15
Kiedy
Seth skończył liceum, nic dłużej mnie w tym budynku już nie trzymało. Ciągle te
same twarze patrzące z zawiścią, ciągle słyszane za plecami wyzwiska. Obecność
blondyna blokowała wcześniej wszelkie zniewagi pod moim adresem, ponieważ on
sam był w tej szkole bardzo lubiany i szanowany. Był moją osłoną, która zniknęła,
wystawiając mnie ponownie na agresywny świat. Mimo wszystko autorytet chłopaka
oraz widmo jego dawnego związku ze mną jakoś blokowały ataki fizyczne, lecz
słownych już nic nie powstrzymywało. Dlatego nienawidziłem tego miejsca,
przebywając tutaj jedynie niezbędne minimum.
Po
zakończeniu pisania zaległych sprawdzianów, założyłem szybko plecak na ramię i
poluzowałem krawat w szkolnych barwach. Te mury mnie dusiły. Zwężały się, ilekroć
między nimi przechodziłem, chcąc zgnieść to, co ze mnie pozostało. Nie miałem
zamiaru spędzić tutaj ani jednej chwili dłużej. Kiedy wyszedłem z sali lekcyjnej
na korytarz, od razu odnalazłem wzrokiem Mikeyego z dziewczyną. Stali przy
szafkach niedaleko biblioteki, spokojnie o czymś rozmawiając. Podszedłem do
nich szybkim krokiem, uśmiechając się leniwie.
- Dzięki za wszystkie notatki z
lekcji – powiedziałem bez zbędnych wstępów. – Mam nadzieję, że jakoś to będzie.
- Z takimi notatkami nie mogło ci
pójść tragicznie – odparł chłopak, tym samym kończąc naszą rozmowę. Wyminąłem
spokojnie parę i udałem się do wyjścia z budynku.
Moja
relacja z młodszym Wayem była trochę mniej skomplikowana niż ze starszym. W końcu
tyle ich różniło. Drogi moje i Mikeyego rozeszły się naturalnie. Nie
widywaliśmy się w szkole, więc skończyły się wspólne tematy, a poza szkołą
byłem zbyt zajęty, aby reanimować nasz kontakt. Chłopak w końcu też znalazł
dziewczyną swojego życia, więc dodatkowo był zbyt zajęty planowaniem ich
wspólnej przyszłości, aby specjalnie zabiegać o rozmowy z dawnym kumplem z
sąsiedztwa. Z biegiem czasu dochodzę ponadto do wniosku, że nasze światopoglądy
chyba zbyt się od siebie różniły, abyśmy mogli stworzyć relację opartą na
przyjaźni ponad wszystko.
- No co jest? – usłyszałem głos Setha
po drugiej stronie telefonu, kiedy wykonałem do niego połączenie.
- Co robisz? – zapytałem.
- Jestem w Safewayu z twoją mamą –
odpowiedział spokojnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
Ściągnąłem brwi i uśmiechnąłem się do siebie, nie do końca rozumiejąc, co się
właśnie tutaj stało.
- A chcesz mi powiedzieć jak w ogóle do
tego doszło? – zaśmiałem się.
- No wpadłem do ciebie, bo
zapomniałem, że idziesz przecież do szkoły i posiedziałem trochę z twoją mamą,
po czym stwierdziliśmy, że pojedziemy na zakupy – wytłumaczył drobiazgowo,
przybierając ton, który mi podpowiedział, że Seth jest właśnie teraz bardzo
dumny z siebie, gdyż pamiętał o naszej tradycji jeżdżenia na comiesięczne
zakupy do supermarketu. Przewróciłem oczami, nie mogąc zmazać z ust stale
utrzymującego się na nich uśmiechu. Blondyn był niby starszy ode mnie o trzy
lata, ale jednak momentami nadal jak małe dziecko. Nieustanie przepełniało go
pragnienie zaimponowania drugiej osobie oraz zrealizowania wszystkich rzeczy, zanim
zostanie o nie poproszony.
- Jesteś kochany – powiedziałem to,
co bardzo chciał teraz usłyszeć. – Już w takim razie do was idę, bo właśnie
skończyłem zajęcia.
- Okej – odparł radośnie. - Zdzwonimy
się, jak będziesz już na miejscu.
- Dobrze – mruknąłem, rozłączając
się.
Ten
chłopak był wprost niemożliwy. Ostatnio ciągle zaskakiwał mnie łatwością, z
jaką przyjął odnowienie naszej relacji. Dla Setha stało się natychmiast jasne,
że ponownie jesteśmy parą, więc błyskawicznie powróciły do dziennej normy nasze
stare zwyczaje. Takie zachowanie blondyna było niesamowicie urocze, jednak zbyt
gwałtowne oraz szybkie. Ja sam nie umiałem wskoczyć ponownie w role jego
chłopaka tak bezproblemowo. Gdzieś w głowie nadal miałem słowa naszego układu,
które na swój sposób mnie wewnętrznie blokowały.
Seth
wyjeżdża za cztery miesiące. Znów znika z mojego życia, lecz tym razem
zobowiązuje się do niego już więcej nie wracać, jeśli oboje na koniec tego
okresu stwierdzimy, że związek na raty nie ma przyszłości. Teraz obiecaliśmy
sobie wrócić do wszystkiego, co było dawniej, żyć bardziej intensywnie i
bardziej zapalczywie konsumować tę miłość, która zakamuflowana gdzieś w nas
przetrwała ostanie miesiące rozłąki.
Brzmiało
to jak układ, w którym staramy się być wobec siebie fair, czerpać z życia, lecz
na koniec i tak planujemy siebie wzajemnie zranić.
Brzmiało
to jak układ, w którym kochamy się częściej oraz intensywniej, aby wspomnienie
tych chwil mogło wypełnić samotność, jaka po nich nastanie.
Brzmiało
to jak układ, w którym zapominamy o otaczającym nas świecie, ograniczając na
moment życie do tu i teraz, aby
później niczego nie żałować.
To
wszystko było kłamstwem.
To
wszystko było kłamstwem, które oboje chcieliśmy przeistoczyć w prawdę.
~*~
Największą
życiową porażką dla mnie było wykonywanie znienawidzonej pracy. Śledzeniu
zwykłych ludzi, przed którymi nawet nie musisz się specjalnie ukrywać, nie
towarzyszyły żadne specjalne emocje. Nie odnajdywałem w takim sposobie
zdobywania informacji ani grama adrenaliny, nie szedłem przed siebie z
poczuciem zagrożenia oraz świadomością możliwości utraty życia w każdej chwili.
Seth
chodził powoli z wózkiem po sklepie, spokojnie dotrzymując kroku mamie Franka. Nigdzie
się nie spieszyli, a chłopak uważnie pilnował tego, aby skracać swój krok przynajmniej
o połowę. Kobieta zdawała się nie zauważać jego matematycznie wyliczonego poświecenia,
które wynikało z tego, że jej nogi były krótkie, a jego raczej o wiele dłuższe.
Pani Iero coraz pokazywała coś blondynowi na migi, a on w skupieniu spoglądał
na jej ręce i wyczerpująco odpowiadał. Niekiedy żartowali na spontanicznie
pojawiający temat, a czasami widać było, że poważnie analizują pewne zjawiska.
Nie ulegało wątpliwości, że mają wspólny język i ten wypad na zakupy nie był
niczym krepującym. W końcu Seth od tylu lat, można powiedzieć, jest w tej
rodzinie, że niezręczność lub zawiść między nim oraz panią Iero byłaby nieco
dziwna.
W
każdym razie nie mogłem tak bez końca za nimi chodzić. Nigdy nie lubiłem dużych
sklepów z labiryntem półek oraz regałów. Musiałem jednak znaleźć się z
blondynem w sytuacji jeden na jeden, aby mama Franka nie zarejestrowała mojej
obecności. Od czasu pobicia bruneta patrzy na mnie z nieufnością, jakbym zaraz
miał coś zepsuć.
A w
szczególności już zepsuć jej syna.
Marco
jest ciekawy, jakie pojęcie o tym ukrytym życiu Franka ma tak właściwie Seth.
Moim zdaniem żadne, ponieważ Iero nie jest głupcem i nie narażałby swojego
chłopaka na niebezpieczeństwa związane z jego wtajemniczeniem w sytuację. Mimo
wszystko Perez podejrzanie zaangażował się osobiście w szukanie informacji na
temat Setha. Z bezsilności względem sprawy Carla zwykłe błahostki stawały się w
ostatnich miesiącach jego nowymi obsesjami. Odkrył nawet, że chodziłem z
blondynem do jednej klasy zanim zostałem zamknięty w zakładzie. Jakimś trafem w
ogóle go nie kojarzyłem, ale ja od zawsze się izolowałem, więc nie zszokował
mnie specjalnie taki obrót rzeczy. Nasza wspólna przeszłość jednak stała się
pretekstem do zainicjowania spotkania na neutralnym gruncie, którego jednak
osobiście w ogóle nie chciałem inicjować.
Muzyk
był dla mnie przeszkodą. Niewygodnie pojawił się w niewygodnym czasie, kiedy
moje osobiste uczucia względem Franka zaczęły być bardziej oczywiste oraz
sprecyzowane. Zebrałem w sobie wystarczającą siłę, aby samego siebie choć
minimalnie zmienić, jednak wszystko poszło na marne. Nie miałem już dla kogo
dążyć do wewnętrznej przemiany. Właściwie sam się przed sobą wstydziłem faktu,
że chciałem się takiej metamorfozie z własnej woli poddać.
Dla
kogo?
Dla
osoby, która by tylko ze mną cierpiała?
Dla
osoby, którą rozstrajałbym emocjonalnie własnymi wahaniami osobowości oraz
nastrojów?
Dla
osoby, która mogłaby zaznać krzywdy, jeśli nie potrafiłbym pohamować własnej
agresji?
Dla
osoby, która chyba sama właściwie nie wie, czego chce?
Związanie
się ze mną to jak wykonanie planu samozagłady. Byłem kochankiem tragicznym,
który prowadzi autostradą auto nad klif, z którego planuje zjechać w przepaść.
Sam nie umiałem siebie wewnętrznie poukładać. Pragnąłem kochać i być kochanym,
ale jednocześnie żyłem ze świadomością kruchości tego wyobrażenia wspólnej przyszłości
opartej na wzajemnym zaangażowaniu. W jednej chwili bowiem kochałem, a w
drugiej wolałem to zachować dla siebie i udawać, że nie ma chemii, nie ma
uczucia. Ponieważ się bałem.
I
nie bałem się odrzucenia.
Paradoksalnie
bałem się kochania i bycia kochanym przez drugą osobę.
Jakby
miało mnie to zabić.
Zabić
nas oboje.
Kiedy
Seth w końcu zostawił mamę Franka przy mrożonkach, a sam poszedł do alejki z
chemią, postanowiłem wykorzystać tę szansę, którą podarował mi w prezencie los.
Złapałem pierwszy lepszy produkt z półki i poszedłem w ślad za blondynem.
Chciałem już szybko skończyć tę cała farsę.
Kiedy
skręciłem w przesmyk chemiczny, nieco zwolniłem kroku, obracając się twarzą do
równoległej półki. Udawałem, że czegoś wytrwale szukam, zbliżając się małymi
kroczkami do Setha. W końcu nasze ciała były na tyle blisko siebie, że
obróciłem się gwałtownie, wpadając całym ciałem na chłopaka.
- Przepraszam bardzo – wyszeptałem
gorączkowo, jakbym naprawdę nie wiedział, co się dokoła mnie dzieje,
jednocześnie łapiąc go za ramię dla pozornego utrzymania utraconej równowagi.
- Nic się nie stało – odpowiedział,
także chwytając mnie za bark, jakby szczerze obawiał się mojego upadku. W końcu
ucisk jego palców na mojej skórze stał się jedynie elementem przeszłości, a ja stanąłem
o własnych siłach. – Nie spotkaliśmy się jakoś wcześniej? – zapytał nagle,
wkładając pod pachę ręczniki papierowe. Odszedłem od niego na wyciągnięcie ręki
i przyjrzałem się jakby z dystansu, dziękując w myślach za wyręczenie mnie z
podobnymi pytaniami.
- Rzeczywiście – przyznałem. – Metro? – zasugerowałem pytająco.
- Tak, pożyczyłeś mi zapalniczkę –
uśmiechnął się. – Dzięki za tamto.
- Nie ma sprawy – odpowiedziałem tym
samym, choć z mniejszym entuzjazmem. - Jesteś stąd? – zagadnąłem, mając na
myśli naszą niewielką miejscowość.
- Tak, ale raczej żyję ciągle w
trasie, wiec pewnie dlatego nie kojarzymy siebie nawzajem – wyjaśnił. – Seth –
wyciągnął rękę.
- Gerard – podałem zgodnie z prawdą,
licząc, że to jakoś podsunie mu obrazy z przeszłości. I chyba zadziałało.
- Chodziłeś może tutaj do liceum…? –
zapytał, ściszając glos, jakby się zastanawiał nad czymś intensywnie. – Bo odnoszę
mgliste wrażenie, że już w Metrze
wydawało mi się, że jakoś w dziwaczny sposób ciebie kojarzę.
- Tak, chodziłem – przyznałem mu
rację z fałszywie wzrastającym entuzjazmem. – Ale wyjechałem stąd jak miałem
siedemnaście lat, może dlatego ta pamięć szwankuje.
- Gerard Way! – zaskoczył nagle, a ja
się zaśmiałem. – Wybacz, ale swego czasu mocno oberwałem w głowę, więc
przeszłość dla mnie jest momentami szczególnie mocno zamazana – westchnął,
zabierając z pułki zgrzewkę papieru toaletowego.
