sobota, 20 października 2012

Bella Muerte


XVIII

The Smashing Pumpkins ~~> Landslide


[GERARD]

Śmierć. To właśnie ona kończy wszystko.
 Śmierć jest siłą, która dla zmarłego stanowi wyznacznik zaprzestania egzystencji w świecie żywych. Świecie, w którego żyłach płynie świeża, rubinowa krew, a tętnice kurczą się i rosną pod wpływem jej ciśnienia. Wbrew pozorom normalności i tak jesteśmy zupełnie martwi. Martwi w psychologicznym znaczeniu tego słowa. Może na początku naszego istnienia nie jesteśmy w pełni świadomi tych odczuć, lecz w rzeczywistości każdy z nas w pewien sposób poddaje się rutynie, jest chodzącym po powierzchni ziemi zombie.
Śmierć zabiera to, co niegdyś przynosiło nam szczęście, bądź też jedynie chwilowe, krótkotrwałe uciechy, i zastępuje tę radość pustką. Czarną, bezdenną przestrzenią, której nie sposób przejrzeć czy pokonać. Sprawia, że dobra materialne, które posiadaliśmy za życia, są niczym, bezwartościowym gównem, którego tak naprawdę nigdy nie potrzebowaliśmy, aby wierzyć w siebie czy zadowolić swych bliskich. One nigdy nie przydadzą nam się w dalszej drodze ku nicości, lecz spotęgują narastający niepokój naszej duszy.
Ciało. To właśnie ona stanowi skorupę, za którą się kryjemy.
Ciało po śmierci wrzucane jest w piach i skrywane pod grudami ziemi, aby mogło swobodnie i bez przeszkód ulegać na przestrzeni dni, tygodni, miesięcy oraz lat powolnemu rozkładowi, którego kolejnych etapów nikt nie pokwapi się zaobserwować. Ostatecznie szkielet zmiesza się z gliną i stworzy coś na wzór nawozu pod nagrobek. A my stawiamy na nim przy okazji świeczkę. Świeczkę, która według wierzeń rozjaśnia mrok na drodze ku zbawieniu…
Po śmierci. To właśnie tutaj zatrzymuje się nasza wiedza na temat sfery duchowej.
Po śmierci jedynym dobrym uczynkiem, który robimy, jest użyczanie przez pewien okres swojego ciała robakom na pożywkę i tymczasowe miejsce zamieszkania. Dla bliskich zmarłego śmierć jest czasem żałoby i opłakiwania człowieka, który odszedł, a zajmował w ich sercu ważne miejsce. Czasem, w którym należy na swój sposób pogodzić się ze stratą, która nas głęboko dotknęła oraz uświadomić sobie, że życie toczy się dalej. Najistotniejsze w całym procesie dopuszczania do siebie tej myśli, jest świadomość, że u naszego boku stoi ktoś, kto uśmierza ból jak tylko może. Bliskie nam osoby zawsze są gotowe, aby wesprzeć cię w trudnych chwilach. Ze świata żywych odeszła pewna osoba. Dobrze zatem. Jednak mimo tego odejdzie także następną. Po niej kolejna i kolejna oraz wiele innych, po których stracie będziemy cierpieć równie mocno, bądź podobnie.
Właśnie stałem nad grobem mojej świeżo pochowanej matki. Jej pragnieniem nie było rozsypanie zwęglonych zwłok nad falami wzburzonego oceanu, lecz skromny, spokojny pochówek na cmentarzu. Patrzałem na wygrawerowane w marmurze imię i nazwisko kobiety wraz z datą narodzin oraz z datą jej śmierci. Znalazła się nawet krótka modlitwa za jej duszę. W otoczeniu wieńców i bukietów z przeróżnych kwiatów była już spokojna. Nie męczyła się w dalszym ciągu z rakiem, który zżerał jej organizm od środka i nie dawał chwili wytchnienia, spędzając tym samym sen z umęczonych żywotem powiek.
Pogrzeb dobiegł końca już dobre kilka godzin temu, a ja wciąż stałem między grobami i żegnałem tak ważną dla mnie kobietę na swój własny sposób. Nie roniłem łez. Uważam, iż są one zbyteczne. Wystarczy, że żal, który przepełnia mnie wewnętrznie, jest aż nader dołujący. Usiłowałem przywołać do siebie w wyobraźni chwile, które wspólnie spędziliśmy. Wiedziałem, że jej twarz wkrótce ulotni się z mej pamięci i rozpłynie się wraz z silniejszym podmuchem wiatru. Zdjęcia to nie to samo, co barwny obraz stojący przed oczyma.
