{
013 }
Wymień ciekłe produkty, powstające w wyniku pozyskiwania przeróbki lub
spalania paliw.
Dlaczego Gerard musi się tak opierać? Ja rozumiem,
ma swoje tajemnice, o których nie chce mi powiedzieć. Szanuję jego prywatność,
jednak frustruje mnie myśl, że może nie mieć do mnie zaufania.
Ciekły amoniak, benzen, toluen, ksyleny.
Spędzamy ze sobą ostatnio bardzo dużo czasu. Nie
powiem, żeby mi to nie odpowiadało. Jak nie patrzeć całkiem świadomie do tego
dążyłem od kiedy usłyszałem rewelacje na jego temat od Robbiego. Nawiasem
mówiąc – Robbie to straszna szuja. Nasze role ostatnio uległy diametralnej
zmianie – teraz ja go spławiam i unikam, a nie na odwrót. Nie zamierzam z nim
rozmawiać o Gerardzie. Way nie jest jakimś pieprzonym wynalazkiem czy obiektem
badań biologicznych. Jak tak bardzo dobrze czuje się w przedmiotach ścisłych,
niech zacznie sobie szukać do obserwacji jakieś ropuchy w polu, a czarnowłosego
zostawi w świętym spokoju.
Podaj stwierdzenie nazywane pierwszą zasadą termodynamiki oraz potrzebny do
obliczeń wzór.
Wiem, że moje myślenie na początku niewiele się
różniło od myślenia Fletchera, ale się zmieniłem. Zacząłem zwyczajnie doceniać
to, że wszedłem w bliższą relację z Gerardem i niejako zostałem jego kolegą.
Nie chciałbym stracić Waya przez to, że powiem coś Robbiemu, a on puści to w
obieg po szkole lepiej niż rozgłośnia radiowa kilka przecznic stąd. Znając jego
wybujałą wyobraźnię, urozmaiciłby jeszcze swój przekaz o nowe informacje i
niestworzone szczegóły, przez które nie mógłbym pokazać się Gerardowi na oczy.
Energia powstająca w wyniku reakcji chemicznych zachodzących w danym
układzie jest sumą wytwarzanego przez układ ciepła oraz pracy, które ten układ
może wykonać. ( E = Q + W ).
Zastanawiam się ciągle nad tym, dlaczego tak bardzo
ciągnie mnie do Gerarda mimo wciąż upływającego czasu. Kierując się pozorami,
plotkami oraz pierwszym wrażeniem, powinienem unikać go i jeszcze przykładać
się pieczołowicie do tego, aby nie wpadać na chłopaka podczas przerw. Rozwiązanie
jednak jest znacznie prostsze i bardziej oczywiste niż z początku mogłoby się
wydawać.
Rozpisz schemat powstawania dziury ozonowej na przedstawionej poniżej
ilustracji.
Gerard mi się po prostu podobał. No nie wiem… tak
jakoś wyszło.
Uśmiechnąłem się lekko sam do siebie. To uczucie
zrodziło się we mnie tak nagle… Tak właściwie to nie nagle. Jak każda
poważniejsza relacja – narastało tygodniami. Rety, już sam się gubię we
własnych myślach.
Wszystkie reakcje mojego ciała na jego obecność – przyspieszony
oddech, zaróżowione policzki oraz nierówne bicie serca – początkowo tłumaczyłem
sobie tym, że zwyczajnie nie wiem, jak się zachować, bo chłopak jest
fantastycznie nieobliczalny. Kiedy dotarło do mnie, że się w nim zadurzyłem?
Chyba w dniu pierwszych korepetycji, a dokładniej – kiedy wróciłem po nich do
domu.
Promieniowanie UV – strzałka w dół do warstwy ozonowej.
