wtorek, 21 stycznia 2014

Curse of the Bloody Lily

{ 013 }




         Wymień ciekłe produkty, powstające w wyniku pozyskiwania przeróbki lub spalania paliw.
        
Dlaczego Gerard musi się tak opierać? Ja rozumiem, ma swoje tajemnice, o których nie chce mi powiedzieć. Szanuję jego prywatność, jednak frustruje mnie myśl, że może nie mieć do mnie zaufania.
        
Ciekły amoniak, benzen, toluen, ksyleny.
        
Spędzamy ze sobą ostatnio bardzo dużo czasu. Nie powiem, żeby mi to nie odpowiadało. Jak nie patrzeć całkiem świadomie do tego dążyłem od kiedy usłyszałem rewelacje na jego temat od Robbiego. Nawiasem mówiąc – Robbie to straszna szuja. Nasze role ostatnio uległy diametralnej zmianie – teraz ja go spławiam i unikam, a nie na odwrót. Nie zamierzam z nim rozmawiać o Gerardzie. Way nie jest jakimś pieprzonym wynalazkiem czy obiektem badań biologicznych. Jak tak bardzo dobrze czuje się w przedmiotach ścisłych, niech zacznie sobie szukać do obserwacji jakieś ropuchy w polu, a czarnowłosego zostawi w świętym spokoju.
        
Podaj stwierdzenie nazywane pierwszą zasadą termodynamiki oraz potrzebny do obliczeń wzór.
        
Wiem, że moje myślenie na początku niewiele się różniło od myślenia Fletchera, ale się zmieniłem. Zacząłem zwyczajnie doceniać to, że wszedłem w bliższą relację z Gerardem i niejako zostałem jego kolegą. Nie chciałbym stracić Waya przez to, że powiem coś Robbiemu, a on puści to w obieg po szkole lepiej niż rozgłośnia radiowa kilka przecznic stąd. Znając jego wybujałą wyobraźnię, urozmaiciłby jeszcze swój przekaz o nowe informacje i niestworzone szczegóły, przez które nie mógłbym pokazać się Gerardowi na oczy.
        
Energia powstająca w wyniku reakcji chemicznych zachodzących w danym układzie jest sumą wytwarzanego przez układ ciepła oraz pracy, które ten układ może wykonać. ( E = Q + W ).

Zastanawiam się ciągle nad tym, dlaczego tak bardzo ciągnie mnie do Gerarda mimo wciąż upływającego czasu. Kierując się pozorami, plotkami oraz pierwszym wrażeniem, powinienem unikać go i jeszcze przykładać się pieczołowicie do tego, aby nie wpadać na chłopaka podczas przerw. Rozwiązanie jednak jest znacznie prostsze i bardziej oczywiste niż z początku mogłoby się wydawać.

Rozpisz schemat powstawania dziury ozonowej na przedstawionej poniżej ilustracji.

Gerard mi się po prostu podobał. No nie wiem… tak jakoś wyszło.
Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie. To uczucie zrodziło się we mnie tak nagle… Tak właściwie to nie nagle. Jak każda poważniejsza relacja – narastało tygodniami. Rety, już sam się gubię we własnych myślach.
Wszystkie reakcje mojego ciała na jego obecność – przyspieszony oddech, zaróżowione policzki oraz nierówne bicie serca – początkowo tłumaczyłem sobie tym, że zwyczajnie nie wiem, jak się zachować, bo chłopak jest fantastycznie nieobliczalny. Kiedy dotarło do mnie, że się w nim zadurzyłem? Chyba w dniu pierwszych korepetycji, a dokładniej – kiedy wróciłem po nich do domu.

Promieniowanie UV – strzałka w dół do warstwy ozonowej.

Tamtej nocy zwyczajnie byłem strasznie zagubiony we własnych emocjach. Nigdy wcześniej nie podejrzewałem nawet, że mogą mi się podobać faceci. Tak śmiałe stwierdzenie Waya o tym, że nie interesuje się kobietami, musiało coś we mnie poruszyć i skłonić do głębszych rozmyślań nad własną seksualnością. Innego rozwiązania dla tego nie znajduję. Bliskość chłopaka działa na mnie zbyt rozkojarzająco, abym mógł to tak po prostu zignorować i przypisać do strachu. To nie ta półkula emocjonalna. Słyszałem, jak serce odbija mi się głośnym dudnieniem o żebra. Oddychałem ciężko, a jednocześnie nie chciałem zdradzić się z własnym zdenerwowaniem, wiec starałem się ten oddech w sobie zdusić, przez co robiło mi się gorąco i słabo. Tak właśnie wyglądało moje zachowanie w obecności Gerarda za każdym razem, kiedy czarnowłosy postanowił naruszyć moją przestrzeń intymną.