- Nie ma sprawy, ja nie mam nawet
pojęcia, co tutaj się działo przez ostatnie lata, więc nie jestem lepszy –
przyznałem z autentycznym smutkiem i zagubieniem. Na chwilę zapanowała między
nami cisza, która była rzeczywiście trochę niezręczna. Podrzuciłem w dłoniach
słoik z koncentratem pomidorowym, czekając na ruch ze strony blondyna.
- Może masz ochotę się spotkać jakoś
na dniach? – zaproponował z uśmiechem. – Prócz kumpli z zespołu, nie mam
kontaktu z nikim z lat licealnych.
- W sumie… - pokiwałem głową. – Z
chęcią – powiedziałem. – Robisz coś teraz?
- Jestem na zakupach z mamą i czekam
na chłopaka, więc dzisiaj tak średnio, ale na przykład we wtorek? Mam
raczej cały wolny – zaproponował, a mi
zabiło szybciej serce na głupie, mgliste i niedosłowne wspomnienie Franka.
Jeśli na niego teraz czekał, to oznaczało, że muszę się zdecydowanie szybko
stąd ewakuować. Dusząc w sobie zazdrość, pokiwałem powoli głową z uśmiechem.
- Co powiesz na włoską restaurację
niedaleko 7-Eleven? Prowadzą ją moi znajomi, więc możemy liczyć na miłą
atmosferę.
- Spoko, wiem gdzie to jest – pokiwał
głową.
- Serio? – zagadnąłem jakby w
zdziwieniu.
- Tak, właśnie Frank, mój chłopak,
tam pracuje – wzruszył ramionami, jakby to nie było nic istotnego.
- O, jako kto? Może go kojarzę –
podsunąłem spokojnie. Tak jak podejrzewałem, mimika chłopaka niewiele mi
powiedziała. Wydawało się, że on naprawdę nie miał o niczym pojęcia. Zaśmiał
się w skrępowaniu i zaczął masować kark wolną dłonią, jakbym nagle go czymś strasznie
zakłopotał.
- Wstyd w sumie przyznać, ale nawet
dokładnie nie wiem… - mruknął. – Kelner? Pomoc kuchenna? – wymienił. – Na pewno
nic spektakularnego, bo nie mówi o tym jakoś wylewnie.
- A, rozumiem – uśmiechnąłem się
wyrozumiale. – Dobra, to uznajmy, że jesteśmy umówieni.
~*~
-
Cztery – mruknąłem pod nosem, przesuwając się zielonym pionkiem do przodu, po
czym oddałem kostkę Sethowi. Chłopak westchnął nostalgicznie, ponieważ musiałby
się zdarzyć jakiś cud, aby doprowadził grę do końca przede mną.
- Na jakim stanowisku pracujesz u
siebie w restauracji, Frankie? – zapytał nagle, zbijając mnie nieco z tropu.
Nigdy go nie interesował ten aspekt mojego życia. Zawsze po prostu pracowałem.
- Na kuchni trochę pomagam w myciu i
nakładaniu jedzenia – odparłem bez większych emocji w głosie. – Dlaczego tak
nagle o to pytasz?
- Tak sobie – mruknął wymijająco,
rzucając kostką.
Przyjrzałem
się uważniej Sethowi, ponieważ wydawało mi się, że coś chce z siebie wyrzucić,
ale myśli o tym jak zareaguję, są dla niego zbyt przytłaczające. Blondyn miał
ściągnięte brwi, przesuwając się sześć pól do przodu z przygryzioną dolną
wargą. Zawsze robił taką minę, kiedy chciał mi przekazać informację będącą dla
niego czymś ważnym, a dla mnie totalną błahostką. Czułem się przez to jak jakiś
chłopak-tyran, który nie wypuszcza swojego faceta nawet do sklepu po śmietanę.
Kiedy nadeszła moja kolej, po rzucie kostką nie ruszyłem pionkiem. Chłopak
podniósł na mnie wzrok sponad dłoni, którą przykrywał usta.
- Wydusisz to z siebie? – zapytałem
spokojnie. Seth powoli wyprostował się, siedząc nadal po turecku i splątał
swoje palce w miejscu krzyżowania się łydek. Czasami, gdy to robił, docierało
do mnie, jak bardzo jest wysoki.
- Spotkałem dzisiaj w sklepie kolegę
ze starej, licealnej klasy – zaczął powoli. – No i umówiliśmy się jutro na
spotkanie.
- To bardzo fajnie – powiedziałem
spokojnie, wzdychając w duchu. – Chyba nie spodziewałeś się go spotkać w takim
miejscu?
- No nie – przyznał z ulgą. – Bardzo
dawno go nie widziałem. Właściwie jak tak o tym pomyślę, nawet nie gadaliśmy ze
sobą w szkole – podrapał się po karku, jakby chciał mi przekazać niezręczność
tego momentu. – Nie wiem, skąd jego nagłe zainteresowanie.
- Czasami tak już bywa – wzruszyłem
ramionami. – Ale warto się z nim spotkać, skoro poza chłopakami nie masz
kontaktu z nikim ze starej klasy.
- Dzięki – uśmiechnął się
nieoczekiwanie i szybko nachylił się, żeby mnie pocałować i wrócić na swoje
miejsce.
Kiedy
rzucał energicznie kostką, kąciki jego ust były nadal uniesione do góry.
Siedziałem oniemiały i patrzyłem na to duże dziecko z niedowierzaniem. Seth był
przeuroczy pod każdym względem, ale czasami nie mogłem wyjść z podziwu, jak
łatwo jest go zadowolić i sprawić, żeby był wdzięczny za coś, za co nawet nie
powinien. Każdy ma prawo do widywania się ze znajomymi nawet, jeśli jest w
związku. Miłość to nie klatka zniewolenia, ale po prostu zaufanie, że mimo
wszystko i tak będzie się razem. A nie ufałem nikomu bardziej na tym świecie
niż Sethowi i to w dosłownie każdej kwestii. Blondyn dobrze o tym wiedział,
więc nie rozumiałem jego niektórych reakcji, ale uznawałem je za cudownie
rozczulające.
Podszedłem
na czworaka do muzyka, zostawiając za sobą planszę do chińczyka. Ta gra
straciła i tak dla mnie jakikolwiek sens, kiedy rywalizacja między nami umarła
śmiercią naturalną. Usiadłem chłopakowi powoli okrakiem na kolanach i
spojrzałem z pełną powagą w oczy. Kochałem w nim to ciepłe spojrzenie, którym
mnie obdarowywał niezależnie od sytuacji. Kochałem je tak, jak kochałem w nim
wiele innych, pozornie nieistotnych cech. Ponieważ to był Seth, na którego
podług ostatnich wydarzeń kompletnie nie zasługiwałem.
Powoli
zatopiłem palce we włosach chłopaka, ciągnąc jego głowę razem z nimi do tyłu.
