył – Szepnąłem z goryczą.
- Czyli co? – zapytał kpiąco. – Znalazłeś sobie pocieszenie?
- Gerard nie jest pocieszeniem – syknąłem. – Kocham go bardziej niż
możesz sobie wyobrazić. Wiem przynajmniej, że on mnie nie zdradzi.
- Jesteś żałosny myśląc, że to przetrwa – uśmiechnął się ironicznie.
- To ty jesteś żałosny twierdząc, że do ciebie wrócę po tym wszystkim,
co mi zrobiłeś. Ty nie umiesz kochać Josh… Upodobniłeś się w tym do swojego
ojca. Każdego traktujesz jak nic nie wartą szmatę. Znosiłem to przez zbyt długi
okres czasu – odparłem chłodno. – A teraz wyjdź i zniknij mi z oczu. Nie chcę cię
więcej widzieć.
Patrzał na mnie przez
chwilę zbolałym wzrokiem, lecz po chwili jego oblicze stężało i zachmurzyło
się. W oczach mężczyzny malowała się żądza mordu. W końcu wyszedł, trzaskając
drzwiami. Przetarłem twarz dłońmi. Nigdy więcej, nigdy więcej nie chcę go
oglądać. Zacząłem się zastanawiać, gdzie podział się Gerard. Wyszedłem z
kantorka. Stał tam, oparty o ścianę i z założonymi rękoma mi się przyglądał.
- Słyszałeś – bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- Taaaak – szepnął. Przez chwile patrzał na mnie z nieodgadnionym
wyrazem twarzy. – Chodź do mnie – rozłożył ramiona w zapraszającym geście.
W moich oczach zebrały się łzy. Podbiegłem do niego
prędko, zarzucając mu swoje ręce na szyję. Po chwili dłoń Waya gładziła
delikatnie moje włosy. Było mi źle z tym, jak potraktowałem Josha. Jednak…
Nadal uważam, że postąpiłem słusznie. Zwodząc go w nieskończoność i dając mu
złudną nadzieję, mógłbym narazić mój związek z Gerardem na niebezpieczeństwo,
czego bym nie chciał. Josh jest mężczyzną, który nie poddaje się tak łatwo i
niedbały nam spokoju, gdyby dostrzegł choć cień szansy na ponowne bycie ze mną.
Cieszyłem się, że w chwilach tak trudnych dla mnie mentalnie, zawsze mam przy
sobie Waya. Wiem, że dokonałem słusznego wyboru.
***
„ Wczoraj… Wczoraj… Nie
liczy się. Bo wczoraj… Bo wczoraj… Nie było ‘nie’. ”
~ Happysad ~~> Taką wodą być
***********
Dodaję ten rozdział już dzisiaj,
bo coś mnie do tego bardzo zmobilizowało. Niby nic niezwykłego, no ale… Otóż
moja pani od angielskiego pożyczyła mi książkę także w tym języku z
przekonaniem, że mogłaby mnie zainteresować, jako, iż jest to kryminał.
Dedykacja, którą autorka do skierowała do bliskiej jej osoby brzmiała
następująco: „ In loving memory of my father, Luke Joseph Higgins ”.
Zbieg okoliczności? xD Dodam, że autorka obecnie mieszka w New Jersey. + komputer mi się zawiesił
w trakcie pisania, a byłam już na końcówce i musiałam wszystko pisać od nowa,
bo mi się rozdział skasował. Grrrrrr… Chwalić mnie za wytrzymałość i za to, że
nie rzuciłam tego w pizdu i daję jeszcze dzisiaj xD
Gdzieś było kilka potknięć. Jakaś literówka, jedno (?) powtórzenie, nic wielkiego, a rozdział oczywiście cudny.
OdpowiedzUsuńNie wiem, dlaczego nie chce ci się tego pisać, bo wychodzi ci to naprawdę rewelacyjnie.
Czyli tak, jak ja pisać nigdy nie będę *spazmatyczny płacz* ._.