Tamtej nocy zwyczajnie byłem strasznie zagubiony we
własnych emocjach. Nigdy wcześniej nie podejrzewałem nawet, że mogą mi się podobać
faceci. Tak śmiałe stwierdzenie Waya o tym, że nie interesuje się kobietami,
musiało coś we mnie poruszyć i skłonić do głębszych rozmyślań nad własną
seksualnością. Innego rozwiązania dla tego nie znajduję. Bliskość chłopaka
działa na mnie zbyt rozkojarzająco, abym mógł to tak po prostu zignorować i
przypisać do strachu. To nie ta półkula emocjonalna. Słyszałem, jak serce
odbija mi się głośnym dudnieniem o żebra. Oddychałem ciężko, a jednocześnie nie
chciałem zdradzić się z własnym zdenerwowaniem, wiec starałem się ten oddech w
sobie zdusić, przez co robiło mi się gorąco i słabo. Tak właśnie wyglądało moje
zachowanie w obecności Gerarda za każdym razem, kiedy czarnowłosy postanowił
naruszyć moją przestrzeń intymną.
Cząsteczka trichlorofluorometanu – freonu na warstwie ozonowej. Strzałka w
bok.
Czy powiem kiedykolwiek Gerardowi o tym, co do
niego czuję? Hahaha, nie. Chyba musiałbym mocno na głowę upaść. Na pewno nie
jest teraz na to czas, ani miejsce. Najbliższa przyszłość też nic nie zapisuje
na razie na swoich kartach. Way na pewno nie żywi wobec mnie tak silnych
emocji. W ogóle odnoszę wrażenie, że jest tym typem osoby, która nie jest w
stanie wykrzesać z siebie choć odrobiny entuzjazmu wobec innej istoty. A nawet
jeżeli… to nie przyznałby się do tego. Już ja go wystarczająco poznałem, aby
być w stanie orzec podobne spostrzeżenie i przyjąć je za pewnik. Takie śmiałe
stwierdzenia bynajmniej nie oznaczają, że zamierzam wysunąć się przed szereg i
cokolwiek zainicjować. Strach przed wyśmianiem czy odrzuceniem to dość spora
przeszkoda. Nikt przecież nie chce, aby jego uczucia zostały zmieszane z
błotem, a Gerard nie należy osób z delikatnym usposobieniem hodowlanego królika
miniaturki. Nie bawiłby się w zbędne czułości.
Pewnie kiedyś nie wytrzymam i będę zmuszony się
przyznać, że skrycie się w nim podkochuję, ale nie sądzę, aby teraz był na to
odpowiedni moment. Dwa miesiące bliskiej znajomości to raczej jeszcze zbyt
kruche i słabe podstawy aby cokolwiek na nich podeprzeć. Poza tym… nie jestem
do końca pewien czy to miłość, czy zwykłe zauroczenie, które minie z czasem.
Zagryzłem dolą wargę, otaczając wszystkie nazwy
atomów w kółka. Stworzyłem między nimi pojedyncze wiązania i podwójne tam,
gdzie było trzeba. Westchnąłem w duchu. Zrobiłem to, od czego powstrzymywałem
się od początku zaczęcia testu. Spojrzałem w kierunku Gerarda. Poczułem, jak
policzki zaczynają mi płonąć, kiedy napotkałem czujny wzrok chłopaka na swojej
drodze. Zerknąłem odruchowo na jego sprawdzian, aby ukryć zdenerwowanie.
Przejechałem pobieżnie wzrokiem po rozwiązaniu. Było takie samo jak moje.
Kiwnąłem potwierdzająco głową z lekkim uśmiechem. Czegoś się jednak nauczył.
Pod wpływem chwili napisałem kilka słów na
marginesie, które miał podnieść go na duchu. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się
stresował. O wiele lepszy wynik osiągnąłby, gdyby nie brał tak wszystkiego do
siebie. To tylko test, powtarzałem mu jeszcze w sobotę. Stuknąłem dwa
razy długopisem w kartkę, po czym dopisałem, że w niego wierzę i zarysowałem
szybko i dokładnie dowody mojej słabości. Nie miałem śmiałości, aby ujrzeć jego
reakcję, lecz czułem, że jest zdziwiony. Znaczy się… ja bym był zdziwiony na
jego miejscu.
