„
… jak resztki godności poniesione z wiatrem.”
W życiu każdego
człowieka nadchodzi taki moment, kiedy jego wolny czas przepełnia stagnacja, a
jedynym urozmaiceniem wśród wszechobecnej bezradności i niechęci do świata jest
bezustanne wpatrywanie się we własny sufit. Osoby, u których objawy tego stanu ducha
są nietrwałe, bez wątpienia można nazwać szczęściarzami. Jednak niektórych
podobny bezruch nęka stale i utrzymuje się przez długi czas.
Trudno określić
jakiego rodzaju myśli krążą wówczas po głowie osoby pogrążonej w takiej
bezdennej otchłani poczucia samotności oraz odosobnienia. Należałem do tej
grupy, gdzie przejawy zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne są krótkotrwałe i
niewiele wnoszą czy też zmieniają w moim życiu codziennym. Głównymi tematami,
które uporczywie analizowałem w swojej głowie, była otaczająca mnie zewsząd
trwoga i świadomość słabego kontrolowania własnego życia bądź, w pewnym
rozumowaniu, całkowity jej brak. Do wewnętrznych rozterek dodatkowo przyłączała
się, nie tak znowusz dawna, śmierć mojej matki oraz pozostałe, niezwykle liczne
problemy osoby dorosłej, która odpowiedzialna jest za rodzinę, za żonę oraz
dziecko. Ciążą na mnie liczne, niektóre nawet zaległe, rachunki za wodę, prąd,
gaz, opłatę mieszkania oraz raty za kredyt, który z Sonią zaciągnęliśmy w
banku. Nasze realia nie przedstawiają się zachwycająco, lecz mimo wszystko nie
sądzę, aby pójście mojej żony do pracy było dobrym rozwiązaniem naszych
problemów. Zaliczam się do wąskiego grona osób, które we współczesnym świecie
posiadają takie ważne cechy jak honor oraz własna godność. Sądzę, że kobieta,
nie ważne jak trudno byłoby związać koniec z końcem, powinna zajmować się domem
oraz dziećmi, zapewniać im poprawny rozwój oraz dawać poczucie bezpieczeństwa.
Za to do zadań mężczyzny należy czuwanie nad tym wszystkim i dbanie o to, aby
rodzina mogła żyć w dostatku uważanym za normę społeczną. Do niedawna nie
udawało mi się otaczanie żony oraz małej córeczki welonem utkanym z wszelkich
dobrodziejstw, lecz to stopniowo ulega zmianie. Zmianie na lepsze. Niestety nie
jestem do końca pewien, czy taki fortel, jaki ja zastosowałem, był najlepszym
rozwiązaniem. Najgorsza jest jednak świadomość, że już nie będę mógł się z tego
wycofać. Zabrnąłem w to wszystko za daleko…
Czasem zastanawiam
się, dlaczego to, co nas otacza, nie jest proste. Dlaczego życie nie jest
proste. Każdy na pewno zdaje sobie sprawę z własnych słabości, wad oraz
popełnianych błędów. Pytanie tylko czy robimy cokolwiek, aby je zminimalizować,
bądź zlikwidować całkowicie? Raczej nie szukamy winy w sobie za to, jacy
niedoskonali jesteśmy, lecz w innych, którzy, naszym zdaniem, się do tej
niedoskonałości przyczynili. Tak trudno jest obwiniać siebie samego za
uszczerbki na własnym zdrowiu oraz kondycji psychicznej, a także relacjach z
ludźmi a, co za tym idzie, sprawnym funkcjonowaniu w społeczeństwie. Prościej
jest zrzucić całą winę i odpowiedzialność na rodziców, którzy wychowali nas
tak, a nie inaczej.