Wszyscy, którzy zebrali się gromadnie, aby pożegnać Donnę, dawno rozeszli się do domów. Wciąż nie mogłem sobie wybaczyć tego, że nie wybłagałem u niej odpuszczenia mych rzekomych win. Mimo moich i tak usilnych próśb i tłumaczeń, stwierdziła, że dla niej dalej jestem potworem bez serca i szans na zbawienie. Zabolało mnie to, to jasne. Postanowiłem jednak, że spróbuję jeszcze raz za jakiś czas, aż kobieta ochłonie i da dojść do głosu zdrowemu rozsądkowi. Nie zdążyłem. Mam przeczucie, że po prostu za pierwszym razem nie starałem się wystarczająco dobrze, starałem się zdecydowanie za mało. Jednak czy popełniłem błąd dając jej czas na przemyślenie pewnych spraw? Nie sądzę, aby ten wniosek był prawidłowy.
- Gerard – usłyszałem łagodny głos Franka przy swoim uchu, po czym poczułem jak mężczyzna kładzie delikatnie swoją dłoń na moim ramieniu. – Chodźmy już do domu. – poprosił.
Westchnąłem ciężko. Rzuciłem ostatnie, tęskne spojrzenie na marmurowy nagrobek w odcieniu grafitu i ruszyłem powolnym krokiem aleją wraz z Iero przy boku. Poczułem jak splata ostrożnie swoje palce z moimi, jakby nie był pewien, czy go czasem nie odtrącę. Oczywiście nie zamierzałem uczynić nic podobnego. Złączyłem szybko nasze dłonie w mocnym uścisku. Frank stanowi filar, który trzyma mnie w pionie i warunkuje normalne wykonywanie rutynowych czynności. Wiem, że bez niego przy boku, trudno byłoby mi się podnieść po jakimkolwiek fiasku na polu zarówno zawodowym jak i rodzinnym czy po prostu codziennym. Dlatego też informacja o takim kimś jak Josh w życiorysie Franka, a zwłaszcza rola, którą on w nim pełnił, napawa mnie wewnętrznym niepokojem. Mimo żywych zapewnień Iero, że Savinski to już zakończony rozdział w księdze, którą pisze jego los, wewnętrzny głos, gdzieś tam głęboko w moim sercu, mówi mi, że wszystko jest możliwe. W końcu w grę wchodzą tutaj uczucia, a one są nieprzewidywalne i wystarczy lekkie uniesienie, a całokształt może uledz radykalnej zmianie. Nie to, że nie mam zaufania w stosunku do mojego chłopaka, bo posiadam go aż w nadmiarze. Jedynie obawiam się tego, że Josh Może starać się manipulować Frankiem. Mimo, że pracuję z nim stosunkowo krótko, znam metody jego działania. Po trupach do celu. Odnosiłem dziwne wrażenie, stosując przykład z życia wzięty, że to ja jestem takim trupem, którego ciało będzie zalegać w zakładzie pogrzebowym z inicjatywy blondyna, podczas gdy Frank stanowi cel, chore trofeum zdobywcy głów. Drżałem na samą myśl, że Josh może mi odebrać w jakiś sposób mężczyznę, który jest tak dla mnie cenny.
- Nad czym tak dumasz Gee? – zapytał cicho Iero.
- Ogólnie Frankie. Tak o życiu…
- Ostatnio bardzo dużo i często coś myślisz o tym życiu – mruknął. – Zaczynam się niepokoić.
- Niby dlaczego? – szczerze się zaciekawiłem. Nie ma czym się martwić. Chyba, że coś przeskrobałeś – przyjrzałem się uważnie zmianom, które zachodziły na jego twarzy.
- Ja tam jestem grzecznym chłopcem – uśmiechnął się słodko. – Nidy nie dostałem na Boże Narodzenie różgi od świętego Mikołaja.
- Zuch… dziecko – zaśmiałem się i nachyliłem nad nim, aby sięgnąć jego ust. Gdy nasze wargi złączyły się, w moje ciało wstąpiło dobrze znane nam obojgu gorąco. Położyłem swoje dłonie na dolnym odcinku pleców Franka, jego zaś spoczęły na mojej klatce piersiowej. Chłopak zapewne wyraźnie wyczuwał szybkie i głośne bicie mojego serca, które zachowywało się tak pod wpływem jego  dotyku. Nie rozumiem, dlaczego po tak długim czasie spędzonym w jego towarzystwie, mój organizm wciąż reaguje na Iero równie intensywnie co na początku naszej dość burzliwej znajomości.
- Chodźmy szybko do domu – uśmiechnął się łobuzersko, a w jego złotych tęczówkach zalśnił tak dobrze mi znany blask spowodowany radością i podnieceniem.
- No nie wiem – mruknąłem, drocząc się z nim. – W sumie to tutaj też jest całkiem sympatycznie – rzuciłem niby przychylnym okiem na wzgórze cmentarne, malujące się za jego plecami.
- Nie nabijaj się ze mnie – dał mi słodkiego całusa. – Ruszaj swój zgrabny tyłeczek i zasuwamy do mieszkania.
- Oj dobrze już dobrze – mruknąłem w delikatną skórę jego szyi.
Automatycznie przechylił głowę w prawo, miażdżąc mi tym samym policzek, i wybuchł głośnym śmiechem. Już ja wiedziałem dokładnie, gdzie mój Frankie ma największe łaskotki.

