Forbidden
Love. Unusual priest
-
Zakochałem się w nieodpowiedniej osobie.
- Wielu ludzi spotyka ten sam problem –
odparłem spokojnie mężczyźnie, którego spowiadałem. – To nie jest grzechem –
kochać. A tym bardziej nie stanowi powodu do wstydu.
- Nawet jeżeli to również jest
mężczyzna?
Zapadła między nami chwila ciszy.
- Nawet wtedy – oznajmiłem łagodnie.
- Jednak wciąż czuję się brudny, proszę
księdza. Czuję, jakbym popełniał ogromny grzech.
- Nie masz się czego wstydzić. Serce nie
sługa, jak to mówią – uśmiechnąłem się lekko. – Dla spokoju twojego sumienia,
zmów dwa razy Ojcze nasz oraz trzy dziesiątki różańca.
- Dziękuję.
- Ja odpuszczam ci grzechy w imię Ojca i
Syna, i Ducha Świętego – nakreśliłem w powietrzu znak krzyża, symbolu męki
Pańskiej.
- Amen.
- Wysławiajmy Pana, bo jest dobry.
- Bo Jego miłosierdzie trwa na wieki.
- Bóg odpuścił tobie grzechy, idź w
pokoju – puknąłem trzy razy w drewno.
- Bóg zapłać za spowiedź.
W głębi serca wiedziałem, że robię źle
rozpoznając głos mojego rozmówcy i przywołując do siebie jego twarz. Może ten
mankament wynika z faktu, iż jestem początkującym księdzem. Mam zaledwie
dwadzieścia sześć lat i nie potrafię ignorować spowiadanych osób, jak to
robią moi koledzy po fachu. Bezwiednie łącze głosy z odpowiednimi twarzami i
uzyskuję tym samym pełen obraz sytuacji w rodzinie i sytuacji osobistej. W
pewnym sensie można to podpisać pod jakąś ułomność a nawet grzech. Jednak nie
jestem w stanie działać inaczej. Nie jestem w stanie tego powstrzymać.
Dotrzymuję tajemnicy spowiedzi. Nigdy nie rozmawiałem na temat przewinień
naszych parafian ani z Rastulusem ani z Clausem. Chociaż oni sami nie stronią
od podobnych rozważań, mimo że jest to czyn karygodny i w ten sposób popełniają
jeszcze większy grzech niż ja. Wielokrotnie przepraszałem Pana za mą słabość i
uległość. W głębi duszy wiem, że Bóg jest miłosierny i przebacza mi tę chwilową
niedyspozycję.
Na
dziś to był już koniec. Wyspowiadałem wszystkich, którzy przyszli, aby uwolnić
się od grzechów i wrócić na ścieżkę Jezusa Chrystusa, odnaleźć siebie.
Podążając
do ołtarza, zauważyłem mężczyznę, którego całkiem niedawno wyzwoliłem od
wewnętrznego niepokoju. Klęczał z rękoma złożonymi do modlitwy. Zamknął oczy i
szeptał do siebie słowa, które przekazywał Jezusowi. Podszedłem cicho i
usiadłem obok niego. Wiekowe drewno zatrzeszczało pod ciężarem mojego ciała.
Chłopak natychmiast zwrócił się w moim kierunku, lecz potem zmieszany
spuścił głowę i włosy przysłoniły mu twarz. Wstydził się. Siedzieliśmy, spowici
ciszą przez najbliższe dwadzieścia minut. Czekałem, aż to on wykona
pierwszy ruch.
- Co ksiądz sądzi o takich osobach jak
ja?
- Co masz na myśli? – zapytałem
zaintrygowany.
- No o… homoseksualistach – wyjaśnił
szeptem.
- Nie mam nic przeciwko takim związkom,
Frank – uśmiechnąłem się do niego ciepło. – Każdy odczuwa potrzebę miłości
drugiej osoby. Nie jest to twoją winą, że ukierunkowałeś swoje uczucia do
mężczyzny.
- A ksiądz? Do kogo ksiądz odczuwa tę
potrzebę? – spojrzał na mnie uważnie.
- Wierzę głęboko, że Bóg kocha mnie
równie mocno, co ja kocham Jego. To niezobowiązująca miłość. Miłość bez limitu,
bez jakichkolwiek graniczeń. Wiem, że zawsze mogę na Niego liczyć i nigdy nie
doznam zawodu.
- Jest ksiądz człowiekiem wielkiej wiary
– na jego buzię wpełzł smutny uśmiech.
- A ty masz wielkie serce – oznajmiłem
całkiem poważnie. – Zobaczysz, że kiedyś zostanie ci to wynagrodzone.
- Dziękuję za tak miłe słowa.
Potrzebowałem tego.
- Proszę bardzo.
- Będzie ksiądz na naszym meczu w
czwartek? – zagadnął nagle.
- Nie mogłoby mnie to ominąć – zaśmiałem
się pogodnie. – Jesteście ostatnio w dobrej formie.
- To fakt – przyznał nieskromnie. –
Wygrane wnoszą do drużyny niesamowitą siłę i determinację do osiąganie jeszcze
lepszych wyników w lidze.
- Na jakiej pozycji grasz? Przepraszam,
ale zwyczajnie wyleciało mi to jakoś z głowy – uczyniłem wymowny gest dłonią w
okolicach prawego ucha.
- Gram w ataku – odparł szybko, kiwając
głową jakby na potwierdzenie własnych słów
- To chyba dobry sezon dla ciebie,
nieprawdaż? Zrobiłeś wielkie postępy.
- Rzeczywiście. Jestem w szczytowej
formie. Musze korzystać, póki mogę. Mieć dwadzieścia cztery lata w piłce nożnej
to jak być na półmetku całej swojej życiowej kariery.
- Już nie przesadzaj – poklepałem go po
plecach, na co zamarł, a jego ciało przeszedł dreszcz, który nawet ja byłem w
stanie wyczuć. Pomyślałem, że muszę sprawdzić ogrzewanie. – Młody z
ciebie chłopak.
- Ksiądz też nie wygląda na starego –
zauważył.
- Bo nie jestem stary – zaśmiałem się. –
Mam dwadzieścia sześć lat. Niedawno przyjąłem święcenia. I mów mi Gerard,
proszę, bo czuję się jak proboszcz Claus.
- Gerard – szepnął sam do siebie. –
Więc… Co ciebie skłoniło do zostania księdzem w tak młodym wieku?
Spojrzałem na chłopaka z nieskrywanym
zdumieniem. Nigdy wcześniej w rozmowach nie zadano mi podobnego pytania.
Zawsze pomijano tę kwestię. No, zwyczajnie każdy miał to głęboko w dupie.
- Kiedyś… Byłem ateistą – wyznałem. –
Gardziłem wszystkim, co wiązało się choć w najmniejszym stopniu z kościołem.
Kiedy miałem siedemnaście lat… moja siostra zginęła w wypadku samochodowym –
spuściłem nieco z tonu. – Do dzisiaj wierzę głęboko w to, że dosięgła mnie kara
boska. Pozbawiła mnie najważniejszej osoby w życiu za moją pychę i brak wiary.
Od tamtego dnia byłem już pewny jaką ścieżką pokieruję mój żywot – oznajmiłem.
– A ty dlaczego zostałeś piłkarzem? Zwykła pasja czy jakaś głębsza historia?
- Głębsza historia – zaśmiał się cicho,
lecz od razu spoważniał. – Mój brat był piłkarzem. Od najmłodszych lat trenował
mnie na swój wzór, pokazywał rozmaite zwody oraz triki. Kiedyś nawet
powiedział, że uczeń przerósł swego mistrza. Byłem bardzo dumny z siebie –
uśmiechnął się do własnego wspomnienia. – Uwielbiałem patrzeć jak on sam zwinie
porusza się z piłką przy stopie. Zasiał we mnie ziarenko miłości do tego
sportu, a ono kiełkowało przez lata, dając dopiero niedawno pełny efekt –
westchnął ciężko. – Kris w meczu z klubem z Dallas doznał poważnej kontuzji.
