czwartek, 11 października 2012

Bella Muerte


XVII

Pearl Jam ~~> Black

No to jedziemy z kontynuacją :D Zapraszam na cioty… x)


[FRANK]

     Po telefonie od Mikeyego niemalże natychmiast wyszliśmy z galerii i skierowaliśmy się do szpitala, gdzie lekarze usiłowali przywrócić do życia matkę Gerarda, niestety bezskutecznie. Ciężko było mi patrzeć na żal który malował się oczach Waya. Ledwo trzymał się w kupie, a ja nie miałam zielonego pojęcia jak mu pomóc. Na dodatek napatoczył nam się Josh. Miałem ochotę ubić skurwysyna. Nie jestem w stanie wybaczyć mu tego, czego się dopuścił. Zdrada… zdradą.  Ewentualnie mógłbym po jakimś czasie puścić ten incydent w niepamięć. Jednak świadomość, że przespał się z NIM, z tym gnojem, była nie do zniesienia. Na samo wspomnienie widoku ich nagich ciał robiło mi się niedobrze, a łzy zbierały się w kącikach oczu. Wtedy jednak uzmysławiałem sobie, że przecież jestem z Gerardem. Gerardem, mężczyzną, który nadał nowy sens mojemu życiu i sprawił, że jestem szczęśliwy. Nie sadziłem, że kiedykolwiek pokocham kogoś mocniej niż Josha, a  trzeba zaznaczyć, że niegdyś nie widziałem poza nim świata. Był moją pierwszą, poważną miłością. Myślałem, że to co nas łączyło przetrwa długo i przezwycięży wiele. Jakże się myliłem. Teraz chciało mi się śmiać z własnej naiwności. Rozumowanie godne zakochanej nastolatki, bądź nastolatka w moim przypadku.
            Spojrzałem na pogrążonego w śnie Gerarda. Dzisiejszy dzień wykończył go zwłaszcza psychicznie. Odgarnąłem zbłąkany kosmyk włosów z jego twarzy. Nie mogłem uwierzyć, że znowu jesteśmy razem. Jedyną wątpliwością, która wciąż mnie prześladuje, jest to, czym Way się zajmuje. Czym obaj już się właściwie zajmujemy. Obawiałem się, że praca ta nie charakteryzuje się bezpieczeństwem czy błogim bądź po prostu względnym spokojem. Jeżeli dowierzać filmom, choć wiem, że niewiele w nich prawdy i z góry nie jest wskazane, aby im ufać czy wzorować na poszczególnych kadrach swoje myśli oraz wnioski, moim marzeniem nie było wmieszanie się w cos podobnego. Jeżeli jednak jest to mój warunek na w miarę normalne życie i wybór pomiędzy tym, a powrotem do zimnej celi, to chyba oczywisty jest, że prędzej rzucę się na normalne łóżko niż na drewnianą pryczę. Poza tym… zawsze może pójść coś nie tak, nasze przykrywki pójdą na marne, ktoś wyda. W każdej z tych opcji narażamy własne Zycie i istnieje ryzyko trafienia na cmentarz. Nie chce tracić ponownie tego, co dla mnie w życiu liczy się najbardziej i jest najcenniejsze.
            Z cichym westchnieniem przesunąłem się bliżej Gerarda. Był środek nocy, a ja nadal przewracałem się z boku na bok. Miałem nadzieję, ze z głową ułożoną na jego piersi sen przyjdzie szybciej. Przez długie minuty wsłuchiwałem się spokojny rytm bicia gerardowego Derca, jednak nie przyniosło to ukojenia moim rozbieganym myślom.
            Zacząłem myśleć o mojej mamie. Brakowało mi jej, a wieści na jej temat nie otrzymywałem w ogóle. Nie miała wystarczających funduszy, aby pozwolić sobie na telefon, a tym bardziej na doładowywanie go czy płacenie abonamentu. Zadzwoniłem więc do tej kliniki, ale tam również nie byli mi w stanie wiele powiedzieć. Określili stan jej zdrowia jako poprawny lecz zastrzegli, ze nie udzielą mi więcej informacji. Bardzo się oburzyłem. No żeby syn nie mógł się dowiedzieć niczego o przebiegu choroby własnej matki? Kto słyszał o czymś takim? Z początku myślałem, że zwyczajnie coś przede mną ukrywają, ale później dotarła do mnie wiadomość, że Linda zwyczajnie utajniła swoje dane i zabroniła dzielenia się szczegółami jej terapii ze mną. Podłamałem się tym chwilowo, lecz później zdecydowałem, że uszanuję jej decyzję, bo kobieta najwyraźniej nie chce, abym się o nią martwił… Tylko czy ona nie rozumie, że nie mając od niej jakichkolwiek wieści mój niepokój jest większy niźli jak bym dowiedział się czegokolwiek? Eh te matki…
            Na moje powieki w dalszym ciągu nie spływał tak bardzo pożądany sen, więc westchnąłem jedynie przeciągle i wysunąłem się ostrożnie z ramion Waya i ostrożnie zszedłem z łóżka, aby go nie zbudzić. Wolnym krokiem wyszedłem z sypialni. Do kuchni dotarłem w sumie bez większych przeszkód. Mikey, oczywiście za pomocą ekipy organizującej transport do wszelakiego rodzaju przeprowadzek, zabrał z salonu większość pudeł. Zapewnił, ze resztę odbierze niebawem, także trzymałem go za słowo. Wstawiłem sobie wodę na kawę i nasypałem odpowiednią ilość złocistobrązowych drobinek do kubka.  Następnie zalałem wrzątkiem naczynie i usiadłem wygodnie na krześle tuż przy oknie.
             Przyłapałem się na tym, ze będąc z Gerardem, myślę o Joshu stosunkowo często. Oczywiście nie zamierzam  do niego wrócić ani nic tych rzeczy. jedynie widok tego mężczyzny strasznie mną wstrząsnął. To chyba normalne, ze twoje serce szybciej bije na skutek spotkania z dawną miłością. O takim uczuciu nie da się zapomnieć. Nawet z biegiem lat wspomnienia są żywe. Nie jestem zwolennikiem twierdzenia, ze czas leczy rany, bo to nie jest prawdą. Jeżeli jakieś wydarzenie w naszym życiu wywarło ogromny wpływ na nas pod względem psychicznym bądź fizycznym w zarówno dobrym jaki i złym sensie, wystarczy, ze ktoś napomknie o tym w naszej obecności, a przeszłość wraca. Odczuwamy wszystko, jakby miało to miejsce zaledwie dzień wcześniej. Źle mi z tym i mam niewielkie wyrzuty sumienia. Wiem jednak, ze Gerard też myśli niekiedy o Lindsey i już mi lżej z tą myślą. Mogę wówczas nazwać rozpamiętywanie przeszłych związków jako cos w pełni normalnego.
- Dlaczego nie śpisz Frankie? – usłyszałem za swoimi plecami zaspany głos Waya.
- Zbudziłem cię? – odwróciłem się do niego przodem z zaniepokojona odrobinę miną.
- Oczywiście, ze nie – zapewnił, podchodząc do mnie. – po prostu jestem szczególnie wyczulony na brak twojego ciała obok mnie – uśmiechnąłem się smutno i powróciłem do obserwowania krajobrazu za oknem. – Co jest? – westchnął i usiadł ze swoim krzesłem na przeciwno mnie. Pokręciłem przecząco głową, szepcząc ciche: „nic”. – Przecież widzę.
- Gerard… - zacząłem. – Ja się boję. Boję się, że wpakowaliśmy się w coś niebezpiecznego. To dla mnie za dużo… Jeszcze ten cały Josh… - powiedziałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Przygryzłem wargę w zakłopotaniu. – Nie chcę go więcej widzieć – burknąłem.
- Cały czas coś do niego czujesz – powiedział głucho w zamyśleniu.
Nie spodziewałem się takiego wyznania czy też stwierdzenia ze strony Gerarda. Właściwie to zwłaszcza z jego strony. Zawsze był spostrzegawczy i dostrzegał rzeczy, których normalny człowiek by nie zauważył. Mimo tej wiedzy i tak było to dla mnie szokiem. Jako, ze zawładnął on moim ciałem, nie myślałem nad tym, co opuszcza moje usta. Zamiast zaprzeczyć, powiedziałem najgorsze z możliwych słów, które tylko wszystko potwierdzały.
- Skąd wiesz?
- To widać – szepnął z nikłym uśmiechem, który majaczył się gdzieś w kącikach jego ust.
- Ale… mam nadzieje, ze zdajesz sobie sprawę z tego, że to nic nie oznacza, ze to nic poważnego? – nachyliłem się nad nim. – To z tobą jestem i ciebie  kocham ponad wszystko, CIEBIE kocham najbardziej – zaznaczyłem dobitnie.
- Spokojnie – wziął moje dłonie w swoje. – Chodziło mi bardziej o to, że jeśli w przeszłości z nim byłeś to musiałeś go kochać, a miłość, choćby nie wiem jak mała i krótkotrwała, zapada w pamięć. O to mi chodziło – zaznaczył spokojnie aczkolwiek dobitnie.
Do oczy napłynęły mi łzy. Nie wierzyłem w to, co właśnie usłyszałem. Nadal silnie przezywał stratę matki, ale musze przyznać, ze starał nie pokazywać po sobie, jak bardzo go to dotknęło. Może nadrabiał co nieco byciem wyrozumiałą osobą? W każdym bądź razie jego wyznanie wzruszyło mnie do tego stopnia, ze usiadłem okrakiem na jego kolanach i ucałowałem prosto w nieznacznie rozchylone usta.
- Powiedz mi, jakim cudem znalazłem takiego wyrozumiałego chłopaka?
- no nie wiem… - wzruszył nonszalancko ramionami i złączył nasze czoła. – Chcę żebyś po prostu wiedział Frank, ze cie bardzo kocham i bez względu na wszystko, nic nie zmieni mojego uczucia.
- Wiem Gee – zarzuciłem mu ręce na szyję i spojrzałem z czułością w oczy. – Idziemy do sypialni? – zamruczałem uwodzicielsko.
- Możemy – ziewnął – W sumie to śpiący jestem. Zmęczyło mnie to sranie mądrościami życiowymi.
- Nie to miałem na myśli – odparłem ze znużeniem. Czułem się nierozumiany w tym domu.
- Wiem przecież – zaśmiał się pogodnie. – Ale serio chce mi się spać.
- Okej – musnąłem nosem jego policzek. – Ale nadrobimy to, prawda?
-  Oczywiście – złożył ostatni pocałunek na moich wargach i wyszliśmy z kuchni.
            Gdy wsunęliśmy się z gracją pod kołdrę, ułożyłem się w ramionach Gerarda. Tej nocy nie miałem już problemów z zaśnięciem.

  

            Kiedy obudziłem się nad ranem, Gerarda obok mnie już nie było. Zapewne wyszedł do pracy. Po raz ostatni wtuliłem twarz w jeszcze ciepłą poduszkę, a następnie podniosłem się do siadu z cichym westchnieniem niezadowolenia. Przetarłem niespiesznie zmęczone oczy. Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu. Coś mi tutaj nie pasowało. Przeturlałem się na drugą stronę łóżka. Podłogę  nadal przykrywały rzucone niedbale spodnie Waya, co oznaczało, że mężczyzna nie opuścił jeszcze mieszkania. Uśmiechnąłem się leniwie, a następnie wyszedłem powoli z sypialni. Wdreptując do kuchni, zobaczyłem siedzącego nad kubkiem kawy Gerarda.
- Cześć – wymruczałem sennie, zawieszając mu się od tyłu na plecach. Myślami nadal byłem ciepłej krainie snów.
- Hej skarbie – pocałował mnie, gdy usiadłem mu na kolanach. – Jak się sapało?
- Dobrze – przytuliłem się do niego. – Łóżko dużo wygodniejsze niż w więzieniu – zaśmiałem się. Mężczyzna odwrócił jednak ode mnie wzrok.
- Frank… musimy poważnie porozmawiać.
Ton Waya był na tyle poważny i wyprany z wszelakiego rodzaju emocji, że aż zwrócił na siebie moją uwagę. Podniosłem głowę, posyłając mu zlęknione spojrzenie. Czy aby może doszedł do wniosku, że jednak wczorajsza rozmowa pomogła mu utwierdzić się w przekonaniu, iż czując coś do Josha, nie mogę już z nim być? Oczy Gerarda wyrażały bezgraniczne skupienie, a zieleń jego tęczówek stała się ciemniejsza niż dotychczas. Zmarszczyłem brwi, robiąc niemal błagającą minę.
- Co… Co się stało? – wyszeptałem zdenerwowanym głosem. – Gerard? – zapytałem, gdy nie odpowiadał mi przez dłuższą chwilę.
- Chodzi o to… - zaczął. - … że nie chciałbym, abyśmy rozpamiętywali to, co wiąże się z więzieniem. Oczywiście nie przeczę, że spotkało nas tam wiele przyjemnych rzeczy… - tracił nosem moje ramię. – Jednak reszta stanowi rozdział, który pragnąłbym niejako zamknąć, jednocześnie zachowując w sercu te lepsze chwile.
- Dobrze – odparłem miękko z ulgą w sercu. Byłem uszczęśliwiony takim obrotem rozmowy. – Nie mam nic przeciwko – pocałowałem go subtelnie w wargi. – Oczywiście zachowując w sercu te lepsze chwile – zacytowałem jego słowa.
- Oczywiście – potwierdził z zadziornym uśmiechem.
            Usiadłem na nim okrakiem, a nogi zaplotłem na jego biodrach. Złączyłem moje i jego usta w niespiesznym, bardzo uczuciowym pocałunku. Jednak w naszym przypadku takie czułości nie są długotrwałe. Szybko powolne smakowanie siebie nawzajem przerodziło się w namiętną walkę o dominację. Nasze oddechy znacznie przyspieszyły, a atmosfera zagęściła się. Naparłem na mężczyznę z całej siły, czego omal nie przypłacilibyśmy obaj upadkiem na kuchenną posadzkę.
- Sypialnia? – zaproponował między pocałunkami.
- Koniecznie – wysapałem do jego ucha. – Natychmiast.
            Bardzo szybko znaleźliśmy się ponownie w łóżku, gubiąc po drodze niektóre elementy naszej garderoby. Nie marzyłem o niczym innym, jak o oddaniu się w ramiona ukochanej osoby. Moja klatka piersiowa unosiła się bardzo szybko. Zaśmiałem się głośno, gdy mężczyzna zaczął muskać ustami moją szyję, przyprawiając mnie tym samym o łaskotki. Nie ma to jak dobrze zacząć dzień.

  

            Uśmiechnięci i zadowoleni ruszyliśmy do kwiaciarni, którą miałem prowadzić. Przez całą drogę do tego niewielkiego budynku trzymaliśmy się z Gerardem za dłonie, co bardzo mi odpowiadało. Nie chciałem się kryć ze swoim uczuciem, a to, że chłopak także nie zamierzał tego robić, dodawało mi tym większej otuchy. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, iż nikt z przechodniów, oczywiście nie liczę kilku osób, nie patrzał na nas krzywo, czy nie rzucał obelg pod naszym adresem. Większość ludzi po prostu nas ignorowała, co bardzo mi odpowiadało. Zdarzali się i tacy, którzy posyłali nam szczery uśmiech, bądź zwyczajnie spojrzeli bez tego homofonicznego poczucia wyższości w oczach. Gdy dotarliśmy na miejsce, obrzuciłem kwiaciarnie przychylnym okiem. Gerard wspominał mi, że nie zajmuje ona dużej powierzchni, lecz bardziej działało to moim zdaniem na plus niźli na minus. Zakładam, że wnętrze jest przytulne, lecz nie klaustrofobiczne, urządzone w ciepłych barwach, ale nie odpychające. Nie przeliczyłem się. Było cudownie, idealnie. Tak, jak to sobie właśnie wyobrażałem. Dookoła lady, a także na niej i za nią, stały przerażające ilości kwiatów. Wchodząc, czuło się przyjemną, słodkawą woń, którą wydzielały te wszystkie rośliny.
- Na dole znajduje się piwnica, w której są ciepło i ciemnolubne gatunki. Niektóre z nich są poddawane tam specjalnemu naświetlaniu, aby wyrosły duże i dorodne – oznajmił mi. – Jeżeli całokształt ma być wiarygodny, to kwiaciarnia musi być z prawdziwego zdarzenia.
- Rozumiem – kiwnąłem głową na potwierdzenie. –Ajest tu jakieś zaplecze, albo kantorek roboczy? – zapytałem niby niewinnie i niezobowiązująco.
- Jasne. Pokarzę ci.
Gerard w ogóle nie podłapał tej niecnej nutki w moim głosie. Tym lepiej. Weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia. Rozejrzałem się szybko w poszukiwaniu jedynej rzeczy, która w tej chwili była mi do szczęścia potrzebna. Do dyspozycji dostałem jedynie fotel, ale narzekać nie będę. Gerard zaabsorbowany wyjaśnianiem mi gdzie co jest, nie był przygotowany na mój atak znienacka. Popchnąłem go gwałtownie na ścianę i natychmiast naparłem na wargi mężczyzny.
- Ja wiedziałem, że ty cos knujesz – uśmiechnął się łobuzersko. – Masz dzisiaj jakiś dzień niewyżycia seksualnego?
- Niewykluczone – odparłem zagadkowo, odpinając pasek jego spodni. – A masz coś przeciwko?
- Gdzież tam – mruknął mi do ucha. - Korzystajmy póki jest klimat.
            Naprowadził mnie na stojący w rogu fotel. Ściągnąłem szybko swoją koszulkę, aby nie tracić czasu i zacząłem szybko odpinać gerardowy rozporek. W miedzy czasie sięgnąłem jego ust i włożyłem całego siebie w pocałunek, który go obdarowałem. Od zawsze wykazywałem się niesamowita podzielnością uwagi, także wnikając we wnętrze jamy ustnej Waya, pozbyłem się wszelkich przeszkód w postaci rozporka i guzika, które uniemożliwiały mi dostanie się do bokserek chłopaka. Chciałem już się ich całkowicie pozbyć, lecz przerwało mi głośne pukanie do drzwi, które rozniosło się echem po całym budynku.
- Czy ja wam czasem nie przeszkadzam?
Głos Josha sprawił, że zamarłem z ustami na szyi Gerarda, a dłońmi na  jego kroczu. Obróciłem się gwałtownie i moje złowrogie spojrzenie spotkało się z jego poważnym, a zarazem nieodgadnionym.
- Gdybym był uprzejmy, powiedziałbym, że nie, ale jestem wkurwiony, więc oznajmiam ci, że masz wypierdalać, póki ci nóg nie odjebałem – warknąłem, ubierając szybko koszulkę na nagie ciało.
- Co tutaj robisz? – zapytał go spokojnie Gerard, zapinając pasek swoich spodni. – Umawialiśmy się dopiero za dwie godziny i to w galerii, a nie tutaj – widziałem, że cała ta sytuacja nieco go zawstydziła.
- Emmmmmmm … Przechodziłem… jakoś tak obok sobie i byłem ciekawy, czy się tutaj urządziliście, albo coś tam… - pomasował sobie kark. Widziałem jak łże. Kłamał nam w żywe oczy i tylko ja zdawałem się to zauważać. Jeżeli Way również to dostrzegł, to nie dał tego po sobie poznać. – Ale jak widać, wszystko idzie wam zgodnie z planem. Nawet wprowadzacie w życie nadprogramowe zajęcia – mruknął z goryczą.
- To już chyba nie jest twoja sprawa – warknąłem. – Nasze życie prywatne nie powinno ciebie, jako osoby postronnej, w ogóle obchodzić.
- To wy sobie powyjaśniajcie pewne sprawy, a ja… zobaczę czy drzwi frontowe są zamknięte – szepnął Gerard, wychodząc z kantorka z pochyloną głową.
            Wywęszył burzę i się ulotnił w niecny sposób… małpiszon. Czyli zostałem sam na sam z Joshem. Joshem, moim byłym facetem. Joshem, który zdradził mnie z potworem, który z kolei pozbawił życia moją siostrę. Joshem, do którego wciąż cos czułem…
- Frank…
- Zmilcz kurwa – wszedłem mu ostro w słowo. – Już ja wiem, po coś ty tu przylazł, gnido jedna. Zaznaczę ci może na starcie, że nic z tego.
- Frank… Zrozum, że ja cały czas cie kocham. Niezmiennie. Jak za dawnych lat. Przecież mogłoby tak być, gdybyś tylko zechciał.
- Ale nie chcę! Właśnie o to chodzi. JA NIE CHCĘ. Prędzej bym zdechł niż do ciebie wrócił – fuknąłem z zawiścią. – Dlatego pewnie też mnie zdradziłeś. Bo tak bardzo mnie kochasz i chciałeś mnie godnie przywitać, jak wróciłem z pracy wcześniej niż powinienem. Zawsze marzyłem o takim wyznaniu miłości, wiesz? – odgryzłem mu się z sarkazmem.
- To nie było tak, jak myślisz. Nic nie rozumiesz. Kierujesz się pochopnie wyciągniętymi wnioskami.   
- No nie pieprz! Rżnąłeś go na moich oczach Josh! Ty jego. Nie na odwrót – odwróciłem wzrok od jego twarzy. – Kto wie ile czasu byś mnie jeszcze oszukiwał, gdybym was nie nakrył – Szepnąłem z goryczą.
- Czyli co? – zapytał kpiąco. – Znalazłeś sobie pocieszenie?
- Gerard nie jest pocieszeniem – syknąłem. – Kocham go bardziej niż możesz sobie wyobrazić. Wiem przynajmniej, że on mnie nie zdradzi.
- Jesteś żałosny myśląc, że to przetrwa – uśmiechnął się ironicznie.
- To ty jesteś żałosny twierdząc, że do ciebie wrócę po tym wszystkim, co mi zrobiłeś. Ty nie umiesz kochać Josh… Upodobniłeś się w tym do swojego ojca. Każdego traktujesz jak nic nie wartą szmatę. Znosiłem to przez zbyt długi okres czasu – odparłem chłodno. – A teraz wyjdź i zniknij mi z oczu. Nie chcę cię więcej widzieć.
            Patrzał na mnie przez chwilę zbolałym wzrokiem, lecz po chwili jego oblicze stężało i zachmurzyło się. W oczach mężczyzny malowała się żądza mordu. W końcu wyszedł, trzaskając drzwiami. Przetarłem twarz dłońmi. Nigdy więcej, nigdy więcej nie chcę go oglądać. Zacząłem się zastanawiać, gdzie podział się Gerard. Wyszedłem z kantorka. Stał tam, oparty o ścianę i z założonymi rękoma mi się przyglądał.
- Słyszałeś – bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- Taaaak – szepnął. Przez chwile patrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Chodź do mnie – rozłożył ramiona w zapraszającym geście.
W moich oczach zebrały się łzy. Podbiegłem do niego prędko, zarzucając mu swoje ręce na szyję. Po chwili dłoń Waya gładziła delikatnie moje włosy. Było mi źle z tym, jak potraktowałem Josha. Jednak… Nadal uważam, że postąpiłem słusznie. Zwodząc go w nieskończoność i dając mu złudną nadzieję, mógłbym narazić mój związek z Gerardem na niebezpieczeństwo, czego bym nie chciał. Josh jest mężczyzną, który nie poddaje się tak łatwo i niedbały nam spokoju, gdyby dostrzegł choć cień szansy na ponowne bycie ze mną. Cieszyłem się, że w chwilach tak trudnych dla mnie mentalnie, zawsze mam przy sobie Waya. Wiem, że dokonałem słusznego wyboru.