Cząsteczka trichlorofluorometanu – freonu na warstwie ozonowej. Strzałka w bok.

Czy powiem kiedykolwiek Gerardowi o tym, co do niego czuję? Hahaha, nie. Chyba musiałbym mocno na głowę upaść. Na pewno nie jest teraz na to czas, ani miejsce. Najbliższa przyszłość też nic nie zapisuje na razie na swoich kartach. Way na pewno nie żywi wobec mnie tak silnych emocji. W ogóle odnoszę wrażenie, że jest tym typem osoby, która nie jest w stanie wykrzesać z siebie choć odrobiny entuzjazmu wobec innej istoty. A nawet jeżeli… to nie przyznałby się do tego. Już ja go wystarczająco poznałem, aby być w stanie orzec podobne spostrzeżenie i przyjąć je za pewnik. Takie śmiałe stwierdzenia bynajmniej nie oznaczają, że zamierzam wysunąć się przed szereg i cokolwiek zainicjować. Strach przed wyśmianiem czy odrzuceniem to dość spora przeszkoda. Nikt przecież nie chce, aby jego uczucia zostały zmieszane z błotem, a Gerard nie należy osób z delikatnym usposobieniem hodowlanego królika miniaturki. Nie bawiłby się w zbędne czułości.
Pewnie kiedyś nie wytrzymam i będę zmuszony się przyznać, że skrycie się w nim podkochuję, ale nie sądzę, aby teraz był na to odpowiedni moment. Dwa miesiące bliskiej znajomości to raczej jeszcze zbyt kruche i słabe podstawy aby cokolwiek na nich podeprzeć. Poza tym… nie jestem do końca pewien czy to miłość, czy zwykłe zauroczenie, które minie z czasem.
Zagryzłem dolą wargę, otaczając wszystkie nazwy atomów w kółka. Stworzyłem między nimi pojedyncze wiązania i podwójne tam, gdzie było trzeba. Westchnąłem w duchu. Zrobiłem to, od czego powstrzymywałem się od początku zaczęcia testu. Spojrzałem w kierunku Gerarda. Poczułem, jak policzki zaczynają mi płonąć, kiedy napotkałem czujny wzrok chłopaka na swojej drodze. Zerknąłem odruchowo na jego sprawdzian, aby ukryć zdenerwowanie. Przejechałem pobieżnie wzrokiem po rozwiązaniu. Było takie samo jak moje. Kiwnąłem potwierdzająco głową z lekkim uśmiechem. Czegoś się jednak nauczył.
Pod wpływem chwili napisałem kilka słów na marginesie, które miał podnieść go na duchu. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stresował. O wiele lepszy wynik osiągnąłby, gdyby nie brał tak wszystkiego do siebie. To tylko test, powtarzałem mu jeszcze w sobotę. Stuknąłem dwa razy długopisem w kartkę, po czym dopisałem, że w niego wierzę i zarysowałem szybko i dokładnie dowody mojej słabości. Nie miałem śmiałości, aby ujrzeć jego reakcję, lecz czułem, że jest zdziwiony. Znaczy się… ja bym był zdziwiony na jego miejscu.
Prędko wróciłem do rozwiązywania swojego sprawdzianu, żeby ukryć zdenerwowanie i zażenowanie. Nigdy nie potrafiłem chować zbyt skrzętnie swoich uczuć. Od kiedy sięgam pamięcią, byłem strasznie emocjonalny i przeżywałem wszystko ze zdwojoną siła. Wraz z wiekiem zdołałem w sobie wyrobić pewne zahamowania i ostudzić dzikie odruchy do tego stopnia, żeby nie robić z siebie idioty. Po prostu można ze mnie czytać jak z otwartej księgi. Dlatego zapewne kiedy Gerard zapytałby mnie, czy mi się podoba, moje oczy by mu wyjawiły każdy najdrobniejszy szczegół. Z resztą nie skłamałbym. Pewnie zrobiłbym z siebie kompletnego idiotę, lecz wyznałbym całkowitą prawdę. Musiałbym się także pogodzić z konsekwencjami, których jak na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie przewidzieć. Mógłbym rozważać realność jednych faktów nad drugimi, lecz nie znam Gerarda na tyle, aby wiedzieć, jak zareaguje. To nie jest takie proste.