Dowiedział się, że już nigdy nie będzie w stanie zagrać na pełni swoich
możliwości. Pozbyli się go. Zwyczajnie wywalili do z klubu. Marzenia o wielkiej
karierze sportowca pękły niczym bańka mydlana. Czuję, że powinienem kontynuować
jego dzieło. Jestem dumny, że mam takiego brata i zdaję sobie sprawę z jej
dwukierunkowości. To dodaje mi sił i owocuje sukcesami, o których niegdyś
mogłem jedynie pomarzyć.
- Dobry z ciebie człowiek, Frank –
ścisnąłem jego ramię. – A twoje odmienność czyni ciebie wyjątkowym, więc nie
martw się na zapas – spojrzałem na zegarek. – Przepraszam,
ale muszę uciekać. Odprawiam msze wieczorną.
- Dziękuję za rozmowę, Gerardzie.
- Przyjemność po mojej stronie –
uśmiechnąłem się i zniknąłem w zakrystii.
***
Poszedłem na ten mecz tak, jak
obiecałem. Frank strzelił dwie z trzech bramek dla swojej drużyny i nasi
roznieśli przeciwników do zera. Radość w oczach dwudziestoczterolatka była nie
do opisania, więc gdy zaprosił mnie do siebie po meczu, nie miałem serca
odmówić. Nikt nie podejrzewał, że sprawy przyjmą aż tak nieoczekiwany obrót.
***
- Tutaj mamy listę chorych na ten rok, których trzeba odwiedzić – Rastulus
położył sobie kartkę wypełnioną od góry do dołu nazwiskami. – Jako że jesteś
nowy, Way, wybierz tylko dziesięć.
- Hmmm… - rzuciłem pobieżnie okiem. –
Odwiedzę zatem pierwszych sześć plus Cromwellową, Blacka, Kavę i… Iero.
- Nie ma sprawy. My z Clausem podzielimy
resztę między siebie.
***
Sprawa z Frankiem posunęła się za daleko. Wiedziałem o tym doskonale, lecz
jednak brnąłem w to bagno coraz dalej i głębiej. Najgorszy jest fakt, że nie
zrobiłem nic i nadal nie robię, aby to zmienić.
Przespaliśmy się ze sobą już kilka razy. Pokutuję za to co wieczór po kilka
godzin na klęczkach przed krzyżem. Mam za słabą wolę, aby zrezygnować z
chłopaka. Wiem, że to niewłaściwe i mam wielki grzech, dalej ciągnąc ten
związek, ale chyba się w nim zakochałem. Jak się okazało jakiś czas temu
mężczyzna, o którym mówił mi kiedyś podczas spowiedzi, był mną. Bardzo ten fakt
wstrząsnął ziemią, po której stąpam. Nie wiedziałem, co mam czynić z tą
informacją. Wybrałem najwygodniejszą ścieżkę i wpadłem. Wpadłem po uszy. Jednak
wiem, że muszę zakończyć to wszystko. Do końca życia będę za to
pokutował przez Bogiem. Do czasu, aż mojego ciała nie pochłonie ziemia.
***
- Jak zdrowie Eryku? – zapytałem chorego, którego właśnie odwiedzałem.
- Dobrze – mruknął sennie. – Tylko głowa
nieco mnie boli. To pewnie przez tę pogodę.
- Tak. Zapewne – wyjrzałem w zamyśleniu
prze okno.
Wieczorna mgła, która spowiła swoim
gęstym, nieprzejrzystym welonem całą okolicę, przyprawiała mieszkańców
pobliskich posesji o złe samopoczucie. Wyjątkowo potęgowała ona mój podły
nastrój. Słońce nie miało dzisiaj nawet szans na dojście do głosu, gdyż chmury
skutecznie tłumiły tę rewolucje i żaden promień nie przedostał się na
powierzchnię ziemi, aby musnąć ją choć trochę swym światłem.
- Frank faszeruje mnie od rana jakimiś
lekami i czuję się niby lepiej, jednak na łamanie w kościach sposobu nie ma.
Dochodzi do tego też ta nagła senność, która ostatnio często mnie ogarnia.
Nie zdążyłem chyba wspomnieć, że Eryk
jest ojcem Franka, mojego Franka. Najprawdopodobniej już nigdy tutaj nie
zawitam, nie będę w stanie patrzeć w oczy staruszka ze świadomością jak bardzo
zraniłem jego syna. O samym Franku już nawet nie wspomnę. Jednak nie mogę
podjąć innej decyzji, jak zerwanie wszelkiego kontaktu z osobą młodego Iero.
Moją powinnością jest powrócenie na dobrą drogę; drogę prawości i wiary, którą
wyznaczył mi sam Jezus Chrystus i, która muszę nieprzerwanie podążać aż do
końca swego życia. Cierpię, będąc świadomym tego, jak bardzo zawiodłem siebie i
jak bardzo zawiodę oraz zranię chłopaka o pięknych, miodowych oczach.
- Niestety – odparłem w zamyśleniu. –
Jednak nadal wiesz dzięki temu, że są sprawne – uśmiechnąłem się szczerze.
- Chyba tak – pochylił głowę nieco w bok
a powieki lekko przymknął. – Ale … jestem dzisiaj śpią… ącyyyy – ziewnął
szeroko. Po chwili mogłem już obserwować jego spokojną twarz, która
automatycznie się wygładziła, pozostawiając jedynie zarys zmarszczek.
- Nie przejmuj się, podałem mu środki
nasenne – oznajmił Frank, pojawiając się tak nagle w drzwiach pokoju. –
Ostatnio ma bardzo kruchy sen. Potrzebuje odpoczynku, aby samopoczucie chociaż
minimalnie mu się poprawiło
- Rozumiem – przeniosłem wzrok na
kolana. – Możemy porozmawiać? To ważne – zaznaczyłem.
- Jasne – odparł beztrosko. – Chodź do
kuchni. Zaparzę nam herbaty - zniknął w korytarzu.
- Właściwie… – zacząłem, podążając za
nim. – Właściwie to nie ma takiej potrzeby. Nie zajmę ci wiele czasu.
- Nie gadaj głupot – zaśmiał się
radośnie. – Ty nigdy mi nie przeszkadzasz. Poza tym i tak nie mam nic lepszego
do roboty – wzruszył ramionami. – Trening przełożyli nam dzisiaj na osiemnastą
ze względu na warunki pogodowe i muszą przygotować boisko wewnętrzne. Mamy dla
siebie kilka godzin.
- Nie - oznajmiłem. – To… naprawdę
krótka rozmowa – chrząknąłem znacząco.
- Co się stało? – zapytał, obracając się
do mnie przodem ze zmartwioną miną. – Gerard? Czy to cos poważnego?
- Tak… W zasadzie nawet bardzo –
podrapałem się po karku. – Bo widzisz Frank – poczułem, jak moje oczy nabiegają
łzami. – Ja… nie mogę tego dłużej ciągnąć. To jest wielki grzech i będąc
księdzem… Nie mogę. Po prostu nie mogę dłużej ciągnąć tego, co się między nami
wydarzyło.
- To moja wina? – szepnął, spuszczając
głowę, aby włosy przysłoniły jego twarz.
- Oczywiście, że nie twoja –
zaprzeczyłem od razu. – To tylko ja ponoszę za to odpowiedzialność –
pociągnąłem nosem. – Nie powinienem się angażować. Nie powinienem dawać ci
złudnych nadziei. Nawet nie wiesz jak mi źle z tym, że…
- Skończ – przerwał mi stanowczo. – Nie
chce słuchać tego, jak to nic dla ciebie nie znaczyłem i teraz będziesz miał
mnie w dupie, więc skończ.
- Nie powiedziałem, że to nic dla mnie
nie znaczyło. Zdałem sobie jedynie sprawę z tego, że będąc księdzem, nie mogę
tego dłużej ciągnąć. To jest wysoce nie właściwe.
- Masz tempo – warknął z sarkazmem. –
Wyjdź – powiedział lodowato. – Wyjdź i nie pokazuj mi się więcej na oczy.
- Frank… - postąpiłem krok na przód.
- Wynocha!! – krzyknął nieco
histerycznie ze łzami w oczach.
Spuściłem wzrok i wycofałem się powoli
do korytarza, po czym opuściłem mieszkanie Iero. Jeszcze przystanąłem na chwilę
w progu i spojrzałem zachmurzone niebo. Kocham tego chłopaka, naprawdę go
kocham i znaczy dla mnie o wiele więcej niż powinien; więcej niż sam Bóg,
którego osobę zagubiłem na drodze życia. Teraz jednak muszę wszystko zmienić.
Muszę Go błagać o wybaczenie i ponownie pokazać Mu, że to dla niego żyję.
Z głębi domu dobiegł mnie odgłos tłuczonego szkła. Wzdrygnąłem się. Naprawdę
nie chciałem go zranić. Właściwie było to ostatnią rzeczą, której pragnąłem w
swoim życiu. Nie miałem się dobrze ze świadomością, iż to właśnie ja
przyczyniłem się do jego łez i gniewu. Właśnie czułem się podle, gale tego też
w takim nastroju wróciłem na plebanię. Musiałem poważnie zastanowić się nad
swoim życiem.
***
Zdecydowanym krokiem przemierzałem długie korytarze urządzone w stylu gotyckim.
Dźwięki, które wydawały moje buty, niosły się echem w głąb budynku, by po
chwili rozpłynąć się w eterze i zamienić w nicość, aby dać wolna drogę ich
następcom. Odosobnienie, które odczuwałem w tym momencie, wyraźnie zasiewało
niepokój w moim sercu. Zewsząd otaczał mnie mrok, a drogę gdzieniegdzie
oświetlały ledwo jarzące się lampy.
W miarę zbliżania się do celu mojej dzisiejszej podróży pewność, którą
miałem, malała. To była ogromna decyzja. Tyle lat nauki i wewnętrznego
podbudowywania duchowego samego siebie poszło w las; na nic się nie zdało;
zostało zmarnowane, zbesztane i zmieszane z błotem. Jednak jedno było pewne.
Nie chciałem dłużej tak żyć. Nie w ten sposób. Czułem, że całe to moje
uduchowienie było jedną, wielką ściemą, decyzją podjętą pod wpływem nagłego
impulsu i niefortunnych zdarzeń w moim życiu.
W
końcu pojawił się ON. Wraz z pierwszym zbliżeniem między nami, wielki mur,
który wybudowałem między swoim sercem a zdrowym rozsądkiem, runął. Zacząłem
kierować się w życiu tym, co czuję a nie tym, co powinienem czuć. Uświadomienie
sobie mojego błędu, którym niewątpliwie było zostawienie Franka oraz odwrócenie
się od niego i zranienie jego uczuć, zajęło mi zbyt wiele czasu. Dwa tygodnie
dumałem na tą sprawą, podejmowałem różne decyzje, rozważałem wszelkie ‘za’ oraz
‘przeciw’, usiłowałem zmusić się do podjęcia konkretnych kroków, które
zmierzałyby ku czemuś konkretnemu i obmyślonemu.
I tak oto wylądowałem przed gabinetem biskupa. Nie obawiałem się, że odrzuci
moją prośbę. Zwyczajnie nie mógł tego uczynić. Służba Bogu była moim
dobrowolnym aktem poddańczym wobec siły niebios. Tak samo dobrowolnie mogę
wywiązać się z tej przysięgi i na nowo zacząć układać sobie życie.
Moje zachowanie przypominało mi w pewien sposób historie o upadłych aniołach;
konkretnie o jednym aniele, który zakochuje się w śmiertelniczce i przypłaca
upadkiem z niebiosom aby tylko ją posiąść i zacząć z nią wspólne życie. Dla
miłości rezygnuje z rozkoszy, które dostarcza mu raj. Tak samo ja rezygnuję z
czegoś, co jest dla mnie niezwykle ważne w imię głębszego uczucia. Nie mam
jedynie pojęcia czy decyzja, którą właśnie podjąłem , jest wystarczająca, aby
stanąć przed drzwiami ukochanego i oczekiwać od niego wybaczenia po tym, jak go
zraniłem i zagrałem na uczuciach. Byłem wtedy winny i jestem winny nadal. Nie
stoję teraz przed tymi wrotami, aby szukać usprawiedliwienia i znaleźć ukojenie
dla gryzącego boleśnie sumienia. Co to to nie.
Wziąłem głęboki wdech, po czym wypuściłem ciążący w płucach nadmiar powietrza
przez nos. Zapukałem mocno w potężne wrota. Kiedy z głębi pomieszczenia dotarło
do mnie zaproszenie, poczułem, jak nogi mi miękną, zamieniając się w watę.
***
- Zdajesz sobie sprawę, że skutki tego procesu są nieodwracalne?
- Owszem – odparłem słabym głosem.
- Zatem dobrze – mruknął, podpisując
jakieś dokumenty. – Jeden formularz otrzymasz ty, drugi zostanie wysłany do
Watykanu. Nawet nie masz pojęcia jaki to jest wstyd dać podobne pismo
papieżowi. To hańba dla naszego okręgu, hańba dla mnie i wszystkich księży,
którzy sprawują pieczę nad lokalnymi parafiami. I powinna być to również hańba
dla ciebie, gdyż nie taką drogę wyznaczył ci Bóg. Kierują tobą niezdrowe
pobudki, jednak nie jest to już moja sprawa. Zostawiam to do rozpatrzenia
resztkom twojego sumienia, jeżeli jeszcze je posiadasz.
- Zrozumiałem – szepnąłem cicho, gdyż w
głębi serca poczułem się dotknięty tymi słowami.
Ale wiedziałem, że w jednej sprawie
biskup się myli. Tor, którym podążałem nie był tą drogą, którą wyznaczył mi
Bóg. Gdyby tak było, nigdy bym z niej nie zboczył.
***
Zaparkowałem samochód przed domem Franka. Na tylnym siedzeniu walały się moje
osobiste bagaże, które zabrałem w pospiechu z plebani. Zawierały one
między innymi moje stare ubrania, których nie miałem serca wyrzuć ze względu na
pewien sentyment. Dzisiaj pierwszy raz od bardzo dawna założyłem właśnie z tych
zasobów stare, czarne rurki i luźną koszulę z krótkim rękawem również w tym
samym kolorze co spodnie. Czułem się tak… swobodnie. W końcu nie byłem
skrępowany, chociaż nigdy wcześniej nie odbierałem tego w taki sposób.
Wyszedłem z auta i stanąłem na chodniku przed schodami, które prowadziły do
domu Iero. Bałem się. Bałem się, jak ten chłopak zareaguje. Mogłem się
spodziewać dosłownie wszystkiego, gdyż gama wszelakich emocji jest niezwykle
różnorodna, a reakcja człowieka na daną sytuację do każdego osobnika przypisana
inaczej. Kiedy postawiłem stopę na pierwszym schodku, dopiero stojąc
bezpośrednio przez drzwiami, poczułem dokładnie co to stres, wzrastający
niepokój oraz wielka nadzieja wymieszana z adrenaliną, która pojawiła się na
skutek czegoś nietypowego, nietuzinkowego, kryjącego za sobą jedynie same
niewiadome.
