czwartek, 7 marca 2013

# 6


„ … jak resztki godności poniesione z wiatrem.”


W życiu każdego człowieka nadchodzi taki moment, kiedy jego wolny czas przepełnia stagnacja, a jedynym urozmaiceniem wśród wszechobecnej bezradności i niechęci do świata jest bezustanne wpatrywanie się we własny sufit. Osoby, u których objawy tego stanu ducha są nietrwałe, bez wątpienia można nazwać szczęściarzami. Jednak niektórych podobny bezruch nęka stale i utrzymuje się przez długi czas.
Trudno określić jakiego rodzaju myśli krążą wówczas po głowie osoby pogrążonej w takiej bezdennej otchłani poczucia samotności oraz odosobnienia. Należałem do tej grupy, gdzie przejawy zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne są krótkotrwałe i niewiele wnoszą czy też zmieniają w moim życiu codziennym. Głównymi tematami, które uporczywie analizowałem w swojej głowie, była otaczająca mnie zewsząd trwoga i świadomość słabego kontrolowania własnego życia bądź, w pewnym rozumowaniu, całkowity jej brak. Do wewnętrznych rozterek dodatkowo przyłączała się, nie tak znowusz dawna, śmierć mojej matki oraz pozostałe, niezwykle liczne problemy osoby dorosłej, która odpowiedzialna jest za rodzinę, za żonę oraz dziecko. Ciążą na mnie liczne, niektóre nawet zaległe, rachunki za wodę, prąd, gaz, opłatę mieszkania oraz raty za kredyt, który z Sonią zaciągnęliśmy w banku. Nasze realia nie przedstawiają się zachwycająco, lecz mimo wszystko nie sądzę, aby pójście mojej żony do pracy było dobrym rozwiązaniem naszych problemów. Zaliczam się do wąskiego grona osób, które we współczesnym świecie posiadają takie ważne cechy jak honor oraz własna godność. Sądzę, że kobieta, nie ważne jak trudno byłoby związać koniec z końcem, powinna zajmować się domem oraz dziećmi, zapewniać im poprawny rozwój oraz dawać poczucie bezpieczeństwa. Za to do zadań mężczyzny należy czuwanie nad tym wszystkim i dbanie o to, aby rodzina mogła żyć w dostatku uważanym za normę społeczną. Do niedawna nie udawało mi się otaczanie żony oraz małej córeczki welonem utkanym z wszelkich dobrodziejstw, lecz to stopniowo ulega zmianie. Zmianie na lepsze. Niestety nie jestem do końca pewien, czy taki fortel, jaki ja zastosowałem, był najlepszym rozwiązaniem. Najgorsza jest jednak świadomość, że już nie będę mógł się z tego wycofać. Zabrnąłem w to wszystko za daleko…
Czasem zastanawiam się, dlaczego to, co nas otacza, nie jest proste. Dlaczego życie nie jest proste. Każdy na pewno zdaje sobie sprawę z własnych słabości, wad oraz popełnianych błędów. Pytanie tylko czy robimy cokolwiek, aby je zminimalizować, bądź zlikwidować całkowicie? Raczej nie szukamy winy w sobie za to, jacy niedoskonali jesteśmy, lecz w innych, którzy, naszym zdaniem, się do tej niedoskonałości przyczynili. Tak trudno jest obwiniać siebie samego za uszczerbki na własnym zdrowiu oraz kondycji psychicznej, a także relacjach z ludźmi a, co za tym idzie, sprawnym funkcjonowaniu w społeczeństwie. Prościej jest zrzucić całą winę i odpowiedzialność na rodziców, którzy wychowali nas tak, a nie inaczej.
Ludzie w dzisiejszych czasach mają niewielkie poszanowanie dla własnej wartości. Posuwają się do czynów karygodnych, a niekiedy wręcz bestialskich. Robią dosłownie wszystko, aby osiągnąć sławę czy dobra materialne. Pieniądz stał się dla nich wyznacznikiem szczęścia oraz powodzenia. Zapominają o wartościach, które tak naprawdę powinny być postawione na piedestale. Zanika poczucie więzi z innymi ludźmi, stajemy się samotnikami, niepotrafiącymi współpracować w grupie odludkami. Żyjemy w przekonaniu, że jesteśmy samowystarczalni i nie potrzebujemy nikogo, aby zdrowo się rozwijać i dążyć do sukcesu. Zatracamy się w pracy, nasze życie towarzyskie oraz rodzinne podupada, odtrącamy od siebie wszystkich, którzy starają się przywrócić nas do dawnego stanu. Jednak czy to mnie oceniać? Czy mogę z czystym sumieniem wytykać wady innym, podczas gdy sam się pogrążam? Jak inaczej można określić człowieka, który z bezradności i bezsilności podąża ku najgorszej z możliwych do obrania dróg? Stanięcie przed rosyjską mafią i starania aby wkupić się w jej łaski, z całą pewnością zaliczają się do czynów niegodziwych. Czynów, które nie przystoją szanującemu się człowiekowi. Jedynym moim wytłumaczeniem na chwilę obecną jest skrajna desperacja oraz rozpaczliwe staranie się o zapewnienie szeroko pojętego w dzisiejszych czasach bezpieczeństwa mojej rodzinie. Mimo beznadziejności ogółu sytuacji, w której znalazłem się przez własną głupotę, żyję z nadzieją, że będzie lepiej. Bo czy może być gorzej?


