piątek, 14 lutego 2014

Curse of the Bloody Lily

{ 018 }




         Już jakiś czas temu zacząłem się zastanawiać nad tym, co będzie, kiedy ojciec zabierze mnie od matki. Ja osobiście w to wątpiłem, ale sama kobieta panikowała więcej, niż wymagała tego sytuacja. Na rozstrzygnięcie spraw rozwodowych w naszym okręgu czeka się wyjątkowo długo, co tylko poszerza jej paranoje oraz mnoży i tak już liczne obawy względem mojej przyszłości z nią pod jednym dachem.
         Ojciec mnie nie cierpi – to złota prawda, której nic nie jest w stanie zaprzeczyć. Istnieje pewna ewentualność, która wprowadza ryzyko, że będzie się ubiegał o prawa do opieki nade mną. Wszystko z nienawiści do, za niedługo byłej, żony i jej dopuszczenia się do bestialskiego czynu, którym jest ugodzenie jego ogromnego ego. W gruncie rzeczy to zbyt leniwy człowiek, aby snuć na ten temat głębsze teorie spiskowe. Ponadto ojciec doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ja już bym mu tak postarał się umilić życie, że zapakowałby mnie w karton i wysłał z powrotem matce szybciej, niż przekroczyłbym próg jego domu.
         Ich rozwód stanowi rzecz przesadzoną od dnia, w którym po raz ostatni odjechałem autem z podjazdu naszego starego mieszkania. Cieszę się z takiego obrotu zdarzeń i nie zamierzam mieć wyrzutów sumienia z tego tytułu. Być może odczuwałbym pewien smutek, gdyby Linda także wyglądała na przygnębioną, ale ona również zaczęła nowe życie i już nie spogląda wstecz. Przeszłość zostawiła za sobą tam, gdzie jest jej miejsce, kreując tutaj nową przyszłość. Ja także staram się ulepić swoją od podstaw, najlepiej jak potrafię z kilkoma nowymi perspektywami. Ponownie wzniosę zawaloną wcześniej konstrukcję.
         Mam Gerarda. Żywię wobec niego uczucia głębsze, niżbym kiedykolwiek chciał w sobie obudzić. Darzę go miłością, o której istnienie nigdy siebie nie podejrzewałem. Way jest moim przyjacielem. Nie chcę niszczyć naszej więzi, którą przecież tak trudno było mi jakkolwiek ukształtować, przez głupie wyznania, deklaracje i banalne uczucia. Gerard może być sobie gejem. Nie oznacza to jednak, że leci na każdego spotkanego po drodze do szkoły faceta. Muszę zachować przynajmniej minimalne poczucie rzeczywistości oraz utrzymać zimną krew w chwilach zbliżenia, co jest niezwykle trudne. Cały drżę wewnętrznie, kiedy chłopak przynajmniej spojrzy na mnie w bardziej znaczący sposób niż zazwyczaj. Chciałbym, aby nie było tego również widać na zewnątrz, lecz nie mam co do tego stuprocentowej pewności. Naturalnie, staram się zapanować jakoś nad swoimi odruchami, ale niekiedy powstrzymanie się od jakiegoś niby przypadkowego gestu graniczy z cudem. To wszystko brzmi strasznie głupio. Jestem w końcu facetem, a faceci nie powinni się tak zachowywać. Tym bardziej, że w grę wchodzi inny facet. Życiowa porażka. Życiowy dylemat.
         Westchnąłem, jakby chcąc wyrzucić z siebie cały zarys beznadziejności tej sytuacji.
         Amerykański nastolatek zmienia szkołę na skutek niefortunnego rozpadu małżeństwa swoich rodziców. Wyjeżdża z matką daleko od poprzedniego miejsca zamieszkania z nadzieją na rozpoczęcie nowego życia. Zapisuje się do kolejnej szkoły w celu podjęcia kontynuacji swojej edukacji, gdzie zostaje przypisany do klasy z niesamowicie przystojnym chłopakiem. Początkowo nieświadomy swojej orientacji seksualnej pragnie poznać bliżej nieznajomego, który, jak się okazuje, skrywa niezwykłą i niezwykle mroczną tajemnicę. Amerykański nastolatek dąży do nawiązania jakiejkolwiek więzi z nowym kolegą. Ostatecznie zakochuje się bez pamięci w chłopaku i skrycie go uwielbia oraz podziwia, wzdychając z dystansu.
         Ja pierdole. Komedia, nie życie.                 
- Amerykański nastolatek widzi swoją ofiarę – mruknąłem, uśmiechając się idiotycznie do samego siebie na widok Gerarda, zmierzającego z całym tym szkolnym tłumem do licealnego baru.
Bezwiednie przyspieszyłem kroku, chcąc jak najszybciej dotrzeć do Waya. Kiedy znajdowałem się bezpośrednio za chłopakiem, przerzuciłem ręce przez jego ramiona i zakryłem mu oczy. Wymagało to ode mnie dość sporego wysiłku, gdyż byłem od Gerarda trochę niższy, ale można powiedzieć, że uwieszenie się na jego plecach niejako ułatwiło sprawę. Way złapał mnie mocno za dłonie i odepchnął je ze złością.
- Zabieraj łapska, Mario. Mam dość tych twoich głupich, dziecinnych zabaw – warknął, nawet się nie obracając.
- Emmm… Gerard? – zagadnąłem nieco speszony.
Kiedy chłopak się odwrócił, na jego twarzy wymalowane było lekkie zdziwienie. Mimo wszystko jednak nie to przykuło moją uwagę. Otóż Gerard wyglądał… dość nieciekawie. Jego włosy były rozczochrane, policzki zapadnięte, a całe oblicze przecinało zmęczenie oraz kompletne zobojętnienie na wszystko, co go otacza. Chłopak przejechał powoli dłonią po ustach, zaciskając mocno powieki, po czym pokręcił kilka razy energicznie głową na boki.
- Przepraszam, Frank – szepnął. – Nie wiedziałem, że to ty.
- Nic się nie stało – wzruszyłem ramionami, podchodząc do niego bliżej. – Wyglądasz nieciekawie. Stało się coś?
- Po prostu miałem ciężką noc – posłał mi niemrawy uśmiech. Postanowiłem nie wnikać w to, co przyczyniło się do niewyspania Waya. – Idziemy? – kiwnął głową w stronę drzwi do bufetu.
- Jasne – odparłem z niekrytym entuzjazmem. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Ściągnąłem brwi w zamyśleniu. – Kim jest Maria? – zapytałem ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Intruzem – mruknął bezbarwnie, nie dostrzegając mojej konsternacji na twarzy. Jego odpowiedź nie była zadowalająca, ale najwyraźniej musiała mi wystarczyć. – Znasz może kogoś, kto szuka lokatora lub chce wynająć mieszkanie? - zapytał nieoczekiwanie.
- Nie, chyba nie – przyjrzałem się Gerardowi uważniej. – Dlaczego pytasz?
- Z żadnych konkretnych powodów – wzruszył ramionami, odwracając wzrok.
Po chwili poszukiwań wolnego stolika, usiedliśmy spokojnie w kącie pomieszczenia.
         Po co mu mieszkanie?
         Wyprowadza się ze swojego domu?
         Nie stać jego ojca na opłatę rachunków za tak duży metraż?
         Way wyglądał w zamyśleniu przez okno, rozważając sprawy, do których ja nie miałem dostępu i na które nie posiadałem jakiegokolwiek wpływu. Niekiedy świadomość bliskości fizycznej nie jest wystarczająca. Nie dla mnie. Bywają dni, bywają chwile, podczas których rozważam, co jest istotą naszej przyjaźni. Tak właściwie nic nie wiem o Gerardzie. Nie znam mechanizmu rządzącego jego psychiką. On o niczym mi nie mówi, ani tym bardziej z niczego się nie zwierza. Jest nadal tak samo idealnie hermetycznie zamknięty jak na początku naszej znajomości. Jedyna różnica polega na tym, że teraz odzywa się do mnie o wiele częściej niż kiedyś przy jednoczesnym milczeniu wobec innych, lecz nadal nie jest to jakoś dużo. Byłem chyba głupi, sądząc, że czegoś się o nim dowiem.
         Prychnąłem cicho do siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Coś się stało? – Gerard przyglądał mi się uważnie,
- Nic – mruknąłem, zaciskając szczęki. – Zupełnie nic.
- Frank…
- Znalazłem fajne materiały do powtórki. – przerwałem mu szybko. – Naprawdę wyglądają solidnie i chyba nie są aż takie trudne, żebyśmy nie mogli ich zacząć przerabiać. – Gerard przewiercał mnie wzrokiem na wylot, lecz nie ugiąłem się i uparcie spoglądałem mu w oczy. W każdym razie w miejsce, gdzie one mniej więcej powinny być, bo przecież musiał mieć tę pierdoloną grzywkę. – Kiedyś wezmę nożyczki i w nocy obetnę ci te włosy – odparłem z grobową miną oraz założonymi rękami.
- Ach tak? – zapytał, ledwo powstrzymując śmiech.
- Zobaczysz, ja nie żartuję – starałem się zachować resztki powagi. – Jeszcze trochę mnie wkurzysz i obudzisz się łysy.
- Postaram się wierzyć ci na słowo... – chłopak zagryzł lekko wargę.
- Nie śmiej się ze mnie! – burknąłem, rzucając w Gerarda zmiętą w kulkę serwetką.
- Przepraszam – zakrył sobie usta ręką. - Mam w ogóle do ciebie sprawę – zaczął, kiedy się opanował i usiadł prosto. – Możemy w tym tygodniu umówić jakoś u ciebie?
- Wiesz przecież, że moja mama jest dość sceptycznie nastwiona do tego, że się z tobą spotykam… Zachwycona nie będzie, jeżeli do nas przyjdziesz.
- Zniosę jakoś jej nieprzychylne spojrzenie.
- No dobra – mruknąłem. – A coś się stało, że tak nagle… no wiesz.
- Jakoś tak… No nic w sumie – podrapał się po brodzie.
- To dlaczego…
- Cześć! – przy naszym stoliku stanęła wysoka, czarnowłosa dziewczyna. Rysy jej twarzy budziły we mnie pewne wspomnienia, ponieważ czułem, jakbym już kiedyś ją spotkał. Jednakże to było mgliste przeświadczenie, gdyż nie miałem pojęcia, gdzie i jak miałbym ją poznać.
- Dlatego – mruknął Gerard, odwracając głowę ponownie w stronę obrazu za oknem. Nie był chyba zachwycony przybyciem tej dziewczyny, ale wyglądał i zachowywał się przede wszystkim, jakby ją znał, co zwiększyło moją czujność.
- Przedstawiasz mi swojego kolegę? – zapytała Waya, siadając zaraz obok niego. Jej ton sugerował, że dobrze znała chłopaka. Zastanowiło mnie tylko skąd i dlaczego nie widziałem jej dużo wcześniej.
- Nie – bąknął niechętnie, nawet na nią nie patrząc. Przez głowę przechodziła mi właśnie dość znacząca myśl, która chciała wiedzieć, co tutaj tak właściwie się dzieje i o co chodzi.
- Pfff! To sama go sobie przedstawię – wzruszyła nonszalancko ramionami. – Jestem Maria.
- Frank – uśmiechnąłem się do niej z rezerwą. Od kiedy tylko zakłóciła mi i Gerardowi spokój, zdystansowałem się odrobinę, nabrałem podejrzeń.
- Jestem tutaj całkiem nowa, także fajnie poznać kolejnych ludzi. Moja klasa nie wydaje się przyjazna wobec nowych twarzy. Chociaż my chyba i tak już się spotkaliśmy kiedyś, prawda? Robiłam w bibliotece dekoracje na dzień czytelnika.
- No tak! Jasne. Pamiętam ciebie – ożywiłem się, znając już przynajmniej odrobinę mojego przeciwnika. Nadal nie zmieniłem o niej zdania. Dalej ubierała się jak tania kurwa spod mostu. Posłałem jej jednak jeden z moich najbardziej przekonujących nieszczerych uśmiechów.
- Tak na dobrą sprawę mam tutaj jedynie Gerarda, więc fantastycznie jest w końcu dodać kogoś do grona znajomych.
- Znacie się z Gerardem? – uniosłem wysoko brwi, starając się zachować przyjazny wyraz twarzy, lecz nie wychodziło mi to chyba najlepiej.
- Tak, pomieszkuję u niego tymczasowo. – wyglądała na wyraźnie zadowoloną z siebie, a ja pierwszy raz poczułem, że ktoś przy tym stoliku stanowczo zaczyna mnie nie lubić. I nie mowa teraz o Wayu.
- Doprawdy? – posłałem czarnowłosemu wymowne spojrzenie przesiąknięte jadem do granic możliwości. – Nie wspominał nic.
- Naprawdę? – zrobiła wielkie oczy, jakby co najmniej zabił moją matkę i schował jej ciało pod dywan. – Już chyba niedługo miną z… boja wiem -  dwa tygodnie? – Way podniósł na mnie swój umęczony, przepraszający wzrok, ale ja tylko pokręciłem wymownie głową. Nie do wiary, że ukrył przede mną coś takiego. Powód odwołania naszego spotkania sprzed kilku dni nagle stał się jaśniejszy niż kiedykolwiek. – Dostałam taki ładny, mały pokoik na piętrze. Wiesz może który? – zapytała, nie oczekując odpowiedzi. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie mam pojęcia, o którym pomieszczeniu mówi. Świadomość tego bolała, ale musiałem ją póki co znieść. – No tak, przepraszam. Na pewno nie wiesz. Gerard nie zaprasza nikogo do domu.
- Ograniczyłem się na razie do zwiedzania dolnych partii mieszkania – uśmiechnąłem się spokojnie, chociaż wewnątrz mnie się gotowało.
- To smutne, że nikomu nie pozwala się poznać tak dobrze jak mi – westchnęła udręczenie.
- Niezwykle smutne – zaśmiałem się cicho i tym razem był to autentyczny śmiech. Bawiła mnie jej głupota i chęć udowodnienia za wszelką cenę, jak świetny ma z Gerardem kontakt. Trochę współczułem jej, bo zachowywała się doprawdy żałośnie.
- Tak właściwie to go nie rozumiem – oznajmiła.
- Och, czemuż to? – oparłem się łokciami na blacie, udając zainteresowanie.
- Wydajesz się bardzo fajny! Nie wiem, dlaczego nie darzy ciebie zaufaniem.
- No wiesz… może po prostu nie jestem taki idealny jak ty – wzruszyłem lekceważąco ramionami, czując mimo wszystko ucisk w klatce piersiowej.
- W ogóle to uważam, że najlepiej byłoby, gdybyś…
- Zamknij się – mruknął w końcu Gerard.
- Słucham? – zapytała wytrącona z tematu dziewczyna.
- Skończ już gadać, bo kurwicy można dostać. Ktoś ciebie tutaj w ogóle zapraszał? – spojrzałem wielkimi oczami na Waya. Maria zaczęła się sztucznie śmiać, ukrywając własną dezorientację.
- Cały Gerard – szturchnęła go niby przyjaźnie, lecz zbyt mocno jak na mój gust. – Taki mrukliwy, zamknięty w sobie i nieprzystosowany do społeczeństwa.  – Chłopak zerwał się gwałtownie z krzesła, zabierając torbę z podłogi. Odszedł szybkim krokiem od stolika, nie oglądając się za siebie ani razu. – Powiedziałam coś złego? – Maria spojrzała na mnie niby zszokowana. Wzruszyłem ramionami z krzywym uśmiechem na ustach. Ostatkiem sił powstrzymałem się od rzucenia jakiejś kąśliwej uwagi. – No nic… Chyba pójdę go szukać i dowiem się, o co mu chodzi – wstała prędko, machając mi ręką na pożegnanie.
Jedna ledwo poznana kobieta – tyle problemów i pytań bez odpowiedzi.


************************


         Chciałem iść na angielski. Naprawdę chciałem. Jednak jak widać przyciągam nieszczęśliwie do siebie rzeczy, których najzwyczajniej w świecie słyszeć bym nie chciał. Mimo wszystko w miarę jak kłótnia Gerarda i Marii na pustym, szkolnym korytarzu nabierała dość ostrego tempa, zaczynałem się zastanawiać, czy rzeczywiście tak nieszczęśliwie. Podczas takich zbiegów okoliczności, można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Nie podlegało jakimkolwiek wątpliwościom, że to ja byłem tematem i może nawet głównym powodem ich ostrej wymiany zdań, która teraz zdecydowanie złagodniała, zapewne chyląc się ku końcowi.
- Ustalmy to, co jest najważniejsze – nagle oznajmiła dziewczyna zmęczonym, lecz już całkowicie opanowanym, głosem. – Czy ty mu o wszystkim powiedziałeś?
- Nie, Frank o niczym nie wie. – mruknął Gerard niechętnie. Wyobraziłem sobie jego pełną irytacji oraz zniesmaczenia twarz.
- Chwała bogu przynajmniej za to – odetchnęła z ulgą, chodząc w tą i z powrotem, co poznałem po stukaniu obcasów. Cofnąłem się krok na wszelki wypadek, jakby poniosły ją emocje i musiałbym się niezwłocznie ewakuować z miejsca przestępstwa. – Zakończ tę chorą znajomość.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię, choćbyś błagała i groziła skokiem z mostu.
- Nie po to tutaj przyjechałam, żebyś mi pyskował – podniosła głos.
- A ja nie po to znoszę ciebie pod swoim dachem, byś mi rozkazywała – odpowiedział chłopak nadal spokojnym głosem.
Po wypowiedzeniu tych słów zapanowała między nimi dość długa cisza. Byłem gotowy wycofać się w każdej chwili z zaułka, w którym się skryłem i zwiać, kiedy usłyszałem stukanie butów Marii, lecz ono szybko ustało. Dziewczyna wyraźnie nosiła w sobie spore pokłady agresji i nie zawsze chyba potrafiła nad nimi zapanować. Podług tego co pokazała w bufecie, mogłem wywnioskować, że dwa oblicza to minimum, które sobą reprezentuje. Poznałem już obłudą Marię, obojętną, sarkastyczną, fałszywą, agresywną, władczą i chyba nawet nieco zagubioną oraz pragnącą czyjejś akceptacji. Mimo niewątpliwego istnienia tych dwóch ostatnich gdzieś bardzo głęboko, nie zamierzałem jej współczuć, ani pędzić z pomocą i przyjaźnią.
         Dziewczyna nieoczekiwanie zaczęła się śmiać, lecz jej śmiech był przepełniony niedowierzaniem oraz ironią. Może nie była przyzwyczajona do tego, że ktokolwiek w jej towarzystwie nie postępuje z regułami, które ona ustala. Może zwyczajnie lubi każdego kontrolować, wywoływać na nim presje i skłaniać do podejmowania decyzji pod jej dyktando. Może zdziwiło ją to, że to właśnie Gerard – chłopak, który niewiele się odzywa i sprawia wrażanie uległego – powiedział stanowcze nie, buntując się przeciwko jej wymogom.
- Kto by pomyślała, że taka aspołeczna jednostka polubi kogokolwiek prócz własnej samotności – prychnęła, przybierając własne słowa w otoczkę z jadu.
- Wiesz doskonale, że zostałem zmuszony do prowadzenia takiego trybu życia – tym razem to Way był tym, który użył niezwykle mocnego tonu. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że wszystkie jego rezerwy cierpliwości właśnie wyparowały, dając się zdominować gniewowi oraz zniecierpliwieniu. Takiego Gerarda raczej nie chciałbym zobaczyć na własne oczy. – Nigdy nie wybrałbym tego wszystkiego, gdybym taki wybór dostał.
- Co się kurwa z tobą dzieje? Co się stało, że nagle zapałałeś miłością do społeczeństwa?
Krzyk dziewczyny rozniósł się echem po korytarzu. Znajdowaliśmy się akurat w takiej części szkoły, gdzie były także toalety i kilka kroków dalej schodziło się na dół do szatni przy sali gimnastycznej. Taka lokalizacja gwarantowała niby pewne bezpieczeństwo, ponieważ podczas trwających lekcji, nikt tędy nie chodził. Mimo wszystko na końcu wąskiego przejścia znajdowała się jedna klasa językowa, która była na tyle duża, że musiała zostać umieszczona na osobnym piętrze. Istniało ryzyko, że nauczyciel usłyszy krzyki i wyjdzie z sali, a wtedy wyda się, że podsłuchuję. Będę skończony w oczach tej warczącej na siebie dwójki. Musiałem uważnie monitorować cały obszar dokoła.
- Nie odejdę od niego – powiedział twardo Gerard. – Nie zostawię go. Zbyt wiele dla mnie znaczy – dodał szeptem.
Osunąłem się powoli po ścianie, aby nie zdradzić swojego położenia. Momentalnie zrobiło mi się niewyobrażalnie słabo. Całe powietrze w jednej chwili uciekło z moich płuc, a krew odpłynęła z górnej części ciała. Przymknąłem powieki, starając się unormować własny oddech.
         Dlaczego mi tego nie powie? Dlaczego mi nie powie, że mu zależy, skoro jest w stanie wyznać to przed Marią. Kim tak właściwie dla niego jestem? Kolegą z ławki? Nie mam pewności, czy wówczas nawiązałby ze mną tak bliskie stosunki. Kolega to ktoś do pożyczania notatek z lekcji, albo długopisu, gdy ten się wypisze. Przyjacielem? I właśnie tutaj mimo wszystko następował zastój oraz blokada. Naturalnie uważałem chłopaka za swojego przyjaciela, lecz tak na dobrą sprawę nic o tym przyjacielu nie wiem. Niby mówi się, że znajomość drugiej osoby nie jest aż tak ważna, póki dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Czas spędzałem z Gerardem wspaniale, to prawda. Nawet cisza nie była nam straszna. Mimo wszystko zawsze pojawia się w końcu ten głód wiedzy. Pragniesz znać drugą osobę jak najlepiej i dawać jej oparcie, kiedy tego potrzebuje. Nigdy nie wiem, co dręczy Waya, ponieważ nie chce mi o niczym mówić. Przezywa swoje cierpienie w odosobnieniu, ponieważ twierdzi, że tak najlepiej przezwycięża mu się trudności. Sądzę jednak, że o wiele łatwiej by mu było zwyczajnie wszystko z siebie wyrzucić i dać komuś innemu trochę się pozamartwiać za niego.
- Wiesz, że nie możesz mu o niczym powiedzieć? Zdajesz sobie z tego sprawę? – W głosie dziewczyny pobrzmiewała panika.
- Wiem…
W tym momencie powstała kolejna linijka znaków zapytania, które wytworzył mój umysł. Naturalnie chodziło o tajemnicę Gerarda, do której ja nie mam dostępu. W głębi duszy liczyłem na to, że to właśnie ten moment, w którym czegoś się w końcu dowiem.
         Szmat czasu temu umówiliśmy się z Gerardem, że nasza znajomość ma przyszłość tylko i wyłącznie wtedy, kiedy nie będę o nic pytał. Dlatego przestałem dociekać, dostosowując się do warunku Gerarda. Nigdy nie wróciliśmy w jakiejkolwiek rozmowie do pamiętnego dnia, w którym słyszałem straszne krzyki wydobywające się jakby spod podłogi. To mną wstrząsnęło i w głębi samego siebie bałem się tego, co mogłaby nieść ze sobą odpowiedź Waya, gdybym zapytał o tamten wieczór.
         Maria wydawała się o wszystkim idealnie poinformowana, co bardzo mnie niepokoiło. Nie znałem jej i nie wiedziałem, kim jest dla czarnowłosego. Dziewczyna pojawiła się tak właściwie znikąd. Po prostu pewnego dnia przyszła do naszej szkoły, zapisując się na listę uczniów. Nikt nie wie, skąd pochodzi, gdzie się urodziła i ile tak naprawdę ma lat. Zdążyłem jedynie dostrzec, że jej nogi zdobią spore tatuaże. Wydaje mi się, że jeden nawet mignął mi przed oczami, kiedy spoglądałem w ukrycia na jej szyję oraz obojczyki. Na początku nie powiązałem tego z Gerardem, lecz teraz wszystko nabierało trochę bardziej przejrzystego obrazu. Coś niewątpliwie łączyło tę dwójkę. Tatuaże nie są przypadkiem tym bardziej, że Maria również ma cierń na nadgarstku tak jak Gee. Im więcej informacji do mnie napływało, tym paradoksalnie mniej wiedziałem.
- Nie możesz ufać nikomu poza sobą i mną – zaczęła znowu swój wywód dziewczyna. – Zdaję sobie sprawę z tego, że uważasz zwierzenie się temu chłopakowi za coś, co naprostuje sprawy i pozwoli tobie czuć się lepiej. Widzę to w twoich oczach, przecież głupia nie jestem. Mimo wszystko nie masz stuprocentowej pewności, że on nie wygada.
- Mam – oznajmił stanowczo Gerard. Podniosła mnie na duchu świadomość tego, że nie zastanawiał się ani chwili nad odpowiedzią.
- Kurwa nie, nie masz! Nie masz, do cholery! – Dziewczyna brzmiała, jakby straciła cierpliwość.
- Nie znasz go.
- Żyłeś tyle lat, ukrywając tę tajemnicę, kilka następnych nie zrobi ci różnicy!
- Jesteś podłą suką, Mario – Gerard zaśmiał się ponuro.
- Suką, której na Tobie zależy.




************



Nienawidzę tego rozdziału. Jest potwornie słaby :/

11 komentarzy:

  1. Łoooo, jestem pierwsza! :D
    A więc tak: czekałam cały ten czas, czekałam, wchodziłam na bloga, ale powiem, że warto było czekać. Super. Bardzo mi się podoba. Co prawda myślałam, że Gerard powie Franiowi co czuje, ale jak teraz widzę, będzie to trudne ze względu na małą jędzę ;/
    Nie no, sama nie wiem co mam powiedzieć. Ten rozdział jest fajny.
    Kocham i czekam na 19
    ~BulletproofBlade

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejkuuu.
    Ja już nie wiem co mam robić z moim życiem po tym rozdziale. Zawsze kończysz na takim momencie że przez cały czas w mojej głowie rodzą się irytujące pytania. ;-; Ale za to właśnie kocham to opowiadanie. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam sądzę że jest fajny c:
    Liczyłam że dodasz go we wtorek w przyszłym tygodniu, ale tak też jest bosko <3
    Yaaaaay, Franio się dowiedział że Gerardowi na nim zależy, słodko '3' A tak w ogóle... to jaki ten Franio niewychowany... Nie wolno podsłuchiwać cudzych rozmów... *Mówi ta, która podsłuchuje kogo tylko się da, gdzie się da i kiedy się da ._. *
    Nie lubię tej suki, bardzo jej nie lubię, chcę jej śmierci ;__; XD
    Ym... co by tu napisać? Genialne ;-; <3
    Czekam ♥.♥
    ~Possible Way

    OdpowiedzUsuń
  4. Skończyłam czytać i poczułam pustkę ;___; uzależniłam się o tego opowiadania, rozdział jak każdy inny- cudowny. No nie wiem co napisać więc może po fangirlowemu: asdfghjkl; mam nadzieję, że wiesz jak bardzo mi się ten fik podoba. Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak długo czekałam na 18 :D
    No nie ta Maria mnie denerwuje, z opisu wyglądu przyznaje rację Lero wygląda jak tania kurwa spod mostu ;-;
    I ta zazdrość o Way'a
    Pięknie napisane do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  6. wyobrazilam sobie korytarz w Hogwarcie i Gerarda,trzymajacego rozdzke w dloni,skierowana w strone Marii. hahahahaha, dlaczego jej nie zabije? :( nie lubie jej,wredna zaba. wrrrrr. ALE TERAZ FRANIO WIE,ZE GERARD GO UWIELBIA. dzieki Tobie zasne spokojnie <3 rozdzial cudenko ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Bosze, Dasia, nie pieprz, że słabe, bo nie jest! jest dobre. ale mam wkurwa, bo Maria. Kurwa, ale sobie postać stworzyłaś. chociaż w sumie może to i dobrze, bo byłoby zbyt... sielankowo? czy takie określenie może w jakikolwiek sposób pasować do Lilii? whatever. nie lubię jej. cieszę się, że relacja Frank-Gerd powoli się rozwija i nabiera kształtów. nic nie dzieje się zbyt szybko, to jest ogromny atut tego opowiadania.
    przepraszam, że rzadko komentuję, ale w czytaniu staram się być na bieżąco. życzę dużo weny!
    xoxo!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego nie podoba się tobie ten rozdział? Według mnie był świetny! Niestety, stanowczo za krótki. Nie podoba mi się ta cała Maria, serio. Jest momentami zabawna i całkiem sassy, ale z drugiej strony za bardzo się wcieliła w rolę super-wybawcy Gerarda. Takie trochę "masz siedzieć cicho i mnie słuchać, bo przecież to dla twojego dobra, dziubasku". Jak natrętny głosik w głowie. Ugh. Za to Gee jest świetny! Najlepsze było, jak odmówił przedstawienia Franka, tak po prostu :D. Nie wiem, dlaczego, ale jego postać do mnie przemawia :). Franka też doskonale rozumiem, ja na jego miejscu chyba bym dała obojgu liście w twarz.
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej, Frankie usłyszał, że jednak wiele znaczy dla Gerarda :') Czekałam na wypadającego z klasy nauczyciela, ale jednak im się udało xD Ciekawu mnie, czy (a jeżeli tak to kiedy) Gee się złamie... I co wtedy zrobi Maria. Taje mnice, tajemnice... ;)
    MxMS

    OdpowiedzUsuń
  10. "... na której tobie zależy." - chciałabyś, chciałabyś, droga Mario. Gerardowi zależy jedynie na Franku i ty się z łaski swojej nie wpieprzaj w ten związek ideANALny xD
    A nasz Franciszek jak ma kogoś oceniać, to wali prosto z mostu i bez owijania w bawełnę, jak widzę. "Tania kurwa". I kropka. Zgadzam się. Przybij pionę, Franciszku xD
    O, albo to "krew odpłynęła z górnej części ciała..." i... popłynęła do dolnej? XD

    No, rozdział bardzo fajny i bardzo fajny. Logiczne zdanie bardzo logiczne. Miło wiedzieć już na pewno na pewno, że Gerardowi zależy na Franku i miło wiedzieć, że Frank o tym wie :D

    Lecę dalej.

    XoXo

    OdpowiedzUsuń
  11. Mylisz się kochana, rozdział nie jest "potwornie słaby", jest jak zawsze zajebisty :3 Nie będę oryginalna jak napiszę, że nie lubię tej Marii XD
    Eh, idę w końcu spać.

    OdpowiedzUsuń