  

            Obydwoje czuliśmy, że dzisiaj mamy dzień na czułości. Nigdzie się nie spieszyliśmy, nikogo nie oczekiwaliśmy, całe mieszkanie było do naszej dyspozycji. Z czułością i delikatnością smakowaliśmy swoich warg. Czas stanął w miejscu, w całym wszechświecie nie liczył się nikt prócz nas. Z dłońmi na biodrach Franka i jego rękoma na mojej szyi, staliśmy pod ścianą w korytarzu i dzieliliśmy się ze sobą swoimi uczuciami poprzez gorące pocałunki. Mimo ponurej sytuacji, która stworzyła wokół nas nieprzyjemną atmosferę, co chwilę uśmiechaliśmy się do siebie bądź cicho śmialiśmy. Gdy obydwu z nas brakło świeżego powietrza, przerywaliśmy pieszczoty i oparci o swoje czoła, patrzeliśmy sobie głęboko w oczy w milczeniu, aby nie psuć całokształtu zbędnymi słowami i po sekundzie z cichym śmiechem wrócić do kosztowania ust drugiej osoby. Nie pamiętam, abyśmy zachowywali się w ten sposób kiedykolwiek, odkąd jesteśmy razem. Jednak czy nowe doświadczenia nie są najlepsze, a już zwłaszcza na tym polu? Oderwałem plecy Iero od drewnianych paneli na ścianach i poderwałem z podłogi.
- Aaaaaaaaaaa – zapiszczał, śmiejąc się głośno. – Co ty robisz wariacie? – zapytał, majtając nogami w powietrzu.
- Niosę moją księżniczkę do zamkowej komnaty – mruknąłem mu do ucha.
W mig pojął to, co miałem na myśli, a  jego usta błyskawicznie pojawiły się ponownie na moich. Gdy weszliśmy do sypialni, położyłem chłopaka delikatnie na łóżku i natychmiast przygniotłem go ciężarem swojego ciała. Jak widać Frank postanowił przejść do rzeczy już na początku i zaczął odpinać guziki mojej białej, odświętnej koszuli. W ramach rewanżu, sam zająłem się paskiem od jego garniturowych spodni. Niby nie było pośpiechu w naszych działaniach ale wiedziałem doskonale, że każdy z nas wewnętrznie pragnie już dojść do sedna sprawy. Gdy wszelkie zbędne  rzeczy znalazły się na podłodze, a nasze ciała przykrywał jedynie przyjemnie chłodny materiał cienkiej kołdry, postanowiłem działać. Ułożyłem Franka wygodnie na miękkim materacu łóżka, a następnie ukląkłem przed jego rozchylonymi nogami. Pochyliłem się nad szyją mężczyzny i zacząłem mocno zasysać jej skórę. W niektórych miejscach pojawiły  się nawet wyraźne malinki. Następnie zjechałem z pocałunkami na jego klatkę piersiową, pępek, a później także podbrzusze. Jako, że znajdowałem się bezpośrednio nad chłopakiem, a nasze ciała stykały się ze sobą na całej swej długości, czułem, jak jego członek co raz to bardziej daje o sobie znać. Nie zdziwiło mnie zatem, kiedy nogi Franka oplotły mnie z biodrach i przyciągnęły bliżej niego.
- Gerard – wysapał cichutko moje imię. – Zacznij wreszcie.
- Hahahaha. Kochanie… - trąciłem nosem jego lekko zaróżowiony policzek. – Nie tak szybko – mruknąłem mu do ucha.
Rozchyliłem nico nogi Iero i przejechałem palcem po jego pachwinach, co spotkało się z kolejnym jękiem. Ku memu zdziwieniu Frank nie przetrwał próby czasu i ściągając mnie na dół, zaczął namiętnie całować, subtelnie ocierając się o moje krocze. Ostatecznie doprowadził mnie do stanu nieużyteczności publicznej i sam nie mogłem dłużej wytrzymać napięcia. Stęknąłem cicho i wypuściłem powoli powietrze, które zalegało mi w płucach. Rozszerzyłem nieco wejście chłopaka, aby następnie móc się w niego delikatnie wsunąć. Moje działania zaowocowały głośnym jękiem z obu stron. Gdy znalazłem się już w nim cały, spojrzałem Frankowi głęboko w śmiejące się oczy. Nie zobaczyłem w nich nic prócz miłości i pożądania. Wykonałem pierwsze kilka łagodnych pchnięć, które miały odpowiednio przygotować mężczyznę do moich dalszych poczynań. Iero z cichym stęknięciem uniósł się delikatnie, zamieszczając swoje ręce na mojej szyi, także znajdowaliśmy się teraz w siadzie. Zacząłem smakować ust chłopaka, aby odwrócić po części jego uwagę o tego, że zacząłem się w nim znacznie szybciej poruszać. To, że jęczał, stękał i zaciskał co raz mocniej swoje palce na moich włosach, tym bardziej mnie podniecało i motywowało do większego zaangażowania w całokształt. Gdy trafiłem w jego prostatę, krzyknął z rozkoszy wprost w moje usta, które po części stłumiły wydajność tego wrzasku. Po jeszcze kilku zaliczeniach tego czułego punku w jego wnętrzu, oddychaliśmy na tyle szybko, że rozłączenie naszych ust było jedynym wyjściem, aby nie udusić się z braku tlenu.
Chłodna masa powietrza musnęła nasze nagie, spocone oraz rozgrzane ciała, gdy biała pościel zsunęła się nam z ramion. Frank przylegał całym swoim ciałem do mojej klatki piersiowej i chowając twarz w mej szyi, jęczał głośno. Ja natomiast umieściłem swoje dłonie na jego biodrach i wysiliłem się wchodząc w chłopaka i wychodząc bardzo gwałtownie. Zdawałem sobie sprawę, że oboje czerpiemy z tego nieziemską przyjemność. Czułem jak dreszcze rozkoszy roznoszą się po całym moim ciele. Wiedziałem, że chwila spełnienia jest niedaleka. Szeptałem imię ukochanego w całkowitym zatraceniu i nieświadomości tego, co dzieje się dookoła nas. Nagle moje ciało przepełniło niesamowite uczucie. Wypchnąłem gwałtownie biodra do przodu, trzymając Iero z całych sił nadal przy sobie, wciąż bardzo blisko. Doszedłem w nim z głośnym stęknięciem, wbijając przy tym paznokcie w gładka skórę pleców chłopaka. Minęła chwila, zanim mój oddech się uspokoił, a zwiotczałe mięśnie dały o sobie wyraźnie znać. Wysunąłem się powoli z Franka, który dyszał ciężko jak po przebiegnięciu sprintem czterdziestu kółek dookoła galerii. Spojrzałem na jego soczyście zarumienioną twarz i uśmiechnąłem się radośnie. Przyłożyłem czoło do tego, które należało do niego.
- Kocham cię – wyszeptałem przed ponownym skosztowaniem jego warg.
Iero żarliwie oddał pocałunek, w którym zawarł pełną odpowiedź dla mojego wyznania. Nie mogłem wyjść z podziwu jak do siebie pasujemy. Rozumieliśmy się praktycznie bez słów. Oczywiście bywały momenty, w których się nie zgadzaliśmy co do pewnych kwestii, a nawet byliśmy w stanie posprzeczać się o własne racje, jednak zawsze dochodziliśmy do porozumienia i na powrót wszystko  wracało do normy. Niekiedy był nawet seks na zgodę. Proszę jakie trafne stwierdzenie. Uśmiechnąłem sie delikatnie między pocałunkami. Nie wyobrażam sobie życia bez tego szkraba i mam świadomość, że uczucie, którym kruszyna w moich ramionach mnie darzy jest równie pełne i silne.
            Może nie powinienem w takiej chwili myśleć o Joshu, lecz było to nieuniknione. Stale drżałem z trwogi mając przed oczami scenę, w której odbiera mi on Franka. Moją jedyną nadzieję. Takie wizje są po prostu niekiedy nie do zniesienia i mam wrażenie, że wypaczają one moją psychikę w znacznym stopniu. Położyłem chłopaka na powrót na chłodnym prześcieradle i z zaangażowaniem oddawałem pocałunki, leząc nadal na nim całym swoim ciałem. Frank wciąż trzymał swoją lewą nogę na dolnym odcinku moich pleców. Mruczał cicho z zadowolenia, kiedy ocierałem się o jego krocze i gdy trącałem nosem najczulsze na dotyk punkty jego skóry.
- Idziemy pod prysznic? – zaproponował z zadziornym uśmiechem, który wykwitł na jego zarumienionej i rozanielonej twarzy.
- Możemy, możemy – mruknąłem obsypując pocałunkami jego klatkę piersiową.- Ale co powiesz na… - przejechałem zimnymi palcami wzdłuż jego męskości, na co kruche ciało Iero zadrżało z podniecenia, które po chwili przerwy na powrót nim zawładnęło.
- Mhmmmmmmmmmm… – jęknął z rozkoszy, dając mi tym samym przyzwolenie na dalsze działania.
Polizałem linię szczęki mojego towarzysza, docierając do jego ust i łącząc nasze języki, a jednocześnie zacząłem z precyzją i oddaniem ruszać dłonią po członku chłopaka. Nie przerywając tańca, który prowadziły moje palce, zacząłem składać mokre pocałunki na żebrach mężczyzny. Pojechałem nieco do góry, poświęcając uwagę jego mostkowi. Tam też moje usta zaprzestały swojej wędrówki, gdyż chłopak wygiął się w łuk, przyciskając moją głowę mocniej ku sobie i doszedł wprost w moją napastującą jego krocze dłoń, osiągając tym samym pełne spełnienie. Uśmiechnąłem się subtelnie w kierunku jego zakłopotanego spojrzenia i zacząłem masować wewnętrzną stronę jego uda, wycierając uprzednio dokładnie palce w pościel.
- I teraz możemy iść pod prysznic – zaśmiałem się, całując go z czułością w nos.
Chłopak zaśmiał się głośno zaraz po tym, jak wziąłem go w ramiona i zaniosłem do łazienki, jakby był jakiś niepełnosprawny. Gdy wgramoliliśmy się pod natrysk ciepłej wody, zamiast zająć się myciem naszych ciał, przystąpiliśmy do ponownego rozkoszowania się naszymi ustami. Nie mieliśmy dość. Przygryzłem lekko dolną wargę Franka i przejechałem palcami po jego śliskim od cieczy pośladku.
- Grrrrr… Ty niegrzeczny – parsknął śmiechem ze swojego żartu oraz przekornego tonu, którego użył.
Pokręciłem głową z pobłażaniem i przyciągnąłem go za podbródek na powrót do siebie. Wniknąłem językiem w głąb jego jamy ustnej. Wplotłem palce we włosy Iero, a on umiejscowił swoje dłonie na moich plecach. Po chwili kursu powolnych pieszczot wykonywanych językiem, przeniosłem się na szyje mężczyzny. Frank odchylił głowę do tyłu, eksponując tym samym swoje gardło i rozkosznie przechylił ją na lewo tak, abym mógł bez żadnych przeszkód obcałowywać jego szyję. Przejechałem koniuszkiem języka po linii szczęki mojego chłopaka i na powrót wniknąłem w jego jamę usną. Nagle Frank stracił równowagę i się zachwiał. Dobrze, że trzymałem go w ramionach, gdyż niechybnie upadłby poza brodzik. Obróciłem się w stronę kurka dozującego nam wodę i zakręciłem go do maksimum, aby nie wyleciała już ze słuchawki ani jedna kropelka.
- Ej, co się stało? – zapytałem chłopaka z niepokojem. Trzymał moje ramiona w silnym uścisku.
- Nie wiem – mruknął. – Myślę, że to przez to gorąco. Za parno tutaj – uśmiechnął się słabo.
- To chodź, wyjdziemy już – oznajmiłem uspokajająco, podając mu ręcznik do wytarcia mokrego ciała. - Rzeczywiście tutaj duszno – przyznałem mu rację.
- Zostawmy otwarte drzwi – zaproponował, owijając sobie jasnożółty ręcznik dookoła bioder. – Wywietrzeje.
- Dobrze – odparłem w zamyśleniu. – Wszystko już okej?  - zapytałem dla pewności i objąłem go ramieniem.
- Jasne – uśmiechnął się radośnie, gdy wyszliśmy z parnego pomieszczenia.
Uderzyła we mnie fala rześkiego powietrza. Chłodny wietrzyk owiał moje ciało, co przyjąłem z cichym pomrukiem aprobaty.
- Chcesz kawy kocie? – zamruczałem chłopakowi uwodzicielsko do ucha.
- Hmmmm… A wiesz na co mam większą ochotę? – zapytał przygryzając wargę.
- Nie wiem. Na co? – uśmiechnąłem się, myśląc tylko o jednym. Wiązało się to jednak z natychmiastowym powrotem do łóżka w sypialni.
- Chcę zobaczyć jak gonisz mnie nago po domu! – zapiszczał niczym mała dziewczynka na widok ogromnego misia.
Ledwo co zdążyłem sie obejrzeć, a nie miałem na sobie granatowego ręcznika. Frank w podskokach pobiegł do salonu. Przez chwilę stałem w otępieniu po środku korytarza. Co temu dzieciakowi chodzi po głowie, to ja nie jestem w stanie określić. Czasem nie potrafię nadążyć za tokiem jego rozumowania. Po chwilowym rozważaniu wszelkich za i przeciw, ruszyłem biegiem za śmiejącym się głośno Iero. Zanim zacząłem efektywną pogoń, zgarnąłem z kanapy ciemnofioletową poduszkę i zasłoniłem nią sobie moja męskość.
- Frank, skubańcu. Chodź tutaj – krzyknąłem. – Nie chcę sie bawić w chowanego – stanąłem na środku salonu i zacząłem uważnie obserwować pogrążony w zupełnej ciszy dom.
- Nie będziesz musiał – usłyszałem szatański rechot za moimi plecami i nie zarejestrowałem momentu, w którym zaliczyłem glebę, bo Iero zachciało się wyskakiwać zza fotela wprost na mnie. – Jak chcesz to możemy się pobawić w Indian – zaproponował żywo.
- Wiesz co? Mam lepszy pomysł – powiedziałem spokojnie. – Zleziesz ze mnie łaskawie, a potem zjemy sobie spokojnie obiadek i pójdziemy spać – zepchnąłem Franka z siebie i ściągnąłem mu z głowy mój granatowy ręcznik.
- Tak też w sumie może być – wzruszył ramionami i wstał z podłogi.
Chłopak usiadł sobie wygodnie przy kuchenny, stole, a ja wstawiłem wodę na kawę. Wcześniej oczywiście na powrót oplotłem sobie ręcznik wokół bioder. Nie wstydzę się jakoś bardzo mojego ciała, ale nago po domu też nie lubię latać. Obróciłem się w stronę Franka, aby zapytać się go, co chce na obiad, a właściwie to już kolację, jednak żadne słowa nie opuściły moich ust.
Chłopak opierał się o swój policzek na zgiętej ręce, a palcem drugiej dłoni kreślił jakieś nieznane mi wzory na blacie stołu. Lewą nogę podwinął pod siebie, a prawą machał w przód i w tył. Wykonywał tę czynność z takim spokojem na twarzy i zaangażowaniem w działaniach, że zupełnie nie zauważył, iż mu się przyglądam.
Zmienił się. Nawet bardzo. Uważam w sumie, że na lepsze. Wiem, że miałem nie myśleć o czasach, kiedy obaj siedzieliśmy zamknięci w więziennej celi, ale w tym przypadku wydaje mi sie to niezbędne. Frank w Bella Muerte był… taki przygaszony. Nigdy tak naprawdę nie było mi dane poznać tego, jak wygląda, gdy jest w pełni szczęśliwy. Teraz mogłem codziennie obserwować jak budzi się i zasypia bez żadnych zmartwień, a na jego twarzy gości szeroki i błogi uśmiech. Nie byłem nawet w stanie określić jak bardzo cieszy mnie ta jego wewnętrzną zmiana, czy też powrót do świata żywych.
- Co się tak patrzysz? – zapytał mężczyzna, wyrywając mnie tym samym z głębokich rozmyślań.
- Tak jakoś – oznajmiłem spokojnie, podchodząc do niego.
- Gerard… Może to zabrzmi głupio i banalnie, ale… - posłał mi speszony uśmiech. – Jestem szczęśliwy – szepnął.
- Ja też Frankie – ucałowałem go w czoło. – Nawet nie wiesz jak bardzo…

