XXI
Apocalyptica – Not strong enough
[FRANK]
Życie. Jest procesem, w którym doświadczamy zarówno wielu
przyjemnych rzeczy jak i ich niemiłego odpowiednika.
Życie to zbiór przeróżnych obrazów, na których plany
składają się różne wydarzenia oraz różni ludzie, biorący w nich czynny bądź
bierny udział. Jest to także okres czasu, kiedy możemy się cieszyć dobrami
materialnymi, wyobraźnią oraz fantazją i innymi rzeczami przyziemnymi, które
przynoszą uciechę zarówno chwilową jak i długotrwałą.
Póki w naszych żyłach płynie krew, należy się w pełni rozkoszować
tym, co dla nas dostępne, po co bez skrupułów czy wątpliwości możemy wyciągnąć
dłoń. Nie oznacza to jednak, że człowiek docenia to, co posiada i jest w stanie
odpowiednio tym dysponować. Często pchany chęcią zysku posuwa się do rzeczy
niegodnych, wbrew jego naturze. W naszej mentalności leży ciągłe niezadowolenie
postacią rzeczywistości.
W życiu są chwile radosne i chwile złe. Od tego, jaką droga
pójdziemy, zależy jakie z nich będą przeważały. Czyny je ukierunkowują. Są jak
wektory. Kierunek i zwrot. Tylko od nas zależy, co wskażą, a od czego sie
odwrócą.
Prawda. Jest ona pozytywną cechą, którą się u ludzi ceni –
prawdomówność.
Prawda często wchodzi w konflikt o swe znaczenie ze
szczerością. Może kogoś zranić, ale jest w stanie także podarować szczęście,
bądź uchronić od złego. Niekiedy można ją przemilczeć, jeżeli mamy świadomość,
że jej wyznanie przyniesie więcej szkód niż korzyści, a także może kogoś podniszczyć
na duchu. Siła prawdy jest w stanie być tak samo naprawcza jak i destrukcyjna.
Tworzy ona piękne oraz trwałe przyjaźnie i miłości oparte na wzajemnym
zaufaniu, ale również przyczynia się do rozpadu najtrwalszych więzi
międzyludzkich, co nierzadko prowadzi do przysporzenia sobie wrogów.
Kłamstwo. Jest bez wątpienia negatywną cechą, przyjmowaną z
oburzeniem przez społeczeństwo.
Kłamstwo rodzi się wówczas, gdy postanawiamy zachować pewne
informacje, sprzedając w zamian ciekawostki wyssane z palca. Pojawia się ono
także wtedy, gdy boimy się wyznać prawdę, bądź niewyznawanie jej sprawia nam
przyjemność. Do kłamstwa skłania nas wiele rzeczy. Są to kolejno: zazdrość,
miłość, pieniądze, nienawiść, chęć zdobycia poklasku szerszej publiki. To
wszystko, jak i wiele innych sytuacji, czyni nas kłamcami, istotami obłudnymi,
które po pierwszym razie skosztowania zakazanego owocu, sięgają po niego
powtórnie.
Mimo, że wielu ludzi brzydzi się łgarstwem, nikt od niego
nie stroni. Publicznie deklarujemy, że kłamstwa są złe, niszczące i zabronione,
ale jednocześnie nadal grzeszymy i dopuszczamy, aby fałsz opuszczał nasze usta
raz za razem. Kłamstwo prowadzi do częstych kłótni, intryg, a także w, dużej
mierze, przemocy. Wyzwala w nas najgorsze emocje i wywołuje nieporządne skutki.
A, co najważniejsze, kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw. No prawie.
Czasami odnoszę wrażenie, że takie niepożądane skutki to ja
osiągnę, jak zepchnę tą osiemdziesięcioletnią wariatkę, panią Pullman, ze
schodów. Jak to stare czupiradło mnie wkurwia, tego słowa ująć nie są w stanie.
Franuś złotko zrób to, zrób tamto, zmyj, posprzątaj, pozamiataj, zetrzyj kurwa
moje gówno z deski klozetowej, bo do muszli nie trafiłam. Nie mogę wyjść w
spokoju w domu, ponieważ gdzie się nie schowam, to ona zawsze mnie wypatrzy.
Mimo, że ma podobno kurzą ślepotę, doskonale mnie dostrzega. Możesz jej mówić,
że się spieszysz do pracy, urzędu, ślub bierzesz, albo kurwa kot ci zdycha to
ona i tak zrobi z ciebie wycieraczkę pod zgrzybiałe stopy. Usługuję jej, bo w
mojej naturze oraz mentalności nie leży odmawianie starszym osobom, mimo, że są
sprukwiałymi łajzami z mieszkania bok. W słowa nie ubiorę tego, jak bardzo nie
znoszę tej kobiety. Rano kazała mi przepchać sobie zlew, bo coś jej tam wpadło
i wyzbierać szczurze bobki z podłogi, bo ona schylić się nie może. Jakby
odkurzacza nie miała. Czasami zastanawiam się, dlaczego Gerarda tak nie nęka. A!
No tak! Przecież mój chłopak nie ma takich zahamowań jak ja i po jakimś czasie
powiedział jej, że ma wypierdalać. Że też ja tak nie potrafię jak on... Dobra,
w zachowaniu tej staruszki nie byłoby w sumie nic dziwnego, gdyby te różne
‘katastrofy’ nie przydarzały jej się średnio pięć razy na jeden, przepiękny
dzień. Człowiek wychodząc od niej z mieszkania zipie i pragnie jedynie zaliczyć
materac w swoim łóżku.