Pisz dalej, ja czekam. ~Kayo
Jeju to było świetne, wiesz? Gerard jest taki jakby dojrzały w tym związku. Po prostu facet kochający Franka, gejową kobietę zmagającą się z starym adoratorem. Przepraszam, jeśli takie określenia cię urażają, ale dzisiaj jestem melodramatyczna! Jej i stwierdzam, że nie umiem pisać tak fajnych i długich komentarzy jak ty! Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Za to pozostawię tu jedno słowo: KOCHAM. Wyraża wszystko co trzeba, by opisać ciebie i to cudo. Dziękuję za twą uwagę i mogę ci napisać jeszcze coś uroczego: kangurzątko. Bardzo urocze, nieprawdaż? : > Pozdrawiam, Zombiaczek.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero dzisiaj pisze, ale wczoraj rejestrowałam się na forum MCR i... miałam mały problem z COPPA (moje pieprzone 12 lat -.-), a potem działy mi się nie chciały wyświetlać. Jezu, ja wczoraj miałam jakiegoś pecha!
OdpowiedzUsuńJeju, jakie to było piękne. Jak ja się cieszę, że jednak postanowiłaś opublikować to wcześniej. Na serio, to było wręcz piękne.
Gerard jest taki rozważny. W yaoi to się nazywa Seme, czy coś takiego. A Frank jest taką jak on to sam powiedział, zakochaną nastolatką, czyli Uke. A ten cały Josh mnie baaardzo denerwuje ;/ Dobrze, że Frankie mu się opiera. Ale ja dobrze wiem, że Josh albo nie odpuści, albo zastosuje zasadę "ta zniewaga krwi wymaga".
Tak, tak. Wiemy Gee, że "sranie mądrościami życiowymi" jest wykańczające XD
No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci morza weny.
Pozdrawiam, XOXO
Uoooooooooo *-* Siedzę od rana i przeczytałam wszystkie notki *_______* Bosskie ! Autentycznie zaczęłam płakać XD Oraz co chwila takie WTF O.o Napisałabym więcej ale nie umiem pisać komentarzy :c
OdpowiedzUsuń~Possible Way
Mrrrrrrrrrrrr! Zajebisty rozdział :D Eh... I przerwy na jakże zacne i ciekawe sceny :D Jeśli wiesz, o czym mówię :D Doczekałam się w końcu;] Yay! Już wytrzymać nie mogłam bez czegoś twojego <333 Zakochałam się w tym opowiadaniu <3 Mam nadzieję, że dodasz szybciutko, bo już nie mogę się doczekać. I ten Josh...Coś mi tu nie pasuje...Dziwny jakiś...Oby nie zrobił nic Frankowi :( Albo Gee... Albo lepiej tak :D I potem np. Gerard wjedzie na swoim białym rumaku i uratuje swoją księżniczkę <3 Okej, mam fazę na księżniczki i to mnie martwi xD Ale okej...Koniec tematu :D Kochamy cię <333333 Pisz, pisz szybko :D I wybacz, że tak krótko, ale już późno i mózg mi nie pracuje, a musiałam przeczytać ;]
OdpowiedzUsuńPodoba mi się postać Franka. Dobrze się stało, że piszesz tą kontynuację, bo dzięki temu zauważyłam, że Franuś ma jaja ^^ Wiesz, jakoś wcześniej nad tym nie myślałam. A on tu z takiego tekstu wyjechał do byłego, ahahah. *drukuje właśnie "Gdybym był uprzejmy, powiedziałbym, że nie, ale jestem wkurwiony, więc oznajmiam ci, że masz wypierdalać, póki ci nóg nie odjebałem" i wiesza nad łóżkiem* Wielbię Cię, Darsa. Autentycznie Cię wielbię.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Franusia i ten tekst "...Gdybym był uprzejmy, powiedziałbym, że nie, ale jestem wkurwiony, więc oznajmiam ci, że masz wypierdalać, póki ci nóg nie odjebałem ..." I końcówka była słodka... A co do Josha to mam nadal zUe przeczucia, on ewidentnie coś knuje... O__o
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod poprzedniczkami. Ten tekst powiedziany przez Franka jest boski! *____* Normalnie, popłakałam się ze śmiechu jak to czytałam XD I TAKŻE WYCZUWAM, ŻE TEN JOSH MA JAKIEŚ ZŁE PLANY W STOSUNKU DO TEJ KOCHANEJ DWÓJKI! D: Tylko weź, nie rób tu nam tragedii, dobra? 8D [fools-for-love.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńWcale nie podoba mi się ta sprawa z Joshem. Fuj, fuj, fuj, nie lubię go. A Gerard, jako ostoja spokoju jest naprawdę czymś niesamowitym. Wydaje się taki pociągający, że aż sama miałabym ochotę zostać w tym opowiadaniu Frankiem xD
OdpowiedzUsuń