Ludzie w dzisiejszych
czasach mają niewielkie poszanowanie dla własnej wartości. Posuwają się do
czynów karygodnych, a niekiedy wręcz bestialskich. Robią dosłownie wszystko,
aby osiągnąć sławę czy dobra materialne. Pieniądz stał się dla nich
wyznacznikiem szczęścia oraz powodzenia. Zapominają o wartościach, które tak
naprawdę powinny być postawione na piedestale. Zanika poczucie więzi z innymi
ludźmi, stajemy się samotnikami, niepotrafiącymi współpracować w grupie
odludkami. Żyjemy w przekonaniu, że jesteśmy samowystarczalni i nie
potrzebujemy nikogo, aby zdrowo się rozwijać i dążyć do sukcesu. Zatracamy się
w pracy, nasze życie towarzyskie oraz rodzinne podupada, odtrącamy od siebie
wszystkich, którzy starają się przywrócić nas do dawnego stanu. Jednak czy to
mnie oceniać? Czy mogę z czystym sumieniem wytykać wady innym, podczas gdy sam
się pogrążam? Jak inaczej można określić człowieka, który z bezradności i
bezsilności podąża ku najgorszej z możliwych do obrania dróg? Stanięcie przed
rosyjską mafią i starania aby wkupić się w jej łaski, z całą pewnością zaliczają
się do czynów niegodziwych. Czynów, które nie przystoją szanującemu się
człowiekowi. Jedynym moim wytłumaczeniem na chwilę obecną jest skrajna desperacja
oraz rozpaczliwe staranie się o zapewnienie szeroko pojętego w dzisiejszych
czasach bezpieczeństwa mojej rodzinie. Mimo beznadziejności ogółu sytuacji, w
której znalazłem się przez własną głupotę, żyję z nadzieją, że będzie lepiej.
Bo czy może być gorzej?
***************************
Gdy wyszedłem z biura,
do mych nozdrzy trafiło ciężkie, ciepłe, wieczorne powietrze. Teczka, którą
nosiłem na co dzień do pracy, dzisiaj ciążyła mi bardziej niż zazwyczaj. W
rzeczywistości było to tylko i wyłącznie moje wyobrażenie. Tak naprawdę jej
zawartość przyprawiała mnie o głęboki niepokój, także myśli, które dookoła niej
krążyły, nie potrafiły dać mi spokoju.
Prawda jest taka, że
otrzymałem kolejne zlecenie od Iwana, szefa mafii. Oczywiście nie spotkał się
ze mną osobiście, aby wręczyć mi teczkę wraz z jej nieznaną mi na razie
zwartością, tylko wysłał jednego ze swoich ludzi, aby nie narażać własnej
osoby. W tym momencie dokładnie staje mi się przed oczami hierarchia w takich
organizacjach. Każda ma swojego guru, przywódcę, przewodnika czy pana. Sama
głowa grupy nie trudzi swych rąk nieprzyjemną pracą. Idealnie wtapia się w
tłum, dzięki czemu pozostaje niezauważalna. Perfekcyjnie się maskuje, nie
zdradzając swego prawdziwego oblicza. Nie wiesz kiedy wpadasz na
sprzymierzeńca, a kiedy na wroga. Tacy ludzie potrafią dopasowywać się
emocjonalnie oraz wizualnie do otoczenia w zależności od tego, czego wymaga
sytuacja. Tylko najlepsi nie tracą poczucia świadomości i na pewnym etapie
dalej wiedzą kim tak naprawdę są. Ale czy aby na pewno? Myślę, że każdy w końcu
„świruje”, gubi się w tym całym bagnie i nie jest w stanie już znaleźć drogi
powrotnej.
Niespiesznie dotarłem
pod drzwi kamienicy, w której na czwartym piętrze znajdowało się moje
mieszkanie. Nie zajmowało ono dużej powierzchni. Im więcej metrów kwadratowych,
tym większa opłata za wynajem, na co aktualnie nie było nas stać. Jednak nie
przywiązywaliśmy do tego zbytnio z Sonią uwagi. Póki Mila jest mała, nie ma się
czym przejmować. Wchodząc po schodach, wyjąłem z kieszeni pęk kluczy, szukając
odpowiedniego, który otwiera drzwi.
Gdy tylko
przekroczyłem próg domu, na mojej szyi uwiesiła się mała istotka, powszechnie
nazywana córką z głośnym okrzykiem : „Tatuuuuuś”.
- Witaj potworku – popchnąłem nogą
drzwi, aby zamknęły się z cichym trzaskiem. – Co dzisiaj zjemy na obiad? –
zacząłem łaskotać ją w pasie.
Po mieszkaniu rozniósł się radosny
pisk dziewczynki. Wyrwała mi się pospiesznie i z dzikim okrzykiem udawanego
przerażenia zniknęła za drzwiami jej niewielkiego pokoiku. Uśmiechałem się pod
nosem. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak ten szkrab szybko rośnie. Zsunąłem
powoli buty z nóg i skierowałem się automatycznie do kuchni. Wiedziałem, że to
właśnie tam zastanę Sonię. Nie myliłem się. Kobieta siedziała przy stole, po którym
były rozsypane różne kartki z niebieskiego segregatora, nad którym się
pochylała. Przystanąłem obok mebla i zerknąłem jej przez ramię.