Uporałem się z wszelkimi zadaniami, przed którymi zostałem
w dniu dzisiejszym postawiony i już dreptałem spokojnie do galerii, bo
obiecałem Gerardowi, że wpadnę tam przed pracą. W sumie jak zawsze. Codziennie
jestem u niego, zanim otwieram kwiaciarnię. To już taki jeden z elementów
naszej rutyny. Ale na swój sposób nie jest ona w ogóle męcząca, co zazwyczaj
kryje się za jej pojęciem, lecz bardziej przyjemna. Kocham Gerarda i możliwość
przebywania w jego towarzystwie jak największej ilości czasu, niezmiernie umila
mi dzień. Łączy nas pewna specyficzna więź, która mimo wielu różnic, które
niekiedy stają się przyczyną spięć między nami, pozwala na dojście do
porozumienia. Niekiedy zastanawiam się jak to jest możliwe, że tak różne
osobowości, moja i Gerarda, są w stanie ze sobą współżyć. W normalnych
okolicznościach, chyba byśmy się pozabijali. Niby istnieje teoria, że
przeciwieństwa się przyciągają, lecz nie zawsze. Moim zdaniem to po większości
błędne stwierdzenie posiadające wiele luk.
Gdyby była taka możliwość, najchętniej wziąłbym z Wayem
ślub. Jednak, po pierwsze, nie orientuję się w tych sprawach, a, po drugie,
głupio byłoby mi wyjść do mężczyzny z taką propozycją. Nie wyśmiałby mnie, nic
z tych rzeczy. Tyle, że sama rozmowa z nim na ten temat jest dla mnie krępująca
i dostatecznie niezręczna. Jak nie patrzeć to ja jestem tym nieśmiałym w naszym
związku.
Czasem odnoszę wrażenie, że myśli moje i Gerarda skupiają
się dookoła tego samego tematu, ale nikt nie ma odwagi, aby je ujawnić. Jednakże
czarnowłosy nie owijałby w bawełnę i, gdyby był pewien co do takiego kroku, nie
dusiłby w sobie takiej rzeczy. Nadal nie chciałem się pogodzić ze świadomością
tego, iż najwyraźniej Way nie pragnie tego ślubu, jakkolwiek idiotycznie to
brzmi w odniesieniu do naszej dwójki, tak mocno jak ja go pragnę. Wkroczenie w
związek małżeński byłoby przypieczętowaniem tego, co nas łączy, umocnieniem
więzi oraz gwarancją na to, że spędzimy razem całe nasze życie.
Robiło się co raz to bardziej zimno. Tak zimno, że aż wypuszczając
powietrze przez nos czy przez usta, widziałem parę. Pogoda wyraźnie daje
odczuć, iż nastała zima. Czas leci nam nieubłaganie. Wielkimi krokami zbliżają
się święta Bożego Narodzenia. Został niecały miesiąc, aby celebrować ten dzień
w gronie najbliższej rodziny. Zapewne Gerard miał w planach zaproszenie
Mikeyego wraz z narzeczoną, ale jeszcze nie poruszyliśmy tego tematu. Moje
pierwsze święta z Wayem zapowiadają się świetnie. W głębi serca czuję, że będą
to dni, które zapadną mi w pamięć na długi, długi czas. Jedynie ubolewam nad
tym, iż moja matka nie zasiądzie razem z nami przy świątecznym stole. Dalej nie
otrzymywałem od niej jakiegokolwiek znaku życia. Całkowicie mnie olewa, a to
jest niezwykle bolesne. Czuję się odrzucony
i, w pewien sposób, niechciany. Po części pogodziłem się z faktem, że
Linda nie życzy sobie, abym posiadał jakiekolwiek informacje na temat przebiegu
jej choroby. Cały czas jednak nie jestem w stanie pojąć, dlaczego ona to robi?
Jestem w końcu jej synem, a własnemu dziecku powinno się chyba wyjaśniać to i
owo. W szczególności, gdy ‘to’ ma duże znaczenie dla rodziny, a ‘owo’ jeszcze
większe. W mojej opinii zachowuje się nieodpowiedzialnie i w jakimkolwiek
aspekcie nie zasługuje na miano matki.
Mimo, że chłód szczypał już moje policzki, śniegu nadal
brakowało, a jego nieobecność w zimowym krajobrazie była niezwykle odczuwalna i
czyniła go ubogim. Każdy spodziewał się białego puchu dobre dwa tygodnie temu,
a ten wciąż robił nam na złość i się nie pojawiał.
Westchnąłem cichutko, gdy ciepła masa powietrza z wnętrza
galerii musnęła moje zaróżowione partie skóry twarzy. Ruszyłem wolnym krokiem w
kierunku kantorka Gerarda, odwijając szalik i rozpinając płaszcz. Gdy dotarłem
pod drzwi tego niewielkiego pomieszczenia, zapukałem w nie cicho. Nie otrzymałem
zaproszenia, ani jakiegokolwiek innego odzewu. W końcu nacisnąłem klamkę, a gdy
ta poddała się mojemu ciężarowi i ustąpiła, ukazując tym samym wnętrze
kantorka, przywitała mnie kompletna pustaka. W pokoju nie zastałem ani jednej
żywej duszy.
- Przepraszam, kogo pan szuka? – podskoczyłem nerwowo, a
moje serce zabiło szybciej na zapytanie, z całą
pewnością kierowane do mojej osoby.
Odwróciłem
się ostrożnie na pięcie, a moim oczom ukazał się dość wysoki, opalony mężczyzna
o czarnych włosach oraz oczach ciemnego koloru. Miał a sobie luźną koszulę w
kratę, rurki w jasnym odcieniu szarości oraz trampki. Wyglądał na przyzwoitego
obywatela naszego kraju, ale i mimo to przywodził mi na myśl zboczonego
muzułmanina. Może to przez te włosy… Gdyby jeszcze nie patrzył na mnie takim
podejrzliwym wzrokiem, byłbym skłonny odsunąć od niego podejrzenia o domniemane
zboczenie.