Kiedy otworzyły się drzwi do sali, wszyscy podnieśli głowy jak na jakąś komendę. Do klasy wszedł sam pan dyrektor. Nie miałem zbyt wielu okazji, aby go zobaczyć. Raczej trzymał się na uboczu życia szkolnego, dbając o sam budynek oraz uczniów zza swojego biurka. Chodziły słuchy, że jest dziwny i niektórzy mieli zaszczyt podziwiania go nawet w akcji. Jedna dziewczyna idąc do toalety w trakcie lekcji, spotkała pana Blocha, który skręcał kaloryfery na korytarzu. Trochę nietypowe to zachowanie jak na dyrektora szkoły, czyli osobę, która na ogół wydaje polecenia dotyczące jakiejkolwiek renowacji, a nie sama je wykonuje. Należy zaznaczyć, że przecież placówka zatrudnia konserwatora. Daje to tylko następne powody ku temu aby podejrzewać, że nasz dyrektor ma troszkę nie po kolei w głowie. Jego pojawienie się tak jawnie i to na dodatek w naszej klasie, wywołało ciche szepty i wyrazy zaskoczenia na twarzach młodzieży.
Pan Bloch podszedł do Corteza i zaczął mówić mu coś szeptem na ucho. Nie wnikałem, jakiej treści informacje zawiera ten przekaz, gdyż całkowicie inna sprawa przykuła moją uwagę. Otóż Gerard niespodziewanie zaczął się pakować. Uniosłem brwi do góry w geście kompletnego zdziwienia. Może umawiał się na coś z mężczyzną? Jakby na potwierdzenie tych myśli, chemik przerwał ciszę panującą w klasie.
- Gerard, skończyłeś pisać test? – zapytał, na co chłopak pokiwał jedynie nieznacznie głową i odszedł od ławki, nie spoglądając w moją stronę ani razu.
Way podążał niespiesznie na przód klasy ze spuszczoną głową. Nie miałem pojęcia, jakiego rodzaju myśli kłębią się w jego głowie, lecz za to dziewczyny siedzące przede mną, wyrażały swoje zdanie aż nad wyraz bezwstydnie.
- Ciekawe o co chodzi – szepnęła jedna.
- Pewnie komuś zrobił krzywdę, albo jadł martwe koty na boisku. Są z Blochem siebie warci. Takie dwa dziwaki.
Kiedy te idiotki zachichotały głupio zgodne co do śmieszności tego durnego żartu, ja posłałem ostrza ich plecom i życzyłem nagłej śmierci. Bynajmniej nie zaprzeczały przekonaniu, że blondynki są głupie. Oczywiście znam kilka zrównoważonych i dość inteligentnych, ale wciąż nie jest to jakaś duża liczba.
- Dzień dobry – przywitał się cicho Gerard.
- Witaj – odpowiedział mu również szeptem dyrektor. Aż zachciało mi się śmiać na widok tej scenki.
- Odłóż sprawdzian na moje biurko, jeżeli skończyłeś i możesz iść z panem dyrektorem – oznajmił z uśmiechem Steven, którego nazywałem po imieniu tylko i wyłącznie we własnych myślach.
Way wykonał polecenia nauczyciela i chwilę potem drzwi od klasy się zamknęły, a Gerard z Blochem zniknęli wszystkim z pola widzenia.