Prędko wróciłem do rozwiązywania swojego
sprawdzianu, żeby ukryć zdenerwowanie i zażenowanie. Nigdy nie potrafiłem chować
zbyt skrzętnie swoich uczuć. Od kiedy sięgam pamięcią, byłem strasznie
emocjonalny i przeżywałem wszystko ze zdwojoną siła. Wraz z wiekiem zdołałem w
sobie wyrobić pewne zahamowania i ostudzić dzikie odruchy do tego stopnia, żeby
nie robić z siebie idioty. Po prostu można ze mnie czytać jak z otwartej księgi.
Dlatego zapewne kiedy Gerard zapytałby mnie, czy mi się podoba, moje oczy by mu
wyjawiły każdy najdrobniejszy szczegół. Z resztą nie skłamałbym. Pewnie
zrobiłbym z siebie kompletnego idiotę, lecz wyznałbym całkowitą prawdę.
Musiałbym się także pogodzić z konsekwencjami, których jak na dzień dzisiejszy
nie jestem w stanie przewidzieć. Mógłbym rozważać realność jednych faktów nad
drugimi, lecz nie znam Gerarda na tyle, aby wiedzieć, jak zareaguje. To nie
jest takie proste.
Kiedy otworzyły się drzwi do sali, wszyscy
podnieśli głowy jak na jakąś komendę. Do klasy wszedł sam pan dyrektor. Nie
miałem zbyt wielu okazji, aby go zobaczyć. Raczej trzymał się na uboczu życia
szkolnego, dbając o sam budynek oraz uczniów zza swojego biurka. Chodziły
słuchy, że jest dziwny i niektórzy mieli zaszczyt podziwiania go nawet w akcji.
Jedna dziewczyna idąc do toalety w trakcie lekcji, spotkała pana Blocha, który
skręcał kaloryfery na korytarzu. Trochę nietypowe to zachowanie jak na
dyrektora szkoły, czyli osobę, która na ogół wydaje polecenia dotyczące
jakiejkolwiek renowacji, a nie sama je wykonuje. Należy zaznaczyć, że przecież
placówka zatrudnia konserwatora. Daje to tylko następne powody ku temu aby
podejrzewać, że nasz dyrektor ma troszkę nie po kolei w głowie. Jego pojawienie
się tak jawnie i to na dodatek w naszej klasie, wywołało ciche szepty i wyrazy
zaskoczenia na twarzach młodzieży.
Pan Bloch podszedł do Corteza i zaczął mówić mu coś
szeptem na ucho. Nie wnikałem, jakiej treści informacje zawiera ten przekaz,
gdyż całkowicie inna sprawa przykuła moją uwagę. Otóż Gerard niespodziewanie
zaczął się pakować. Uniosłem brwi do góry w geście kompletnego zdziwienia. Może
umawiał się na coś z mężczyzną? Jakby na potwierdzenie tych myśli, chemik przerwał
ciszę panującą w klasie.
- Gerard,
skończyłeś pisać test? – zapytał, na co chłopak pokiwał jedynie nieznacznie
głową i odszedł od ławki, nie spoglądając w moją stronę ani razu.
Way podążał
niespiesznie na przód klasy ze spuszczoną głową. Nie miałem pojęcia, jakiego
rodzaju myśli kłębią się w jego głowie, lecz za to dziewczyny siedzące przede
mną, wyrażały swoje zdanie aż nad wyraz bezwstydnie.
- Ciekawe o
co chodzi – szepnęła jedna.
- Pewnie
komuś zrobił krzywdę, albo jadł martwe koty na boisku. Są z Blochem siebie
warci. Takie dwa dziwaki.