Beznadziejna Bella. Na stos z nią. Nie chce mi się jej pisać.

                                         


***
„ Wczoraj… Wczoraj… Nie liczy się. Bo wczoraj… Bo wczoraj… Nie było ‘nie’. ”

~ Happysad ~~> Taką wodą być


***********
Dodaję ten rozdział już dzisiaj, bo coś mnie do tego bardzo zmobilizowało. Niby nic niezwykłego, no ale… Otóż moja pani od angielskiego pożyczyła mi książkę także w tym języku z przekonaniem, że mogłaby mnie zainteresować, jako, iż jest to kryminał. Dedykacja, którą autorka do skierowała do bliskiej jej osoby brzmiała następująco: „ In loving memory of my father, Luke Joseph Higgins ”. Zbieg okoliczności? xD Dodam, że autorka obecnie mieszka w New Jersey. + komputer mi się zawiesił w trakcie pisania, a byłam już na końcówce i musiałam wszystko pisać od nowa, bo mi się rozdział skasował. Grrrrrr… Chwalić mnie za wytrzymałość i za to, że nie rzuciłam tego w pizdu i daję jeszcze dzisiaj xD

9 komentarzy:

  1. Gdzieś było kilka potknięć. Jakaś literówka, jedno (?) powtórzenie, nic wielkiego, a rozdział oczywiście cudny.
    Nie wiem, dlaczego nie chce ci się tego pisać, bo wychodzi ci to naprawdę rewelacyjnie.
    Czyli tak, jak ja pisać nigdy nie będę *spazmatyczny płacz* ._.
    Pisz dalej, ja czekam. ~Kayo