************************


         - Koniec czasu – oznajmił Cortez. – Podpiszcie się i odłóżcie sprawdziany na brzeg ławki.
Klasę szybko wypełniło szuranie odsuwanych krzeseł, odgłosy klikających długopisów i ciche rozmowy, które miały na celu porównanie wyliczonych wyników z tymi, jakie uzyskali ich koledzy.
         Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, wszyscy prędko wysypali się na korytarz, nie zważając na donośny głos nauczyciela, aby się uspokoili i nie wyważyli drzwi.
- Frank, zostajesz teraz na chwilę? – zapytał nagle chemik.
- Tak… jasne – odparłem lekko zaskoczony, wrzucając długopis do plecaka.
- Weź ze sobą test Gerarda – powiedział, po czym zaczął zbierać resztę. – Jak mu w ogóle idzie?
- Wydaje mi się, że dobrze – stanąłem niespiesznie przy biurku nauczyciela. – Ma spore braki, a wytłumaczenie mu czegokolwiek wymaga czasu i cierpliwości, ale dajemy sobie jakoś radę.
- Miło mi to słyszeć – uśmiechnął się do siebie, wkładając sprawdziany do teczki. – To był duży test… Jak myślisz, dobrze mu poszło?
- Liczę chociaż na te trzy – odparłem z nadzieją. – Strasznie się tym stresował, chociaż mówiłem mu, żeby podszedł do tego na luzie.
- To przez ciebie – chemik zaczął się śmiać, wyjmując mi z rąk klasówkę Waya.
- Jak to przeze mnie? - zdziwiłem się.
- Frank… No błagam cię – nauczyciel przewrócił oczami. – Gerard nie przejmuje się ocenami.
- Nigdy nie widziałem go tak spiętego – zaoponowałem, broniąc czarnowłosego.
- Bo nie chciał ciebie zawieść – Cortez posłał mi pełen satysfakcji uśmiech. – Masz na niego ogromny wpływ – westchnął. – Jeżeli się rzeczywiście denerwował to tylko ze względu na ciebie. On mało przejmuje się samym sobą.
- Skąd pan tak dobrze zna Gerarda?
- To syn mojego przyjaciela, Jima*. Zajmuję się nim, póki ojciec jest w podróży.
- Przynajmniej nie ma przy nim wiele zmartwień. Gerard nie prowadzi zbyt… hucznego trybu życia – zauważyłem.
- To prawda – Steven przyznał mi rację.
- Zastanawia mnie tylko… - zacząłem niepewnie.
- Tak…? – W oczach nauczyciela zapaliła się lampka, wzywająca do zachowania najwyższej czujności. Nie, nie będę pytał o jego prywatne życie, warknąłem w duchu.
- Czego chciał od niego dyrektor?
- Chodziło o jakiś obraz czy coś podobnego na dzień czytelnika do biblioteki – machnął lekceważąco ręką.
- No tak… Przecież Gerard tak dobrze maluje – zdziwiłem się, że sam na to wcześniej nie wpadłem.
- Widziałeś jego prace? – Cortez nie krył szczerego zdumienia.
- Coś tam podejrzałem – zaśmiałem się cicho, w czym nauczyciel mi zawtórował.
- Dobra, jesteś niezły – oznajmił z rozbawieniem. – Sprawdzimy jego test? Zobaczmy, czy będzie miał się czego wstydzić.
- Z miłą chęcią go podręczę.