Kiedy te
idiotki zachichotały głupio zgodne co do śmieszności tego durnego żartu, ja
posłałem ostrza ich plecom i życzyłem nagłej śmierci. Bynajmniej nie
zaprzeczały przekonaniu, że blondynki są głupie. Oczywiście znam kilka
zrównoważonych i dość inteligentnych, ale wciąż nie jest to jakaś duża liczba.
- Dzień dobry
– przywitał się cicho Gerard.
- Witaj –
odpowiedział mu również szeptem dyrektor. Aż zachciało mi się śmiać na widok
tej scenki.
- Odłóż
sprawdzian na moje biurko, jeżeli skończyłeś i możesz iść z panem dyrektorem –
oznajmił z uśmiechem Steven, którego nazywałem po imieniu tylko i wyłącznie we
własnych myślach.
Way wykonał
polecenia nauczyciela i chwilę potem drzwi od klasy się zamknęły, a Gerard z
Blochem zniknęli wszystkim z pola widzenia.
************************
- Koniec czasu – oznajmił Cortez. –
Podpiszcie się i odłóżcie sprawdziany na brzeg ławki.
Klasę szybko
wypełniło szuranie odsuwanych krzeseł, odgłosy klikających długopisów i ciche rozmowy,
które miały na celu porównanie wyliczonych wyników z tymi, jakie uzyskali ich
koledzy.
Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę,
wszyscy prędko wysypali się na korytarz, nie zważając na donośny głos
nauczyciela, aby się uspokoili i nie wyważyli drzwi.
- Frank,
zostajesz teraz na chwilę? – zapytał nagle chemik.
- Tak… jasne
– odparłem lekko zaskoczony, wrzucając długopis do plecaka.
- Weź ze sobą
test Gerarda – powiedział, po czym zaczął zbierać resztę. – Jak mu w ogóle
idzie?
- Wydaje mi
się, że dobrze – stanąłem niespiesznie przy biurku nauczyciela. – Ma spore
braki, a wytłumaczenie mu czegokolwiek wymaga czasu i cierpliwości, ale dajemy
sobie jakoś radę.
- Miło mi to
słyszeć – uśmiechnął się do siebie, wkładając sprawdziany do teczki. – To był
duży test… Jak myślisz, dobrze mu poszło?
- Liczę
chociaż na te trzy – odparłem z nadzieją. – Strasznie się tym stresował,
chociaż mówiłem mu, żeby podszedł do tego na luzie.
- To przez
ciebie – chemik zaczął się śmiać, wyjmując mi z rąk klasówkę Waya.
- Jak to przeze
mnie? - zdziwiłem się.
- Frank… No
błagam cię – nauczyciel przewrócił oczami. – Gerard nie przejmuje się ocenami.
- Nigdy nie
widziałem go tak spiętego – zaoponowałem, broniąc czarnowłosego.
- Bo nie
chciał ciebie zawieść – Cortez posłał mi pełen satysfakcji uśmiech. – Masz na
niego ogromny wpływ – westchnął. – Jeżeli się rzeczywiście denerwował to tylko
ze względu na ciebie. On mało przejmuje się samym sobą.
- Skąd pan
tak dobrze zna Gerarda?
- To syn
mojego przyjaciela, Jima*. Zajmuję się nim, póki ojciec
jest w podróży.
-
Przynajmniej nie ma przy nim wiele zmartwień. Gerard nie prowadzi zbyt…
hucznego trybu życia – zauważyłem.
- To prawda –
Steven przyznał mi rację.
- Zastanawia
mnie tylko… - zacząłem niepewnie.
- Tak…? – W
oczach nauczyciela zapaliła się lampka, wzywająca do zachowania najwyższej
czujności. Nie, nie będę pytał o jego prywatne życie, warknąłem w duchu.
- Czego
chciał od niego dyrektor?
- Chodziło o
jakiś obraz czy coś podobnego na dzień czytelnika do biblioteki – machnął
lekceważąco ręką.
- No tak…
Przecież Gerard tak dobrze maluje – zdziwiłem się, że sam na to wcześniej nie
wpadłem.
- Widziałeś
jego prace? – Cortez nie krył szczerego zdumienia.
- Coś tam
podejrzałem – zaśmiałem się cicho, w czym nauczyciel mi zawtórował.
- Dobra, jesteś
niezły – oznajmił z rozbawieniem. – Sprawdzimy jego test? Zobaczmy, czy będzie
miał się czego wstydzić.
- Z miłą
chęcią go podręczę.
************************
Cztery na szynach. Zaśmiałem się sam do
siebie, idąc korytarzem go biblioteki. Tam spodziewałem się zastać Gerarda.
Przynajmniej z chemii zda w tym półroczu. Westchnąłem cicho. Cortez i tak by
nie postawił mu nieklasyfikowania. Widziałem to w jego oczach. Jeżeli Way
zawali ten semestr, bardzo trudno będzie mu się podnieść w następnym. Jeśli
jednak zaliczy ścisłe na dwójkach, jest nawet możliwość podniesienia się na
trzy, gdyby wyraził chęci. Mimo wszystko jestem z niego dumny.
Kiedy wyszedłem z klasy, sam sobie
obejrzałem ten sprawdzian. Dobrze rozpisał zadania, które wymagały liczenia. Stosował
sposoby, które mu podsunąłem, uważając za najłatwiejsze i najbardziej
korzystne. Mimo że potknął się parokrotnie po drodze, najwyraźniej cofnął się,
aby to sprawdzić, bo doszedł do dobrego wyniku. Poza tym liczą się chęci.
Widziałem, jak się starał, a to mi w zupełności wystarczyło.
Wciąż nie mogłem się pozbyć słów
Corteza z głowy. To, że Gerard ma na względzie moje zdanie oraz samopoczucie,
mile mnie połechtało. Czułem się doceniony, ale także uzmysłowiłem sobie, że
ten zamknięty w sobie chłopak może mnie postrzegać jako swojego przyjaciela, co
tylko bardziej przepełniało czarę szczęścia.
Wesołym krokiem wszedłem do biblioteki.
Rozglądałem się długo, lecz Gerarda nie było ani w jego ulubionym miejscu, ani
między regałami. Pomieszczenie za to zostało obficie udekorowane. Na drabinie
stała dziewczyna, którą niekoniecznie kojarzyłem. Pewnie była ze starszego
rocznika. Miała na sobie krótką spódniczkę w szkocką kratę, przylegającą do
ciała koszulkę na ramiączkach, zakolanówki oraz czerwone trampki. Spojrzała na
mnie przez ułamek sekundy, po czym wróciła do pracy, nie dostrzegając we mnie
zapewne nic interesującego.
- Gerarda nie
ma – oznajmiła pani Rowell, pojawiając się nagle u mojego boku.
- A niemiał
czasami malować czegoś na ten dzień czytelnika? – zapytałem, tracąc całkowicie
zainteresowanie czarnowłosą nieznajomą.
- Tak, ale
powiedział, że już zaczął pracę w domu i pójdzie ją tam skończyć, więc go
zwolniłam – uśmiechnęła się promiennie. – Poznaliście się z Marią? – zapytała,
kiwając głową w stronę dziewczyny.
- Ta, mniej
więcej – wzruszyłem ramionami, gdyż całkowicie nie obchodziła mnie jej osoba.
-
Trzecioklasistka. – Kobieta szturchnąłem mnie w ramię, ruszając brwiami.
Uśmiechnąłem się głupio, czując dyskomfort.
- He…He… -
zaśmiałem się sztucznie. - No tak… to ja już pójdę. Do widzenia. – Pomachałem
szybko bibliotekarce na odchodne i opuściłem prędko bibliotekę.
Jeszcze tylko
brakowało tego, aby chciała mnie z kimś swatać. Wzdrygnąłem się na samą myśl o
rychłym związku z tą dziewczyną, która, według mnie, wyglądała trochę jak dziwka.
Kto nosi zimną porą spódnice, spod których wręcz widać gacie? Poza tym te usta
też miała wymazane czerwoną szminką jak jakaś szmata spod mostu. Z resztą… po
co ja sobie zawracam nią głowę. Nie znam jej i raczej nie poznam, więc…
Spakowałem test Gerarda do torby i
udałem się do wyjścia ze szkoły.
************************
Byłem zirytowany, ponieważ pukałem do
tych drzwi już któryś raz i nadal nie uzyskałem żadnej odpowiedzi.
Bibliotekarka powiedziała, że Gerard będzie dokańczać obraz w domu, więc
logicznym dla mnie się stało, że to właśnie tam go zastanę. Chłopak nigdzie nie
wychodzi. Na ogół siedzi tylko i wyłącznie w swoich czterech ścianach i nic
poza tym.
Zacząłem pukać ponownie. Przestałem,
kiedy usłyszałem, że ktoś zbiega ze schodów.
- No w końcu
– mruknąłem do siebie.
Otworzył mi
naturalnie Gerard, lecz w nieco innej odsłonie. Na włosach miał gdzieniegdzie
farbę, a także częściowo na rękach, szyi oraz twarzy. Jednak te drobiazgi
wypadały strasznie blado podłóg jego nieosłoniętego jakimkolwiek materiałem
torsu. Lustrując jego tatuaże i nie tylko, ledwo powstrzymałem się przed cichym
wyszeptaniem czegoś w stylu: O mój boże.
Gerard nie był jakoś dobrze zbudowany.
Tak właściwie to jego ciało jeszcze nigdy nie doświadczyło wysiłku choćby na
lekcjach wychowania fizycznego. Jakimś cudem zachowywał jednak idealne
proporcje ciała. W pewnym sensie nawet mógłbym powiedzieć, że powinien
troszeczkę przytyć. Nigdy wcześniej nie miałem okazji podziwiać go bez
koszulki, więc teraz byłem wręcz urzeczony.
- Frank? Co
ty tutaj robisz? – zapytał zaskoczony.
- Przyszedłem
– wzruszyłem ramionami. – Mam twój test z chemii. Sprawdzony – dodałem po
chwili.
- Nie
spodziewałem się ciebie, szczerze powiedziawszy – mruknął pod nosem, drapiąc
się wzdłuż ramienia ze spuszczonym na podłogę wzrokiem.
- Czekasz na
kogoś? – zapytałem pół żartem pół serio, wyobrażając już sobie nie wiadomo co.
Mając na względzie jego obnażone ciało, nie było to nic przyjemnego.
Przynajmniej dla mnie.
- Hahaha,
broń boże – zaśmiał się pogodnie, jak nie on. – Niby na kogo?
- No nie wiem…
- skrzywiłem się nieznacznie. – Nie znam towarzystwa, w którym się obracasz.
- Doskonale
wiesz, że nie mam żadnego towarzystwa poza tobą – oznajmił. – Wchodzisz? –
zapytał, otwierając szerzej drzwi.
- Jasne –
mruknąłem.
- Akurat
wybierałem się pod prysznic…
- Spokojnie –
zaśmiałem się z jego krępacji. – Usiądę sobie gdzieś i poczekam. Dokończ to, co
zacząłeś robić.
- No dobra… -
zgodził się niepewnie, zerkając na drzwi, prowadzące najprawdopodobniej gdzieś
do piwnicy. Też zwróciłem na nie uwagę. Ich specyficzność polegała na tym, że
przed otworzeniem chroniła je dość spora kłódka.
- Nie będę
wchodził nigdzie, gdzie moja obecność mogłaby ci się nie spodobać – oznajmiłem,
widząc jego minę. – Po prostu sobie gdzieś przycupnę i poczekam.
- No dobra… -
powtórzył nadal bez przekonania, jakbym podczas jego zniknięcia na piętrze miał
wynieść pół domu i sprzedać na aukcji internetowej.
Po części irytowało mnie jego
zachowanie, po części je rozumiałem. Irytowało, ponieważ mi nie ufał. Sam
Gerard przypominał mi podobnymi sytuacjami, że ma tajemnice, do których
dotarcia zaniechałem działalności jakiś czas temu. Oczywiście to nie była
kwestia tego, że sekrety chłopaka przestały mnie interesować. Zwyczajnie
doszedłem do wniosku, że dalsze dążenie do obnażenia jego życia mogą nas od
siebie oddalić i go stracę, a z takim obrotem wydarzeń zwyczajnie nie byłbym
sobie poradzić.
- No idź już
– burknąłem, patrząc jak nadal sterczy w miejscu.
- Idę… -
wszedł na pierwszy schodek.
- Idź, na
litość boską. Zaczyna mnie już wkurzać ten twój brak zaufania. Mógłbyś się z
tym ogarnąć przynajmniej w stosunku do mnie – oburzyłem się.
-
Przepraszam… Masz rację – szepnął, po czym powoli wspiął się na schody,
znikając mi z pola widzenia.
Więc… Także w
pewnym stopniu rozumiałem Gerarda. Jego tajemnica musi być na tyle poważna, że
nie może jej nikomu wyjawić. Zna ją bardzo wąskie grono niezwykle zaufanych
osób. Od początku zakładałem, że jest to coś niewyobrażalnie strasznego i
bolesnego, przy czym przemoc domową już dawno wykluczyłem.
Teraz to wszystko do mnie wróciło. Wróciła do mnie
chęć zgłębienia tego, czego uchwycić nie mogłem i nadal nie jestem w stanie. Na
osobiste życzenie Waya tak właściwie. Gdyby nie był taki nadwrażliwy, pewnie
dalej trwałbym w tym wstrzymaniu, jednak… Nic nie poradzę na to, że niesamowicie
mnie intryguje to, co on tak skrzętnie skrywa. A im bardziej to skrywa, tym
bardziej ja sam pragnę odkryć, co to jest.
Spojrzałem mimowolnie w stronę drzwi z kłódką.
Sam kusi.
Powstrzymałem się jednak od choćby podejścia do
nich. Zamiast tego objąłem wzrokiem już któryś raz z kolei salon. Był on dość…
spory. Oczywiście klasycznie kanapa, dwa fotele, stolik oraz telewizor.
Telewizor wzorem przykładów z filmów stał obok nisko usytuowanego kominka.
Sądząc po jego wnętrzu, domownik wcale go nie używa.
Tym co zdążyłem już dawno zauważyć, jest kompletny
brak jakichkolwiek zdjęć rodzinnych. Gdziekolwiek. Brak miłych wspomnień. Brak ciepła,
które uwieczniają fotografie. Jakby ta rodzina nie istniała. Jakby nikt o jej
istnieniu nigdy nie chciał pamiętać.
************
* polecam bardzo gorąco zajrzeć do prologu, bo pewnie wielu z
was zapomniało o tym imieniu, a pojawia się w serii rozdziałowej pierwszy raz
:)
Pragnę z miejsca podziękować wszystkim czytelnikom za trwanie z
tą serią, bo akcja ciągnie się niemiłosiernie i mam tego pełną świadomość. Coś
wymyślę, żeby jakoś całokształt przyspieszyć, obiecuję. Zobaczyłam też ostatnio
wiele nowych osób, które dają o sobie znać pod postami. Dziękuje Wam wszystkim C:
DLACZEGO TAKIE KTÓTKIE. BOŻE JA TO TAK KOCHAM. JUŻ ZACZYNAM ODLICZAĆ DO KOLEJNEGO ROZDZIAŁU. :333
OdpowiedzUsuńTo jest takie fajne, tylko takie krótkie. Boże, dlaczeeeegooo? I wreszcie zaczyna się to, co lubię, czyli zauroczenie! *fangirling* Muszę Ci powiedzieć, że nie mogę się doczekać 14, prawdziwego Frerarda i seksu! :D
OdpowiedzUsuń~Bulletproof Blade
A ty byś tylko chciała, żeby Frank cierpiał XD No jeszcze trochę, no. Pocierpi sobie chłopak. I seksu, seksu, seksu. Co za niewyżyte stworzenie XDDDDDDD Na seks też poczekasz :D Jeszcze nawet się nie pocałowali ._.
OdpowiedzUsuńNienienie nie szybciej! Jest idealnie. Uwielbiam gdy wszystko się tak ciągnie XD Niemal głodnieję przez to. Mój apetyt wzrasta z każdym przeczytanym zdaniem. Tylko czemu tak krótko?! Jestem jedyną osobą, która tak bardzo nie czeka na seks? XD Im dłużej się czeka, tym smaczniej jest potem :3 (a wszystko sprowadza się do jedzenia)
OdpowiedzUsuńJa tam Lilie kocham,
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiście akcja okropnie się wlecze ale myślę, że tu bardzo pasuje, a przynajmniej ze względu na specyficzność Gerarda. Jednak widzę, że coś się stanie, bo wprowadziłaś nową postać. Na początku byłam pewna, że to będzie Lyn-Z, a jednak tak się nie stało.I chwała Ci za to.
Dawno już nic po polsku nie czytałam... XD
OdpowiedzUsuńNie mam jakichś wielkich zastrzeżeń do tempa akcji, bo mi się całkiem podoba. :3
I czekam na kolejną część jednego z nielicznych polskich frerardów które czytam. XD
No po prostu zajebioza :D
OdpowiedzUsuńFrank ma pociąg do Gerarda i Gerard do Franka teraz tylko ich spiknąć i bd gites xD chodziaz nie wtedy by było za słodko aż bym się tęczą wyrzygała ;O
Niech zostanie tak jak jest ;p
Już nie mg się doczekać kiedy bd akcja z ta dziewczyną która ma pomóc Gerardowi >_<
Och, och! Nowy rozdział :). Ten mi się podobał, serio. Miał w sobie coś takiego...tajemniczego. Uwielbiam wyobrażać sobie dom Gerarda, w mojej głowie jest ogromny, ciemny i pusty. Ach, i Gee bez koszulki, rety...^^. Heh, wolę nie myśleć, co w tamtej chwili przeżywał Frank. Tak jak poleciłaś, wróciłam do prologu, ale na niewiele się to zdało. Nadal jedno wielkie WTF! :D Ale tak ma być chyba i to w tym opowiadaniu lubię.
OdpowiedzUsuńMiłych ferii :*.
xoxo Kot
Świetneeeee! Ale mało trochę :c
OdpowiedzUsuńNie wiem co więcej napisać ale obiecałam sobie że będę komentować XD
Czekam na 14 i mam cichą nadzieję że coś ciekawego się między nimi wydarzy... ^^
~Possible Way
Strasznie podoba mi się rozwiązanie z wplataniem regułek chemicznych i fizycznych między tekst! *bije brawa za pomysł* :D
OdpowiedzUsuńNo nie napiszę, że czekam na kolejny rozdział, bo takowy już się pojawił, dlatego... idę czytać! :D
OdpowiedzUsuńA i jeszcze jedno... Frank czasami nie mógłby tak spaść ze schodów, czy młotkiem w łeb dostać, albo coś podobnego? Bo w którymś akapicie było napisane, że "musiałby upaść na głowę, żeby wyznać miłość Gerardowi". Także ten... 8D
XoXo