- Em…
Ja… No… - jąkałem się , czując na sobie jego oceniające spojrzenie. – No
Gerarda szukam.
- Szefa?
– zdziwił się. – Zakładam, że aktualnie przebywa w kuchni. A o co chodzi,
jeżeli mogę zapytać?
- Sprawa
prywatna – szepnąłem nieśmiało. – To gdzie jest ta kuchnia? – zapytałem.
-
Zaprowadzę pana. Nie mogę zostawiać nieznajomych przybyłych samym sobie, sam
pan rozumie. Dzieła sztuki i tym podobne eksponaty bywają cenne i jedyne w
swoim rodzaju.
-
Rozumiem, rozumiem. Oczywiście.
Zostałem
wprowadzony przez metalowe drzwi do zaciemnionego korytarza, którym podążaliśmy
przez kilka sekund. Po chwili do moich uszu przedostały się dźwięki głośnej
rozmowy i wybuchy głośnego śmiechu. Zacząłem się intensywnie zastanawiać nad
tym, z kim Gerard tak wesoło się dogaduje. Wystarczyła mi informacja, że to nie
ja i już cień irracjonalnej zazdrości wślizgnął się do mojego serca. To głupie,
wiem.
- Co
jest Adam? – zapytał radośnie Way, gdy dotarliśmy na miejsce. Nie zauważył
mnie, gdyż stałem za tym ‘olbrzymem’. Dobra, może i nie był taki znowusz
wysoki, ale ja go właśnie takim postrzegałem.
-
Szefie, ktoś do pana przyszedł – oznajmił spokojnie. – Ten pan tutaj – odsłonił
mnie. Uśmiechnąłem się niepewnie, machając ukochanemu na przywitanie.
-
Frankie – podszedł do mnie i krótko pocałował w usta. Spojrzał na Adama. –
Dzięki, że mi go przyprowadziłeś.
- Nie
ma sprawy - odrzekł nieco zbity z tropu pracownik. – To ten Frank? – zapytał
niepewnie, patrząc na Gerarda. Way pokiwał twierdząco głową. – Nie wiedziałem.
Gdybym wcześniej został uprzedzony czy coś…
-
Spokojnie – mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie. – Wracaj do pracy, mamy dzisiaj
spory ruch.
Adam
skinął głową na znak, że rozumie i się oddalił. Rozejrzałem się po
pomieszczeniu i dostrzegłem stojącą przy stole kobietę. Na oko była starsza ode
mnie, ale istniała też opcja, że życie zwyczajnie nie było dla niej zbytnio
łaskawe i naznaczyło ją swym piętnem. Mimo tego stwierdzenia jej oczy
bezustannie się śmiały do Gerarda, co nie przypadło mi zbytnio do gustu. Z
tego, co pamiętam ze zdjęć, znajoma Waya jest podobna do Lindsey. Nie jakoś
bardzo, ale pojedyncze cechy są wyraźnie zauważalne. Spokojnie piła swoją kawę
i przyglądała mi się z zainteresowaniem. Nie kryła nawet tego swojego
ciekawskiego spojrzenia, więc poczułem się nieco osaczony i nie do końca
ogarniałem to, co się tutaj dzieje.
-
Frank, to jest Sonia – Gerard wskazał mi zamaszystym gestem ręki kobietę przy stole. – Soniu, to jest
Frank.
- Cześć
Frank – wyciągnęła w moim kierunku zgrabnie wykrojoną dłoń. – Miło mi cię w
końcu poznać. Gee cały czas o tobie opowiada, jakby był jakiś natchniony.
- Oh…
Hej – lekko uścisnąłem jej palce, po czym szybko skryłem dłonie we własnych
kieszeniach płaszcza.
Powstrzymałem
się, aby powiedzieć jej, że za to na jej temat nasz pośrednik nie powiedział za
wiele i praktycznie mógłbym rzec, że dosłownie słowem o niej nie wspomniał. No
co, taka prawda. Co ja się będę… Przed tym czynem powstrzymało mnie jednakże
jej pogodne usposobienie. Nie byłem w stanie obrzucić jej słowami o negatywnym
i niepochlebnym znaczeniu bądź przesłaniu. Mimo, że strasznie swą aparycją
przypominała mi Lindsey i zainteresowanie Gerarda tą kobietą było oczywiste
właśnie z tego powodu, była naprawdę miła w stosunku do mnie. Zakładam, że do
każdego podchodziła z uśmiechem na twarzy i pozytywną pogadanką, którą
przepełniają same pozytywne epitety. W dodatku Way opowiadał jej o nas, a w
szczególności o mnie, a to oznaczało, że nie był nią zainteresowany w tym
kontekście, o którym pomyślałem na samym początku. Odetchnąłem po cichu z ulgi.
Póki co nic mi raczej nie zagrażało.
-
Chcesz coś ciepłego do picia? – pocałował mnie w zimny nos. – Strasznie
zmarzłeś.
-
Jakbyś mi zrobił kawy, byłoby super – uśmiechnąłem się szeroko, zasiadając przy
stole vis a vis Soni. Nagle zadzwonił telefon Gerarda, co zasygnalizowało mi
tak dobrze znane ‘Scream’ Misfitsów. Way spojrzał na wyświetlacz, po czym
ściągnął brwi.
- Przepraszam,
muszę odebrać – mruknął i wyszedł z pomieszczenia. Przez chwilę spoglądałem za
jego sylwetką, która zniknęła jakiś czas temu. Ciekawiło mnie to, kto się do
niego dobijał. Pewnie coś z galerią, ale i tak byłem zły, bo musiałem zostać
sam na sam z źródłem moich wewnętrznych rozterek i niepokojów.
- Więc…
Frank – zaczęła niepewnie Sonia. – Czym się zajmujesz? Znalazłeś prace po… no
sam wiesz po czym?
- Tak.
