piątek, 24 stycznia 2014

Curse of the Bloody Lily

{ 014 }




         Frank ma rację… Powinienem mu w końcu zaufać. Widzę, że chłopak się stara, aby zbudować między nami normalne relacje. To we mnie od zawsze leżał problem i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Zwyczajnie nie chcę dopuścić do tego, aby Iero zderzył się z tym moim bardziej prywatnym życiem. Muszę zgrabnie balansować na granicy dwóch światów. Mam tę świadomość, że Frank doskonale zdaje sobie sprawę, że posiadam tajemnice i są to tajemnice ogromnego kalibru. Przestał jednak wnikać w to wszystko zbyt często, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny.
         Wyłączyłem natrysk, trwając jednak jeszcze parę chwil w bezruchu, opierając się ramieniem oraz głową o ścianę. Czułem, jak kropelki wody spływają wzdłuż mojego ciała i zbierają się nad górną wargą, tracąc na cieple.
         Przyjaźń nie jest tym, czego pragnę od Iero. Chciałbym czegoś więcej i ta myśl staje się nie do zniesienia. Nawet nie spostrzegłem, kiedy sprawy zaszły tak daleko. To zwyczajnie się… stało. A teraz nie mam pojęcia jak się z tym uporać.
         Wyszedłem spod prysznica, unikając celowo swojego odbicia w lustrze i sięgnąłem po ręcznik. Byłem brzydki. Brzydki na ciele. Brzydki na duszy. Nie miałem w sobie nic, co ktokolwiek poza rodzoną matką mógłby pokochać. Tyle, że moja matka nie żyje. Nie zmienia to faktu, że nie mogłem na siebie patrzeć. Byłem wyzbyty z pierwiastka piękna, który posiada każdy człowiek. Mnie spowijał jedynie gęsty mrok, a ja nie jestem w stanie go od siebie odgonić. Mrok ten zabija sztukę, radość oraz dobro. Jest jak krzewy cierniowe, zabraniające czemukolwiek wyrosnąć i rozwinąć skrzydła. Zagłuszają głośne wołanie o życie – zgłuszają piękno.
         Zacząłem wycierać włosy zamaszystymi ruchami, nie dbając o to, jak się później ułożą. Nic nie ma znaczenia. Pozbyłem się resztek wody ze skóry i ubrałem szybko moje ulubione szare spodnie od dresu i luźną, czarną koszulkę. Tak dobrana odzież idealnie zasłania każdy cal mojego ciała. Nie pozwala światu ujrzeć efektów działań siedzącego we mnie potwora. Rzuciłem ręcznik na klapę muszli klozetowej i zszedłem cicho na dół. Nie to, że miałem w zamiarze skradanie się, czy ukrywanie przed kimkolwiek. Zwyczajnie nie lubię wytwarzać zbędnego hałasu. Jestem osobą, dla której cisza jest najpiękniejszą muzyką, jaka istnieje. Niepodważalne piękno samo w sobie, któremu niczego nie brakuje.
         Rozejrzałem się dyskretnie po parterze, zastając Franka w kuchni. Chłopak nucił pod nosem nieznaną mi melodię, wyglądając przed okno z zainteresowaniem. Mruczał z lekka melancholijną nutę pełną smutku i nostalgii. Zawierała w sobie jakby pewną tęsknotę za czymś nieosiągalnym. Wywoływała ponadto we mnie jakieś niejasne powiązania w kierunku wojny. Żołnierze umierający na polu walki, setki ciał ułożonych w rzędzie zasłoniętych białymi prześcieradłami. Przyjaciele żegnają starych kompanów, matki opłakują dzieci, żony opłakują mężów, dzieci naiwnie wyczekują powrotu swych ojców, co nigdy nie nastąpi. Nie miałem pojęcia skąd taka interpretacja, jednak w tym momencie właśnie wydawało mi się, że podobna melodia nie oznacza nic pozytywnego, a tym bardziej nie ma źródła o podobnym podłożu.
- Co cię tam tak zaciekawiło? – zapytałem, opierając się barkiem o ścianę przy wejściu do pomieszczenia.
