wtorek, 25 października 2016

Take Care of My Soul

X2



                Nigdy nie przywiązywałem wielkiej wagi do otaczającego mnie świata przyrody. Parę krzaczków, kilka chmurek, ładny trawnik przed domem sąsiada. Wszystko to widziałem codziennie i nie czułem potrzeby nadmiernego chwalenia istnienia podobnych przymiotów.
         Mówią, że nie docenimy tego, co mamy, póki nie odniesiemy utraty z tego tytułu. Przyznałem temu stwierdzeniu pełną słuszność oraz uznałem jego prawdziwość.
         Siedziałem na krześle ze splecionymi na brzuchu palcami. Patrzyłem przed siebie na niebieską ścianę w białe plamy. Już od miesiąca przebywałem w ośrodku bez możliwości oddychania świeżym powietrzem. Cały czas wolny spędzałem na tępym wpatrywaniu się w nędzny substytut nieba, który przypominał prędzej kadr z bajki animowanej niż odzwierciedlenie rzeczywistości. Ten kadr stanowił jednak jedyny łącznik ze wspomnieniami normalnego życia. Nawet jeśli ono samo w sobie było złudzeniem, to niebo pozostawało elementem paradoksalnie stałym, choć w ruchu.
Statycznie nieurojonym.
Dynamicznie zmieniającym się.
Paradoksy.
         Mimo że już byłem przyzwyczajony do wszelkich napadów z zaskoczenia, nigdy nie mogłem powstrzymać dreszczu szoku, który wtedy mi towarzyszył.
         Luke jak zwykle wyłonił się z nicości. Można powiedzieć, że był cieniem cienia mojego cienia. Usiadł niemal bezszelestnie przy moim stoliku, wbijając we mnie swoje intensywne, bursztynowe spojrzenie.
- Dlaczego ciągle na to patrzysz? – zapytał. – Przecież to fikcja.
- Tak po prostu – wzruszyłem ramionami. – Przypomina mi choć trochę to prawdziwe.
- Ty chyba lubisz siebie oszukiwać, co? – zapytał, zgarniając sobie pod nos wszystkie kredki, które leżały rozsypane na stoliku. Nie odpowiedziałem mu.
         Zacząłem się zastanawiać, co mogę zrobić, aby stąd wyjść. Przepełniały mnie setki obaw. Najsilniejszym lękiem napawała mnie wizja, że mogę upodobnić się do osób, które tutaj przebywają. Nie chciałem zostać wariatem. Silnie kwestionowałem swój pobyt w tym ośrodku, lecz z biegiem czasu zauważyłem, że moje protesty na niewiele się tutaj zdają. Dotarło w końcu do mnie, że i tak znajdowałem się na przegranej pozycji, ponieważ nie miałem władzy nad swoim życiem.
         Byłem nikim.
         Byłem wariatem.
         Byłem ubezwłasnowolniony.
         Kątem oka zerknąłem znowu na Lukea. Ten chłopak był fascynujący. Niby zupełnie normalny i świadomy własnych czynów, ale jednocześnie zupełnie szurnięty oraz wymagający specjalistycznego leczenia w zamkniętym pomieszczeniu. Bałem się go, pragnąc zarazem bliżej poznać. Na pierwszy rzut oka mój współlokator wydawał się posiadać swoją odrębną świadomość. Był niesamowicie inteligentny, nieco bezbronny oraz pozornie kruchy w swojej drobnej posturze. Wypowiadał się rozważnie, z przemyśleniem swojej wypowiedzi, jakby jego umysłu w żaden sposób nie naruszały leki, które przyjmował. Z drugiej strony widziałem już, co się z nim dzieje, jeśli tych leków nie zażywa i takiego Lukea bałem się najbardziej.