Prowadzę … kwiaciarnię – na moją twarz wpełzł rumieniec zażenowania. Tak, to
bardzo męskie. Prowadzę kwiaciarnie kurwa.
- To
chyba fajnie – zaśmiała się melodyjnie. – Spotykasz tam pewnie ciekawych ludzi.
Są interesujący czy bardziej tacy, no… zwyczajni?
- W
sumie to raczej tacy jacyś pospolicie są. Nie odwiedzają mnie jakieś dziwolągi.
Chociaż zdarzają się i tacy, którzy swoim zachowaniem przyciągają uwagę na
dłużej – oznajmiłem wymijająco, nie chcąc się zbytnio produkować. Jednak gdy
zobaczyłem jej autentycznie zainteresowane spojrzenie, nie byłem w stanie
poprzestać jedynie na tej skąpej w informacje relacji. – Raz przyszedł facet,
który zamówił dwa bukiety kwiatowe na dwa różne kobiece imiona o dwóch różnych
adresach . W środy prowadzimy także pocztę
kwiatową – wyjaśniłem krótko. – Przyjrzałem się mu dość uważnie. Wyglądał mi na
kogoś, kto ma żonę i inną kobietę na boku, a obrączka na jego palcu tylko
potwierdzała moje myśli. No wiesz… Taki wystrojony pan w graniaku niczym jakiś
biznesmen. Widać było po nim, że ma sporo kasy w portfelu. Spojrzałem na niego
krzywo i oceniająco. Nie toleruję takiej postawy. Nie rozumiem, jak można kogoś
w tak perfidny sposób oszukiwać, a zwłaszcza własną żonę, bo zakładam, że to
właśnie do niej szedł jeden z bukietów. Kiedy zauważył, co wyraża moja mina, a
nie prezentowała sobą nic pozytywnego, powiedział, że mam milczeć i nie lampić
się tak na niego, bo wszystko ma pozostać sekretem i to nie jest moja sprawa.
Istotnie moja sprawa to nie była, więc ingerować jakkolwiek nie mogłem.
Wystarczy, że tym swoim wyskokiem potwierdził to, co jedynie opierałem na
domysłach – skrzywiłem się. – Co za prostak. Aż normalnie szkoda gadać.
-
Taaaaaa… - westchnęła ciężko. – Znam doskonale ten typ mężczyzny. Myśli, że mu
się upiecze. Ale kobieta wyczuje prędzej czy później, że jest oszukiwana i
zdradzana. Taki tam szósty zmysł – w jej oczach błysnął smutek.
Nie
drążyłam dalej tematu, bo wyczuwałem, że jej mąż, narzeczony czy chłopak
najwyraźniej nie należy, bądź też nie należał, do drużyny tych wiernych i
kochających partnerów.
Zacząłem ją darzyć pewnym rodzajem sympatii, lecz przed
oczami nadal rysowało mi się wyraźnie to, jak patrzyła na Gerarda. Ja też
potrafię wyczuć zagrożenie ze strony innej osoby w sferze miłosnej. Właśnie ta
kwestia nie pozwalała mi całkowicie polubić Soni. Zawsze jakaś część mojego
mózgu będzie ją rejestrowała jako potencjalne zagrożenie. Ale w sumie, to nie jest
taka najgorsza, a Gerard nie wydaje się być nią zainteresowany w ten sposób.
Widzę, że traktuje ją jedynie jako przyjaciółkę czy koleżankę z pracy. Zapewne
zauważa, że kobieta darzy go specjalnym uczuciem. Jeżeli ja to zauważyłem, to
on tym bardziej. On widzi wszystko. Już się do tego przyzwyczaiłem. Na
szczęście nie dzieli się ze mną tymi wszystkimi, swoimi przemyśleniami oraz
spostrzeżeniami.
- Chyba
pójdę poszukać Gerarda. Coś długo nie wraca – mruknąłem, gdy cisza, która
między nami zapadła, stała się uciążliwa. Nienawidziłem tych momentów, kiedy
robiło się niezręcznie i nikt z obecnych przy dyskusji osób nie zaczynał nowego
tematu, gdyż nie wiedział, jakie słowa będą odpowiednie do użycia i na miejscu.
-
Pewnie kręci się tutaj po korytarzu. Znajdziesz go na pewno – zapewniła ciepło.
– Jak wrócicie, to ciepła kawa będzie już czekać na stole.
- Dobra
– uśmiechnąłem się słabo i wyszedłem wolnym krokiem z kuchni.
Przebyłem
dystans liczący zaledwie kilka kroków, a usłyszałem odgłosy przyciszonej
rozmowy. Nie wyglądało mi to na normalną konwersację, która ma jawny przekaz,
raczej na coś podejrzanego. Dlatego też zacząłem się skradać zamiast podejść
normalnie, jak człowiek i dać o sobie znać bez tej całej otoczki śmiesznej
konspiry. W końcu znalazłem się dostatecznie blisko, aby być w stanie rozróżnić
poszczególne zdania, które opuszczały usta Waya.
- Nie.
Jestem tego całkowicie pewien – dłuższa przerwa. – Myślałem, że mogę się z nim
podzielić tymi informacjami – rozmówca Gerarda chyba się nieco uniósł, gdyż do
moich uszu dobiegł zdeformowany odgłos podniesionego o oktawę tonu. – Dlaczego
niby? – w jego głosie wyczułem irytację. Ostawiłem krok do przodu. – Dobra – warknął.
– Powiedziałem dobra – powtórzył z rozdrażnieniem. – Nic mu nie powiem –
westchnął ciężko.
Zacząłem
dogłębnie analizować to, co usłyszałem. Czyżby Gerard ukrywał coś przede mną? A
może to chodziło o kogoś zupełnie innego? Przez myśl przeszło mi, że chyba
powinienem się wycofać, jednak moje ciekawskie usposobienie wydało klarowny
rozkaz pozostania w miejscu. Ba! Ruszyłem nawet jeszcze pół kroku do przodu, aż
kończyła się ściana, a, co za tym idzie, także moje pole manewru.