************************


         Cztery na szynach. Zaśmiałem się sam do siebie, idąc korytarzem go biblioteki. Tam spodziewałem się zastać Gerarda. Przynajmniej z chemii zda w tym półroczu. Westchnąłem cicho. Cortez i tak by nie postawił mu nieklasyfikowania. Widziałem to w jego oczach. Jeżeli Way zawali ten semestr, bardzo trudno będzie mu się podnieść w następnym. Jeśli jednak zaliczy ścisłe na dwójkach, jest nawet możliwość podniesienia się na trzy, gdyby wyraził chęci. Mimo wszystko jestem z niego dumny.
         Kiedy wyszedłem z klasy, sam sobie obejrzałem ten sprawdzian. Dobrze rozpisał zadania, które wymagały liczenia. Stosował sposoby, które mu podsunąłem, uważając za najłatwiejsze i najbardziej korzystne. Mimo że potknął się parokrotnie po drodze, najwyraźniej cofnął się, aby to sprawdzić, bo doszedł do dobrego wyniku. Poza tym liczą się chęci. Widziałem, jak się starał, a to mi w zupełności wystarczyło.
         Wciąż nie mogłem się pozbyć słów Corteza z głowy. To, że Gerard ma na względzie moje zdanie oraz samopoczucie, mile mnie połechtało. Czułem się doceniony, ale także uzmysłowiłem sobie, że ten zamknięty w sobie chłopak może mnie postrzegać jako swojego przyjaciela, co tylko bardziej przepełniało czarę szczęścia.
         Wesołym krokiem wszedłem do biblioteki. Rozglądałem się długo, lecz Gerarda nie było ani w jego ulubionym miejscu, ani między regałami. Pomieszczenie za to zostało obficie udekorowane. Na drabinie stała dziewczyna, którą niekoniecznie kojarzyłem. Pewnie była ze starszego rocznika. Miała na sobie krótką spódniczkę w szkocką kratę, przylegającą do ciała koszulkę na ramiączkach, zakolanówki oraz czerwone trampki. Spojrzała na mnie przez ułamek sekundy, po czym wróciła do pracy, nie dostrzegając we mnie zapewne nic interesującego.
- Gerarda nie ma – oznajmiła pani Rowell, pojawiając się nagle u mojego boku.
- A niemiał czasami malować czegoś na ten dzień czytelnika? – zapytałem, tracąc całkowicie zainteresowanie czarnowłosą nieznajomą.
- Tak, ale powiedział, że już zaczął pracę w domu i pójdzie ją tam skończyć, więc go zwolniłam – uśmiechnęła się promiennie. – Poznaliście się z Marią? – zapytała, kiwając głową w stronę dziewczyny.
- Ta, mniej więcej – wzruszyłem ramionami, gdyż całkowicie nie obchodziła mnie jej osoba.
- Trzecioklasistka. – Kobieta szturchnąłem mnie w ramię, ruszając brwiami. Uśmiechnąłem się głupio, czując dyskomfort.
- He…He… - zaśmiałem się sztucznie. - No tak… to ja już pójdę. Do widzenia. – Pomachałem szybko bibliotekarce na odchodne i opuściłem prędko bibliotekę.
Jeszcze tylko brakowało tego, aby chciała mnie z kimś swatać. Wzdrygnąłem się na samą myśl o rychłym związku z tą dziewczyną, która, według mnie, wyglądała trochę jak dziwka. Kto nosi zimną porą spódnice, spod których wręcz widać gacie? Poza tym te usta też miała wymazane czerwoną szminką jak jakaś szmata spod mostu. Z resztą… po co ja sobie zawracam nią głowę. Nie znam jej i raczej nie poznam, więc…
         Spakowałem test Gerarda do torby i udałem się do wyjścia ze szkoły.


************************


         Byłem zirytowany, ponieważ pukałem do tych drzwi już któryś raz i nadal nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Bibliotekarka powiedziała, że Gerard będzie dokańczać obraz w domu, więc logicznym dla mnie się stało, że to właśnie tam go zastanę. Chłopak nigdzie nie wychodzi. Na ogół siedzi tylko i wyłącznie w swoich czterech ścianach i nic poza tym.
         Zacząłem pukać ponownie. Przestałem, kiedy usłyszałem, że ktoś zbiega ze schodów.
- No w końcu – mruknąłem do siebie.
Otworzył mi naturalnie Gerard, lecz w nieco innej odsłonie. Na włosach miał gdzieniegdzie farbę, a także częściowo na rękach, szyi oraz twarzy. Jednak te drobiazgi wypadały strasznie blado podłóg jego nieosłoniętego jakimkolwiek materiałem torsu. Lustrując jego tatuaże i nie tylko, ledwo powstrzymałem się przed cichym wyszeptaniem czegoś w stylu: O mój boże.
         Gerard nie był jakoś dobrze zbudowany. Tak właściwie to jego ciało jeszcze nigdy nie doświadczyło wysiłku choćby na lekcjach wychowania fizycznego. Jakimś cudem zachowywał jednak idealne proporcje ciała. W pewnym sensie nawet mógłbym powiedzieć, że powinien troszeczkę przytyć. Nigdy wcześniej nie miałem okazji podziwiać go bez koszulki, więc teraz byłem wręcz urzeczony.
- Frank? Co ty tutaj robisz? – zapytał zaskoczony.
- Przyszedłem – wzruszyłem ramionami. – Mam twój test z chemii. Sprawdzony – dodałem po chwili.
- Nie spodziewałem się ciebie, szczerze powiedziawszy – mruknął pod nosem, drapiąc się wzdłuż ramienia ze spuszczonym na podłogę wzrokiem.
- Czekasz na kogoś? – zapytałem pół żartem pół serio, wyobrażając już sobie nie wiadomo co. Mając na względzie jego obnażone ciało, nie było to nic przyjemnego. Przynajmniej dla mnie.
- Hahaha, broń boże – zaśmiał się pogodnie, jak nie on. – Niby na kogo?
- No nie wiem… - skrzywiłem się nieznacznie. – Nie znam towarzystwa, w którym się obracasz.
- Doskonale wiesz, że nie mam żadnego towarzystwa poza tobą – oznajmił. – Wchodzisz? – zapytał, otwierając szerzej drzwi.
- Jasne – mruknąłem.
- Akurat wybierałem się pod prysznic…
- Spokojnie – zaśmiałem się z jego krępacji. – Usiądę sobie gdzieś i poczekam. Dokończ to, co zacząłeś robić.
- No dobra… - zgodził się niepewnie, zerkając na drzwi, prowadzące najprawdopodobniej gdzieś do piwnicy. Też zwróciłem na nie uwagę. Ich specyficzność polegała na tym, że przed otworzeniem chroniła je dość spora kłódka.
- Nie będę wchodził nigdzie, gdzie moja obecność mogłaby ci się nie spodobać – oznajmiłem, widząc jego minę. – Po prostu sobie gdzieś przycupnę i poczekam.
- No dobra… - powtórzył nadal bez przekonania, jakbym podczas jego zniknięcia na piętrze miał wynieść pół domu i sprzedać na aukcji internetowej.
         Po części irytowało mnie jego zachowanie, po części je rozumiałem. Irytowało, ponieważ mi nie ufał. Sam Gerard przypominał mi podobnymi sytuacjami, że ma tajemnice, do których dotarcia zaniechałem działalności jakiś czas temu. Oczywiście to nie była kwestia tego, że sekrety chłopaka przestały mnie interesować. Zwyczajnie doszedłem do wniosku, że dalsze dążenie do obnażenia jego życia mogą nas od siebie oddalić i go stracę, a z takim obrotem wydarzeń zwyczajnie nie byłbym sobie poradzić.
- No idź już – burknąłem, patrząc jak nadal sterczy w miejscu.
- Idę… - wszedł na pierwszy schodek.
- Idź, na litość boską. Zaczyna mnie już wkurzać ten twój brak zaufania. Mógłbyś się z tym ogarnąć przynajmniej w stosunku do mnie – oburzyłem się.
- Przepraszam… Masz rację – szepnął, po czym powoli wspiął się na schody, znikając mi z pola widzenia.
Więc… Także w pewnym stopniu rozumiałem Gerarda. Jego tajemnica musi być na tyle poważna, że nie może jej nikomu wyjawić. Zna ją bardzo wąskie grono niezwykle zaufanych osób. Od początku zakładałem, że jest to coś niewyobrażalnie strasznego i bolesnego, przy czym przemoc domową już dawno wykluczyłem.
Teraz to wszystko do mnie wróciło. Wróciła do mnie chęć zgłębienia tego, czego uchwycić nie mogłem i nadal nie jestem w stanie. Na osobiste życzenie Waya tak właściwie. Gdyby nie był taki nadwrażliwy, pewnie dalej trwałbym w tym wstrzymaniu, jednak… Nic nie poradzę na to, że niesamowicie mnie intryguje to, co on tak skrzętnie skrywa. A im bardziej to skrywa, tym bardziej ja sam pragnę odkryć, co to jest.
Spojrzałem mimowolnie w stronę drzwi z kłódką.
Sam kusi.
Powstrzymałem się jednak od choćby podejścia do nich. Zamiast tego objąłem wzrokiem już któryś raz z kolei salon. Był on dość… spory. Oczywiście klasycznie kanapa, dwa fotele, stolik oraz telewizor. Telewizor wzorem przykładów z filmów stał obok nisko usytuowanego kominka. Sądząc po jego wnętrzu, domownik wcale go nie używa.
Tym co zdążyłem już dawno zauważyć, jest kompletny brak jakichkolwiek zdjęć rodzinnych. Gdziekolwiek. Brak miłych wspomnień. Brak ciepła, które uwieczniają fotografie. Jakby ta rodzina nie istniała. Jakby nikt o jej istnieniu nigdy nie chciał pamiętać.



************


* polecam bardzo gorąco zajrzeć do prologu, bo pewnie wielu z was zapomniało o tym imieniu, a pojawia się w serii rozdziałowej pierwszy raz :)


Pragnę z miejsca podziękować wszystkim czytelnikom za trwanie z tą serią, bo akcja ciągnie się niemiłosiernie i mam tego pełną świadomość. Coś wymyślę, żeby jakoś całokształt przyspieszyć, obiecuję. Zobaczyłam też ostatnio wiele nowych osób, które dają o sobie znać pod postami. Dziękuje Wam wszystkim C:



11 komentarzy:

  1. DLACZEGO TAKIE KTÓTKIE. BOŻE JA TO TAK KOCHAM. JUŻ ZACZYNAM ODLICZAĆ DO KOLEJNEGO ROZDZIAŁU. :333

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest takie fajne, tylko takie krótkie. Boże, dlaczeeeegooo? I wreszcie zaczyna się to, co lubię, czyli zauroczenie! *fangirling* Muszę Ci powiedzieć, że nie mogę się doczekać 14, prawdziwego Frerarda i seksu! :D
    ~Bulletproof Blade

    OdpowiedzUsuń
  3. A ty byś tylko chciała, żeby Frank cierpiał XD No jeszcze trochę, no. Pocierpi sobie chłopak. I seksu, seksu, seksu. Co za niewyżyte stworzenie XDDDDDDD Na seks też poczekasz :D Jeszcze nawet się nie pocałowali ._.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nienienie nie szybciej! Jest idealnie. Uwielbiam gdy wszystko się tak ciągnie XD Niemal głodnieję przez to. Mój apetyt wzrasta z każdym przeczytanym zdaniem. Tylko czemu tak krótko?! Jestem jedyną osobą, która tak bardzo nie czeka na seks? XD Im dłużej się czeka, tym smaczniej jest potem :3 (a wszystko sprowadza się do jedzenia)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam Lilie kocham,
    Może rzeczywiście akcja okropnie się wlecze ale myślę, że tu bardzo pasuje, a przynajmniej ze względu na specyficzność Gerarda. Jednak widzę, że coś się stanie, bo wprowadziłaś nową postać. Na początku byłam pewna, że to będzie Lyn-Z, a jednak tak się nie stało.I chwała Ci za to.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawno już nic po polsku nie czytałam... XD
    Nie mam jakichś wielkich zastrzeżeń do tempa akcji, bo mi się całkiem podoba. :3
    I czekam na kolejną część jednego z nielicznych polskich frerardów które czytam. XD

    OdpowiedzUsuń
  7. No po prostu zajebioza :D
    Frank ma pociąg do Gerarda i Gerard do Franka teraz tylko ich spiknąć i bd gites xD chodziaz nie wtedy by było za słodko aż bym się tęczą wyrzygała ;O
    Niech zostanie tak jak jest ;p
    Już nie mg się doczekać kiedy bd akcja z ta dziewczyną która ma pomóc Gerardowi >_<

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, och! Nowy rozdział :). Ten mi się podobał, serio. Miał w sobie coś takiego...tajemniczego. Uwielbiam wyobrażać sobie dom Gerarda, w mojej głowie jest ogromny, ciemny i pusty. Ach, i Gee bez koszulki, rety...^^. Heh, wolę nie myśleć, co w tamtej chwili przeżywał Frank. Tak jak poleciłaś, wróciłam do prologu, ale na niewiele się to zdało. Nadal jedno wielkie WTF! :D Ale tak ma być chyba i to w tym opowiadaniu lubię.
    Miłych ferii :*.
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetneeeee! Ale mało trochę :c
    Nie wiem co więcej napisać ale obiecałam sobie że będę komentować XD
    Czekam na 14 i mam cichą nadzieję że coś ciekawego się między nimi wydarzy... ^^
    ~Possible Way

    OdpowiedzUsuń
  10. Strasznie podoba mi się rozwiązanie z wplataniem regułek chemicznych i fizycznych między tekst! *bije brawa za pomysł* :D

    OdpowiedzUsuń
  11. No nie napiszę, że czekam na kolejny rozdział, bo takowy już się pojawił, dlatego... idę czytać! :D
    A i jeszcze jedno... Frank czasami nie mógłby tak spaść ze schodów, czy młotkiem w łeb dostać, albo coś podobnego? Bo w którymś akapicie było napisane, że "musiałby upaść na głowę, żeby wyznać miłość Gerardowi". Także ten... 8D

    XoXo

    OdpowiedzUsuń