Pod opuszkami wyczuwałem grubą bliznę, która nie przywoływała nic prócz samych
złych wspomnień. Przejechałem po niej delikatnie kciukiem, przenosząc się
myślami najpierw pod salę operacyjną, a później do szpitalnego pokoju, w którym
spędziłem całą wieczność, tonąc w poczuciu beznadziei oraz osamotnienia.
- Grrrrr – zamruczał Seth tak nagle,
że aż cofnąłem szybko ręce i spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Po chwili zacząłem
się jednak śmiać, uspokajając własne rozkołatane serce. Zatracanie się w tym etapie naszej znajomości
nigdy nie było dobre dla żadnej ze stron. Czasami jednak przez nieuwagę nadal
oboje do tego wracaliśmy myślami tak jak teraz.
- A co to niby było? – zapytałem,
będąc na granicy rozbawienia oraz dalszego szoku.
- Ryk lwa, którego grzywa została
zbezczeszczona – puścił mi oczko. Spojrzałem na niego z pobłażaniem i złapałem
delikatnie za szczękę.
- Kochanie… już prędzej to było
miauczenie kotka dachowego niż groźnego lwa z sawanny – powiedziałem szeptem,
spoglądając na niego ze współczuciem.
- Ach tak? – uniósł brwi, będąc
dogłębnie urażony. W odpowiedzi pokiwałem jedynie głowa ze smutkiem, zsuwając
się w jego kolan. Udałem się powoli w podróż na swoje pierwotne miejsce, kiedy
nagle poczułem mocne pociągnięcie za nogę i rozpłaszczyłem się na podłodze, strącając
ręką pionki z planszy. Kiedy przewróciłem się na plecy, w oka mgnieniu miałem
już nad sobą Setha. – Obrażasz króla zwierząt? – szepnął mi do ucha grobowym
tonem, od którego aż przeszły mnie autentyczne ciarki. Spojrzałem z
przestrachem w jego ciemnozielone oczy, nie będąc wstanie oderwać od nich wzroku.
Blondyn jednak nie zdołał długo utrzymać przybranej maski i parsknął śmiechem,
niszcząc całe wykreowane przed chwilą poczucie zagrożenia oraz powagi. – Gdybyś
widział swoją minę w tym momencie, Frankie – pokręcił głową w rozbawieniu,
któremu nieświadomie się poddałem.
- Dupek – podsumowałem, uderzając go
pięścią w ramię.
- Ale chyba nie przestraszyłem ciebie
tak na serio? – zapytał, upewniając się co do sytuacji.
- Nie – odpowiedziałem z przekąsem. –
Ale miałem nadzieję, że podtrzymasz tę mroczną aurę seksapilu, lecz cóż… - wzruszyłem
ramionami, udając pełne rozczarowanie.
- Cały czas jestem seksowny –
powiedział z przekonaniem, szczerze w to wierząc.
- Oczywiście – szepnąłem, zagryzając
dolną wargę. – Królu zwierząt – zaśmiałem się głośno, usiłując wyczołgać się
spod Setha. Jednak chłopak chyba miał wobec mnie nieco inne plany. Poczułem
mocny uścisk jego palców na nadgarstkach, które zostały prędko rozłożone na
boki.
- Zawsze możesz być na przykład jakąś
antylopą – odparł z rozbawieniem, całując mnie lekko w szyję, a później
delikatnie w usta.
- Nie mam pojęcia, jakie dźwięki
wydaje antylopa – ściszyłem głos, wypuszczając spomiędzy warg płytkie,
przyspieszone westchnienia.
- Ale taka goniona… - zadyszał wprost
do mojego ucha. - … czy taka zjadana? – zawarczał mi w szyję, aż zacząłem się
głośno śmiać, zarzucając mu ręce za głowę.
- Obojętnie, Seth – powiedziałem z
rozbawieniem. – Mogę być obiema – przyznałem szczerze, mocno go całując. – Na
wstęp goniona chyba bardziej się nadaje – mruknąłem, uśmiechając się z
rozczuleniem.
- Obawiam się, że masz rację – szepnął,
kładąc swoją dłoń na moim biodrze.
- Obawiam się… - przedrzeźniłem go.
- Oj zamknij się już – zaśmiał się,
zakrywając moje usta swoimi.
Oddałem
chłopakowi powoli pocałunek, zaciskając mocno palce na jego karku. Nadal
leżeliśmy na podłodze, co nie było najwygodniejszą pozycją, jednak żadnemu z
nas chyba nawet nie przeszło przez myśl jej zmienianie. Dłonie Setha subtelnie
zatańczyły w okolicach moich spodni, podczas gdy ja swoje już jakiś czas temu
włożyłem pod jego koszulkę. Raczej nigdzie się nie spieszyliśmy, wytwarzając jednak
między sobą paradoksalnie gorączkową atmosferę. Rozebrałem powoli blondyna z
górnej części garderoby, odrzucając ją gdzieś na bok. Chłopak w odpowiedzi
zjechał ustami na linie mojej szczeki i podciągnął ciało do siadu. Oplątałem go
mocno nogami w biodrach, łapiąc dwoma palcami za podbródek. Posłałem chłopakowi
długie, przymrużone spojrzenie połączone z cichym westchnieniem. Zagryzłem
mocno dolną wargę blondyna, celowo przedłużając moment jej puszczenia.
Kiedy
Seth powoli wstawał, patrzyłem mu intensywnie w oczy, muskając delikatnie swoim
nosem jego policzek. Lubiłem wdychać ten intensywny zapach muzyka, scałowując
jednocześnie cały aromat z jego warg. Była to mieszanka różnych, delikatnych
zapachów, która działa na mnie oszałamiająco. Podniecała oraz koiła wszelkie
zszargane nerwy jednocześnie.
Trzymanie
mnie na rękach nigdy nie sprawiało blondynowi większego kłopotu. Kiedy jednak
zmierzaliśmy już w kierunku łóżka, przerwało nam lekkie skrzypnięcie drzwi, w
których pojawiła się mama Setha.
- Wnioskując po wrzaskach, sądziłam,
że bawicie się w zoo, ale to chyba jednak Tarzan – powiedziała, patrząc na swoje
dziecko rozbawionym wzrokiem. Skołowany chłopak, obrócił się szybko w kierunku
kobiety, nadal zaciskając palce na moich pośladach. Chwilę wymienialiśmy
wszyscy troje oniemiałe spojrzenia, nie wiedząc, jaki ruch powinniśmy następnie
wykonać. Jednak ten stan odrętwienia w końcu minął i chyba odzyskałem jasność
umysłu szybciej niż mój chłopak.
- Puść mnie – szepnąłem mu gorączkowo
do ucha, czując, jak twarz pokrywa mi się żywą czerwienią. Seth powoli
rozluźnił palce i pozwolił mi się bezpiecznie wyślizgnąć ze swoich ramion.
- Co robisz o tej porze w domu? –
zapytał, podnosząc szybko koszulkę z podłogi, którą zaraz na siebie ubrał.