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju to było świetne, wiesz? Gerard jest taki jakby dojrzały w tym związku. Po prostu facet kochający Franka, gejową kobietę zmagającą się z starym adoratorem. Przepraszam, jeśli takie określenia cię urażają, ale dzisiaj jestem melodramatyczna! Jej i stwierdzam, że nie umiem pisać tak fajnych i długich komentarzy jak ty! Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Za to pozostawię tu jedno słowo: KOCHAM. Wyraża wszystko co trzeba, by opisać ciebie i to cudo. Dziękuję za twą uwagę i mogę ci napisać jeszcze coś uroczego: kangurzątko. Bardzo urocze, nieprawdaż? : > Pozdrawiam, Zombiaczek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że dopiero dzisiaj pisze, ale wczoraj rejestrowałam się na forum MCR i... miałam mały problem z COPPA (moje pieprzone 12 lat -.-), a potem działy mi się nie chciały wyświetlać. Jezu, ja wczoraj miałam jakiegoś pecha!
    Jeju, jakie to było piękne. Jak ja się cieszę, że jednak postanowiłaś opublikować to wcześniej. Na serio, to było wręcz piękne.
    Gerard jest taki rozważny. W yaoi to się nazywa Seme, czy coś takiego. A Frank jest taką jak on to sam powiedział, zakochaną nastolatką, czyli Uke. A ten cały Josh mnie baaardzo denerwuje ;/ Dobrze, że Frankie mu się opiera. Ale ja dobrze wiem, że Josh albo nie odpuści, albo zastosuje zasadę "ta zniewaga krwi wymaga".
    Tak, tak. Wiemy Gee, że "sranie mądrościami życiowymi" jest wykańczające XD
    No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci morza weny.
    Pozdrawiam, XOXO

    OdpowiedzUsuń
  4. Uoooooooooo *-* Siedzę od rana i przeczytałam wszystkie notki *_______* Bosskie ! Autentycznie zaczęłam płakać XD Oraz co chwila takie WTF O.o Napisałabym więcej ale nie umiem pisać komentarzy :c
    ~Possible Way

    OdpowiedzUsuń
  5. Mrrrrrrrrrrrr! Zajebisty rozdział :D Eh... I przerwy na jakże zacne i ciekawe sceny :D Jeśli wiesz, o czym mówię :D Doczekałam się w końcu;] Yay! Już wytrzymać nie mogłam bez czegoś twojego <333 Zakochałam się w tym opowiadaniu <3 Mam nadzieję, że dodasz szybciutko, bo już nie mogę się doczekać. I ten Josh...Coś mi tu nie pasuje...Dziwny jakiś...Oby nie zrobił nic Frankowi :( Albo Gee... Albo lepiej tak :D I potem np. Gerard wjedzie na swoim białym rumaku i uratuje swoją księżniczkę <3 Okej, mam fazę na księżniczki i to mnie martwi xD Ale okej...Koniec tematu :D Kochamy cię <333333 Pisz, pisz szybko :D I wybacz, że tak krótko, ale już późno i mózg mi nie pracuje, a musiałam przeczytać ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się postać Franka. Dobrze się stało, że piszesz tą kontynuację, bo dzięki temu zauważyłam, że Franuś ma jaja ^^ Wiesz, jakoś wcześniej nad tym nie myślałam. A on tu z takiego tekstu wyjechał do byłego, ahahah. *drukuje właśnie "Gdybym był uprzejmy, powiedziałbym, że nie, ale jestem wkurwiony, więc oznajmiam ci, że masz wypierdalać, póki ci nóg nie odjebałem" i wiesza nad łóżkiem* Wielbię Cię, Darsa. Autentycznie Cię wielbię.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Franusia i ten tekst "...Gdybym był uprzejmy, powiedziałbym, że nie, ale jestem wkurwiony, więc oznajmiam ci, że masz wypierdalać, póki ci nóg nie odjebałem ..." I końcówka była słodka... A co do Josha to mam nadal zUe przeczucia, on ewidentnie coś knuje... O__o

    OdpowiedzUsuń
  8. Podpisuję się pod poprzedniczkami. Ten tekst powiedziany przez Franka jest boski! *____* Normalnie, popłakałam się ze śmiechu jak to czytałam XD I TAKŻE WYCZUWAM, ŻE TEN JOSH MA JAKIEŚ ZŁE PLANY W STOSUNKU DO TEJ KOCHANEJ DWÓJKI! D: Tylko weź, nie rób tu nam tragedii, dobra? 8D [fools-for-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  9. Wcale nie podoba mi się ta sprawa z Joshem. Fuj, fuj, fuj, nie lubię go. A Gerard, jako ostoja spokoju jest naprawdę czymś niesamowitym. Wydaje się taki pociągający, że aż sama miałabym ochotę zostać w tym opowiadaniu Frankiem xD

    OdpowiedzUsuń