***************************

Gdy wyszedłem z biura, do mych nozdrzy trafiło ciężkie, ciepłe, wieczorne powietrze. Teczka, którą nosiłem na co dzień do pracy, dzisiaj ciążyła mi bardziej niż zazwyczaj. W rzeczywistości było to tylko i wyłącznie moje wyobrażenie. Tak naprawdę jej zawartość przyprawiała mnie o głęboki niepokój, także myśli, które dookoła niej krążyły, nie potrafiły dać mi spokoju.
Prawda jest taka, że otrzymałem kolejne zlecenie od Iwana, szefa mafii. Oczywiście nie spotkał się ze mną osobiście, aby wręczyć mi teczkę wraz z jej nieznaną mi na razie zwartością, tylko wysłał jednego ze swoich ludzi, aby nie narażać własnej osoby. W tym momencie dokładnie staje mi się przed oczami hierarchia w takich organizacjach. Każda ma swojego guru, przywódcę, przewodnika czy pana. Sama głowa grupy nie trudzi swych rąk nieprzyjemną pracą. Idealnie wtapia się w tłum, dzięki czemu pozostaje niezauważalna. Perfekcyjnie się maskuje, nie zdradzając swego prawdziwego oblicza. Nie wiesz kiedy wpadasz na sprzymierzeńca, a kiedy na wroga. Tacy ludzie potrafią dopasowywać się emocjonalnie oraz wizualnie do otoczenia w zależności od tego, czego wymaga sytuacja. Tylko najlepsi nie tracą poczucia świadomości i na pewnym etapie dalej wiedzą kim tak naprawdę są. Ale czy aby na pewno? Myślę, że każdy w końcu „świruje”, gubi się w tym całym bagnie i nie jest w stanie już znaleźć drogi powrotnej.
Niespiesznie dotarłem pod drzwi kamienicy, w której na czwartym piętrze znajdowało się moje mieszkanie. Nie zajmowało ono dużej powierzchni. Im więcej metrów kwadratowych, tym większa opłata za wynajem, na co aktualnie nie było nas stać. Jednak nie przywiązywaliśmy do tego zbytnio z Sonią uwagi. Póki Mila jest mała, nie ma się czym przejmować. Wchodząc po schodach, wyjąłem z kieszeni pęk kluczy, szukając odpowiedniego, który otwiera drzwi.
Gdy tylko przekroczyłem próg domu, na mojej szyi uwiesiła się mała istotka, powszechnie nazywana córką z głośnym okrzykiem : „Tatuuuuuś”.
- Witaj potworku – popchnąłem nogą drzwi, aby zamknęły się z cichym trzaskiem. – Co dzisiaj zjemy na obiad? – zacząłem łaskotać ją w pasie.
Po mieszkaniu rozniósł się radosny pisk dziewczynki. Wyrwała mi się pospiesznie i z dzikim okrzykiem udawanego przerażenia zniknęła za drzwiami jej niewielkiego pokoiku. Uśmiechałem się pod nosem. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak ten szkrab szybko rośnie. Zsunąłem powoli buty z nóg i skierowałem się automatycznie do kuchni. Wiedziałem, że to właśnie tam zastanę Sonię. Nie myliłem się. Kobieta siedziała przy stole, po którym były rozsypane różne kartki z niebieskiego segregatora, nad którym się pochylała. Przystanąłem obok mebla i zerknąłem jej przez ramię.