***
„ So if you love me, let me go and run away before I know. My heart is just too dark to care. I can’t destroy what isn’t there”

Slipknot ~~> Snuff

***********

Sorki, że dodaję o tak późnej godzinie, ale musiałam nad tym seksem popracować, bo mi to nie wychodzi najlepiej. Raczej teraz jest ok., ale zostawiam Wam to do oceny

11 komentarzy:

  1. Omnomomnomomnomomnom. Josh, po co ten Josh, jak mnie osoby 3 w frerardach wkurzają! Oraz pewna mucha, która natarczywie próbuje przebić się przez szybkę mojego laptopa, debilka. Jest seks, jest seks. Nie wiem co o tej porze mogę napisać sensownego, ale chyba to, że... ewoluujesz. Twoje pismo ulega zmianie, na lepsze. Czekam niecierpliwie na następną część i... czyżbym była pierwsza?

    OdpowiedzUsuń
  2. No jak seks nie wychodzi, jak wychodzi! I to nawet baaaardzo dobrze :D Tak, to było pierwsze na co zwróciłam uwagę xD No właśnie- po co Josh? Pewnie tylko namiesza w związku Gerarda i Franka i se wyjedzie, albo zginie xD Ja nie wiem, po co go tu trzymać. Tam, pakować manatki i wara od Franka! Ale mniejsza z tym...Hm...To tam w łazience: nie wiem, czy mam się teraz nad tym pół nocy zastanawiać, czy po prostu słabo mu się zrobiło, bo rzeczywiście było za gorąco...Sama już nie wiem :P Pewnie teraz przez ciebie znowu nie będę spała xD Wracając do tematu: Twoje zacne rozdziały są ogólnie takie oh i ah <3 Me gusta wszystko, co piszesz ^_^ No i się doczekałam się zacnej sceny...Mrrr :D Ja chcę już następną sobotę ;( Dodaj wcześniej, może? Prooooooosimy ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejejejeje. Jakie to było słodkie i urocze. No i po co ten Josh? Niech on nie zabiera Franka Gerardowi, proszę Cię ;c Jest +18, jest! Hurra! . Coraz ładniejsze pornole Ci wychodzą, wiesz? Nie no, jasne, że to wiesz! Ganianie się po domu nago, Jezu. Frank, co za zboczone pomysły xD
    Z rozdziału na rozdziału Twój styl pisania robi się coraz lepszy. Nie to, żeby na początku był zły. Po protu wtedy byłaś takim nie doszlifowanym diamentem, ale teraz to po prostu zajebioza <3
    Kochamy Cię, ale ty o tym wiesz ;)
    Pozdrawiam i weny życzę,
    (dawniej MissCaliffo)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chcę być Frankiem i mieć takie fajne zabawy \m/ Ej, a w ogóle... Czemu ty tak zajebiście piszesz? <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Na co komu ten Josh ... Tylko zaraz coś popsuje XD
    Słoooooooodko *u* Gerard biegający nago po domu .... hyhyhy ... ^^ Fajnie fajnie :33
    ~Possible Way