- Niech
ci będzie, chociaż miałem całkowicie inne plany – oznajmił Gerard znużonym
głosem. – To już raczej nie twoja sprawa – chwila przerwy. – Nieważne. Nie
wtykaj nosa w nie swoje sprawy – chwila przerwy. – Tak, otwarte. Będę czekał.
Na razie.
Nagle
nieoczekiwanie zza rogu wynurzył się Way. Nie zdążyłem odpowiednio zareagować i
nasze ciała zderzyły się z impetem. Moje serce jakby na chwilę przestało bić,
aby potem nagle wspaniale ożyć i zapierdalać szybciej niż zazwyczaj. Poczułem
jak policzki okrywa mi purpura. Dziękowałem w tym momencie z całych sił
zaciemnieniu na korytarzu. Miałem świadomość tego, że zostałem przyłapany na
gorącym uczynku, a logiczne chyba jest to, że podsłuchiwanie nie należy do
dobrych sprawunków.
- O,
Frankie… - mruknął zdziwiony mężczyzna. – Co ty tutaj robisz?
- No
bo… nie ważne Po prostu długo cie nie było – przysunąłem się do niego i
wtuliłem w klatkę piersiową. – Z kim rozmawiałeś aż tyle czasu?
- Z
nikim ważnym – oznajmił spokojnie, przeczesując mi włosy. – Taki mecenas
sztuki. Nikt bardzo istotny.
-
Hmmmmmm… No okej – mruknąłem. Nie zadowalała mnie ta odpowiedź, jednak nie
kwestionowałem jej. – Chodź. Dopijemy kawę i musze iść.
-
Odprowadzę cię – szepnął mi do ucha, po czym złączył nasze wargi.
- Chodź
tu – zaśmiałem się , gdy mężczyzna cofnął się o kilka kroków. Przyciągnąłem go z
powrotem do siebie. Wystarczyła mi tylko krótka chwila.
♥♥♥♥♥♥♫ ┼ ♫♥♥♥♥♥♥
To jest zaskakujące, jak człowiek
nawet w wielkim tłumie ludzi może czuć się samotny. Nie wiązało mnie z tymi
przechodniami zupełnie nic. Nic, co mogłoby mi pomóc nawiązać z nimi
jakikolwiek kontakt. Uświadomienie sobie tej zależności, nie zajęło mi dużo
czasu. Połapałem się stosunkowo szybko, że nie znajdę tutaj ani przyjaciół, ani
nawet znajomych. Ludzie, którzy mnie otaczają, są zupełnie do mnie niepodobni,
tacy zapatrzeni w siebie i zupełnie niedostrzegający liczących się w życiu
wartości. Pędzą niewiadomo gdzie jak na skręcenie karku, przejmują się
nadmiernie własnymi porażkami, jakby oznaczało to koniec świata i nie są w
stanie docenić tego, co im się udaje i tego, co sprawia im prawdziwą,
autentyczną radość.
Sunąłem powoli przed siebie, mijając
te wszystkie wyprane z pozytywnych emocji kreatury. Przypominali mi swego
rodzaju bure cienie. Wyglądali jakby szli przed siebie, bo muszą i sprawia im
to ogromną trudność, zamiast dziękować losowi, że w ogóle posiadają zdolność
chodzenia. W przeciwieństwie do nich w moim sercu gościło pozytywne nastawienie
do życia. Po tym, jak wyszedłem z paki,
uświadomiłem sobie, że należy walczyć o swoje i cieszyć się każdą chwilą, którą
spędzamy na ziemi, bo nigdy nie jesteśmy w stanie określić, czy będzie ona
naszą ostatnią. Spotkałem także Gerarda, a nim nie mogę się nacieszy w ogóle.
Cały czas odkrywam w jego charakterze cechy, którym poświęcam stosunkowo wiele
uwagi. Staram się rozgryźć jego dość skomplikowaną osobowość. Ona właśnie kręci
mnie w nim najbardziej. Wydaje się być niezwykle towarzyską i otwartą na nowe
znajomości osobą, ale tak naprawdę jest bardzo zamknięty w sobie, we własnym
świecie i rzadko kiedy udaje mi się prawić, że ukazuje całkowicie swoje wnętrze
przede mną. Najczęściej zdarza się to wtedy, gdy jest zmęczony, niewyspany albo
zbiera mu się na czułości. Uwielbiam, jak wstaje rano z potarganą czupryną i
rozkojarzonym wzorkiem. Wydaje mi się wówczas, że jest bardziej dostępny i
podatny na zewnętrzne wpływy. Bardziej dostępny dla mnie. Czasem całkowicie się
wyłącza, błądzi myślami tam, gdzie ja nie mam dostępu, a wówczas nawet nie
podejmuję próby nawiązania z mężczyzną jakiegokolwiek kontaktu. Wiem, że nie przyniesie
to rządnych skutków.
Wszedłem powoli do galerii. Już
skończyłem pracę, a było ciemno i wracanie samemu do domu, nie napawało mnie
zbytnim optymizmem. Odruchowo skierowałem się na tyły budynku. Co jak co, ale
drogę do kantorka Gerarda znałem na pamięć.
-
Frank? – usłyszałem znajomy głos za plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem Adama.
– Gerarda już nie ma. Wyszedłem jakoś trochę przed południem.
- Jak
to przed południem? - warknąłem. – Umawialiśmy się przecież tutaj.
- No
nie wiem – wzruszył ramionami. – Mówił, że ma coś ważnego do załatwienia i już
nie wróci dzisiaj. Nie martw się, pewnie już czeka na ciebie w domu.
-
Pewnie tak – westchnąłem.
Byłem
wkurzony. Umawialiśmy się kurcze. Telefon mu ukradli, że nie miał jak
zadzwonić? Udałem się wolnym, krokiem do wyjścia. Nagle coś mnie tknęło. Pewna
myśl. Coś, co tylko spotęgowało mój zawód oraz złość.
-
Adam?! – krzyknąłem za chłopakiem, który zamiatał podłogę. – Mam takie pytanko…
Jest może jeszcze Sonia? Mam do niej sprawę – zapytałem podstępnie.
- Nie.
Poszła razem z Gerardem. Przykro mi.
- Ach…
No cóż – starałem się zamaskować ogromny żal, który mnie wewnętrznie rozpierał.
– Pogadam z nią innym razem – posłałem mu bardzo fałszywy i, wydaje mi się, że
również niezwykle przekonujący uśmiech. – Dobranoc.
-
Cześć, cześć – pożegnał się i ponownie pochłonęła go praca na rzecz galerii.
Do
moich oczu napłynęły łzy. Ależ byłem wkurwiony. Jeszcze ta głupia kobieta. Zrezygnował
z pójścia ze mną do domu dla robienia niewiadomo czego właśnie z nią. Co za
dupek. Normalnie zrobię mu dzisiaj awanturę. Albo nie, mam lepszy pomysł.
Zwyczajnie przestanę się do niego odzywać. Niech główkuje nad tym, co zrobił
nie tak. Na bank skapnie się dość szybko jeżeli przeskrobał coś więcej niż chcę
podejrzewać. Ale no… nie chce mi się w
to wierzyć. Dlaczego właśnie ona? Dlaczego w ogóle kobieta? Chociaż jakby to
był facet, to też miałbym żal do ukochanego. W końcu Gerard nie może być gejem
w stu procentach, skoro niegdyś miał żonę oraz dziecko, a był z Lindsey
bynajmniej nie dlatego, że zaszła w ciążę. On ją naprawdę kochał, zwyczajnie to
wiem.
Jeżeli przyłapię ich razem w jednym łóżku, to się normalnie
załamię. Drugi raz nie zniosę tego widoku. Incydent z Joshem wystarczająco wbił
mi się w pamięć. Wpadłem do kamienicy jak burza i zacząłem pokonywać kolejne
schodki z zastraszającą prędkością.
-
Frankie, skarbie – wszędzie poznam ten głos przesiąknięty ironią. – Pozwolisz
do mnie na chwilę?
- Nie
teraz pani Pullman. Bardzo się spieszę – siliłem się na w miarę przyjazny ton.
- Ale
to dosłownie będzie sekundka. W łazience…
- Kurwa
nie, nie mam czasu – warknąłem. – Nastroju na kolejne pani wymysły też mi brak.
Żegnam.
Wyminąłem
ją i wszedłem do swojego mieszkania. Co za natrętna baba. Chyba jebnę ją
kiedyś, bo nie wytrzymam. Zdjąłem zbędne części garderoby i rzuciłem je bez
ładu na ziemię.
-
Gerard?! – krzyknąłem gniewnie, odpowiedziała mi cisza. – Chodź tu kurwa –
wszedłem szybkim krokiem do salonu.
Stanąłem
jak wryty. Pomieszczenie rozświetlał blask świeczek, a stół był zastawiony
kilkoma potrawami. Przy nogach mebla znajdowały się dwie fioletowe poduszki,
ściągnięte z kanapy. Płatki róż pokrywały gdzieniegdzie ciemnobrązowy blat.
Podniosłem ręce do ust. Nie dowierzałem własnym oczom. Stałem tak i patrzyłem
na wszystko, dopóki nie przerwał mi Way.
- Co
się stało? – zapytał cicho.
Przeniosłem
wzrok na jego rozszerzone w nic nierozumiejącym geście oczy. W prawej dłoni
trzymał dwa kieliszki, a w lewej butelkę z czerwonym winem. Ściągnął brwi i
przyjrzał mi się uważnie.
-
Frank? – ponowił zapytanie. – Stało się coś? – podszedł do mnie kilka kroków.
- N… Nic
w sumie – zarumieniłem się. – Co to wszystko ma być?
- Huh… No
wiesz… - podrapał się wolnym kciukiem za uchem. – Pomyślałem w sumie, że jeszcze
nie mieliśmy randki, więc… No chciałem to zmienić. Także… - kiwnął
porozumiewawczo głową w kierunku stołu oświetlanego przez świeczki.
-
Randka? – zapytałem z niedowierzaniem. – Boże… Chyba nigdy nie byłem na randce
– szepnąłem, wbijając wzrok w podłogę.
- To
teraz będziesz – mruknął mi do ucha, kiedy po chwili milczenia znaleźliśmy się
bardzo blisko siebie. – Chodź Frankie – złapał mnie za rękę i zaprowadził
powoli do zastawionymi łakociami stołu.
***
„Never
thought you’d make me perspire. Never thought I’d do you the same. Never
thought I’d fill with desire. Never thought I’d feel so ashamed. (…) My sweet
prince – you are the one. My sweet prince – you are the one.”