- Cześć kochanie – posłała mi niemrawy uśmiech, gdy zdała sobie sprawę z mojej obecności. – Jak było w pracy?
- Dzień jak co dzień – złożyłem krótki pocałunek na jej miękkich wargach.
- Przeglądałam właśnie faktury z ostatnich kilku miesięcy – oznajmiła spokojnie. - Powiem ci John, że małymi kroczkami zaczynamy się pozbywać tych wszystkich zaległości finansowych – wyłapałem w jej głosie nutkę ulgi oraz zadowolenia.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę – westchnąłem ciężko. Moje myśli bezustannie kręciły się dookoła teczki w mojej torbie. Nie potrafiłem się skupić na niczym innym. – Z czym jeszcze zalegamy?
- Musimy spłacić dwie zaległe raty za prąd, jedną za wodę i poza tym Newman ściga mnie z czynszem za mieszkanie za kwartał – zaczęła kreślić zawzięcie jakieś obliczenia na  kartce w kratkę. – Jednak stoimy lepiej z opłatami niż jakieś pół roku temu. A to dzięki twojej podwyżce.
- Taaaa -  uśmiechnąłem się kwaśno. Gdyby jeszcze wiedziała jak wielkim łgarstwem z mojej strony jest domniemana hojność mojego szefa. – Chyba pójdę zobaczyć, co robi Mila. Jakoś za cicho siedzi – mruknąłem, zabierając teczkę spod stołu.
Zamiast udać się do sypialni córki, odbiłem w lewo i zaszyłem się w łazience, zamykając uprzednio drzwi na klucz. Brakowało tylko tego, aby Sonia się o wszystkim dowiedziała. Usiałem na zamkniętej klapie muszli klozetowej i ostrożnie wyjąłem z torby mafijne dokumenty. Drżącymi dłońmi ułożyłem je sobie na kolanach i zapatrzyłem się w herbaciany odcień teczki. Podważyłem okładkę palcem wskazującym, po czym odrzuciłem ją na bok zdecydowany ruchem.
Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, było zdjęcie młodej kobiety o zachodnioeuropejskich rysach twarzy. W jej oczach  dostrzegłem chłodne opanowanie i zero emocji, co nie pasowało zupełnie do jej młodzieńczego wyglądu. Z danych, figurujących pod fotografią, wynikało, że w lutym tego roku skończyła dwadzieścia lat, jest rodowitą Włoszką, a jej ojciec zajmuje wysokie stanowisko w szeregach mafii sycylijskiej. Poniżej również znalazłem dokładny adres zamieszkania tejże kobiety, placówkę, w której podjęła się pracy na stanowisku sekretarki, jej zainteresowania oraz miejsca, do których stale uczęszcza. Zacząłem się dogłębnie zastanawiać nad moją rolą w tym całym zleceniu. Zazwyczaj to właśnie do moich kompetencji należało ustalanie kto co robił gdzie i z kim w danej godzinie. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, abym otrzymał konkretne wytyczne.
Moje pytania uzyskały swą drastyczną odpowiedź, kiedy spomiędzy arkuszy papieru wyleciała żółta karteczka. Podniosłem ją z zielonego chodniczka tylko po to, aby po zapoznaniu się z treścią, wypisaną na niej czerwonym tuszem, ponownie ją upuścić.
Dostałem polecenie… by zabić tę kobietę.


***************************

Rozejrzałem się niepewnie po okolicy i dopiero wtedy podszedłem do budki telefonicznej. Nie trudno było mi spostrzec, że cały się trzęsę. Zamierzałem sprzeciwić się Iwanowi, sprzeciwić się mafii. Z takim krokiem wiązało się ogromne ryzyko, lecz postanowiłem je podjąć. Pozbawienie kogoś życia było czynem niegodnym i nie miałem zamiaru wykonać zleconego mi zadania. Nie jestem w stanie skręcić karku czy poderżnąć gardła drugiemu człowiekowi. To przecież jest niezgodne z prawami, jakimi rządzi się nasz świat. Podobne czyny uwłaczają naszemu człowieczeństwu. Zdaję sobie sprawę z tego, że są osoby, które mogłyby przyglądać się z kamienną twarzom powolnym konaniom drugiego człowieka, zachwycając się jednocześnie posoką, broczącą ziemię pod ich stopami, lecz ja zdecydowanie do nich nie należałem.
Zaistniała sytuacja skłoniła mnie do głębszego zastanowienia się nad godnością człowieka we współczesnych mi czasach. Jakimi priorytetami obecnie kierują się ludzie? Dlaczego wartości takie jak przyjaźń, miłość, zaufanie oraz szczerość zanikają, schodzą na drugi plan i są zastępowane rządzą pieniędzy, władzy i ogólnego dobrobytu? Dlaczego ludzie w pogoni za lepszym życiem, zatracają to, co jest jego istotą? Dlaczego są aż tak bardzo zaślepieni tym, co przekazują masowo media, reklamy oraz gazety i tracą zdolność trzeźwego myślenia i podejmowania racjonalnych decyzji? Teraz na twarzach ludzi można dostrzec jedynie ciągły grymas niezadowolenia ogólną postacią rzeczy. Niekiedy boli mnie to, jak nasz świat strasznie zszedł na psy.
- Mów – w słuchawce po drugiej stronie odezwał się zachrypnięty głos.
- Powiedz Iwanowi, że nie mogę wykonać tego zadania – oznajmiłem.
- Powód – mruknął nieprzyjemnie.
- Powód?! – zdziwiłem się. – Mam zabić człowieka! – syknąłem. – Czy to nie jest wystarczający powód, aby odmówić? To szalona prośba. Jestem zwykłym człowiekiem, normalnym obywatelem bez poważniejszych konfliktów z prawem, a nie mordercą czyhającym na swoją ofiarę w ciemnym zaułku! – obróciłem się dookoła własnej osi. Brakowało mi tylko tego, aby ktoś podsłuchał tę rozmowę.
- Nie możesz zrezygnować z  podjęcia tego zadania.
- Dlaczego?
- Płacimy ci. Poza tym nam się nie odmawia, John. Zapamiętaj to sobie.
- Jednak odmawiam.
- Nie chcesz po dobroci, to użyjemy siły.
Do mojego ucha dotarł dźwięk przerwanego połączenia. Ciekawe jak niby chcą mnie zmusić.  Nie ma takiej siły, która byłaby w stanie nakazać mi dopuszczenie się podobnego czynu. Nigdy nikogo nie zabiłem i nie zamierzam tego w  najbliższej przyszłości zmieniać. Westchnąłem głośno z irytacji, po czym udałem się wolnym krokiem do pracy.


***************************

            Wpatrywałem się tępo w drzwi mojej lodówki. W tym mieszkaniu jeszcze nigdy chyba nie było aż tak cicho. Nie płakałem. Nie krzyczałem. Po prostu stałem i przyglądałem się z niedowierzaniem fotografii z dołączoną do niej karteczką.  Nagle w mojej kieszeni rozdzwonił się telefon komórkowy. Mechanicznie podniosłem aparat do ucha, wciskając zieloną słuchawkę na jednym z klawiszy.
- Ptaszki mi wyćwierkały, że dotarłeś do domu, Johnny – rozpoznałem sarkastyczny ton, który należał do Iwana.
- Co z nimi zrobiłeś? – zapytałem zdławionym głosem, choć odpowiedzi, której potrzebowałem, udzielało mi zdjęcie przedstawiające dwie znane mi kobiety, które zostały przywiązane do krzeseł. Po drugiej stronie słuchawki rozniósł się dość dźwięczy jak na mężczyznę śmiech.
- Oj Johnny, Johnny. Głupiutki, mały Johnny. Masz zadanie do wykonania mój drogi. Nie zapominaj o nim.
- Powiedziałem przecież, że się go nie podejmę – warknąłem.
- Nie unoś się tak. Zależy ci chyba na życiu pięknej Soni i uroczej Mili, nieprawdaż? – zapytał miękko, jakby to była dla niego gra słowna. Co ja mówię? Przecież ten mężczyzna właśnie tak odbierał naszą rozmowę. – Masz czas do rana – oświadczył zdecydowanie i twardo. W jego głosie nie pozostało nic z poprzedniego aksamitu. – Nie zapominaj przypadkiem dla kogo to robisz.
Rozłączył się. Cisza, która mnie otuliła, zdawała się krzyczeć. Pierwszy raz od bardzo dawna czułem się aż w tak bardzo bezsilny. Wszystko to, o co walczyłem przez tyle czasu, stało się warte tyle co nic. Chciałem jedynie zapewnić mojej rodzinie życie na poziomie, bez żadnych zaległych faktur do spłacenia, bez rat za kredyt i opłat za wynajem mieszkania. Pragnąłem, abyśmy byli wolni od wszelkich zmartwień. Nie sądziłem, że kiedykolwiek wejdę w takie bagno, jakim jest działanie na rzecz mafii. Teraz nie czas martwić się o finanse i dobra materialne. Musze wykonać zlecone mi zadanie. Przerażała mnie myśl, że moje dłonie zostaną splamione krwią.