    OdpowiedzUsuń
  6. trochę nie ogarniam, lae tak to jest kiedy się dwa odcinki pomija -.- no ale nadrobię, i promise. poza tym, oceniając sam styl (bo nie mogę się o fabułę wypowiadać nie do końca pamiętając, głupia ja) to ci się z każdym kolejnym poprawia i jest coraz to lepszy ;33 więc ten, ja chcę nastęęępny! <33

    btw, ty z Gdańska jesteś? cholera, dopiero się kapłam, musimy się kiedyś zobaczyć jak przyjadę na szopping! :DD

    OdpowiedzUsuń
  7. Bosze szumiący, nie skomentowałam poprzedniego rozdziału!? Jak to możliwe?! Wybacz mi kochana Darsiu, uniżona klękam o wybaczenie, to karygodne. No ale powróćmy. Rozdział cud, miód i orzeszki. Oni są tacy słodcy i szczęśliwi, normalnie tylko wymiziać. Początek rozwalił mnie na łopatki. Te przemyślenia Gerarda to idealny majstersztyk! Kochana padam do nóg za kawałek o śmierci. MEGA! A seksik? Wychodzi i to bardzo dobrze! ^3^ Też chce Gerardzia biegającego nago po domu, tylko straszny sztywniak z niego. Ja bym wolała pobawić się w Indian, a nie jeść głupi obiad TT_TT. Frank powinien mu powiedzieć, że zepsuł całą zabawę. Liczyłam na więcej biegania nago xD. No i oczywiście dołączam się do reszty. PO CHOLERE TEN JOSH?! Zaraz wszystko zepsuje -.- Niech zabiera zabawki i wypierdala, głupi. Pff. Mam nadzieję, kochana, że wybaczyłaś mi to karygodne pominięcie :) Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chcę kolejny. To jest tak genialne opisane! Jest cukier, ale nie przesadziłaś i czyta się rewelacyjnie c: pierwszy raz komentuję, bo w sumie jakoś tak naszło...:D Dobra, whatever, jest seks, dużo seksu- Zuu się cieszy xd i chyba tak samo jak i każdy chcemy więcej :C

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie się powtórzę, ale…. GONITWA PO DOMU NAGO <3333333 Dobra, mam fazę na to XD Normalnie to była najlepsza część rozdziału *____________* No i mam nadzieję, że im tam w związku nie napsujesz, bo urwę głowę D: No, ale… pisz, słońce <3 [fools-for-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. wszystko spoko koko, ladnie napisane, ba, nawet bardzo, ale... No ja nie dalabym rady pieprzyc sie z kims zaraz po pogrzebie mojej matki, raczej potrzebowalabym chwili melancholii. A ci zachowali sie tak jak gdyby nigdy nic. Jakims specem od ludzkiej natury nie jestem, jednak uwazam, ze malo kto mialby sily na cos takiego. Fajnie ze sie kochaja i w ogole, bo je sie o tego Dzosza, tak dalej tak dalej, ale tak jak lubie pornosy ( w Twoim wydaniu sa cacy bardzo ), to ta jedna rzecz kompletnie mnie zniesmaczyla D:

    //heartfalling.blogspot

    OdpowiedzUsuń