- Wpadłam po dokumenty do szpitala i
jakoś nie mogłam powtrzymać matczynej ciekawości sprawdzenia, co takiego
porabia mój dorosły syn – oparła lekko, nawet nie starając się powstrzymać
szczerego uśmiechu satysfakcji, którą czerpała z naszego zażenowania. – Jak się
okazało, tradycyjnie nic dorosłego, więc chyba mogę spokojnie wracać do pracy –
westchnęła, przenosząc swój szyderczy wzrok na moją zarumienioną twarz. –
Cześć, Frankie – przywitała się radośnie.
- Dzień dobry – powiedziałem szeptem
ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Oj dzieci, dzieci – pokręciła głową
z uśmiechem, po czym zniknęła na korytarzu, zamykając za sobą drzwi.
Zakryłem
swoje policzki dłońmi, sprawdzając ich poziom zarumienienia i byłem zdruzgotany
własnym odkryciem. Spojrzałem na Setha z zażenowaniem, napotykając jego
rozbawiony wzrok. Chłopak wręcz wewnętrznie dusił się ze śmiechu, lecz na jego
twarzy też dostrzegłem oznaki wstydu.
- Co się tak patrzysz – burknąłem.
- Jestem Tarzanem – powiedział,
ruszając dwuznacznie brwiami. Zdzieliłem go w głowę otwartą ręką, nie mogąc
pohamować śmiechu.
- W Jane się dla ciebie nie zamienię
– odparłem. – Antylopa mi już chyba na dzisiaj w zupełności wystarczy.
- Rawr – zaśmiał się, mocno mnie
przytulając. Pokręciłem tylko głową z rezygnacją, ufnie się w niego wtulając.
~*~
-
I na jak długo zamierzasz tutaj zostać? – zapytałem z udawaną ciekawością. W głębi
serca jednak gdzieś się tliła nadzieja, że nie zajmie mu to dłużej niż tydzień.
- Na kilka miesięcy – odpowiedział
szacująco. – Cztery, może pięć, nie jestem pewien.
- Twój chłopak gra z tobą w zespole,
czy tak dzielnie znosi podobne wyjazdy?
- W ogóle ich nie znosi – zaśmiał się
szczerze, upijając łyka wody. – Właściwie to Frank nawet mnie zostawił przez te
podróże. Rozstaliśmy się w zgodzie i porozumieniu, ale ostatnio jakoś tak
wyszło, że chyba wróciliśmy do siebie na moment.
- To brzmi… nieco dziwnie –
skrzywiłem się, siląc na uśmiech.
- Bo jesteśmy dziwną parą po prostu –
rozłożył bezradnie ręce. – Nie umiemy ze sobą żyć i bez siebie też nam to życie
średnio wychodzi. Dlatego poszliśmy na układ, że po tych czterech miesiącach
najprawdopodobniej ostatecznie separujemy się od siebie.
- Tak po prostu? – zdziwiłem się.
- Mhm – pokiwał głową. – Taki związek
meczy nas oboje, chociaż chyba Franka bardziej. Poza tym wydaje mi się, że
znowu na siłę wszedłem w jego życie w jakimś dziwnym momencie. Jakby zaczął już
tutaj inne życie i poznał innego faceta – odruchowo uciekłem wzrokiem od mojego
rozmówcy, łapiąc mocno filiżankę z kawą. -
Biorąc pod uwagę to, jak dobrze go znam, raczej się z niczym nie mylę –
zaśmiał się bez cienia wesołości. – Ale bardziej niż dalej rozmawiać o moim
chorym związku, wolałbym się chyba dowiedzieć, co działo się z tobą przez te
ostatnie lata. Strasznie tajemniczo rozpłynąłeś się w powietrzu i powstało dużo
plotek.
- Na przykład? – zachęciłem go z
uśmiechem do kontynuowania.
- Najpopularniejszy chyba był zakład
psychiatryczny – powiedział. – Nie zrozum mnie źle, ale strasznie się
alienowałeś. Wiele osób mogło to opacznie zrozumieć.
- I tak oto plotka była prawdą choć
raz – uśmiechnąłem się pod nosem, spoglądając mu prosto w oczy. Ku mojemu
zdziwieniu, wcale nie okazał strachu czy zaniepokojenia tym, że siedzi właśnie
przy jednym stoliku z potencjalnym wariatem. To było ciekawe uczucie.
- Trochę mnie zaskoczyłeś, ale
wszystko okej – odezwał się po chwili milczenia. – Wszystko już jest w
porządku? – zapytał.
- Biorę leki, żyję normalnie –
zapewniłem. – Właściwie to nic mi nie było. Wymysł rodziny i przewrażliwionych
lekarzy.
- Moja mama jest lekarzem, więc
rozumiem, o czym mówisz – przyznał. - Zdarza się, jak sądzę.
Na
sekundę nasza rozmowa zamarła, kiedy podeszła do nas kelnerka, wykładając na
stolik nasze dania. Przez chwilę unosił się między nami cudowny zapach makaronu
w oliwie z czosnkiem, chili i pietruszką. Seth podziękował cicho za posiłek i
zgrabnie zignorował zachwycony wzrok dziewczyny, która sprawiała wrażenie,
jakby chciała tutaj stać i patrzeć na niego bez końca. Chrząknąłem dyskretnie,
posyłając jej spokojne, ale stanowcze spojrzenie. Kelnerka kiwnęła
przepraszająco głową i prędko odeszła.
- Dowiedziałeś się w końcu, kim jest
twój chłopak? – zapytałem z przekąsem, niby w żarcie, lecz całkiem na serio.
Stwierdziłem, że to bardzo dobry moment na to pytanie.
- Tak! – uśmiechnął się niewinnie. –
Krąży gdzieś po kuchni – wykładanie dań, zmywanie naczyń. Jakoś tak to ujął.
- Mhm, to pewnie go nie kojarzę –
stwierdziłem. – Nie mieszam się w pracę ludzi za ścianą – westchnąłem. - Życie
w szkole jakoś uległo zmianie po moim zniknięciu, czy raczej średnio? –
zmieniłem zgrabnie temat.
- Raczej nic nowego i znaczącego się
nie wydarzyło – stwierdził. – Dyrektor jedynie się zmienił, więc na początku
szkoła organizowała więcej imprez, ale później wszystko się uspokoiło. Dalej to
miejsce było nietolerancyjną, zawistną budą, kiedy odchodziłem.
- Nie lubiłeś naszego liceum? –
zdziwiłem się. – Byłeś w drużynie koszykarskiej, o ile mnie pamięć nie myli.
Powinieneś mieć raczej wesołe wspomnienia.
- Pod koniec liceum raczej już nie
grałem w koszykówkę i odszedłem z zespołu – powiedział z wyraźnie bardziej
zasmuconą miną. – Miałem drobny wypadek w przedostatniej klasie i musiałem
zrezygnować na jakiś czas zarówno ze szkoły jak i gry. Nienajprzyjemniejsze
wspomnienia.
- W takim razie chyba nie wypada mi w
to wnikać – stwierdziłem, siląc się na takt. W głowie jednak zakodowałem sobie,
aby zwrócić się do Matta w tej sprawie. Nie dla zaspokojenia głodu informacji
Marco, ale dla zaspokojenia mojej własnej ciekawości.
- Rzeczywiście, wolałbym o tym nie
rozmawiać – przyznał bez ogródek. – Ale wtedy miałem już Franka, więc chociaż
było ciężko, jakoś oboje sobie nawzajem pomogliśmy – uśmiechnął się radośnie,
choć przed sekundą sprawiał wrażenie osoby, która miała zamiar się popłakać.
Najdrobniejsze wspomnienie Iero niesamowicie dobrze działało na jego nastrój, a
na mój już raczej niekoniecznie. Uwagę chłopaka jednak nagle rozproszyły
wibracje telefonu. – O wilku mowa – mruknął. – Przepraszam cię na sekundę –
powiedział i odebrał połączenie.
~*~
Kiedy
wyszedłem z pracy, zobaczyłem tylko i wyłącznie ciemne chmury, które na swój
sposób kreowały w mojej głowie świat na klaustrofobiczną przestrzeń.
Westchnąłem tylko w duchu i ruszyłem przed siebie w drogę do domu.
Od
rana prześladowało mnie jakieś niejasne wrażenie, że coś jest nie tak, jak
powinno być. Już od dłuższego czasu taki stan się we mnie utrzymywał. Balem się
stawiać kroki, bałem się chodzić podziemnymi korytarzami firmy. A to wszystko z
winy Gerarda i jego dziwnej groźby, której nie umiałem odpowiednio zinterpretować.
Nie miałem pojęcia, w jaki sposób niby powinienem się do niej ustosunkować.
Wychodząc
powoli bramą, rozglądałem się niespokojnie po okolicy, kiedy zauważyłem kątem
oka coś, co przykuło szczególnie moją uwagę.
Samochód
Setha.
Sięgnąłem
szybko po telefon i wybrałem numer blondyna, ruszając jednocześnie w stronę
jego auta. Połączenie chłopaka z tym miejscem, wywoływało we mnie niejasne
uczucia oraz palący niepokój.
- No co jest? – zapytał na wstępie.
- Gdzie jesteś? – wysiliłem się na
spokojny ton.
- Na spotkaniu z tym kolegą, co ci
wspominałem ostatnio – odpowiedział.
- Okej – mruknąłem. – A w jakim
miejscu się spotkaliście?
- Restaurację, w której pracujesz,
prowadzą jego znajomi, więc żeby było zabawnie, właśnie tam akurat siedzimy.
- To stoję przy twoim aucie –
westchnąłem z uśmiechem. – Taki zbieg okoliczności, jak widać.
- Hmmm… widzę cię – zaśmiał się
radośnie, a chwile później dotarł do mnie dźwięk pukania w szybę. Spojrzałem w
tamtym kierunku i odmachałem blondynowi, uśmiechając się pod nosem. Jak zwykle
nie tracił pogody ducha, nawet w tak ponury dzień jak dzisiejszy. Zerkałem od
razu w bok na kolegę Setha i poczułem, jakby cała krew gdzieś mi momentalnie
odpłynęła, a mina zrzedła.
Gerard.
Szybko
nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Mężczyzna spojrzał na mnie z chłodną, opanowaną
miną. Jego odpowiedzią na mój szok, była lekko podniesiona brew w taki sposób,
jakby stanowiła ironiczne zapytanie dla mojego nagłego pojawienia się. Jakbym
był nieproszonym gościem.
- To dokończ rozmowę z kolegą, a ja
na ciebie cierpliwie poczekam, dobrze? – zapytałem słabym głosem, nie
spuszczając oka z Waya.
- Coś się stało? – zapytał czujnie,
jak zwykle odnotowując zmianę barwy mojego głosu.
- Nie, nic – zapewniłem go. –
Zupełnie nic, ale chciałbym dzisiaj o czymś z tobą porozmawiać.
~*~
Patrzyłem
ze spokojem, jak Seth wychodzi z knajpy, przenosząc od razu swoje spojrzenie na
Franka, który przestępował nerwowo z nogi na nogę, opierając się plecami o
drzwi kierowcy. Wyraźnie martwił się o blondyna, lecz naprawdę nie miał ku temu
podstaw. Ostatnie słowa powiedziałem w nerwach, ale w głębi serca nie życzyłem
żadnemu z nich niczego złego.
Można
powiedzieć, że ze wszystkim już się pogodziłem.
Pogodziłem
się ze stratą.
Kiedy
Seth podszedł do bruneta, od razu delikatnie ucałował jego wargi i powiedział
coś, na co ten drugi zareagował nieśmiałym uśmiechem, po czym uderzył go lekko
ręką w głowę. Jednak mina Iero szybko wróciła do tej poprzedniej – smutnej oraz
zmartwionej. Założył ręce na klatkę piersiową i spuścił głowę, tłumacząc Sethowi
jakąś sprawę bez większych emocji. Blondyn tylko pokręcił głową w zaprzeczeniu
i podniósł Frankowi głowę do góry palcem wskazującym. Powiedział mu coś bardzo
powoli oraz z precyzyjnym doborem słów, po czym szybko pocałował w czoło i
pokazał ręką drogę na drugą stronę auta. Brunet wyraźnie westchnął i ze
skwaszoną miną ruszył na około samochodu. Zanim jednak wsiadł, posłał mi
chłodne oraz zawistne spojrzenie, którego wytrzymanie nie było niczym
przyjemnym. Pierwszy raz widziałem w tym chłopaku tyle nienawiści i wiedziałem,
że to ja byłem jej źródłem.
Wstałem
powoli od stołu i udałem się w stronę kuchni, którą byłem w stanie przejść na
dół do piwnicy. Dopiero tam mogłem odetchnąć i poczuć się swojo – otoczony cieniem,
samotny. Szedłem na spotkanie z mrocznym panem tego podwórka, smutnym szatanem
pełnym nienawiści.
- Cześć – powiedziałem nieświadomie
do Vernona, który obdarzył mnie podejrzliwym spojrzeniem. Murzyn kiwnął jedynie
głową i przepuścił do gabinetu Marco. – Cześć -powtórzyłem beznamiętnie.
- No witam – odpowiedział Perez znad
szklanki z whisky.
- Przyszedłem z tobą porozmawiać o
czymś ważnym – oznajmiłem poważnie, siadając w moim ulubionym zagłębieniu
kanapy.
- O co takiego chodzi, Gerard? –
zapytał. – Nie ukrywam, że trapi mnie to już od dawna równie mocno jak ciebie
meczy. Leki nie działają?
- Muszę stąd uciec – przyznałem bez
ogródek.
- Jak to… uciec? – zdziwił się,
siadając wygodniej na krześle.
- Słyszałem, że planujesz wysłać
Stevena do Kanady w ramach wymiany i rekonesansu tamtejszego rynku.
- To prawda, jednak…
- Chce jechać zamiast niego –
powiedziałem szybko zanim Perez skończył swoją poprzednią wypowiedź.
- Dlaczego? - ściągnął brwi. Nie
rozumiał mojej prośby, ale ja też jej nie rozumiałem. Wiedziałem po prostu, że
nie mogę dłużej tutaj zostać, bo w przeciwnym razie zwariuję.
- Bo chce znaleźć szybko drogę powrotną
w moim zagubionym życiu – zaśmiałem się gorzko, rozkładając na bok ręce.
- Ale to jest pół roku czasu, Gerard
– Marco ściągnął brwi, nachylając się w moją stronę.
- Wiem – przyznałem, kiwając głową.
- Co się stało, dzieciaku? – zapytał
z ciężkim westchnieniem.
- Daj mi stąd wyjechać, Marco –
poprosiłem głosem, który niemal wpadał w błaganie. - Daj mi wyjechać, albo się
tutaj uduszę.
~*~
Kiedy
weszliśmy do domu Setha, od razu udałem się do łazienki, ciągnąc za sobą
chłopaka. Widziałem na jego twarzy całą masę pytań i wiedziałem, że moje
następne słowa wywołają ich kolejną lawinę. Zanim oboje zniknęliśmy w
pomieszczeniu, zatrzymałem blondyna na korytarzu.
- Rozbierz się – powiedziałem
spokojnie, ale stanowczo, zdejmując koszulkę oraz spodnie.
- Co się dzieje? – zapytał z
przestrachem.
- Do naga, Seth – kontynuowałem. – O
nic teraz nie pytaj, proszę.
Widziałem,
że muzyk nie jest tym wszystkim zachwycony, ale krok po kroku wykonał moje
polecenie, stając przede mną takim, jakim go widziałem tylko w najbardziej
intymnych sytuacjach. Złapałem chłopaka delikatnie za rękę, splatając nasze
palce. Kiedy weszliśmy powoli pod prysznic, zamknąłem kabinę i spuściłem wodę.
Seth
zachował między nami bezpieczny dystans, stając jak najdalej od mnie, nadal z
pytającym wzrokiem i założonymi na klatce piersiowej ramionami. Między nami
zapanowała na chwilę cisza. Krople równomiernie uderzały w akrylowy brodzik, imitując
szum deszczu za oknem. Rozbryzgiwały się na wszystkie strony, tworząc między
naszymi ciałami wyimaginowaną taflę działową.
- Słucham – powiedział w końcu,
unosząc wysoko do góry brwi.
- Pamiętasz tamten czas, kiedy umarł
mój ojciec? – zapytałem nieśmiało poparu sekundach, patrząc w dół na nasze
stopy. Wstydziłem się swoich słów. Wstydziłem się ich i jednocześnie bałem,
jakby miały poranić moje usta samym swoim istnieniem.
- Tak… – odparł powoli, niepewnie.
Nie miał pojęcia, dlaczego tak nagle podobny temat między nami wyrósł w
podobnych okolicznościach. Wiedziałem, że mimowolnie szuka tego momentu w
swoich wspomnieniach. - Co z tym?
- Jego śmierć nie była losowym
wypadkiem – szepnąłem, przymykając powieki. Czułem, jak woda delikatnie
osadzała się mgiełką na mojej twarzy, czyniąc całą tę sytuację jeszcze bardziej
nieznośną.
- Jak to? – drgnął nagle. – Co masz
przez to na myśli, Frankie?
- To… - zacząłem, urywając niemal
natychmiast. Żadne słowa nie były w stanie opisać tej historii oraz moich
emocji. Ładna otoczka słowna w przypadku minionych zdarzeń nie mogła w żaden
sposób zaistnieć. Przełknąłem ślinę. – Byłem wtedy naprawdę słaby, Seth. Ja…
Ty… Ciebie nie było – wykrztusiłem w końcu, tracąc nieoczekiwanie oddech.
Wydawało mi się, że będę umiał to wszystko mu wyjaśnić w miarę racjonalnej i beznamiętnej
formie, ale kiedy zobaczyłem sposób, w jaki na mnie patrzył, cała moja obrona
runęła.
- O czym ty teraz mówisz, do kurwy
nędzy – podniósł nieoczekiwanie głos.
- Ja miałem naprawdę dość tego
wszystkiego, Seth – pociągnąłem nosem, chociaż żadne łzy jeszcze wcale nie
popłynęły. Spojrzałem na blondyna z przerażeniem, wracając pamięcią do tamtych
traumatycznych chwil, jakby to było wczoraj. – Nikogo przy mnie nie było –
powiedziałem, kręcąc głową. – Byłem całkiem sam, Seth. Proszę cię, postaraj się
mnie zrozumieć… - zakrztusiłem się, kiedy pierwsze łzy napłynęły mi do oczu.
Szybko zatkałem sobie usta dłonią.
- Jezus, Frank… - powiedział nagle. Te
słowa były puste mimo faktu, że w domyśle posiadały w sobie wiele różnych
emocji. Ich nadmiar uczynił je wyblakłymi oraz jeszcze bardziej nieznośnymi w
mojej głowie. Chłopak podszedł do mnie szybko, łapiąc mocno za ramiona, kiedy zsunąłem
się po drzwiach kabiny na dół. Na początku nic nie mówił, lecz patrzył. A jego
wzrok wyrażał więcej niż musiał. To jedno pytanie ciągle wisiało w powietrzu,
dlatego wcale mnie to nie zdziwiło, kiedy w końcu padło, zawisając w powietrzu
niczym prawomocny wyrok. – Zabiłeś go, Frank? – zapytał szeptem przepełnionym
obawą, jakby przerażał go sam fakt tego, że musiał to powiedzieć na głos.
Pokręciłem przecząco głową, jednak blondyn najwyraźniej uznał to jako odmowę do
dalszej rozmowy, a nie negację. – Kurwa powiedz mi, czy go zabiłeś! – wrzasnął.
- Nie! – odpowiedziałem tym samym
tonem, spoglądając mu w oczy.
- To co?! – potrzasnął mną
nieznacznie. – Mów do mnie, kurwa!
- Inni to za mnie zrobili –
wyszeptałem.
- Jak to inni? – zapytał głucho,
domyślając się powoli, co mam na myśli. – Kurwa, Frank, w coś ty się władował,
dzieciaku? – mruknął, łapiąc moją twarz w obie ręce. Pocierał nerwowo kciukami
skórę moich policzków, szukając w oczach zrozumienia.
- Dzięki nim mogłem przynajmniej w
minimalnym stopniu zacząć nowe życie, Seth. Nawet nie wiesz jak długo
zastanawiałem się, czy robię dobrze. Siedziałem miesiącami, znosząc tego gnoja
i pękałem coraz bardziej. Sam nie byłem w stanie tego zrobić, choć wiele razy
próbowałem – wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu. Blondyn nic na to nie
odpowiedział, patrząc na mnie z rozdzierającym serce niedowierzaniem. Ten wzrok
sprawiał, że chciałem zniknąć coraz bardziej. Czułem się niewiarygodnie źle ze
samym sobą przez cały ten rok, który minął od śmierci ojca. Niczego nie
żałowałem, ale też tym bardziej z niczego nie byłem dumny. – Nie patrz tak na
mnie, bo czuje się jeszcze gorzej.
- To oni ci to zrobili? – zapytał
znacznie łagodniej, przesuwając palcami po moich żebrach. Nie wierzyłem, że ze wszystkiego,
co mu właśnie powiedziałem, interesowało go akurat moje zdrowie. Pokiwałem
niechętnie głową, patrząc jak usta chłopaka wykrzywiają się nieprzyjemnie. –
Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz, Frank? – zapytał z wyraźnym
rozżaleniem. – Miałeś tyle czasu, tyle okazji. Dlaczego dopiero teraz?
- W ogóle bym ci o tym nie
powiedział, ale dzisiaj rozmawiałeś z jednym z nich, Seth – szepnąłem.
- Słucham? – zapytał w
niedowierzaniu.
- Gerard ze mną pracuje –
powiedziałem przez łzy. – Jakiś czas temu powiedział mi, żebym miał na ciebie
oko, ale nie byłem wstanie dokładnie wyczuć, o co mu chodzi. Dzisiaj, jak go z
tobą zobaczyłem, naprawdę byłem przerażony. Nie wiem, co to za gra, ale
strasznie się o ciebie boję.
- Co masz przez to na myśli?
- Nie możemy dłużej tego ciągnąć –
zacząłem się trząść, przełykając gorzkie łzy. – W związku ze mną nie jesteś bezpieczny,
Seth.
- Oj, Frankie, Frankie… - westchnął,
chowając mnie w swoich ramionach. Wtuliłem się w niego tak mocno, jak tylko
mogłem. Z całych sił starałem się ignorować letnią wodę, która na nas nadal
spadała. - Jestem na ciebie szalenie zły, że o niczym mi wcześniej nie
powiedziałeś – stwierdził wyjątkowo spokojnie.
- Przepraszam – szepnąłem, odczuwając
niesamowitą pustkę.
- Nie szkodzi – oznajmił z
westchnieniem. – To i tak nic nie zmienia.
- Seth… - zacząłem błagalnie.
- Nic nie zmienia – powtórzył z
naciskiem, po czym pocałował delikatnie w czoło. - Życie jest zbyt krótkie,
żeby się przejmować takimi bzdetami.
- Jesteś niemożliwy – odpowiedziałem
bezsilnie.
- Dla ciebie wszystko.
~.~
Dużo i
szybko całkiem jak na mnie. Oby długość miała jakieś odniesienie co do jakości
c: Choć szczerze mówiąc, niesamowicie się męczyłam, żeby nadać temu rozdziałowi
jakiś wygląd xD
A mnie się bardzo podobało! <3
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej ubóstwiam Setha.
OdpowiedzUsuńOn jest taki kochany...
Ale to frerard!
Chociaż, Seth to jebany anioł...
ALE TO FRERARD!
Darsa!
Mój mózg się podzielił na dwa wrogie oddziały i trwa dzika awantura. Psujesz mi go. Kocham to :')
Scena gry wstępnej w stylu lew-ofiara była obłędna. A wejście mamusi i jej zachowanie-jeszcze lepsze XD
Kiedy Frank kazał Sethowi się rozbierać, miałam pewnie taką minę, jak moherowe berety z mojej klasy, gdy wyznałam swoją wiarę (a raczej jej brak).
Uwielbiam to, co tworzysz. Czytałam poprzednie opowiadania, i to niesamowite uczucie, kiedy jesteś świadkiem rozwoju wielkiego talentu. Każde Twoje dzieło jest lepsze od poprzedniego i uważam, że Take Care Of My Soul można już postawić obok takich perełek, jak A Splitting Of The Mind. Nie przerywaj. Pisz, zbieraj doświadczenie, a (jestem pewna) będziesz w stanie stworzyć kiedyś coś, co będzie równie dobre, jak The Dove Keeper.
Pozdrawiam i życzę duuużo weny ;*
~Ad
Wybacz poślizg, kochana! Październik zawsze całkiem mnie pochłania, przełączenie się z trybu wakacyjnego na uczelniany jest cholernie trudne. Ale już jestem!
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie cholernie tym rozdziałem. Właściwie z akapitu na akapit coraz szerzej otwierałam oczy i wstrzymywałam oddech, i w głowie oczywiście formowały mi się możliwe rozwoje wypadków i zdarzeń, ale Ty prowadziłaś akcję zupełnie inaczej niż się spodziewałam i po prostu uwielbiam Cię za to, jak coraz bardziej rozkochujesz mnie w tej historii.
Powiem szczerze, byłam przekonana, że Gerard coś odwali na tym spotkaniu z Sethem. Nie wiedziałam czy coś powie, czy mu przyłoży pistolet do nogi pod stołem, czy wyjdą i podjedzie jakieś czarne auto i wpakują do niego Setha, i nie dowiemy się przez najbliższy czas, co z nim będzie... Serio, podczas ich rozmowy naprawdę myślałam, że coś się stanie. Być może głównie przez to, że Gerard jest zaborczy i nie zniesie faktu, że Frank związał się z Sethem, gdzieś myślałam, że może da się ponieść zazdrości i będzie próbował oczyścić sobie drogę do Franka.
I Frank wyznający Sethowi wszystkie swoje mroczne sekrety... Aż mi się serce ścisnęło. Trudno sobie wyobrazić ile go te wyznania kosztowały. I teraz w sumie boję się, że Seth, wiedząc o ojcu Franka i o tym, co Frank zrobił, wpakuje się w jakieś kłopoty. Chyba bym tego nie zniosła. Wiem, że to historia w konstelacji GerardxFrank, ale Seth jest tak bliską memu sercu postacią, że naprawdę nie wiem co zrobię jeśli coś mu się stanie.
I Gerard! To zaskoczyło mnie chyba najbardziej, jego rozmowa z Marco? Aż musiałam ją jeszcze raz przeczytać. Gerard dobrowolnie usuwający się ze sceny! Gerard doświadczający uczuć wyższych! To jak... sama nie wiem, kocham to, jak nakreśliłaś jego postać, kocham jego głębię i jego tajemnice, i kocham to, jak nam go przedstawiasz, z każdym kolejnym rozdziałem coraz dokładniej. To jak poznawanie prawdziwego człowieka, w prawdziwym życiu, gdy weryfikujesz swoje początkowe wrażenie po tym, jak więź się zacieśnia. Jesteś niesamowita, naprawdę.
Jak zwykle, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Nie mam pojęcia czego się spodziewać i kocham to uczucie, i nienawidzę tego uczucia. Mam mętlik w głowie, ale wiem, że i tak pokocham to, co napiszesz.
Buziaki!
xo
killspells