***************************

            Zadrżałem nerwowo, kiedy obok mnie przeszła smukła postać brunetki. Godzina była późna, także mogłem swobodnie poruszać się pod przykrywką nocy. Ręka, w której trzymałem solidnie wykonaną, dużą latarkę policyjną, trzęsła mi się niezmiernie. Wyłoniłem się z ciemnego zaułka pomiędzy bankiem, a firmą, która zarządza nieruchomościami i ruszyłem za Pamelą Corelli. Kiedy dystans między nami zmniejszył się do tego stopnia, iż przystąpienie do ataku było możliwe, zawahałem się. Chciałem odpuścić, lecz wtedy przed oczami pojawił mi się obraz córki oraz żony. Robiłem to dla nich. Zniżałem się do poziomu zwierzęcia walczącego o własne przetrwanie. Robiłem to dla nich, choć wiedziałem, że po tym wszystkim nie będę w stanie spojrzeć Soni w oczy. Nie będę w stanie spojrzeć w oczy samemu sobie.
Rozejrzałem się dookoła. W zasięgu mojego wzroku nie dostrzegłem ani jednej żywej duszy czy kamer, które ewentualnie mogłyby zarejestrować mój haniebny czyn. Odczekałem jeszcze około dziesięciu sekund, abyśmy się zbliżyli do mojego niedaleko zaparkowanego auta, po czym zamachnąłem się i uderzyłem z całej siły drobną Włoszkę w tył głowy. Następne kroki, które poczyniłem, były wykonywane mechanicznie. Przełączyłem się z trybu myślącego na tryb działający. Starałem się do siebie nie dopuszczać myśli, które krążyły mi po głowie. Należy zaznaczyć, że nie były one przyjemne.
Pochwyciłem ciało kobiety w ramiona, zanim zderzyło się ono z ziemią. Przeszedłem kilka kroków, po czym otworzyłem drzwi i ułożyłem ją na tylnych siedzeniach mojego auta. Na razie była nieprzytomna, lecz jej przebudzenie było jedynie kwestią czasu. Ruszyłem przez miasto, kierując się na jego obrzeża. Pragnąłem mieć już to wszystko z głowy.  Chciałem mieć to już za sobą.