- W sumie nic… - mruknął, odwracając się do mnie. – Ale stwierdzam, że masz stąd całkiem niezły… - urwał nagle, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Patrzałem, jak emocje w oczach chłopaka się zmieniają. Jak jedna wypiera drugą. Jak zdziwienie zostaje przyćmiona, a następnie zduszone przez ciekawość oraz jakby… aprobatę. Zdecydowanie jednak lśniły zbyt intensywnie i świdrowały mnie zbyt uważnie, abym był w stanie ten kontakt wzrokowy utrzymać.
         Nie miałem pojęcia, co przykuło jego uwagę aż w tak znacznym stopniu, ale nie podobało mi się ani to, ani rekcja mojego ciała. Nie cierpię ciekawskich spojrzeń, mimo że to takie nie było.
- C..co? – szepnąłem. – Co się tak patrzysz? – spuściłem głowę w dół.
- Po prostu… Nie widziałem jeszcze chyba w życiu twoich oczu – oznajmił, podchodząc do mnie, lecz w połowie drogi stanął jednak w miejscu, nawet cofając się po chwili z powrotem. – Zawsze tak je dziwnie chowasz i… w ogóle… - Chyba był równie zmieszany co ja.
- Mhm – mruknąłem, gdyż na nic innego nie byłem w stanie się zdobyć. Sięgnąłem odruchowo do włosów i przeczesałem je delikatnie, zjeżdżając dłonią na kark, gdzie już pozostała. Pomieszczenie wypełniła ta głupia cisza, którą z całego serca uwielbiałem, lecz akurat w tym momencie przeklinałem za jej istnienie. Milczenie z Frankiem zazwyczaj nie było uciążliwe. Bardzo miło spędzałem takie chwile w jego towarzystwie. Jednak bywały też te niezręczne momenty. Zazwyczaj stawały się one owocem zbytniego zbliżenia naszych ciał do siebie czy wypowiedzenia omylnie splotu słów, mogącego zabrzmieć dwuznacznie. – Chcesz zobaczyć mój obraz na dzień czytelnika? – zaproponowałem niespodziewanie, po części zaskakując samego siebie faktem, że pozwolę samemu sobie na wpuszczenie Iero do najbardziej prywatnego pomieszczenia w tym domu. Mój pokój jest azylem, miejscem, które żyje dzięki sztuce, uczuciom, cierpieniu oraz marzeniom jego mieszkańca. To jestem ja w jak najbardziej intymnej odsłonie. Obnażony, bezbronny, prawdziwy, jedyny w swoim rodzaju. Tylko we własnym pokoju potrafię być naprawdę sobą i robić rzeczy, które odzwierciedlają aktualny stan mojego ducha.
- Jasne. – Iero uśmiechnął się promiennie, podchodząc do mnie blisko. Wyminął mnie zgrabnie, ocierając się przez przypadek dłonią o moją rękę. – Idziemy? – zapytał lekko drżącym głosem, który zdradzał, że ten gest nie tylko u mnie wywołał jakąkolwiek głębszą reakcję.
- Na górę – chrząknąłem nerwowo. Potarłem mocno miejsce, w którym Frank zostawił swój ślad. Ta sytuacja tylko przypieczętowała moją decyzję o tym, że stanę przed progiem i nie dam się ponieść emocjom wewnątrz pomieszczenia, które skłania mnie zawsze do odsłonięcia swojej duszy. Mógłbym posunąć się do czegoś niewłaściwego, co zaważyłoby na całej magii relacji, która spowija mnie oraz Iero.
         Wspięliśmy się powoli po schodach na pierwsze piętro. Zlustrowałem szybko korytarz, aby upewnić się, czy na pewno wszystkie drzwi do pokojów są pozamykane. Nie chciałem, aby Frank dostrzegł coś, czego nie powinien widzieć. Na ogół nie było w nich raczej nic strasznego, jedyne sprzęty, których zastosowania chłopak nie byłby w stanie się domyślić na podstawie krótkiego zerknięcia w ich kierunku. Mimo wszystko Iero ma dostarczenie bujną wyobraźnię, aby połączyć to z najgorszymi, psychopatycznymi wizjami. I w tym momencie połączyłby to nieświadomie z realnym stanem rzeczy.
         Wracając do sztuki, to ogólnie rzecz biorąc, podobała mi się praca, którą stworzyłem. Zawiera wszystko, czego można by wymagać na dzień czytelnika. Usiłowałem zbalansować barwy w poszczególnych sektorach adekwatnie do emocji, jakie miały wywołać u odbiorcy, ponieważ całokształt opierał się na bazie dość silnego kontrastu.
         Frank podszedł do obrazu, przyglądając mu się z bliska. Zakreślił delikatnie w powietrzu palcem linię, gdzie granat, czerń oraz szarość bardzo wyraźnie i stopniowo separowały się od jasnych, żywych barw. Ogółem cała praca przedstawiała ciemny, nadmorski klif, ponad którym rozpościerało się bure, pochmurne niebo, zwiastujące groźny sztorm. Podnóże skalnego tworu zaś wyściełała łąka usłana kolorowymi kwiatami oraz skąpanymi w słońcu soczystymi źdźbłami trawy. W połowie drogi między tymi ‘światami’ umieściłem dziewczynę, której rozwiane przez wiatr długie, brązowe włosy falowały niesione przez porywiste masy powietrza. Pozytywne barwy wyrywały jej drobne ciało z odmętów i szpon mroku.
- Puść wodze fantazji – mruknął Frank. – Daj się ponieść wyobraźni – dokończył.
- Dobre hasło? – zapytałem niepewny jego reakcji.
- Fajne – powiedział tylko. – Wpada w ucho – dodał zaraz. Przez chwilę milczał, przyglądając się czemuś niezwykle dokładnie. – Zachwyca mnie ta twoja pieprzona dbałość o najdrobniejsze szczegóły. Przejście między wzburzoną falą morza i kwiatami z łąki jest tak niewiarygodnie płynne – westchnął cicho. – A ta dziewczyna… no coś fantastycznego – zaśmiał się, niedowierzając temu, co widzi. – Jej klatkę piersiową zalewają jasne barwy, taka radosna eksplozja żywych kolorów. Za to te plecy ma… jakby ciemne, ale jednak bardziej oświetlone niż sam klif. Odnosi się dziwne wrażenie, że ona ucieka od ciemności i mroku, a jasność i szczęście pragną mieć ją całą dla siebie – chłopak raz jeszcze zakreślił sobie palcem wyraźną granice kontrastu. – Jakbyś nie dodał kolorów typu czerwień, zieleń i tak dalej, to z powodzeniem można by to uznać za propagowanie samobójstw – zaśmiał się pogodnie, mimo że spostrzeżenie samo w sobie na pewno takie nie było.
- Dzięki – mruknąłem, rumieniąc się nieznacznie. Nadal stałem w progu, nie kusząc losu wchodzeniem do środka.
- Świetnie malujesz. Nie myślałeś nad tym, aby to jakoś… rozwinąć? – wzruszył ramionami, podchodząc do mojego biurka.
- Niezbyt – wodziłem za nim czujnym wzrokiem. – Może akademia sztuk pięknych w Nowym Jorku? Sam nie wiem.
- Nowy Jork… Troszkę daleko.
- Trochę tak… - mruknąłem. – Jednak co to ma do rzeczy?
- Nie miałbym ciebie na wyciągnięcie ręki tak jak teraz – posłał mi smutny uśmiech. Drgnąłem nerwowo, niekorzystnie reagując na zmiany w tempie bicia mojego serca. Zaczęło pędzić zdecydowanie za szybko. – W każdym razie nie powinieneś marnować takiego talentu. – Wzrok chłopaka nagle zawiesił się na kalendarzu i zakreślonych krzyżykami kratkach. – Do czego odliczasz dni? - zaciekawił się. W tonie Iero wyczułem niepojącą mnie nutkę, nutka ta sygnalizowała, że jego myśli zaczynają niebezpiecznie krążyć dokoła prawidłowej daty. Albo paranoja w moim umyśle osiągnęła swój stan krytyczny.
- Do niczego – uciąłem trochę zbyt gwałtownie. – Chodź już stąd – mruknąłem, wychodząc z pokoju. Nawet nie obejrzałem się za siebie, aby sprawdzić czy Frank podąża za mną, czy nie.


************************


Patrzałem intensywnie w oczy Franka, który mierzył mnie nieustępliwym spojrzeniem swoich bursztynowych oczu znad kubka z herbatą. Jego usta wyginały się w przyjaznym półuśmiechu i było widać, że usiłował za wszelką cenę powstrzymać głośny wybuch wesołości. Kiedy w końcu mrugnął, zaczął głupio chichotać, upijając łyk ciepłego napoju.
- Wygrałeś – oznajmił. – Jesteś mistrzem niemrugania.
- Lata wprawy – wzruszyłem ramionami, kiwając na boki głową, aby grzywka zasłoniła mi na powrót część twarzy.
- Masz takie ładne oczy. Nie powinieneś ich zakrywać – wypalił nagle, szokując tym śmiałym stwierdzeniem najwyraźniej nie tylko mnie. Zakrztusiłem się lekko kawą, wprowadzając go w tym większe zakłopotanie. Po minie Franka wywnioskowałem, że właśnie zaczął bardzo żałować swoich słów, najwyraźniej chcąc zachować to spostrzeżenie jedynie dla siebie.
         Uśmiechnąłem się niemrawo, ocierając usta wierzchem dłoni. Udałem, że nie widzę, jak głupio mu się zrobiło. Miałem także nadzieję na pominięcie przez jego bystre oczy ogromu zaczerwienia mojej twarzy. Serce biło mi ze zdwojoną siłą. Czułem, że jeśli nasze dzisiejsze spotkanie niedługo się nie skończy, mogę zrobić coś, co później będzie miało katastrofalne skutki. Już teraz pragnienie przysunięcia się do Franka było o wiele intensywniejsze niż kilka godzin temu. Nie chciałem ryzykować wkroczenia ponownie na tory prowadzące do zguby, więc zacząłem uporczywie szukać bezpiecznego tematu do rozmowy. Wzburzyłem kawę w swoim kubku, jakby oczekując, że jej barwa lub chlupotanie podsunie mi jakiś ciekawy pomysł. Niezręczna cisza to najgorsza ze wszystkich mąk, kiedy chcesz za wszelką cenę prowadzić rozmowę z osobą, na której ci zależy. Bo nie oszukujmy się, Frank taką osobą jak najbardziej był. Ostatecznie rzuciłem najgłupszą rzeczą na świecie, ale i tak byłem ciekawy odpowiedzi:
- A jak tam ci się układa z Robbiem? Często się spotykacie?
- Błagam cię. – Frank zaczął się śmiać. – Nawet nie przypominaj mi o tym kretynie. Ubzdurał sobie, że będę jego prywatnym, osobistym szpiegiem w twoim świecie.
- Niby dlaczego? – uniosłem brwi w geście zdziwienia.
- Wiesz… - Iero zaczął niepewnie ważyć słowa. – On ma na twoim punkcie tak jakby lekką… obsesję – skrzywił się z niesmakiem. – Nie zdziwiłbym się, jakby chciał znać kolor twojej bielizny na każdy dzień tygodnia.
 - Takich wnikliwych informacji raczej nie jesteś w stanie mu przekazać – zaśmiałem się nieoczekiwanie.
- Tutaj nie ma z czego żartować. Nie masz nawet pojęcia, jaki on potrafi być nachalny. Męczy tylko człowieka swoją bezsensowną paplaniną i pierdoleniem o niczym.
- Wyobraź sobie, że wiem, co czujesz – burknąłem.
- Wybacz, zapomniałem – szepnął, stopniowo zatracając się we własnych myślach, kiedy ponownie skłoniliśmy się ku przedłużeniu ciszy.
Frank potrafił czasami tak nagle odpłynąć do innego świata. Nie zważał na nic. W trakcie rozmowy zwyczajnie zatracał się gdzieś w splocie własnych myśli, kompletnie ignorując rozmówcę. Było w tym coś ciekawego. Intrygował mnie wówczas wyraz jego twarzy - ściągał brwi i przygryzał wargę, debatując ze swoimi myślami Bóg jeden tylko wie nad czym. Dawał mi wolną rękę na obserwowanie go i podziwianie bez cienia krępacji. Nie zauważał dosłownie nic, więc ryzyko przyłapania mnie na przyglądaniu się rysom jego twarzy wręcz nie istniało.
- Frank – kopnąłem go pod stołem w nogę.
- Co – mruknął, masując swój piszczel. – Musisz mnie bić? – zrobił smutną minę.
- Odpłynąłeś za daleko od brzegu, aby słowa mogły cię sprowadzić z powrotem na ziemię – wyjaśniłem. – O czym tak myślałeś?
- O niczym – szepnął, uciekając wzrokiem od mojego spojrzenia.
- No. Dawaj, dawaj – zachęciłem go.
- Będziesz zły, albo się jak zwykle zirytujesz, więc wolę nawet nie próbować.
- Frank… - użyłem ostrzegawczego tonu.
- Zastanawiałem się, skąd masz te blizny na nadgarstkach – wydusił w końcu z siebie na jednym oddechu.
- Mhm – mruknąłem, pozostając oazą spokoju.
- Nie powiesz mi, nie? – zapytał beznamiętnie. Nienawidziłem, kiedy przyjmował taką postawę bez jakiegokolwiek wyrazu.
- Nie – przyznałem mu racje.
- Dlaczego taki jesteś?
- Frank… - westchnąłem cicho. Ten jego błagalny wzrok, dla którego byłem gotów wszystko wyrzucić z siebie w jednej chwili, stanowił kolejną rzecz, za którą go kochałem i nie cierpiałem jednocześnie. – Mówiłem ci już kiedyś, abyś się nie wtrącał w moje sprawy, prawda?
- Tak, ale…
- I nic się w tym zakresie nie zmieniło.
- Dobra, jak sobie chcesz. Wiedziałem, że tak będzie.
Chłopak spuścił wzrok na swoje palce, oplatające kubek. Wydawał się wręcz zafascynowany jego zawartością. Wiedziałem, że postanowił ignorować mnie tak długo, aż przejdzie mu złość i rozgoryczenie. Za każdym razem, kiedy tak się zachowywał, czułem się jak ostatnia świnia, która wciąż, raz za razem, go rani.
         Przepraszam, Frank. Nigdy nie chciałem dać Ci powodów do smutku, czy jedynie zwykłego zasępienia. Zwyczajnie nie mogę dopuścić do tego, abyś mnie zostawił. Znaczysz dla mnie zbyt wiele. Za głęboko sięgnęły twoje korzenie w moim życiu. To samolubne z mojej strony, ale dbam zarówno o ciebie jak i o siebie. Ty uciekniesz, a ja nie będę w stanie już dłużej żyć w osamotnieniu.
         Wisiały nad nami ciężką chmurą gradową te niewypowiedziane nigdy słowa. Było coraz ciężej trzymać to wszystko w sekrecie. Moja silna wola stawała się słabsza z każdym mijającym dniem. Obawiałem się dnia, w którym albo wszystko wyjdzie na jaw, albo całkowicie się od siebie oddalimy. Jest to nieuniknione. Z tych dwóch opcji w ostateczności jestem skłonny wybrać pierwszą. Powiem wszystko Frankowi. W swoim czasie. Będę odwlekał ten moment tak długo, jak tylko się da.
- Ja pierdole, jak to jest już ciemno – powiedział nagle Iero. – Chyba już zacznę się powoli zbierać.
- Nie boisz się wracać do domu? Może lepiej będzie, jak mama po ciebie przyjedzie? – zaproponowałem.
- Jest w pracy – mruknął, wyglądając przez okno. – Niepotrzebnie dzisiaj dyrektor gadał o tych morderstwach.
- Spokojnie – zaśmiałem się. – Ten psychopata chyba woli dziewczynki.
- Nie pocieszasz… Od zawsze panicznie bałem się jakiejkolwiek ciemności – przestąpił nerwowo z nogi na nogę. – Ale muszę iść – wziął torbę z podłogi i poszedł do korytarza. Ubrał buty i kurtkę. – Może postaram się zlać z otoczeniem. Kto ci kazał mieszkać w lesie! – oburzył się.
- Los tak chciał.
- Los najwyraźniej za mną nie przepada – skrzywił się. – Cześć, Gerard. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie pojawię się jutro w szkole.
- Będzie dobrze – poklepałem go po ramieniu. – Zadzwoń, jak dojdziesz do domu, żebym się nie martwił.
- Okej… - szepnął, wychodząc przed dom. Zszedł powoli po kilku schodkach na podjazd i w końcu zniknął mi z pola widzenia. Stopił się z mrokiem.
Moje słowa mogły nie sygnalizować tego, ale bałem się jednak, że coś może mu się stać. Plułem sobie w brodę, za niezaproponowanie mu noclegu, co powinienem zrobić od razu.
         Wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz. Przywitała mnie dźwięcząca w uszach cisza. Westchnąłem głośno, osuwając się w dół po drewnianej płycie.
         Samotność.
         Mój dom był wręcz przeniknięty samotnością. Wniknęła głęboko w panele. Wgryzła się w ściany. Na stałe u mnie zagościła. Stała się nieodłącznym elementem, który mi towarzyszył. Była ciągle obecna. Podążała za mną niczym cień. Zacząłem się wpatrywać w dal. Badałem nieco nieobecnym wzrokiem linię schodów, które tonęły w cieniu, zatracając w mych oczach swój pierwotny kształt. Cisza dźwięczała w moich uszach. Dawała o sobie znać na każdym kroku.
Nic nie zatrzeszczało.
Nic nie pstryknęło.
Nic się nie osunęło.
Całokształt milczał.
Byłem sam.
Pod wieloma względami lubię swoją samotność i cenię sobie możliwość jej posiadania. Spokój jest czymś, co stanowi nieodłączny element mojej codzienności. Potrzebuję takiej chwili wytchnienia. Kilku godzin na zwykłe siedzenie na łóżku i patrzenie w ścianę. Mimo niezaprzeczalnej potrzeby trwania raz na jakiś czas w samotności, na dłuższą metę staje się to nieco uciążliwe czy nawet nie do zniesienia.
Z braku pomysłu na wypełnienie własnego czasu chodzę po domu, szukam nieistniejących pęknięć na suficie, czy maluję po raz tysięczny jakiś obraz. Można dosłownie zwariować, egzystując w takich warunkach.
Posiedziałem jeszcze jakiś czas na podłodze, po czym stwierdziłem, że należy się z niej podnieść i stawić czoła temu spokojowi, który zapanował w całym budynku. Jedynie palące się w kuchni światło i stojące na blacie kubki po napojach zapewniały, że jakaś działalność ludzka miała tutaj miejsce. Dźwignąłem się do pionu, opierając rękę na ścianie w ramach pomocy.
Kiedy jedną nogą znajdowałem się w kuchni, a drugą nadal tkwiłem w korytarzu, rozległo się głośne pukanie, wręcz walenie, do drzwi. Zamarłem, czując, jak przyspiesza mi serce. Posłałem nerwowe oraz spłoszone spojrzenie w kierunku źródła stukania. Nie miałem pojęcia, kto o tej porze postanowił mnie odwiedzić. Kto w ogóle taki cel za owe postanowienie sobie obrał. Narósł we mnie strach oraz nasilająca się z każdą następną sekundą panika. To nie zwiastowało nic dobrego. To nigdy, kurwa, nie zwiastowało nic dobrego. Steven na pewno by mnie uprzedził.
Kiedy pukanie rozległo się jeszcze raz tylko z większą mocą, drgnąłem nerwowo. Podszedłem powoli do wieszaka na ubrania. Zastanowiłem się, czy wziąć parasolkę do samoobrony w razie konieczności, czy też sobie darować i dać się pożreć jakimś zjawom. Wybrałem tę drugą opcję. Prócz życia nie miałem i tak nic do stracenia.
- Kto tam? – zapytałem podniesionym głosem.
- Leśny Buszmen, do cholery. Weź otwórz – usłyszałem roztrzęsiony, lecz znajomy głos.
Odblokowałem zamek i chwyciłem prędko za klamkę, otwierając drzwi z rozmachem. Nie starałem się nawet ukryć zdziwienia, które mnie ogarnęło, kiedy w progu zobaczyłem Franka. Stał do mnie przodem, ale wciąż oglądał się za siebie. Bynajmniej nie emanował spokojem i targało nim zdenerwowanie.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałem spokojnie. – Miałeś przecież wrócić do domu.
- Wrócić do domu – powtórzył drugą część mojej wypowiedzi z oburzeniem. – Czy ty wiesz, że kilkadziesiąt metrów od twojego domu jest już tak ciemno, że nie widać dosłownie ulicy, po której się idzie?
- Wyobrażam to sobie.
- Jeszcze te wszystkie sowy, szum lasu, pękające gałęzie… - wzdrygnął się.
- Strachopłoch – skwitowałem z lekkim uśmiechem, błąkającym się w kącikach ust.
- A Ty niby taki chojrak? – jego spojrzenie słało błyskawice.
- Nie. Też nie lubię ciemności.
- Mogę u ciebie nocować? – zapytał w końcu nieśmiało.
Popatrzałem chwilkę na Franka, trzymając go w niepewności. Udawałem tylko, że się zastanawiam. W rzeczywistości usiłowałem opanować równymi oddechami szaleńcze bicie serca. Chrząknąłem, chcąc opanować drżenie głosu przy udzielaniu odpowiedzi.
- Jasne – mruknąłem, wpuszczając go do środka.
- Dzięki wielkie – odparł z ulgą. – Przepraszam, że proszę cię o taką rzecz. Wiem, jak nie lubisz obcych w swoim domu i strasznie mi głupio, ale…
- Nie ma sprawy – przerwałem mu potok słów, zapraszając gestem ręki do salonu.


************************


         - Jak to chcesz nocować u Gerarda?! – usłyszałem matkę Franka, z którą chłopak rozmawiał przez telefon, mimo że stałem kilka kroków od niego, paląc papierosa.
- Jest za ciemno. Nie wrócę sam na pieszo. Możesz to sobie z głowy wybić – warknął.
- Przecież to jest czubek! – Ściągnąłem brwi, słysząc te ostre słowa z ust kobiety, której w życiu nawet na oczy nie widziałem. Policzki Iero pokryły soczyste rumieńce. – A co z ubraniami na zmianę? Co ze szkołą? Co z książkami?
- Może głośniej? – Frank wycedził przez zęby do słuchawki. – Coś mi się wydaje, że ojciec w Nowym Jorku ciebie nie dosłyszał.
Już nie byłem w stanie poznać odpowiedzi matki bruneta, gdyż najwyraźniej idealnie zrozumiała przesyconą sarkazmem wypowiedź syna i zrzuciła odrobinę z tonu. Byłem niezwykle zaskoczony treścią ich wymiany zdań. Nie sądziłem, że jestem aż tak negatywnie postrzegany przez rodzicielkę chłopaka. Jeszcze bardziej bolał mnie fakt, że od kogoś to musiała usłyszeć i ten ktoś znajdował się najprawdopodobniej całkiem blisko mnie.
- Spokojnie – mruknąłem ze spuszczoną głową. – Powiedz jej, że nie jestem świrnięty, nie zrobię z ciebie potrawki, ubrania pożyczę, a z książek możemy korzystać razem.
Iero spojrzał na mnie przepraszająco, ale powtórzył to, co miał do powtórzenia.
Dalsza część ich rozmowy opierała się głównie na tym, że brunet słuchał i, kiedy żądano od niego odpowiedzi, mruczał jakieś monosylaby. Jednym słowem nie trzeba było błyszczeć inteligencją, aby domyślić się, że chłopak chce ją zbyć już czy to milczeniem, czy to zirytowanymi westchnieniami. Kiedy w końcu się rozłączył, zaczął intensywnie przeszywać wzrokiem blat, podrzucając nerwowo telefon w dłoniach.
- Taaaa… - zaczął, wypuszczając zalegające w płucach powietrze. – Przepraszam.
- Czubek? – zapytałem ze zdziwieniem, nie kryjąc urażenia.
- Jakby ci to powiedzieć… Na początku myślałem, że jest w tobie coś ze świra, a moja mama jakoś dodała sobie kilka groszy grozy do całej kwoty i awansowałeś w jej oczach z chłopaka z mojej ławki na chorego psychicznie człowieka, który mieszka na dodatek gdzieś w lesie na odludziu – gestykulował gwałtownie rękami, jednak nadal studiując blat. – Przepraszam – szepnął, patrząc mi w oczy.
- Nastawiłeś się na moduł przepraszania dzisiaj czy co? To już chyba czwarty czy piąty raz – odwróciłem się do chłopaka plecami, nie będąc w stanie patrzeć dłużej w jego oczy. Odetchnąłem głęboko, zaciskając palce na krawędzi blatu.
- Przepraszam – jęknął. – Znaczy się, nie przepraszam, że przepraszam, tylko przepraszam za tamto przeproszenie – zaczął plątać mu się język. - Po prostu przepraszam za całokształt. Jezu, jakie to przepraszanie jest frustrujące.
Zacząłem się śmiać, mimo że nie chciałem zbytnio do tego dopuścić. To jego zagubienie było momentami naprawdę niesamowicie komiczne. Dodając zdezorientowany wyraz  twarzy, zagubienie w oczach i ręce, które od ciągłego gestykulowania zawisły w końcu w powietrzu. Obejrzałem się przez ramię. Frank patrzał na mnie z początku dziwnie, jakby pierwszy raz w życiu mnie widział. W końcu opanował się i jego mina także zaczęła wyrażać rozbawienie. Podparł brodę na zgiętej w łokciu ręce i spojrzał na mnie z subtelnym uśmiechem.
- Co? – burknąłem, rumieniąc się.
- Nic – wzruszył ramionami. – Po prostu w końcu się normalnie śmiejesz – spuścił wzrok na podłogę. – To dobrze, cieszę się – dodał szeptem, podciągając nogi do góry, aby oprzeć je na krześle.
- Zrobię herbaty – odparłem lekko zszokowany jego słowami.
Nie potrafiłem się normalnie zachowywać przy Franku. Pokazywałem wówczas tę stronę siebie, której nigdy wcześniej nie znałem. Stawałem się bardziej… ludzki i dostępny. Właśnie w tym tkwi cały problem. I to mnie najbardziej przeraża.


************


Cóż mam napisać jak nie to, że ten rozdział mi się nie podoba :/ Może wasze odczucia będą inne.

Następne rozdziały mogą być troszkę krótsze niestety, ale po feriach to się zmieni, ponieważ dla przyspieszenia akcji zamierzam łączyć planowe dwa w jeden :3

Humor mi nie dopisuje, co zapewne będzie się w przyszłości odbijać na treści obecnie pisanych rozdziałów, wybaczcie.


Co jeszcze… O! Dziękuję za wręcz kosmiczną jak dla mnie liczbę komentarzy pod poprzednim postem. To mnie naprawdę bardzo mocno uszczęśliwiło :)

9 komentarzy:

  1. To jest takie...idealne, cudowe, wspaniałe,kochane. Ugh nawet nie ma słów, abym mogła to opisać. Uwielbiam ten cień tajemnicy i grozy, kryjący się za Gerardem. Każdy opis jest tak dopracowany, każda emocja taka prawdziwa. Czekam na więcej.~ Skeptical destroyer

    OdpowiedzUsuń
  2. "Masz takie ładne oczy, nie powinieneś ich ukrywać" AWAWAWAW NIE MOGĘ ODDYCHAC

    To takie urocze, te ich nieśmiałe podloty, nie mogę, rozpływam się, cudem powstrzymując od używania caps locka. Nie wiem, czemu nie podoba ci się ten rozdział, spokojnie mogę go nazwać swoim ulubionym, jest taki uroczy, i Frank nocujący u Gerda, i ładne oczy, i wszystko, no nie mogę. ;-; Osoba wyżej ma rację, to jest IDEALNE. Jak na tasiemca xD

    Ale w tym przypadku ta rozciaglosc akcji dodaje tylko uroku, dobrze, że nie rzuciłaś ich sobie w ramiona po 5 rozdziałach i trzymasz nas w takiej pełnej napięcia i słodkich scenek niepewności. ;-;

    (Darsia, mogłabyś mi użyczyć trochę talentu, co?)

    W ogóle chwala ci za to dodawanie rozdziałów co 3 dni, jesteś jedyną osobą, która dodaje cos regularnie. *przytula*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział, nie narzekaj :3 Nareszcie dłuższy! Nie mogę się już doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww, czekałam. :3
    I się nie zawiodłam, bo jest wspaniale. :D
    Męczy mnie tylko pytanie, czy ten morderca odegra dużą rolę czy nie... xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny, mimo iż miałam maluuuutką nadzieję że będzie między nimi coś więcej między nimi ^^
    No ale ale, nie będę wybrzydzać, bo całe opowiadanie jest genialne ♥
    Awwww. Franio jest taki uroczy ♥
    Tak więc czekam na następny ^^ który będzie na pewno równie genialny jak ten i wszystkie poprzednie <3
    ~Possible Way :3

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie się ten rozdział właśnie bardzo podoba! Wybacz, ale wszystko w mojej głowie krzyczy "OMG oni są w sobie zakochani, sialalala, gejoza i wgl. orgia" :D. Hah. Liczyłam, że może napiszesz jeszcze o samej nocy i jak to wyglądało z...ekhym..."spaniem" u Gerarda, ale jednak nie :<. Może w następnej części? Ech, to miało być mroczne i tajemnicze opowiadanie, a ja i tak czekam na seksy, jak zresztą pewnie wszyscy :).
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń
  7. "Masz takie ładne oczy, nie powinieneś ich ukrywać" AHHHHH, ZAPOMNIAŁAM JAK SIĘ ODDYCHA.
    Boże, to było takie piękne, cudowne, myślałam, że dojdzie do czegoś wiecej, że bedzie już ten moment...Bo ile można przeciągać?
    Ale whatever. Kocham to opowiadanie. Tak pięknie piszesz. (Oddaj trochę talentu, OK?) Nie mogę się doczekać 15. Aghrrr, nie wiem co powiedzieć, przez Ciebie nie myślę *strzela focha*
    I tak Cię kocham
    ~Bulletproof Blade

    OdpowiedzUsuń
  8. "- Przepraszam – jęknął. – Znaczy się, nie przepraszam, że przepraszam, tylko przepraszam za tamto przeproszenie – zaczął plątać mu się język. - Po prostu przepraszam za całokształt. Jezu, jakie to przepraszanie jest frustrujące." <- Frank mnie kopiuje. Zdecydowanie czuć tu logikę CherryBomb xD
    Przez cały czas czytania miała ochotę krzyknąć "KISS NOW!", wlecieć do tego opowiadania i normalnie popchnąć ich do siebie. Nerwy mi puszczają, Darusia, mówię ci. Chce przeczytać już ich pocałunek xD
    Lecę dalej.

    XoXo

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam komentować dopiero po nadrobieniu tych wszystkich rozdziałów, ale nie mogę się powstrzymać, bo ten rozdział jest taki uroczy, słodki, cudowny, wspaniały... W tym momencie nie rozumiem Cię. Jak on mógł Ci się nie podobać?!
    Tak jak inni też czekałam wiadomo na co XD Ale chyba dobrze, że tego jeszcze nie było. Chłopcy są tacy słodcy. Przez cały rozdział się zacieszałam :3
    Idę czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń