X4
Poprawiałem
powoli kontury postaci Lukea, czerpiąc przyjemność z możliwości kontynowania w
zakładzie jednej ze swoich ukrytych pasji. Wszelkie przejawy artyzmu lub
samorealizacji zazwyczaj były tutaj tłumione oraz zabronione, jednak rysunek
jako nośnik pewnego pierwiastka twórczości pożądanej pod względem
terapeutycznym był wyjątkowo mile widziany. Dlatego bez skrępowania przynosiłem
kartki i ołówek do pokoju, choć właściwie obiema rzeczami teoretycznie mógłbym wyrządzić
krzywdę sobie lub brunetowi.
- Dlaczego rodzice ciebie tutaj
umieścili? – zapytał nagle chłopak, przerywając długie milczenie, które między
nami nastało.
- Uważają, że jestem chory i powinienem
się leczyć – odparłem spokojnie, poprawiając detale maski.
- A ty tak nie uważasz? – zdziwił się.
- Wiem, że to, co widzę, nie jest urojone
– powiedziałem. – Nie jestem wariatem.
- Każdy tutaj tak mówi – zaśmiał się
bezbarwnie. Nie skomentowałem tego.
Luke
miał ciekawą osobowość. Był niesamowicie złożonym człowiekiem, który wydawał
się posiadać wiele różnych obliczy. Kreował siebie samego na potrzeby danej chwili,
przez co nie miałem pojęcia, kiedy jest szczery w swoim zachowaniu, kiedy ujawnia
prawdziwego siebie i czy kiedykolwiek to robi. Dysponował pełnym wachlarzem
masek sytuacyjnych oraz tą jedną materialną, stanowiącą namacalny dowód
wykreowanej przez niego persony. Chłopak wykazywał się niesłychaną elastycznością
społeczną. Znał odpowiedź na każde niespodziewane zdarzenie oraz umiał wybrnąć
z problemu, kiedy został zapędzony w kozi róg. Dlatego nie przestawał mnie
fascynować. Bo był najzwyczajniej w świecie niezwykły oraz inny.
- Kiedy nauczyłeś się rysować? –
zapytał po jakimś czasie ponownego milczenia.
- Od podstawówki chodziłem na kursy
rysunku – odparłem w zamyśleniu. – Na początku tego nie lubiłem, ale w końcu
zacząłem spędzać każdą wolną chwilę nad kartką papieru.
- Mały, samotny artysta z pasją –
stwierdził po chwili, zdejmując maskę z twarzy. Przyjrzałem się uważnie, jak
poprawił zgrabnym ruchem ręki włosy, wpatrując się w kraty, które nie pozwalały
nam w pełni ujrzeć zaokiennej rzeczywistości. Ciągle to robił. Wbijał wzrok w
szyby wykonane z białego marblitu, który ledwo wpuszczał do pomieszczenia
jakiekolwiek światło. Często mówił, abym wyzbył się złudzeń i pogodził z
ograniczonym dostępem do świata, lecz odnosiłem silne wrażenie, że jemu samu
tego świata bardzo brakuje.
- Dlaczego zabiłeś swoją rodzinę? –
zapytałem nagle, kładąc szkicownika kolanach. Nie przemyślałem swojego zachowania
i dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, że mogło być zbyt bezpośrednie.
Brunet wzruszył jednak od niechcenia ramionami, nie nawiązując ze mną kontaktu
wzrokowego.
- Lekarze mówią, że cierpię na
dysocjacyjne zaburzenia osobowości, cokolwiek to oznacza. Dlatego w sumie tego
nie pamiętam – wyszeptał. – Czasami jednak śnią mi się krzyki. Być może należą
do nich, być może sam je sobie wymyśliłem, naprawdę nie wiem. Po prostu trzymam
to dla siebie.
- Nie chcesz wyzdrowieć? – zapytałem.
- Oni wcale nie chcą tutaj, żebyś
wyzdrowiał, Gerard – uśmiechnął się ze smutkiem, spoglądając na mnie. – Komu by
się to opłacało?
- No nie wiem… - mruknąłem, ponieważ
jego nagła zmiana nastroju zbiła mnie nieco z tropu.
- Teraz jeszcze wielu rzeczy nie
rozumiesz, ale zdążysz się przekonać, o czym mówię – stwierdził z cichym
westchnieniem. – Oby tylko za bardzo nie zniszczyła cię ta rzeczywistość.
- Co masz na myśli? – zapytałem.
- Im mniej o tobie tutaj wiedzą, tym
lepiej – powiedział. – Nie można pokazywać, że ma się jakiekolwiek świadome
procesy myślowe, nie można dać się sklasyfikować. Sklasyfikowali cię?
- Jako osobowość schizoidalną – odparłem
powoli. – Ale nadal nie wiedzą dokładnie, co ze mną zrobić.
- Nie rysuj więcej dla nich – szepnął,
siadając tuż obok mnie. – Dajesz im materiał, na którym pracują. Będą ciebie
badać, eksperymentować, lecz na pewno nie pomagać.
- Skąd to wszystko wiesz? – zapytałem
z narastającym w gardle przestrachem. Chłopak tylko uśmiechnął się pod nosem, opierając
czoło na moim ramieniu.
- Z autopsji, Gerard – odparł. – Z autopsji
wiem, że cię zniszczą.
To smutne...
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie reakcja Gerarda na słowa chłopaka. Znaczy mam wrażenie, że nie będzie w stanie ich zbadatelizować, w końcu jest raczej w centrum tego całego zamieszania i w żadnym wypadku nie można go nazwać biernym obserwatorem. Mam tylko nadzieję, że nie pieprznie to w jego psychikę z siłą pędzącego pociągu. Nie jestem pewna czy chciałabym bym tego świadkiem; świadkiem rozstrzaskania szlabej powierzchni.
Czekam na następną część dygresji, albo na nowy rozdział ^^ Oba twory będą mile widziane.
Cholera, cholera, niech Gerard go nie słucha. Kurwa, ja patrzę mocno z punktu widzenia psychologa jednak, ale nie potrafię już inaczej. Luke jest mega kuszący i pociągający, jego tajemniczość i mrok są jak magnes, bo nawet ja to czuję, ja, czytelnik, a co dopiero taki Gerard. Ale niech on go nie słucha.
OdpowiedzUsuń/killspells