Placebo ~~> My Sweet Prince
***********
Przepraszam, że dodaję o tak późnej
porze, jednak musiałam napisać opowiadanie na język polski o godności człowieka
w XXI wieku i ogółem o godności naszej własnej. Także… Zajęło mi to niemało
czasu. I tak nie zdążyłam tego gówna napisać :/ Prawie już postanawiałem, że
nie dodam w tym tygodniu rozdziału, ale spięłam poślady i jest :3 Jak chcecie,
mogę to opowiadanie później opublikować tutaj, na blogu w ramach shota :) Co o
tym myślicie? A! I jeszcze, czy mam odpowiadać może na komentarze? :>
Zauważyłam, że niektórzy mają czasem pytania i to trochę chamskie byłoby na nie
nie odpowiadać, także stąd moje zapytanie :3
Ej, no...Po prostu urocza ta ostatnia scenka :3 Jakże ja bym chciała popatrzeć na żywo na taką Frerardową randkę...(narysuje sobie *_*) Ahh...Po prostu rozpływam się, jednocześnie ciesząc, że nie ma w pobliżu Josha, choć nie wiem, co planujesz dalej. I mam wielką nadzieję, ze wymieniając, co się może zdarzyć na ich randce zniszczę twoje plany :D Tak jak ty zniszczyłaś mi xD Hahaha, no dobra <3 Żartuję, czekam z niecierpliwością na następny. Pewnie będę się domyślać cały następny tydzień, co może tak być, ale mam nadzieję, że coś do porzygania tęczą :3 Świetnie napisałaś ten rozdział, na który tak długo czekałam. Wbrew pozorom 7 dni i więcej to dłuuugi okres czasu :D Szczególnie przy tak zajebistym opowiadaniu :D Hm...No to do czwartku :D Kocham cię <3
OdpowiedzUsuń-> and-we-could-run-away <-
Czy to jest zawsze tak, że Josh musi wyskoczyć z szafy? XD Przecież facet do Oslo wyjechał :> Nie zmaterializuje się nagle w uch mieszkaniu :3 Ale w pewnym sensie będę zUa... zobaczysz w czwartek :]
UsuńSzafa to dobre miejsce, by się ukryć i podsłuchiwać...Może nawet wypaść z siekierą w środku romantycznej kolacji. A to Oslo to tylko taka przykrywka...Lepiej sprawdź swoje szafy :P
UsuńOjej, ojej! *już by chętnie się zaczęła jarać* Ale te, czekaj. Zacznę od początku. Bo może nie wiesz, ale... te opisy były fajne. Te na samym wstępie i później zresztą też. Ty to tak płynnie, ładnie pokazujesz w tych opisach, matko, i jeszcze pierwsza osoba! Zachwyt! <3
OdpowiedzUsuńA z tym telefonem... Wydaje mi się... To chyba był Josh. <3 Albo Higgins. Mam rację? Albo ten od Josha! *nie ma to jak idealnie pamiętać wszystkie postacie*
Franek się ciekawie wkurzył, ale no, żeby od razu Gee podejrzewać o jakieś niedobre rzeczy to przesada. Ładnie mu ufasz, Ieroś, ładnie.
Ale ogólnie, odcinek śliczny, ej! *_*
Szczerze Ci powiem, że z całego rozdziału to tylko właśnie ten początek mi się podoba :3
Usuńten od Josha to Jo był X'D Kojarzy mi się z z jakimś grubasem X_____x W ogóle to frank mnie wkurza XD Sama nie wiem dlaczego, ale postać, którą tworzę, mnie irytuje. Czy to aby normalne?
Ha! Nadrobiłam! :D O jaa, siedzę w niedzielne popołudnie i czytam. Aż mnie już oczy od tego bolą, ale cóż, opłacało się. :3
OdpowiedzUsuńWgl cała ta historia jest naprawdę spoko. Ogólnie nie spodziewałam się, że oni kiedykolwiek wyjdą z pierdla. Jak czytałam jeszcze te rozdziały z więzienia.. no cóż byłam pewna, że zabiją Gerarda. A tu taka niespodzianka! Miło. :D
Ogólnie nie za bardzo ogarniam jaką rolę pełni teraz Frank i Gee. Wygląda to na czarne interesy, ale jednak to jest legalne? Kurwa, nie rozumiem.xd
No i Josh jest tu podejrzany, bardzo podejrzany. Jak zrobi coś Gerardowi albo Frankowi! no kurwa, lepiej żeby tego nie robił. Tak, tak, grożę mu.xd
I ogólnie tak słodko u chłopaków się zrobiło, byleby tylko nic się nie popsuło. I ten dziwny telefon do Gee. Oni coś knują.
Dobra, przeczytałam całe opowiadanie, a teraz będę czekać na kolejną cześć. Hahah, przynajmniej oczy mi trochę odpoczną. xd Czekam na kolejny, i oczywiście dodaję twojego bloga do polecanych. :3
http://thank-you-for-your-venom.blogspot.com/
http://frerard-fanfics.blogspot.com/
Niby legalne, ale jakoś tak w konspirze X'D Ogólnie chodzi o to, że rząd o wszystkim wie, lecz utrzymuje to w tajemnicy. Byli więźniowie po odpowiednich testach są traktowani jako tania siła robocza, którą w razie jakiś błędów można zwyczajnie usunąć i nikt nie zwróci na to większej uwagi. Nie przysługują im takie prawa jak normalnym agentom. Na przykład za błędy czy spalenie nie są oddelegowywani, tylko zabijani, a ślady zacierane XD Tak to mniej więcej się zarysowuje :3
UsuńW ogóle podziwiam, że chciało ci się to czytać :> Mi chyba też gały by wypadły na Twoim miejscu, ale doceniam poświęcenie ♥
Aaaa, okej rozumiem już. :D
UsuńSłodki jezu! Co ze mnie za czytelniczka! Poprzednio opuściłam rozdział, a teraz opuściłam aż 3!!! To nie wiarygodne! Jak to możliwe? Powinnaś się na mnie obrazić, jestem okropna. Tak bardzo cię przeprasza, przepraszam. Padam uniżona na kolana błagając o wybaczenie :c. A dobra teraz nadganiam rozdziały. XIX totalnie rozjebał mnie sen Franka! No człowieku taka faza, że klękajcie narody! W życiu nie czytałam tak dobrego horroru. Normalnie dawajcie Oskara, maistersztyk po prostu. A Josh z tym panem zemsty to uch... Po prostu ukatrupić drania.
OdpowiedzUsuńDalej XX rozdzialik miły, słodziutki i przytulaśny <3 no po prostu żygam tęczą ^3^. I znowu ten Josh... Jak on mnie denerwuje, a dla Franka gratulacje za doskonałą reakcję (brawo). Chyba musze zacząć stosować tę strategię...
No i na sam koniec XIX. Pani Pullman mnie rozwala, no opis na początku z tym gównem na desce kolzetowej mnie rozwalił xD Ale dobrze, że Frank się spiął i też kazał jej wypierdalać. Słodki jest jak się wkurza i to Choć to kurwa! mnie powaliło xD Przypomniałam sobie jak miałam ochotę zajebać mojego brata, że naskarżył na mnie rodzicom o mandacie, skurwiel. No ale nie ważne, ja tu swoje żale wlewam a tu rozdział ważny jest! Gerard z tą raneczką fajowo wyskoczył *3* Milasto i przytualsto, mam nadzieje, że skończy się to jakoś w sypialni czy coś ^^. Także tego wielkie DZIĘKUJĘ! Że trwasz przy mnie nadal, gdy ja nieco się zapominam i ogromne PRZEPRASZAM <3
Wybaczę Ci, ale... musisz dodać rozdział! Mwhahahaha! Tak, jestem zUa :3
UsuńTak, tak... Bracia to skurwiele :3 A z tą deską klozetową to jakoś tak samo wyszło... byłam zła i mnie natchnęło :3 I ty jesteś jakaś niegrzeczna, skoro mandat dostałaś. O.o
No w końcu dodam komentarz, wiesz jak ty pięknie opisujesz? Pewnie wiesz, to było cuuuuudowne. A sen Franka...no kurwa O.o nie mogę napisać nic konstruktywnego więc napiszę inaczej. Zajebiste, jak zwykle :) Rozdział mi się bardzo podobał a najbardziej ostatnia scena :) Sama chcę na taką randkę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :3 Bardzo się cieszę, gdyż najwyraźniej zyskałam nową czytelniczkę :D Ja nie tyle chciałabym taką randkę, jaką oni będę mieć w XXII, ale chciałabym w ogóle mieć ją z kim spędzać X'D *forever alone* :D Jeszcze raz dziękuję za przychylną opinię :>
UsuńPodobało mi się to porównanie z wektorami. JESTEŚ MOIM BOGIEM! : D
OdpowiedzUsuńNazwisko pani Pullman kojarzy mi się sklepem, Pull & Bear *wyje*
Poza tym biedny Frankie się namartwił, że Gee go zdradza, a tu taka niespodzianka. Ale on jest szczęściarzem!
Całej reszty chyba wychwalać nie muszę, bo to oczywiste, że jest cudowna, nie? : 3
Porównanie do wektorów wzięło się z tego, że akurat wkuwałam zasadę lewej ręki na fizykę, jako że tak bardzo 'kocham' zarówno ten przedmiot jak i jego nauczyciela, to musiałam wprost władować moją frustrację w tenże rozdział X'D W sumie to zdrada zawsze spoko i jeszcze wyjdzie szydło z worka i to, kto kogo tutaj zdradza ♥♥♥ Tak, tak, to jeszcze nie koniec zdrad X'D
UsuńEjejejejej, nie bądź zUa i kurde, nie psuj mi tej randki. ;c Nawet jeśli Josh lub jakiś inny dupek siedzi z siekierą w ich szafie, to niech się kurde w niej zatrzaśnie i nie wychodzi, dopóki Gee i Frank nie skończą. ;c Naprawdę mam ochotę przeczytać coś bardzo romantycznego, a tu się akurat nadarzyła taka okazja... Tylko ja tak ślicznie proszę i błagam na kolanach, nie niszcz mi tego! ;c I odniosę się jeszcze do Twoich słów: "W sumie to zdrada zawsze spoko i jeszcze wyjdzie szydło z worka i to, kto kogo tutaj zdradza ♥♥♥ Tak, tak, to jeszcze nie koniec zdrad X'D" Co to ma znaczyć, ja się pytam?! Jakie zdrady? Jakie szydło? Jaki worek?! Nie waż mi się ich zdradzać! ;c WIEM GDZIE MIESZKASZ, WIĘC JAK BĘDZIE POTRZEBA TO ODWIEDZĘ CIĘ Z SIEKIERĄ I ZACZAJĘ SIĘ W TWOJEJ SZAFIE....a nawet jeśli nie wiem, to się dowiem, ot co!
OdpowiedzUsuń~youll-be-my-detonator-frerard.blogspot.com~
STRZEŻ SIĘ.
LUDZIE! Czy wy wszyscy myślicie, że jestem taka zUa i okropna, że zniszczę im randkę? D: Będzie słotko, będą całusy, Josh NIE WYSKOCZY znikąd X'D Serio, randka będzie okej, nic się na niej nie wydarzy. Jednak za zdarzenia po niej już nie dopowiadam X'D Coś dzisiaj paplam niezmiernie. Już nic nie powiem! Czekać do czwartku. Jak się wyrobię... A co tam! Pewka, że się wyrobię! Muszę, aby nasycić Twój niepokój i spełnić marzenia o fajnej, miłej randce Franka i Gerarda BEZ JOSHA wyskakującego z szafy :3 a co do zdrad... to wszystko wyjaśni się jakoś w XXIV :3 Ale będzie spruta huehuehue... *zaciera łapki*
UsuńJeeej, jakie to kochane *________* Takie mega słodkie i w ogóle... asdfgklhfj <3 A Frank, rozzłoszczony cholernie rozczula ;__; Choć prawdę mówiąc, mam jakieś podejrzenia, co do tej rozmowy Gerda przez telefon o_O No, ale mam nadzieję, że szybko dowiemy się, co planujesz :3 Kocham twoje opowiadanie <3
OdpowiedzUsuń