Położyłem
rozpłaszczoną dłoń delikatnie na drewnianej płycie, gdyż pierwszą próbę
zapukania do drzwi udaremnił impuls z mojego mózg, rozesłany po nerwach i
naczyniach. Przełknąłem ślinę, wziąłem głęboki wdech i zrobiłem powolny wydech
powietrza. Serce łomotało mi w klatce piersiowej do tego stopnia, że aż moje
uszy wypełniło ciche dudnienie i szum krwi. W końcu zapukałem. Jednak czynność
ta była taka daleka od tego, co rejestrowałem, że dopiero po chwili dotarło do
mnie, co zrobiłem. Znacie to uczucie? Kiedy chcecie zrobić coś na tyle mocno,
lecz lękacie się, bądź zdajecie sobie sprawę z tego, że to jest niewłaściwe aż
w końcu i tak przechodzicie do czynów? Jednak po wykonaniu pierwszego ruchu ku
realizacji swego planu, czekacie z bijącym sercem na konsekwencje, które nim
wywołaliście? Tak właśnie się teraz czułem.
Kiedy
usłyszałem kroki, dobiegające z głębi domu, mój wewnętrzny niepokój wymieszany
z tłumioną ekscytacją sprawił, że momentalnie zapragnąłem uciec. Chyba jedynie
ciężar tych doznań sprawił, iż nadal stałem w miejscu, Rozbiegany wzrok
skupiłem w końcu na klamce, która kilka sekund później ugięła się pod wpływem
siły nacisku mieszkańca. Zamarłem, kiedy szpara między futryną i drewnianą
płytą powiększała się coraz bardziej, aż w końcu ukazała właściciela posesji.
Podniosłem zdenerwowany wzrok, bawiąc się palcami i spojrzałem oczy
Franka, które wypełniało niedowierzanie i... ból.
Nie
jestem w stanie określić ile czasu staliśmy tak i pochłanialiśmy się wzrokiem.
Zdawało mi się, jakby zawierało to przedział czasowy porównywalny do pojęcia
wieczności. Trwaliśmy w osłupieniu i milczeniu, którego nic nie przerywało
prócz ćwierkania ptaków i szumu liści pobliskich drzew.
- Co tutaj robisz? – zapytał w końcu
Iero.
- Ja… przyszedłem - wyjąkałem
nieskładnie.
- Widzę przecież. Po co? - zacisnął
mocniej palce na luźnym materiale spodni, jakby mimo zadanego pytania nie
chciał usłyszeć na nie odpowiedzi.
- Musiałem ciebie zobaczyć – prychnął. –
I coś powiedzieć – dodałem po chwili.
- Mów w takim razie – ściągnął brwi.
- Frank… Przepraszam cie za to, w jakich
okolicznościach przebiegło nasze ostatnie… spotkanie – westchnąłem ciężko. –
Nie chciałem ciebie zranić.
- Hmmm… - zaśmiał się gorzko. – To coś
ci się nie udało. To wszystko?
- Nie – zaprzeczyłem szybko, kiedy chłopak
zaczął się przymierzać do zamknięcie mi drzwi przed nosem.- Ja… Frank…
Zrezygnowałem ze święceń – wyrzuciłem z siebie szybko.
- C… Co? – zapytał z niedowierzaniem. –
Ale… Ale dlaczego? – jego oczy zabłysły jakimś bliżej nieokreślonym światłem,
jakby znał powód, ale chciał to usłyszeć z moich ust, aby całkowicie się w tym
utwierdzić.
- Bo cię kocham – odpowiedziałem prędko.
Chłopakowi zadrżała lekko dola warga. – Przepraszam, że dotarcie do tego zajęło
mi aż tak wiele czasu. Przepraszam, że byłem totalnym kretynem. Przepraszam, że
cię zraniłem. Przepraszam… - zabrakło mi na chwilę tchu. – Przepraszam kurwa za
wszystko – jęknąłem.
Zapadła między nami głęboka cisza,
podczas gdy moje oczy lekko się zaszkliły, w kącikach patrzałek Franka ledwo co
utrzymywały się duże łzy, które niebawem miały pozostawić ślady na miękkiej
skórze jego policzków.
- Czego ty ode mnie tak właściwie
oczekujesz Gerard? – zapytał szeptem.
- Wybacz mi. Wybacz mi i pozwól wszystko
naprawić, aby było jak dawniej a nawet lepiej. Proszę cię Frank.
- Chyba już trochę na to za późno –
odparł zachrypniętym głosem, po czym trzasnął drzwiami z taką mocą, że aż
zacisnąłem powieki z całej siły.
Patrzałem z niedowierzaniem przed
siebie, a na przeciw oczu majaczyło mi brązowe drewno, pokryte lakierem. Nie
wiem, czego się podziewałem. Że rzucimy się sobie w ramiona, nie
wypowiedziawszy ani jednego słowa, polegając jedynie na wypełnionych miłością oczach
i bijących jednym rytmem sercach? To nie jest bajka czy też brazylijska
telenowela bądź komedia romantyczna z szczęśliwym końcem i bobasami. Pomijając
już nawet naszą niemożność spłodzenia potomka, życia nie można porównać do
filmu ze szczęśliwym zakończeniem, gdyż zwyczajnie nigdy nie wiemy, jak się ono
zarysuje.
Nagle drzwi ponownie otworzyły się a stanął w nich Iero. Oparł się o framugę z
lekko przymkniętymi powiekami.
- Dobra – wypuścił głośno powietrze z
płuc. – Ochłonąłem – odsunął się na bok, robiąc mi przejście. – Wejdź –
zachęcił zamaszystym gestem, ręki.
Przeszedłem obok mężczyzny, odruchowo
kierując się do kuchni. Zasiadłem za stołem i skupiłem swój wzrok na jego
blacie z ciemnego, solidnego drewna. Nogi nerwowo mi podrygiwały a palce obu
dłoni splotłem ze sobą. Iero usiadł zaraz naprzeciwko mnie tak, że dzielił nas
zaledwie metr. To był jeden z tych momentów, kiedy nie miałem bladego pojęcia,
co powiedzieć.
- Więc… - zaczął niepewnie chłopak.
- Więc… - powtórzyłem za nim niczym echo.
– Przepraszam – wyszeptałem w końcu.
- Już to mówiłeś – zauważył z , o dziwo,
śmiechem. – Nie wracajmy do tego. Chcę zapomnieć.
- Rozumiem – chrząknąłem.
- Wiesz już, gdzie się zatrzymasz?
- Nie za bardzo – cieszyłem się, że
odbiegamy od tego niemiłego tematu, którym niewątpliwie było nasze rozstanie w
niezbyt przyjemnych okolicznościach. – Ale znajdę jakieś mieszkanie. Na razie
zatrzymam się w hotelu – rozmasowałem kark. – I poszukam pracy –
skrzywiłem się.
- Jak chcesz… To mogę ci użyczyć kawałek
kanapy w salonie – zaproponował nieśmiało.
- Frank… - zaśmiałem się cicho.. – Ty
nie masz kanapy… ani salonu.
- Faktycznie – pacnął się w czoło,
czerwieniąc równocześnie ze wstydu. Poddał się natychmiast panującemu klimatowi
i także rozpromienił się, poweselał. Po chwili jednak uspokoił emocje i
spojrzał na mnie, podpierając się na zgiętej ręce. – Tęskniłem za tym – mruknął
nieoczekiwanie, spuszczając wzrok i oblewając się jeszcze większym rumieńcem
niż poprzednio.
- Ja też – szepnąłem.
Może i napięcie miedzy nami malało, lecz
nutka skrępowania była nadal wyraźnie wyczuwalna. Nie rozmawialiśmy ze sobą
normalnie, bez tych wszystkich chwil niezręcznej ciszy i moich myśli krążących
bezustannie dookoła tego, że chciałbym go pocałować. Prawda jest taka, że od
kiedy ponownie zobaczyłem go po tak długiej rozłące, moje spojrzenie
koncentrowało się jedynie na jego miękkich wargach, spostrzegłem również, że w
miarę jak staraliśmy się nieudolnie rozwinąć naszą rozmowę, Frank razem z
krzesłem przetransportował się bliżej mnie. Ja również nie próżnowałem i
sukcesywnie zabijałem pustą przestrzeń, która nas dzieliła. Kiedy Iero
zorientował się do czego obaj podświadomie zmierzamy, chrząknął i
zarumienił się soczyście, spuszczając głowę.
- Zaparzę nam herbaty, co? Chcesz herbaty?
To świetnie. To zaparzę herbatę – zaczął paplać bez składu i podniósł się
gwałtownie do pionu, bawiąc się palcami.
Zaśmiałem się chicho z jego
zakłopotania.
W
ostatnim momencie złapałem przedramię chłopaka i przygarnąłem go szybko do
siebie. Ten gest był zdecydowanie silniejszy ode mnie. Iero nie spodziewał się
podobnego obrotu sprawy, także bezwolnie poddał się sile mojego przyciągania i
klapnął mi wprost na kolana. Przyciągnąłem go szybko do siebie, obejmując w
pasie. Tak na wszelki wypadek jakby chciał zwiać. Przez chwilę spoczywał w
osłupieniu, nie wykonując żadnego ruchu. Dopiero po chwili założył mi swoje
ręce na szyje i oparł się miękkim policzkiem o moje czoło. Zezowałem na jego
klatkę piersiową, przyglądając się jej nienaturalnie szybkim ruchom i upajałem
się trwającą chwilą. Przejechałem powoli palcami wzdłuż jego kręgosłupa i
powtórzyłem tę czynność kilkakrotnie, póki chłopak się nie odchylił i jej
stamtąd nie zabrał. Posłał mi karcące spojrzenie. Łaskotki. Teraz dopiero sobie
przypomniałem, że nie lubi, jak się tam go dotyka.
Aby
zająć czymś rozbiegane oczy, skupiłem się na szyi chłopaka oraz jego
przydługich włosach. Z doświadczenie wiedziałem, że są niesamowicie
miękkie w dotyku, choć z dystansu wcale na takie nie wyglądały. Korciło mnie,
aby zanurzyć w nich palce, ale usta Franka, które tak nagle naprały na moje,
skutecznie odwróciły resztki racjonalnego myślenia, które posiadałem. Oddałem
ten nieoczekiwany pocałunek niemalże natychmiast, ale mimo wszystko dalsze
cieszenie się chłopakiem przebiegało jednak niespiesznie, gdyż chciałem
zapamiętać tę chwilę na długo. Nie sądziłem, że to on właśnie zainicjuje takie
zbliżenie i przełamie pierwsze lody. Pomimo tego że to właśnie Frank zadawał
się być narwanym szczeniakiem, ja wykazywałem się większym wskaźnikiem
nieobliczalności i własnej demoralizacji niż on. Gerard, były klecha.
Nasze języki powoli splatały się ze sobą, a ciche mlaśnięcia wypełniały
pomieszczenie swym specyficznym wydźwiękiem. Iero mruknął rozkosznie z
zadowoleniem prosto w moje usta, co wywołało uśmiech na mej twarzy. Chłopak
zagryzł lekko moją dolna wargę, po czym subtelnie ja skubnął. Naparłem mocno na
Franka całym swoim ciałem, miażdżąc jego miękkie, pełne usta. Plecy chłopaka z
impetem uderzyły w stół, że aż ten przesunął się kawałek dalej z bliżej
nieokreślonym, aczkolwiek dość głośnym, dźwiękiem na pograniczu szurania i
warczenia. Oderwaliśmy się od siebie z przyspieszonymi oddechami i spojrzeliśmy
sobie w oczy. Nie wiem, co chłopak zobaczył w moich, lecz w jego tęczówkach
malowała się dzikość i szalone pożądanie, które co sekundę zamieniały się
miejscami, dominując i mając tę swoją chwilę sławy. Mężczyzna uśmiechnął się
zadziornie, lecz po chwili kąciki jego ust opadły nieco i przyćmiły mój zapał.
Przyłożyłem dłoń do jego miękkiego policzka w geście mówiącym, że mimo
wszystko ja jestem przy nim i nigdzie się nie wybieram. Jakby na potwierdzenie
moich myśli, chłopak ułożył pewną sentencję.
- Jak mi znowu będziesz chciał zwiać, to
zwiążę cię grubym sznurem i będę więził w piwnicy, której nie mam. Nie
wypuszczę nawet, jakbyś wrzeszczał i mówił, że mnie nienawidzisz a szczury
podgryzają twoje łydki. Nie zamierzam już nigdy dać ci odejść – wyszeptał
z determinacją godną podziwu.
- Nikt nie mówi, że chcę gdziekolwiek uciekać
– mruknąłem. – A jak marzysz, aby mnie związać… - traciłem nosem jego policzek.
- … to nie mam nic przeciwko.
- Głupi zboczuchu – uderzył mnie otwartą
dłonią w klatkę piersiową. – Ja mówię poważnie! – mimo złości zarumienił się
soczyście.
- Aua! – zaśmiałem się, masując obolałe
miejsce. – No przecież ja też.
- Czyli nie ulotnisz się już nigdy
więcej? – dopytywał. - Jak wyślę ciebie po śmietanę, to nie zastanę w
niedzielę powrotem za ołtarzem?
- Szybciej znajdziemy się obaj przed nim
– parsknąłem. Posłał mi karcące spojrzenie. – Serio. Nigdzie się nie wybieram.
Jak mi nie wierzysz, to zawsze po śmietanę możesz iść sam, a mnie zamknąć na
klucz.
- To się cieszę – zawisł mi ponownie na
szyi. Wyglądaliśmy jak miś koala i pień, na którym śpi. Zaśmiałem się.
- Z czego się trzęsiesz?
- Tak sobie.
- Jesteś głupi – powiedział to takim
tonem, jakby prawił mi największe komplementy. – Takiego cię kocham.
- Nadal możesz mnie związać – podsunąłem
mu niby niewinnie.
- Gerard!
Darsiu, maj loff... Nie wiem w sumie co powiedzieć. Ten shot był serio do porzygania tęczą, ale...Tak, jest jakieś "ale". Z racji tego, że za kościołem nie przepadam, a jednak wiem, co jest w Księdze Kapłaństwa rozdziale 18 i wersecie 22, to wnioskuje, że Gerard nie zna biblii...Ale tak tylko mówię i to nawet lepiej dla niego i frania, bo mogli się...Wygłupiać do woli (czy jak to tam nazwać xD). Ale tak:
OdpowiedzUsuń-Mimo, że KTOŚ (mam na myśli ciebie i mnie i parę innych osób) jest ateistami, to jestem w 100% pewna, że shot spodoba się każdemu (prócz oczywiście książąt z kościołów, no bo ten...Oni jacyś dziwni są i tego nie tolerują xD)
-Bardzo fajnie to napisałaś, z resztą jak wszystko inne...Lubie rzygać tęczą i ty dobrze o tym wiesz.
-Mam nadzieję, że będzie takich więcej, bo mimo, że nie było TEJ sceny shot był taki kochany i w ogóle przepiękny.
-Masz talent
-Moje założenia: Gerard-ksiądz-suknia-długa suknia-pod suknią Frank
No ale to tylko takie moje psychiczne domysły...
Czekam na następne shoty, bo...Bo to, co tworzysz jest po prostu największym cudem na świecie :D
Amen xD
Wiem, ze za kościołem nie przepadasz :< Ja też, a czytelników mam podzielonych XD Przecież to logiczne, że ateiści nie są ewryłer ^^ No i oczywiście wyszło to za słodko... Ale już niedługo... Mwhahahahaha <3 Gerard-ksiądz-suknia-długa suknia-pod suknią Frank ~~> myślałam nad tym, ale zaczynam bezseksową praktykę (patrz niżej na odpowiedź pod komentarzem Everybody (...))
