środa, 9 listopada 2016

Take Care of My Soul

X4



                Poprawiałem powoli kontury postaci Lukea, czerpiąc przyjemność z możliwości kontynowania w zakładzie jednej ze swoich ukrytych pasji. Wszelkie przejawy artyzmu lub samorealizacji zazwyczaj były tutaj tłumione oraz zabronione, jednak rysunek jako nośnik pewnego pierwiastka twórczości pożądanej pod względem terapeutycznym był wyjątkowo mile widziany. Dlatego bez skrępowania przynosiłem kartki i ołówek do pokoju, choć właściwie obiema rzeczami teoretycznie mógłbym wyrządzić krzywdę sobie lub brunetowi.
- Dlaczego rodzice ciebie tutaj umieścili? – zapytał nagle chłopak, przerywając długie milczenie, które między nami nastało.
- Uważają, że jestem chory i powinienem się leczyć – odparłem spokojnie, poprawiając detale maski.
- A ty tak nie uważasz? – zdziwił się.
- Wiem, że to, co widzę, nie jest urojone – powiedziałem. – Nie jestem wariatem.
- Każdy tutaj tak mówi – zaśmiał się bezbarwnie. Nie skomentowałem tego.
         Luke miał ciekawą osobowość. Był niesamowicie złożonym człowiekiem, który wydawał się posiadać wiele różnych obliczy. Kreował siebie samego na potrzeby danej chwili, przez co nie miałem pojęcia, kiedy jest szczery w swoim zachowaniu, kiedy ujawnia prawdziwego siebie i czy kiedykolwiek to robi. Dysponował pełnym wachlarzem masek sytuacyjnych oraz tą jedną materialną, stanowiącą namacalny dowód wykreowanej przez niego persony. Chłopak wykazywał się niesłychaną elastycznością społeczną. Znał odpowiedź na każde niespodziewane zdarzenie oraz umiał wybrnąć z problemu, kiedy został zapędzony w kozi róg. Dlatego nie przestawał mnie fascynować. Bo był najzwyczajniej w świecie niezwykły oraz inny.
- Kiedy nauczyłeś się rysować? – zapytał po jakimś czasie ponownego milczenia.
- Od podstawówki chodziłem na kursy rysunku – odparłem w zamyśleniu. – Na początku tego nie lubiłem, ale w końcu zacząłem spędzać każdą wolną chwilę nad kartką papieru.
- Mały, samotny artysta z pasją – stwierdził po chwili, zdejmując maskę z twarzy. Przyjrzałem się uważnie, jak poprawił zgrabnym ruchem ręki włosy, wpatrując się w kraty, które nie pozwalały nam w pełni ujrzeć zaokiennej rzeczywistości. Ciągle to robił. Wbijał wzrok w szyby wykonane z białego marblitu, który ledwo wpuszczał do pomieszczenia jakiekolwiek światło. Często mówił, abym wyzbył się złudzeń i pogodził z ograniczonym dostępem do świata, lecz odnosiłem silne wrażenie, że jemu samu tego świata bardzo brakuje.
- Dlaczego zabiłeś swoją rodzinę? – zapytałem nagle, kładąc szkicownika kolanach. Nie przemyślałem swojego zachowania i dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, że mogło być zbyt bezpośrednie. Brunet wzruszył jednak od niechcenia ramionami, nie nawiązując ze mną kontaktu wzrokowego.
- Lekarze mówią, że cierpię na dysocjacyjne zaburzenia osobowości, cokolwiek to oznacza. Dlatego w sumie tego nie pamiętam – wyszeptał. – Czasami jednak śnią mi się krzyki. Być może należą do nich, być może sam je sobie wymyśliłem, naprawdę nie wiem. Po prostu trzymam to dla siebie.
- Nie chcesz wyzdrowieć? – zapytałem.
- Oni wcale nie chcą tutaj, żebyś wyzdrowiał, Gerard – uśmiechnął się ze smutkiem, spoglądając na mnie. – Komu by się to opłacało?
- No nie wiem… - mruknąłem, ponieważ jego nagła zmiana nastroju zbiła mnie nieco z tropu.
- Teraz jeszcze wielu rzeczy nie rozumiesz, ale zdążysz się przekonać, o czym mówię – stwierdził z cichym westchnieniem. – Oby tylko za bardzo nie zniszczyła cię ta rzeczywistość.
- Co masz na myśli? – zapytałem.
- Im mniej o tobie tutaj wiedzą, tym lepiej – powiedział. – Nie można pokazywać, że ma się jakiekolwiek świadome procesy myślowe, nie można dać się sklasyfikować. Sklasyfikowali cię?
- Jako osobowość schizoidalną – odparłem powoli. – Ale nadal nie wiedzą dokładnie, co ze mną zrobić.
- Nie rysuj więcej dla nich – szepnął, siadając tuż obok mnie. – Dajesz im materiał, na którym pracują. Będą ciebie badać, eksperymentować, lecz na pewno nie pomagać.
- Skąd to wszystko wiesz? – zapytałem z narastającym w gardle przestrachem. Chłopak tylko uśmiechnął się pod nosem, opierając czoło na moim ramieniu.
- Z autopsji, Gerard – odparł. – Z autopsji wiem, że cię zniszczą.






2 komentarze:

  1. To smutne...
    Ciekawi mnie reakcja Gerarda na słowa chłopaka. Znaczy mam wrażenie, że nie będzie w stanie ich zbadatelizować, w końcu jest raczej w centrum tego całego zamieszania i w żadnym wypadku nie można go nazwać biernym obserwatorem. Mam tylko nadzieję, że nie pieprznie to w jego psychikę z siłą pędzącego pociągu. Nie jestem pewna czy chciałabym bym tego świadkiem; świadkiem rozstrzaskania szlabej powierzchni.
    Czekam na następną część dygresji, albo na nowy rozdział ^^ Oba twory będą mile widziane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, cholera, niech Gerard go nie słucha. Kurwa, ja patrzę mocno z punktu widzenia psychologa jednak, ale nie potrafię już inaczej. Luke jest mega kuszący i pociągający, jego tajemniczość i mrok są jak magnes, bo nawet ja to czuję, ja, czytelnik, a co dopiero taki Gerard. Ale niech on go nie słucha.
    /killspells

    OdpowiedzUsuń