         Brunet siedział lekko pochylony nad blatem stołu, wbijając w czystą kartkę kredki – jedną po drugiej, wyłamując z nich grafity. Zmarszczyłem czoło, zastanawiając się, co chce tym osiągnąć. Czy to była znowu jakaś forma jego buntu, czy może zwyczajnie wynik nudy. Psując kredki, wcale nie robił na złość personelowi, ponieważ przez niego osoby, które ich potrzebują do terapii, nie będą mogły jej zwyczajnie odbyć, a jeśli to się powtórzy, już nikt nigdy nie da nam żadnych przyrządów do rysowania.
- Co ty wyprawiasz? – zapytałem lekko rozbity. W wolnych chwilach sam wykorzystywałem patenty, których się nauczyłem na kursie rysunku. Zabijałem w ten sposób ciągnący się wiecznie czas i uwalniałem przytłaczające obrazy z mojej głowy.
- Zapobiegam złu – odparł całkiem poważnie, pogłębiając swoimi słowami bruzdy na moim ściągniętym od braku zrozumienia czole.
- Że niby w jaki sposób? – wydusiłem z siebie z niedowierzaniem.
- Widziałem je w naszym pokoju, Gerard – szepnął, przyglądając mi się z uwagą. Jego ton sugerował, że zrobiłem właśnie coś bardzo złego, a on dla mojego dobra trzyma to w tajemnicy i lojalnie mnie ostrzega. Jednak musiałem unieść do góry brwi, aby pokazać Lukeowi, że naprawdę nie mam pojęcia, o czym on mówi. – Obrazy – powiedział.
- I co z nimi? – zapytałem.
- Ratuję ciebie przed fałszem, który tworzysz, Gerardzie – pokręcił głową na boki w zmartwieniu. – Zakrzywione wspomnienie dawnego życia nie pozwoli ci zacząć nowego. Ta przyszłość ciebie tutaj zabije – wyznał. – Zaciśnie swoje macki na twojej szyi, a ty będziesz jej nadal tak bardzo pożądał, aż utracisz resztę zdrowych zmysłów.
- Skąd ten pomysł? – zdziwiłem się jego słowami, które mimo wszystko miały w sobie jakąś niejasną głębię, ukrytą prawdę. – To zwykłe rysunki – kontynuowałem, choć sam nie byłem już pewny, czy to co mówię, jest w pełni prawdziwe.
- Bo widzisz… - zaczął z cichym westchnieniem, podpierając brodę na ugiętej w łokciu ręce. – Kiedy wspomnienia ulegają zatarciu, a ty pozwalasz im odejść, jesteś wolny – wyszeptał melancholijnie i spojrzał odruchowo w róg świetlicy po jego prawej stronie, gdzie siedział Peter. Chłopak ciągle kreślił na swojej kartce same kółka w różnych kolorach. Zawsze robił to samo, hipnotyzując innych monotonią ruchów swojego nadgarstka. – Kiedy jednak obrazy przeszłości zaczynają się zlewać w jeden, a ty nie masz pojęcia, który jest prawdziwy, tracisz rozum, bo chcesz odzyskać je wszystkie. Nie pozwalasz im odejść, więc błądzisz, zataczając koła. Gubisz się we własnym życiu, nie będąc w stanie przerwać karuzeli absurdu, która robi z twojego życia nic innego, jak zamazany rysunek.
         Karuzela absurdu.
         Zniszczenie czegoś, co ma na celu tworzyć.





~.~


                Trochę mi się zapomniało o tym, że miałam wrzucać wspomnienia Gerarda z zakładu XD Ale właściwie, teraz jest na to idealny moment, skoro mamy małe zawieszenie fabuły.

1 komentarz:

  1. Ty wiesz, że ja też o tym zapomniałam? Ale byłam mega pozytywnie zaskoczona jak zobaczyłam te wpisy i to dwa! Jezu, znowu mi dni przeciekają między palcami i nie ogarniam, że czas mija.
    Powiem Ci szczerze, że Luke mnie zwyczajnie przeraża. Jest... dziwny. Tajemniczy i niebezpieczny. I zastanawiam się na ile to, kim był i jaki był wpłynęło na Gerarda i na to, kim się stał.
    /killspells
    PS: Nie chciało mi się logować, nie ogarniam blogspota xd

    OdpowiedzUsuń