Usuń,,Jak mi znowu będziesz chciał zwiać, to zwiążę cię grubym sznurem i będę więził w piwnicy, której nie mam. Nie wypuszczę nawet, jakbyś wrzeszczał i mówił, że mnie nienawidzisz a szczury podgryzają twoje łydki.'' błagam, pozwól mi wykorzystywać ten tekst XD jest boski! I przydałby mi się. Całe opowiadanie... naprawdę, Darsiu, ja mam wątpliwości religijne a ty mi tu z takim tekstem! No nic i tak jesteś boska, trudno, jakkolwiek by to nie brzmiał. A teraz kończę, bo chce mi się wymiotować (nie, nie jestem w ciąży!) xoxo nieco skrócona, lecz ciągle Zombies
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak paczę i widzę, że Ci się skróćło nieco :3 No i oczywiście, ze Ci pozwalam wykorzystywać ten tekst, który przybył do mnie w nagłym przypływie weny :P
UsuńZ racji tego że gadanie takie typu takiego jak na początku tego shota zawsze mnie śmieszy... ryczałam ze śmiechu XD Potem bulwers, przekleństwa, zasłodzenie i znowu śmiech :3333333
OdpowiedzUsuńŚWIEEEEEEETNEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!! :D
Masz talent, po prostu zajebisty talent ♥♥ No i pomysł oryginalny ^^
Czeeeeeekam z niecierpliwością na kolejnee <3
~Possible Way
P.S.
A z tą rezygnacją ze święceń serio jest tak z tym formularzem czy to wymyśliłaś? O.o
Nie wiem czy jest tak dokładnie, bo każdy mówił mi co innego... XD Więc zaczerpnęłam trochę wiedzy od księdza, trochę od katechetki, która swoją drogą jak dla mnie pieprzyła nieziemskie głupoty, i wymyśliłam coś swojego, co jest połączeniem faktów z różnych źródeł :3 W każdym razie nikt nie zmusza księdza do zostania na swoim stanowisku. Jeżeli Watykan nie wyrazi zgody na jego odwołania, to on jako zwykły człowiek może sobie pójść w siną dal XD W ogóle mój shot zajebiście zgrał się z informacją o odejściu Benedykta XVI ze stanowiska papieża... Moje szczęście 8D
UsuńDziwne to było... no, ale podoba mim się :3 Cóż... sama wierzę w Boga i wątek z miłością trochę mnie zniesmaczył, ale było tak fajnie napisanie ,że mi się to podoba.
OdpowiedzUsuń,,Jak mi znowu będziesz chciał zwiać, to zwiążę cię grubym sznurem i będę więził w piwnicy, której nie mam. Nie wypuszczę nawet, jakbyś wrzeszczał i mówił, że mnie nienawidzisz a szczury podgryzają twoje łydki. '' Super tekst.
Przez ciebie się do szkoły...
< with-the-lights-out-is-less-dangerous.blogspot.com >
...spóźnisz? XD Cóż... zawsze mnie dziwiło, ze seks księżulków lud zniesmacza, a seks facetów nie-księżulków jest już ok XD Pomijając to, że tutaj seksu nie było :] Po pierwsze uznałam, że to już byłoby przegięcie, a chciałam ostre porno do konfesjonału wcisnąć... ale wytłumaczenie pod komentarzem Everybody (...)
UsuńWłaśnie spóźnię. Zapomniałam się XD
UsuńA mi się, niestety, nie podobało. Tematyka raczej prosta - niedotykana przez większość, ale łatwo na nią wpaść. Żadnych fabularnych sensacji nie było. Napisane też tak ot, jak na odwal. Jest urocze, to prawda, można było się momentami pośmiać, ale żeby nazwać to najlepszym szotem, albo skakać, jarać i piszczeć? Nie, absolutnie. Bywało lepiej, naprawdę.
OdpowiedzUsuńI PRZYPOMINAM, ŻE MAM URODZINY W NIEDZIELĘ I CZEKAM NA MOJEGO SPECJALNEGO SZOTA.
Co do Twojej opinii o tematyce, to niestety muszę się nie zgodzić, ale jeżeli chodzi o wykonanie to racja XD Nie jestem z niego w pełni zadowolona, ale bywało gorzej :3
UsuńNIE MUSISZ MI PRZYPOMINAĆ, BO DOSKONALE PAMIĘTAM I SPINAM POŚLADY JAK NIGDY, BO MUSZĘ TO WSZYSTKO NAPISAĆ, POPRAWIĆ I UDOSKONALIĆ, A W NIEDZIELĘ JESZCZE MAM KONCERT. Ale się wyrobię XDD
Awwwww, tego się kompletnie nie spodziewałam...
OdpowiedzUsuńTo było BOSKIE! Koniec z tym "wiązaniem" mnie kompletnie rozwalił. Nie ma to jak perwersyjny ksiądz(pomińmy fakt, że wtedy już nim nie był).
Jak zawsze zaskakujesz, najpierw mordercy, potem archeolodzy, teraz ksiądz i piłkarz. Ciekawe co będzie dalej.
Po prostu jesteś wspaniała. Skąd ci takie pomysły przychodzą do głowy? To aż nieprzyzwoite mieć TAKI talent. Jeszcze chyba nigdy nie spotkałam się z podobną tematyką a czytam frerardy od bardzo dawna, chociaż Gerard jako ksiądz był jeden raz, ale nie jestem pewna...Anyway..Twoje shoty są cudowne, to są arcydzieła...KOCHAM CIĘ!
No coż ja wierzę w Boga i jestem religijna, ale w niektórych kwestiach się po prostu nie zgadzam z Kościołem jak właśnie np. homoseksualizm. Chciałabym zobaczyć minę mojego proboszcza gdyby się dowiedział, że ja jako przykładna katoliczka czytam opowiadanie o gejach i to jak się pie*rzą.
Pozdrawiam i weny życzę...
Kathi
Ps. Powtarzam się, ale muszę...KOCHAM CIĘ:)
Dzieki XD To chyba nieliczny komet, który lubi księdza XDDDDDDD
UsuńUh, muszę stwierdzić, że tego shota czytało mi się najtrudniej ze wszystkich twoich dzieł. Gdy tylko przeczytałam, że Gerard jest księdzem, od razu ten bóg seksu zamienił się w grubego, łysego księżulka, a przecież wiem, że tak nie miał wyglądać. Nawet próbowałam go sobie wyobrazić jako Gerarda z pewnej sesji zdjęciowej, na której właśnie był wystylizowany na księdza, ale mi się to kurde nie udało. Przez te dzisiejsze czasy i idiotów w nich żyjących, mam wyobrażenie księdza jako właśnie takiego starego zboczeńca i niestety nic już na to nie poradzę. Wszystko pięknie, bo rozumiem, że Gerard był młody i tak dalej, że mógł popełniać błędy i się zakochać, ale wizja Franka pieprzącego się z księdzem (nawet jeśli to ten cholerny Gee, który nie może się w moich myślach przemienić w atrakcyjną istotę ociekająca seksem >_< )lekko mnie zniesmaczyła. Do tego te wypowiedzi z udziałem śmietany... Od razu skojarzyła mi się z tym akcja z księdzem i śmietaną na jego kolanach...
OdpowiedzUsuńNiestety, ale nie podobał mi się ten shot. Spodziewałam się jakieś ciekawej historii o zakazanej miłości i kapłanie, który by jakoś się zamieszał w tym swoją pomocą( bo tak sobie wywnioskowałam z tytułu), a dostałam nieco zboczonego księdza Gerarda. o___O
rozumiem Cię *tłumi wybuch śmiechu* Ksiądz z reguły nie może być atrakcyjny XD a już na bank nie ocieka seksem...
UsuńEhh. Zawiodłam się trochę. Mój mąż mi mówi, że jestem nienormalna, bo do końca czekałam, że będzie seks w sutannie. (Nie wiem nawet jak to się ściąga, ale to by było takie..ekscytujące, tak!) Więc, trochę brakowało mi seksu. A ogólnie to taki trochę temat..inny. Nie powiem, że mi się podobało, bo było takie trochę drętwe, więc hejtuję.
OdpowiedzUsuńHaters gonna hate.
Powiem Ci, że ja sama nie wiem, jak to się ściąga... wielkie wtf dla mnie XDDD Od dzisiaj uczę się pisać shoty bez seksu... O.o To też jest potrzebna umiejętność XDD
UsuńTego się nie ściąga *u* Tam Frank musi wejść pod sutannę, żeby w razie przyłapania mogli się jakoś zakryć i nie mieć przy tym problemów :D A jeżeli już tak bardzo chcą to zdjąć, to należy rozerwać materiał na małe strzępki like a dzikie, napalone zwierze :D
UsuńCherry! Ty zboczony dzikusie XD Kiedyś chyba aż Ci to specjalnie napisze ^^
UsuńAwww! <3 No dawaj! <3 Mam jeszcze kilka zboczonych pomysłów związanych z "kościelnymi sprawami" ale to chyba by już było przegięcie... xD Np. Zamiast sznura do związania Gerarda można by użyć łańcuchów, na których się niesie kadzidło, żeby Gee się nie uwolnił tak szybko :3 Albo jeszcze...Albo to już ci opowiem "na osobności" xD Nie gorszmy tutejszych, poczciwych ludzi xD
UsuńOkej, już od od dłuższego czasu czytuję twoją literaturę, więc pomyślałam, iż to najwyższy czas na zapodanie kilku słów :P
OdpowiedzUsuńPrzypadkowo natknęłam się na twojego bloga, akurat gdy wrzuciłaś shota Kiss for my lover. Czytałam, czytałam i czytałam i z każdym słowem coraz bardziej się utwierdzałam w przekonaniu, iż mój komputer właśnie wyświetla mi dzieło sztuki :D Byłam oczarowana twoim stylem, wyobraźnią, której masz w trzy dupy (nie to co ja xD) i sposobem w jaki opisujesz uczucia wewnętrzne postaci, jak i uczucie Franka do Gerarda oraz Gerarda do Franka.
Jakoże było mi mało, czułam cholerny niedostyt, postanowiłam zabrać się za Bella Muerte. Kobieto, umarłam już przy prologu *.* Ta historia zawarta zaledwie w dwudziestupięciu rozdziałach totalnie podbiła moje zboczone serducho! Tylko przesuwałam wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu i coraz bardziej uświadamiałam sobie fakt, iż czytam treści przeznaczone tylko dla wibitnych artystów. A sceny seksu... uhuhu, jest nadczym pracować wyobraźnią *.* Jarałam się za każdym razem, z resztą nie tylko nad tym - nad wszystkim co wyszło spod twojej ręki/klawiatury :P
Wszystko mi się spodobało, również i powyższy shot. Kochana, rowaliłaś mój system xD Jaki szok przeżyłam, gdy się skapnęłam, że to Gerard był księdzem, a nie Frank. No trudno - zawsze można pomażyć :P W końcu każdej parafii przydałby się taki przystojny sługa boży. Pomimo, że punktu kulminacyjnego nie było to i tak się jaram *.* Naprawdę, zarąbiście napisane - gratuluję!
Bigos się jara ^w^
xoxo, pozdrawiam!
O, dziękuję bardzo XD Zawsze z uśmiechem napotykam nowych czytelników :3 Dostrzegam własnie, że ksiądz zaleciał straszną monotonią ^^" No cóż... XD Są dzieła dobre, są i beznadzieje.
UsuńTo był ZDECYDOWANIE najdziwniejszy frerardowy shot, jaki czytałam w całym swoim życiu, a uwierz, było ich trochę xD Tak, dziwny to dobre określenie dla tego tekstu. Na dobrą sprawę jakoś nie potrafię sobie wyobrazić Gerarda w sutannie i koloratce, Gerarda odprawiającego mszę przed ołtarzem, Gerarda spowiadającego w konfesjonale... to jakoż tak przekracza ramy mojej chorej wyobraźni. A uwierz mi, jest zdecydowanie chora, bo kiedy się już przyzwyczaiłam spróbowałam sobie wyobrazić to, o czym napisała CherryBomb "Gerard-ksiądz-suknia-długa suknia-pod suknią Frank" i to wyszło mi już zdecydowanie lepiej xD Miałam mieszane uczucia, czytając tą miniaturkę. Nie jestem ateistką, ale bardzo luźno podchodzę do wiary, więc czytało mi się luzacko, w sumie to była dobra końcówka wczorajszego dnia. Jednakże... nie mogę powiedzieć, ze to był twój najlepszy shot, bo gdy czytałam Kiss for my Lover, albo These hands are stained red czułam się po prostu wniebowzięta całą treścią. Tu... no owszem było słodko i był happy end i nawet wspomnienie o wiązaniu Gerarda sznurem (awwwwww*.*), ale już nie było "tego czegoś" co sprawiło, ze inne shoty czytałam kilkakrotnie, zanim wreszcie zdecydowałam się skomentować, a ten tak przeze mnie przeleciał ie pozostawiając właściwie nic wartościowego. Co nie zmienia faktu, że czytało się przyjemnie ;D Poza tym masz bardzo fajny, lekki styl, dzięki czemu pewnie nawet gdybyś napisała jakąś brazylijską telenowelę i tak z chęcią bym ją przeczytała, choćby po to,zeby poprawić sobie humor (ale błagam cię, nie bierz się za pisanie brazylijskich telenowel!) ;D
OdpowiedzUsuńno więc weny życzę i czekam na kolejnego shota, mam nadzieję, ze to będzie cos mniej rzygającego tęczą ;P
Pozdrawiam! xoxo
Broń boże... raczej nie zamierzam pisać tutaj telenoweli, chociaż takie wątki penie się w moim nowym opku przewiną XD To, o czym mówisz, wynika z tego, że ten shot ma... z dobre ponad pół roku i pisałam to jak miałam jazdę na te telenowele, albo zwyczajnie nic poza nimi pisać nie potrafiłam XD Mam nadzieję, że niedzielne (teraz to już wszystko będzie mi się kojarzyło z kościołem) Love. Sex. Fire. wszystkim wynagrodzi tę chwilową niedyspozycję XD Jeszcze tylko jeden taki nieszczęsny roczniak został, a jest to I'll kill you motherfuckers. Reszta już jest świeża :3
UsuńMiło, że odpowiadasz na komentarze xD Uwielbiam "korespondować" w taki sposób z innymi blogerami. Nie wiem, czemu, jakąś frajdę mi to sprawia ;P
UsuńPowiem ci szczerze, że już się nie mogę doczekać tego nowego opowiadania, ale nic nie mów, poczekam. Lubię rzygać tęczą, serio. Szczególnie czytając frerardy. Na początku trafiały mi się jakieś takie same smutne, dlatego fajnie jest sobie tak czasem posłodzić. ;D
Ja rozumiem, ze shot pisany dawno. Żebyś ty widziała, jak jakie dziwactwa ja potrafiłam pisać dwa lata temu... załamka xD
To nie pozostaje nic, jak tylko czekać na niedzielę (buhahaha, gdyby taki Gerard odprawiał msze w mojej parafii,to coś mi sie zdaje, ze gościłabym w kościele znacznie częsciej, niż teraz ;D )
Dzisiaj mam mało leniwy dzień i ferie, a to przyprawia mnie o skrajną radość XD No i pozbyłam się brata z pokoju *ma na myśli wyciągnięcie go siłą i zastawianie drzwi łóżkiem i stołkiem*. Moje nowe opowiadanie to wielka tajemnica XD Trochę nudna i rzygotęczna, a tajemnica :3 I dopiero pojawi się tutaj na maj, więc... trochę czasu minie ^^ Gdybym ja miała takiego księdza to co niedzielę, sobotę i w piątki siedziałabym w pierwszej ławce pod amboną i się na niego lampiła XDDDD
UsuńJa nie mam brata, więc nikogo z pokoju nie muszę wyrzucać, barykadując się przy okazji ;D Zazdroszczę ci tych ferii. Właściwie dopiero je skończyłam, no ale poleniuchowałoby się jeszcze w domu, no. Nie ma co tego ukrywać xD A co zamierzasz robić między końcówką serii shotów, a początkiem publikowania rzygotęczowego story? Chcesz coś tu wrzucać, czy raczej nie? xD
UsuńTo chyba nie kwestia chcenia, lecz powinności porzucenia tego wszystkiego w cholerę XD wiesz... testy gimnazjalne mam w ty roku i zaczynam się uczyć miesiąc przed nimi... To ma sens, no nie? Myślę, ze może wrzucę jakiegoś shota koniec marca/początek kwietnia, ale do 1 maja nic innego się nie pojawi XD
UsuńTak, zdecydowanie to ma sens, ale wiesz, lepiej późno niż w cale, no nie? xD Ja będę przeżywała to samo za rok, więc mam jeszcze masę czasu, jakby nie patrząc. Tak czy inaczej to chyba słuszna decyzja, żeby zrezygnować z blogowania na rzecz nauki (boże, czy ja widzę, to, co piszę?*.* nie wierzę, ze to napisałam!). No ale widać ty jesteś porządniejszą uczennicą ode mnie ;D Jeszcze pewnie będzie czas, żeby życzyć ci powodzenia, więc zrobię to kiedy indziej ;D
UsuńOd trzeciej linijki uśmiechałam się jak głupia bo może i sam temat nie jakiś tam wymyślny no ale w końcu pierwszy raz coś takiego czytałam więc..Się podobało :D
OdpowiedzUsuńOczywiście od początku miałam nieprzyzwoite wizje związane ze zbliżeniami tych dwojga...Zauważyłam że niezależnie od opisu wyglądu Gerarda ja go widzę nieziemsko przystojnego i seksownego XD Bardzo mi się to podobało :)
Jezu, ja tak samo! Ktoś mógłby mi dać jego opis jako wyświechtanego żula, a ja go sobie wyobrażam jako wynurzającego się z morskich fal Adonisa XDDD Dziękuję ^^
UsuńTak czytam te wasze komentarze i zapomniałam, co właściwie chciałam napisać. Może tak - jestem stuprocentową ateistką, jak również szczerze nie cierpię kościoła, dlatego tematyka tego shota jest wprost idealna dla mnie :D. Tak wiem, będę się smażyć w piekle, whatever. W każdym razie strasznie mi się podobał ten shot i nie wiem, co moje poprzedniczki wprawiło w zakłopotanie. Rozumiem, że każdy ma prawo do własnych poglądów religijnych, jednak jest to tylko i wyłącznie fikcja i nie powinna ona nikogo gorszyć. Przyznam, że nieco się wystraszyłam, czytając wstęp do tego shota jak napisałaś: "ze względu na własne poglądy religijne". Przez cały shot myślałam, że jesteś wierząca, dlatego nie wiedziałam, jak to skomentować. Swoja drogą, wydaje mi się, że dobrze opisałaś wewnętrzne rozterki Gerarda, jak również jego myśli dotyczące wiary. Na moje szczęście sprawa się wyjaśniła i teraz bez skrępowania moge powiedzieć, że to było hot hot i jeszcze raz hot :D. W przeciwieństwie do Fun Puppy Gerard-ksiądz moim wyobrażeniu nadal pozostał tym "moim Gee", tak więc nie miałam problemu wyobrażenia go sobie z Franiem :). Bardzo żałuję, że nie napisałaś jednak tej sceny z wiązaniem, to by było jak wisienka na torcie, no ale cóż - trzeba się nauczyć żyć bez porno codziennie xD. Haha, tak w ogóle, to wyobraziłam sobie jak się pieprzą na ołtarzu, albo w zakrystii *_*. Ech, zła ja. Wybaczcie, jeśli kogoś uraziłam, ale dzisiaj mam taki dzień hejtowania religii, że sobie nawet nie wyobrażacie (homofobiczni katole w mojej klasie, że tak powiem, przegięli pałę <--o jaa, znowu podteksty xD).
OdpowiedzUsuńTak czy siak, shot jak zwykle genialny, mi tam niczego nie brakło ani w fabule ani w tematyce :3.
xoxo Kot
Ja + kościół = 100% ateizmu XD Ja nie cierpię kościoła, bo to zakłamana instytucja i nie wierzę w boga, bo jest dla mnie tak samo prawdziwy jak bogowie w innych wyznaniach, czyli tak samo wyimaginowany ^^ Seksu nigdy za wiele XD Odbije się w niedzielę w # 4. Tam seks to już od pierwszego zdania XD Miałam z zamyśle porno w konfesjonale, ale zrezygnowałam i chyba dobrze zrobiłam, bo jeszcze ktoś by mi zgłosił bloga do skasowania, bo to byłoby obrzydzenie na maxa 8D Ja też mam homofobicznych katoli w klasie. I katechetkę, która twierdzi, "że bóg był nawet jak go nie było" XD Co oczywiście ma sens, bijmy jej brawa.
UsuńHahah, twojej katechetce należą się oklaski czołem od Rubika :). Też miałam, kolokwialnie mówiąc, popieprzoną katechetkę :/. Była naprawdę dziwna. Wmawiała nam na przykład, że tęcza i motyle to znaki szatana, a gwiazdy są zagrożeniem, bo mogą spaść na głowę >.< :D. Dlatego w 3 kl. gimnazjum zrezygnowałam z chodzenia na religię, nie bierzmowałam i teraz też nie chodzę :).
UsuńJuż się nie mogę doczekać #4! Ach, zboczuch :3...
Dla mnie fajerwerków zbyt dużych nie ma, przykro mi. Na początku wydawało mi się, że będzie to cudne itd. Skojarzyło mi się od razu z filmem, który niedługo mam zobaczyć razem z mamą "W Imię...", który również opowiada historię miłości księdza i zwykłego chłopaka. Niestety, zawiodłam się.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się, że napiszesz jak to Gerard uległ Frankowi. Jak Gerard pokutował (z tego co wiem, księża mają swoje sposoby na kary za "grzeszne myśli"), jakąś scenkę seksu pomiędzy nimi. To wszystko wydaje mi się takie... ubogie. Mogłaś to rozwinąć, wtedy może nie miała bym poczucia, że czegoś mi brakuje.
xoxo.
A ja powiem, że było fajne i tyle, o. Może bez komplikacji i jakiś tam rzeczy, ale było to bardzo miłe. I bardzobardzobardzobardzo słodkie. Gerardzik, który przestał być księdzem, bo kochał Frania ;__; Podobało mi się. Darsiu, brawo :3
OdpowiedzUsuńA ja powiem, że było fajne i tyle, o. Może bez komplikacji i jakiś tam rzeczy, ale było to bardzo miłe. I bardzobardzobardzobardzo słodkie. Gerardzik, który przestał być księdzem, bo kochał Frania ;__; Podobało mi się. Darsiu, brawo :3
OdpowiedzUsuńhaahaa haha nie wyobrażam sobie mojego księdza pieprzącego się np. Z proboszczem no nie moge jpd. :d super rozdział brak mi słów serio jak sie rezygnuje z bycia księdzem to serio wysyłają to do vvatykanu? Jeeej jak frankie coś rozbił to myśłałam że się przy okazji zabije bo z niego taka pokraka trochę :d nie noo czekam z niecierpliwością na shoty xoxo
OdpowiedzUsuńDarso!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, to witaj.
Po drugie:
Shot mi się podobał, mimo że przeczytałam go z miną typu "Da Faq?!"
Nie ogarniam jedynie sposobu, w jaki Gerard zrezygnował z bycia księdzem, ale kij z tym, to one shot jest, no nie?
Ładnie piszesz, bardzo ciekawie, fajnie, że zawsze szukasz czegoś nowego do umieszczenia w swoich historiach. Jesteś oryginałem xD
Pozdrawiam ciepło C:
http://dryyoureyesandstartbelieving.blogspot.com/
jaciebiepierniczę czemu nie przeczytałam tego wcześniej *______________________* ogłaszam wszech i wobec, że to najlepsze co w ogóle kiedykolwiek przeczytałam, dziękuję, amen *podniet level hard nie może napisać nic więcej*
OdpowiedzUsuń