- Cześć kochanie – posłała mi
niemrawy uśmiech, gdy zdała sobie sprawę z mojej obecności. – Jak było w pracy?
- Dzień jak co dzień – złożyłem
krótki pocałunek na jej miękkich wargach.
- Przeglądałam właśnie faktury z
ostatnich kilku miesięcy – oznajmiła spokojnie. - Powiem ci John, że małymi
kroczkami zaczynamy się pozbywać tych wszystkich zaległości finansowych –
wyłapałem w jej głosie nutkę ulgi oraz zadowolenia.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę –
westchnąłem ciężko. Moje myśli bezustannie kręciły się dookoła teczki w mojej
torbie. Nie potrafiłem się skupić na niczym innym. – Z czym jeszcze zalegamy?
- Musimy spłacić dwie zaległe raty
za prąd, jedną za wodę i poza tym Newman ściga mnie z czynszem za mieszkanie za
kwartał – zaczęła kreślić zawzięcie jakieś obliczenia na kartce w kratkę. – Jednak stoimy lepiej z
opłatami niż jakieś pół roku temu. A to dzięki twojej podwyżce.
- Taaaa - uśmiechnąłem się kwaśno. Gdyby jeszcze
wiedziała jak wielkim łgarstwem z mojej strony jest domniemana hojność mojego
szefa. – Chyba pójdę zobaczyć, co robi Mila. Jakoś za cicho siedzi – mruknąłem,
zabierając teczkę spod stołu.
Zamiast udać się do sypialni córki,
odbiłem w lewo i zaszyłem się w łazience, zamykając uprzednio drzwi na klucz.
Brakowało tylko tego, aby Sonia się o wszystkim dowiedziała. Usiałem na
zamkniętej klapie muszli klozetowej i ostrożnie wyjąłem z torby mafijne
dokumenty. Drżącymi dłońmi ułożyłem je sobie na kolanach i zapatrzyłem się w
herbaciany odcień teczki. Podważyłem okładkę palcem wskazującym, po czym
odrzuciłem ją na bok zdecydowany ruchem.
Pierwszym, co rzuciło
mi się w oczy, było zdjęcie młodej kobiety o zachodnioeuropejskich rysach
twarzy. W jej oczach dostrzegłem chłodne
opanowanie i zero emocji, co nie pasowało zupełnie do jej młodzieńczego
wyglądu. Z danych, figurujących pod fotografią, wynikało, że w lutym tego roku
skończyła dwadzieścia lat, jest rodowitą Włoszką, a jej ojciec zajmuje wysokie
stanowisko w szeregach mafii sycylijskiej. Poniżej również znalazłem dokładny
adres zamieszkania tejże kobiety, placówkę, w której podjęła się pracy na
stanowisku sekretarki, jej zainteresowania oraz miejsca, do których stale
uczęszcza. Zacząłem się dogłębnie zastanawiać nad moją rolą w tym całym
zleceniu. Zazwyczaj to właśnie do moich kompetencji należało ustalanie kto co
robił gdzie i z kim w danej godzinie. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, abym
otrzymał konkretne wytyczne.
Moje pytania uzyskały
swą drastyczną odpowiedź, kiedy spomiędzy arkuszy papieru wyleciała żółta
karteczka. Podniosłem ją z zielonego chodniczka tylko po to, aby po zapoznaniu
się z treścią, wypisaną na niej czerwonym tuszem, ponownie ją upuścić.
Dostałem polecenie… by
zabić tę kobietę.
***************************
Rozejrzałem się
niepewnie po okolicy i dopiero wtedy podszedłem do budki telefonicznej. Nie
trudno było mi spostrzec, że cały się trzęsę. Zamierzałem sprzeciwić się
Iwanowi, sprzeciwić się mafii. Z takim krokiem wiązało się ogromne ryzyko, lecz
postanowiłem je podjąć. Pozbawienie kogoś życia było czynem niegodnym i nie
miałem zamiaru wykonać zleconego mi zadania. Nie jestem w stanie skręcić karku
czy poderżnąć gardła drugiemu człowiekowi. To przecież jest niezgodne z
prawami, jakimi rządzi się nasz świat. Podobne czyny uwłaczają naszemu
człowieczeństwu. Zdaję sobie sprawę z tego, że są osoby, które mogłyby
przyglądać się z kamienną twarzom powolnym konaniom drugiego człowieka,
zachwycając się jednocześnie posoką, broczącą ziemię pod ich stopami, lecz ja
zdecydowanie do nich nie należałem.
Zaistniała sytuacja
skłoniła mnie do głębszego zastanowienia się nad godnością człowieka we
współczesnych mi czasach. Jakimi priorytetami obecnie kierują się ludzie?
Dlaczego wartości takie jak przyjaźń, miłość, zaufanie oraz szczerość zanikają,
schodzą na drugi plan i są zastępowane rządzą pieniędzy, władzy i ogólnego
dobrobytu? Dlaczego ludzie w pogoni za lepszym życiem, zatracają to, co jest
jego istotą? Dlaczego są aż tak bardzo zaślepieni tym, co przekazują masowo
media, reklamy oraz gazety i tracą zdolność trzeźwego myślenia i podejmowania
racjonalnych decyzji? Teraz na twarzach ludzi można dostrzec jedynie ciągły
grymas niezadowolenia ogólną postacią rzeczy. Niekiedy boli mnie to, jak nasz
świat strasznie zszedł na psy.
- Mów – w słuchawce po drugiej
stronie odezwał się zachrypnięty głos.
- Powiedz Iwanowi, że nie mogę
wykonać tego zadania – oznajmiłem.
- Powód – mruknął nieprzyjemnie.
- Powód?! – zdziwiłem się. – Mam
zabić człowieka! – syknąłem. – Czy to nie jest wystarczający powód, aby
odmówić? To szalona prośba. Jestem zwykłym człowiekiem, normalnym obywatelem
bez poważniejszych konfliktów z prawem, a nie mordercą czyhającym na swoją
ofiarę w ciemnym zaułku! – obróciłem się dookoła własnej osi. Brakowało mi
tylko tego, aby ktoś podsłuchał tę rozmowę.
- Nie możesz zrezygnować z podjęcia tego zadania.
- Dlaczego?
- Płacimy ci. Poza tym nam się nie
odmawia, John. Zapamiętaj to sobie.
- Jednak odmawiam.
- Nie chcesz po dobroci, to użyjemy
siły.
Do mojego ucha dotarł dźwięk
przerwanego połączenia. Ciekawe jak niby chcą mnie zmusić. Nie ma takiej siły, która byłaby w stanie
nakazać mi dopuszczenie się podobnego czynu. Nigdy nikogo nie zabiłem i nie
zamierzam tego w najbliższej przyszłości
zmieniać. Westchnąłem głośno z irytacji, po czym udałem się wolnym krokiem do
pracy.
***************************
Wpatrywałem
się tępo w drzwi mojej lodówki. W tym mieszkaniu jeszcze nigdy chyba nie było
aż tak cicho. Nie płakałem. Nie krzyczałem. Po prostu stałem i przyglądałem się
z niedowierzaniem fotografii z dołączoną do niej karteczką. Nagle w mojej kieszeni rozdzwonił się telefon
komórkowy. Mechanicznie podniosłem aparat do ucha, wciskając zieloną słuchawkę
na jednym z klawiszy.
- Ptaszki mi wyćwierkały, że
dotarłeś do domu, Johnny – rozpoznałem sarkastyczny ton, który należał do
Iwana.
- Co z nimi zrobiłeś? – zapytałem
zdławionym głosem, choć odpowiedzi, której potrzebowałem, udzielało mi zdjęcie
przedstawiające dwie znane mi kobiety, które zostały przywiązane do krzeseł. Po
drugiej stronie słuchawki rozniósł się dość dźwięczy jak na mężczyznę śmiech.
- Oj Johnny, Johnny. Głupiutki, mały
Johnny. Masz zadanie do wykonania mój drogi. Nie zapominaj o nim.
- Powiedziałem przecież, że się go
nie podejmę – warknąłem.
- Nie unoś się tak. Zależy ci chyba
na życiu pięknej Soni i uroczej Mili, nieprawdaż? – zapytał miękko, jakby to
była dla niego gra słowna. Co ja mówię? Przecież ten mężczyzna właśnie tak
odbierał naszą rozmowę. – Masz czas do rana – oświadczył zdecydowanie i twardo.
W jego głosie nie pozostało nic z poprzedniego aksamitu. – Nie zapominaj
przypadkiem dla kogo to robisz.
Rozłączył się. Cisza, która mnie
otuliła, zdawała się krzyczeć. Pierwszy raz od bardzo dawna czułem się aż w tak
bardzo bezsilny. Wszystko to, o co walczyłem przez tyle czasu, stało się warte
tyle co nic. Chciałem jedynie zapewnić mojej rodzinie życie na poziomie, bez
żadnych zaległych faktur do spłacenia, bez rat za kredyt i opłat za wynajem
mieszkania. Pragnąłem, abyśmy byli wolni od wszelkich zmartwień. Nie sądziłem,
że kiedykolwiek wejdę w takie bagno, jakim jest działanie na rzecz mafii. Teraz
nie czas martwić się o finanse i dobra materialne. Musze wykonać zlecone mi zadanie.
Przerażała mnie myśl, że moje dłonie zostaną splamione krwią.
***************************
Zadrżałem
nerwowo, kiedy obok mnie przeszła smukła postać brunetki. Godzina była późna,
także mogłem swobodnie poruszać się pod przykrywką nocy. Ręka, w której
trzymałem solidnie wykonaną, dużą latarkę policyjną, trzęsła mi się niezmiernie.
Wyłoniłem się z ciemnego zaułka pomiędzy bankiem, a firmą, która zarządza
nieruchomościami i ruszyłem za Pamelą Corelli. Kiedy dystans między nami
zmniejszył się do tego stopnia, iż przystąpienie do ataku było możliwe,
zawahałem się. Chciałem odpuścić, lecz wtedy przed oczami pojawił mi się obraz
córki oraz żony. Robiłem to dla nich. Zniżałem się do poziomu zwierzęcia
walczącego o własne przetrwanie. Robiłem to dla nich, choć wiedziałem, że po
tym wszystkim nie będę w stanie spojrzeć Soni w oczy. Nie będę w stanie
spojrzeć w oczy samemu sobie.
Rozejrzałem się
dookoła. W zasięgu mojego wzroku nie dostrzegłem ani jednej żywej duszy czy
kamer, które ewentualnie mogłyby zarejestrować mój haniebny czyn. Odczekałem
jeszcze około dziesięciu sekund, abyśmy się zbliżyli do mojego niedaleko
zaparkowanego auta, po czym zamachnąłem się i uderzyłem z całej siły drobną
Włoszkę w tył głowy. Następne kroki, które poczyniłem, były wykonywane
mechanicznie. Przełączyłem się z trybu myślącego na tryb działający. Starałem
się do siebie nie dopuszczać myśli, które krążyły mi po głowie. Należy zaznaczyć,
że nie były one przyjemne.
Pochwyciłem ciało
kobiety w ramiona, zanim zderzyło się ono z ziemią. Przeszedłem kilka kroków,
po czym otworzyłem drzwi i ułożyłem ją na tylnych siedzeniach mojego auta. Na
razie była nieprzytomna, lecz jej przebudzenie było jedynie kwestią czasu.
Ruszyłem przez miasto, kierując się na jego obrzeża. Pragnąłem mieć już to wszystko
z głowy. Chciałem mieć to już za sobą.
***************************
Dopadłem ją w ostatniej chwili.
Jeszcze sekunda, a by mi uciekła. Nie miałem już cierpliwości. Byłem
rozdrażniony i zmęczony całą sytuacją. Słońce powoli wychylało się ponad
horyzont, a ja wiedziałem, że mój czas na wykonanie zadania mija. Jednym,
zdecydowanym ruchem przygwoździłem kobietę do trawy pokrytej poranną rosą i
złapałem w garść jej ciemne, gęste, długie włosy. Wydobyłem z kieszeni nóż myśliwski
i zamaszystym ruchem nadgarstka poderznąłem jej gardło. Bezwładne ciało Włoszki
zaprzestało walki o przetrwanie i powoli wykrwawiało się na skąpaną w porannych
promieniach słońca ziemię. Odrzuciłem na bok ostrze, które pozbawiło życia tę
niewinną dziewczynę, której pochodzenie i więzy krwi z członkiem sycylijskiej
mafii były jej ostatnim gwoździem do trumny. Odepchnąwszy martwe ciało na bok,
odsunąłem się z obrzydzeniem od denatki.
Sięgnąłem trzęsącą się
dłonią do kieszeni spodni po komórkę. Pospiesznie wystukałem wiadomość o mało skomplikowanej
treści na numer, który zostawiono w moim mieszkaniu na lodówce. ‘Już’ – tak
brzmiało słowo, które znalazło się w folderze
pod nazwą ‘wysłane’.
Z miejsca, w którym
się znajdowałem, idealnie było widać skąpaną we wschodzących promieniach słońca
panoramę miasta. Jasna poświata drażniła moje oczy i sprawiała, że musiałem je
zmrużyć. Spojrzałem na dół, na moje ręce. Miałem krew na dłoniach i nie była
ona moja. Te dłonie są splamione czerwienią. Nic już na to nie poradzę.
Zaszła we mnie ogromna
zmiana, spowodowana decyzjami, które musiałem podjąć. Zacząłem się zastanawiać,
kim teraz jestem? Jak dalej będzie wyglądało moje życie. Resztki honoru, którymi
jeszcze nie tak dawno mogłem się poszczycić, zostały zmieszane z błotem i
wyśmiane. Poczucie własnej wartości, oddanie rodzinie i czystość sumienia są
teraz niczym. Podupadłem na duchu, stałem się potworem, człowiekiem, który
zhańbił swoje dobre imię czynem bestialskim i niegodnym istoty ludzkiej.
Do moich uszu dotarł
sygnał przychodzącej wiadomości. Spojrzałem na te kilka nędznych liter, które
pojawiły się na wyświetlaczu. Układały się one w dokładny adres, pod którym
znajdę swoja żonę oraz córkę. W głębi serca chciałem tam biec, dotrzeć jak
najszybciej i wziąć je w swoje ramiona. Z drugiej strony obawiałem się
potępienia. Bałem się tego, że już nigdy nie będę w stanie spojrzeć im w oczy,
gdyż zobaczę w nich potępienie oraz pogardę dla mojej osoby.
Upadłem na kolana, a
moim ciałem zawładnął spazmatyczny szloch. Zdałem sobie sprawę z tego, że jestem
nikim, a moje życie się skończyło i zniknęło…
… jak resztki godności poniesione z wiatrem.
Oto szósty i ostatni shot. Niestety nie
wyrobiłam się z ‘Frank spoke in the class today’, więc powyżej prezentuję Wam
moje króciutkie opowiadanie, które napisałam w ramach pracy domowej na język
polski. Nie uważam tej pracy za złą i podoba mi się jej ogólne przesłanie.
Podam jej temat, gdyby wykonanie powyższego postu wydało się być komuś
niezrozumiałe i wyrwane z kontekstu. Otóż w pracy tej mieliśmy uwzględnić takie
wartości jak godność człowieka w dzisiejszych czasach oraz poczucie własnej
wartości a także odpowiedzialności za innych. Ważne dla naszej polonistki było
ujęcie naszego własnego spojrzenia na ten problem. Oto moje spojrzenie i moja
własna interpretacja pojęcia godności w naszych czasach. Teraz pokrótce się wytłumaczę
dlaczego tutaj nie ma Frerarda XD Otóż nie wyrobiłam się, gdyż po długim
załamaniu, przyszła do mnie wena na nowe opowiadanie. Jest to projekt, który
już kiedyś zawitał w mojej głowie i był nawet bliski realizacji, lecz zaniechałam
go na potrzeby całkiem innego. Na chwilę obecną do tamtego straciłam pociąg, a
do nowego ten pociąg się wzmógł, więc rokuję, że na koniec maja/początek
czerwca powinno ukazać się coś nowego, ale to przytoczę Wam w notce
informacyjnej, która pojawi się niedługo :3 Jeszcze mała informacja: Jutro na
blogu moim i Cherry <Beautiful Chaos> najpewniej pojawi się shot. Długo
nad nim pracowałyśmy, ale obie jesteśmy zdania, że chyba czas przeznaczony na
jego realizację nie był zmarnowany i ogół jest dość zadowalający ^^.
Będzie shot... będzie shot, nie masz pojęcia jak się cieszę. Naprawdę. Sam shot jest naprawdę dobry i ma fantastyczne przesłanie. Nie będę się rozpisywać bo powiedziałam mamie ,że muszę odrobić pracę domowa z angielskiego i wpuściła mnie na chwile... Pieprzony zakaz.
OdpowiedzUsuńo___O Bardzo, ale to bardzo ciekawe opisy, cała fabuła, wszystkie sytuacje przedstawione tak...Zwyczajnie, jak na co dzień u zwykłego człowieka, a jednak inaczej. Mimo, iż nie był to Frerard, ani nic podobnego to i tak nic ani nikt nie przebije twojego stylu pisania. Kocham to, co tworzysz i po prostu...Nie mam słów, by wyrazić moje obecne uczucia, a jest ich wiele...Może nawet za dużo. I jak to miała być krótka praca na polski, to ja zawsze tworze absolutne minimum xD Eniłej, mogłabyś częściej pisać i wrzucać nam tu takie rzeczy, bo to naprawdę jest niezwykłe. Talent, maj littl loff, masz ogromny talent :D Kupię kiedyś twoją książkę :D Tak się zastanawiam, czy mogłabyś użyć w niej "Gerarda Way'a i Franka Iero", albo chociaż ich imion i wysłać im własnego Frerarda na rocznicę MCR. A nuż by ogarnęli się i zaczęli wspólnie...Kopulować...(Hahah! Nie mogę, uwielbiam to słowo i zawszę się brechtam, jak je słyszę xD) Dobra, koniec głupawlałki, bo jeszcze napiszę coś, czego nie chcemy... xD
OdpowiedzUsuńXoxo, kocham <3
Hahahahahahaha! Wybacz, musiałam się roześmiać po przeczytaniu komentarza Cherry. Jestem za napisaniem czegoś takiego i wysłaniem im tego. Ale by były jaja niezłe... no ale whatever, miałam skomentować shota, a nie rozwodzić się na temat miny Franka i Gerarda, gdy przeczytaliby coś frerardowskiego.
OdpowiedzUsuńNo wiec jestem pod wrażeniem. Serio, świetnie ci to wyszło! I temat, całą fabuła, wszystko super i jak najbardziej na miejscu. Aż mnie coś w dołku ściska, jak sobie pomyślę, że mi na polski same gnioty wychodzą, a ty nam tu wrzucasz takie cudeńko. A więc weny, weny dziewczyno ;D
Pozdrawiam! xoxo
Nie noo brak słów normalnie czy to frerard czy ni to i tak zajebisty <3 zazdroszczę ci takiego talentu wgl... Też tak chcę noooo... Kopulować? cherry to jest wgl takie słowo 0.o taaak moja znajomość języka polskiego jest rażąca wiemo ortografi to już nie wspomnę bo wszystkie słowa to sprawdzam w google :d to się nazywa rodzony polak :3 nie wiem co napisać wgl. Więc kończę mój skromny komentarz. Jak to się mówi cześć i czołem lol te caasy kiedy chodziłam na harcerstwo c ; xoxo
OdpowiedzUsuńPowiem tobie jedno - jeśli byłabym polonistką i moja uczennica pisałaby takie opowiadania na ocenę, to chyba bym ją wyniosła na ołtarze :D. Wow, po prostu wow. Bardzo mi się podobało, mimo kilku drobnych błędów (znowuż! partykuła "ż" dodana do "znowu", tak jak "ależ"; oraz "kamienną twarzom" -ą), powtórzeń i niekiedy niejasnej składni. Uważam, że bardzo dobrze ujęłaś zadany temat, jednocześnie dodając coś specyficznego, coś swojego do tego opowiadania, przez co nie było tylko zwykłym zaliczeniem, a kolejnym dobrym shotem (nawet jeśli nie był to Frerard, hehe). Jeśli zawarte w tym tekście spostrzeżenia to twoje własne poglądy (a mniemam, że tak jest), to zgadzam się z nimi w zupełności. Ubolewam nad współczesnym pojęciem godności i stanem człowieczeństwa.
OdpowiedzUsuńCo do samej fabuły, to nie mam nic do zarzucenia, choć sposób, w jaki twój bohater zabił swoją ofiarę jest co najmniej staroświecki. O wiele łatwiej byłoby mu po prostu strzelić do tej kobiety, no ale to twój zamysł :). Może mafia kazała mu właśnie w ten sposób dokonać zbrodni?
Wybacz, że znowu nic nie wnoszę swoim komentarzem :/.
xoxo Kot