***************************

            Dopadłem ją w ostatniej chwili. Jeszcze sekunda, a by mi uciekła. Nie miałem już cierpliwości. Byłem rozdrażniony i zmęczony całą sytuacją. Słońce powoli wychylało się ponad horyzont, a ja wiedziałem, że mój czas na wykonanie zadania mija. Jednym, zdecydowanym ruchem przygwoździłem kobietę do trawy pokrytej poranną rosą i złapałem w garść jej ciemne, gęste, długie włosy. Wydobyłem z kieszeni nóż myśliwski i zamaszystym ruchem nadgarstka poderznąłem jej gardło. Bezwładne ciało Włoszki zaprzestało walki o przetrwanie i powoli wykrwawiało się na skąpaną w porannych promieniach słońca ziemię. Odrzuciłem na bok ostrze, które pozbawiło życia tę niewinną dziewczynę, której pochodzenie i więzy krwi z członkiem sycylijskiej mafii były jej ostatnim gwoździem do trumny. Odepchnąwszy martwe ciało na bok, odsunąłem się z obrzydzeniem od denatki.
Sięgnąłem trzęsącą się dłonią do kieszeni spodni po komórkę. Pospiesznie wystukałem wiadomość o mało skomplikowanej treści na numer, który zostawiono w moim mieszkaniu na lodówce. ‘Już’ – tak brzmiało słowo, które znalazło się w folderze  pod nazwą ‘wysłane’.
Z miejsca, w którym się znajdowałem, idealnie było widać skąpaną we wschodzących promieniach słońca panoramę miasta. Jasna poświata drażniła moje oczy i sprawiała, że musiałem je zmrużyć. Spojrzałem na dół, na moje ręce. Miałem krew na dłoniach i nie była ona moja. Te dłonie są splamione czerwienią. Nic już na to nie poradzę.
Zaszła we mnie ogromna zmiana, spowodowana decyzjami, które musiałem podjąć. Zacząłem się zastanawiać, kim teraz jestem? Jak dalej będzie wyglądało moje życie. Resztki honoru, którymi jeszcze nie tak dawno mogłem się poszczycić, zostały zmieszane z błotem i wyśmiane. Poczucie własnej wartości, oddanie rodzinie i czystość sumienia są teraz niczym. Podupadłem na duchu, stałem się potworem, człowiekiem, który zhańbił swoje dobre imię czynem bestialskim i niegodnym istoty ludzkiej.
Do moich uszu dotarł sygnał przychodzącej wiadomości. Spojrzałem na te kilka nędznych liter, które pojawiły się na wyświetlaczu. Układały się one w dokładny adres, pod którym znajdę swoja żonę oraz córkę. W głębi serca chciałem tam biec, dotrzeć jak najszybciej i wziąć je w swoje ramiona. Z drugiej strony obawiałem się potępienia. Bałem się tego, że już nigdy nie będę w stanie spojrzeć im w oczy, gdyż zobaczę w nich potępienie oraz pogardę dla mojej osoby.
Upadłem na kolana, a moim ciałem zawładnął spazmatyczny szloch. Zdałem sobie sprawę z tego, że jestem nikim, a moje życie się skończyło i zniknęło…


… jak resztki godności poniesione z wiatrem.



Oto szósty i ostatni shot. Niestety nie wyrobiłam się z ‘Frank spoke in the class today’, więc powyżej prezentuję Wam moje króciutkie opowiadanie, które napisałam w ramach pracy domowej na język polski. Nie uważam tej pracy za złą i podoba mi się jej ogólne przesłanie. Podam jej temat, gdyby wykonanie powyższego postu wydało się być komuś niezrozumiałe i wyrwane z kontekstu. Otóż w pracy tej mieliśmy uwzględnić takie wartości jak godność człowieka w dzisiejszych czasach oraz poczucie własnej wartości a także odpowiedzialności za innych. Ważne dla naszej polonistki było ujęcie naszego własnego spojrzenia na ten problem. Oto moje spojrzenie i moja własna interpretacja pojęcia godności w naszych czasach. Teraz pokrótce się wytłumaczę dlaczego tutaj nie ma Frerarda XD Otóż nie wyrobiłam się, gdyż po długim załamaniu, przyszła do mnie wena na nowe opowiadanie. Jest to projekt, który już kiedyś zawitał w mojej głowie i był nawet bliski realizacji, lecz zaniechałam go na potrzeby całkiem innego. Na chwilę obecną do tamtego straciłam pociąg, a do nowego ten pociąg się wzmógł, więc rokuję, że na koniec maja/początek czerwca powinno ukazać się coś nowego, ale to przytoczę Wam w notce informacyjnej, która pojawi się niedługo :3 Jeszcze mała informacja: Jutro na blogu moim i Cherry <Beautiful Chaos> najpewniej pojawi się shot. Długo nad nim pracowałyśmy, ale obie jesteśmy zdania, że chyba czas przeznaczony na jego realizację nie był zmarnowany i ogół jest dość zadowalający ^^. 

5 komentarzy:

  1. Będzie shot... będzie shot, nie masz pojęcia jak się cieszę. Naprawdę. Sam shot jest naprawdę dobry i ma fantastyczne przesłanie. Nie będę się rozpisywać bo powiedziałam mamie ,że muszę odrobić pracę domowa z angielskiego i wpuściła mnie na chwile... Pieprzony zakaz.

    OdpowiedzUsuń
  2. o___O Bardzo, ale to bardzo ciekawe opisy, cała fabuła, wszystkie sytuacje przedstawione tak...Zwyczajnie, jak na co dzień u zwykłego człowieka, a jednak inaczej. Mimo, iż nie był to Frerard, ani nic podobnego to i tak nic ani nikt nie przebije twojego stylu pisania. Kocham to, co tworzysz i po prostu...Nie mam słów, by wyrazić moje obecne uczucia, a jest ich wiele...Może nawet za dużo. I jak to miała być krótka praca na polski, to ja zawsze tworze absolutne minimum xD Eniłej, mogłabyś częściej pisać i wrzucać nam tu takie rzeczy, bo to naprawdę jest niezwykłe. Talent, maj littl loff, masz ogromny talent :D Kupię kiedyś twoją książkę :D Tak się zastanawiam, czy mogłabyś użyć w niej "Gerarda Way'a i Franka Iero", albo chociaż ich imion i wysłać im własnego Frerarda na rocznicę MCR. A nuż by ogarnęli się i zaczęli wspólnie...Kopulować...(Hahah! Nie mogę, uwielbiam to słowo i zawszę się brechtam, jak je słyszę xD) Dobra, koniec głupawlałki, bo jeszcze napiszę coś, czego nie chcemy... xD
    Xoxo, kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahahahaha! Wybacz, musiałam się roześmiać po przeczytaniu komentarza Cherry. Jestem za napisaniem czegoś takiego i wysłaniem im tego. Ale by były jaja niezłe... no ale whatever, miałam skomentować shota, a nie rozwodzić się na temat miny Franka i Gerarda, gdy przeczytaliby coś frerardowskiego.
    No wiec jestem pod wrażeniem. Serio, świetnie ci to wyszło! I temat, całą fabuła, wszystko super i jak najbardziej na miejscu. Aż mnie coś w dołku ściska, jak sobie pomyślę, że mi na polski same gnioty wychodzą, a ty nam tu wrzucasz takie cudeńko. A więc weny, weny dziewczyno ;D
    Pozdrawiam! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie noo brak słów normalnie czy to frerard czy ni to i tak zajebisty <3 zazdroszczę ci takiego talentu wgl... Też tak chcę noooo... Kopulować? cherry to jest wgl takie słowo 0.o taaak moja znajomość języka polskiego jest rażąca wiemo ortografi to już nie wspomnę bo wszystkie słowa to sprawdzam w google :d to się nazywa rodzony polak :3 nie wiem co napisać wgl. Więc kończę mój skromny komentarz. Jak to się mówi cześć i czołem lol te caasy kiedy chodziłam na harcerstwo c ; xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem tobie jedno - jeśli byłabym polonistką i moja uczennica pisałaby takie opowiadania na ocenę, to chyba bym ją wyniosła na ołtarze :D. Wow, po prostu wow. Bardzo mi się podobało, mimo kilku drobnych błędów (znowuż! partykuła "ż" dodana do "znowu", tak jak "ależ"; oraz "kamienną twarzom" -ą), powtórzeń i niekiedy niejasnej składni. Uważam, że bardzo dobrze ujęłaś zadany temat, jednocześnie dodając coś specyficznego, coś swojego do tego opowiadania, przez co nie było tylko zwykłym zaliczeniem, a kolejnym dobrym shotem (nawet jeśli nie był to Frerard, hehe). Jeśli zawarte w tym tekście spostrzeżenia to twoje własne poglądy (a mniemam, że tak jest), to zgadzam się z nimi w zupełności. Ubolewam nad współczesnym pojęciem godności i stanem człowieczeństwa.
    Co do samej fabuły, to nie mam nic do zarzucenia, choć sposób, w jaki twój bohater zabił swoją ofiarę jest co najmniej staroświecki. O wiele łatwiej byłoby mu po prostu strzelić do tej kobiety, no ale to twój zamysł :). Może mafia kazała mu właśnie w ten sposób dokonać zbrodni?
    Wybacz, że znowu nic nie wnoszę swoim komentarzem :/.
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń